Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2020, 19:44   #172
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sytuacja z dobrej zmieniła się w nieciekawą, jako że potencjalni napastnicy mieli łuki i oszczepy, przeciwko którym Karl i jego ludzie nie bardzo mieli jak się bronić. Karl stanął za kominem, który chociaż trochę mógł go ochronić przed strzałami.
- My strzelamy - powiedział do Vlada - a wy chowajcie się za kominami do czasu, aż znajdą się na naszym dachu - polecił pozostałym. Sam również stanął tak, by inny komin chociaż częściowo go chronił przed strzałami, po czym strzelił do najbliższego napastnika.
Po chwili oddał kolejny strzał.

Sądząc po dzikim wrzasku i łoskocie tam na dole rozpoczęło się właśnie starcie głównych sił. Niezbyt szeroka ulica nie pozwalała w pełni rozwinąć szyków więc oba oddziały ludzi i nieludzi kumulowały się za sobą w dwóch czy trzech rzędach. Za plecami garstki obrońców dachów toczyła się walka z martwym oporem barykady i drzwi wieży. Ale w tej chwili to trochę schodziło na dalszy plan.

Karl i Vlad napięli swoje łuki i wypuścili pierwszą salwę. Ta jednak nie przyniosła żadnych widocznych efektów. Co więcej część tamtych przystanęła i odpowiedziała swoimi strzałami. Ale wynik był podobny jak u imperialnych łuczników. Zaraz potem poszła druga salwa z obu stron. Tym razem efekt był bardziej dostrzegalny. Karlowi udało się trafić jednego z przeciwników akurat jak przeskakiwał nad ulicą ze trzy domy dalej. Trafił go w locie. Tamten może zawył ale to raczej dostrzegł po jego nieskoordynowanych ruchach bo w tym bitewnym zgiełku trudno było rozróżnić pojedynczy dźwięk i to jeszcze jak był kilka domów dalej. Ale raniony zwierzoczłowiek wylądował co prawda na dachu ale niezbyt zgrabnie. Od razu został w tyle za sąsiadem który bez wahania ruszył po skośnym dachu z małpą zwinnością.

Za to tuż przy sobie Karl usłyszał zduszony jęk. Gdy odwrócił głowę w tą stronę zobaczył, że Vlad ma w boku strzałę. Trafili go! Ale Ćwierćglacy podniósł ramię i okazało się, że na szczęście strzała wbiła się w bok jego kożucha ale jemu samemu nie uczyniła krzywdy. Łucznik uśmiechnął się głupkowato, wyszarpał strzałę i odrzucił ją precz. Po czym sięgnął po własną by znów napiąć łuk.

Karl nie zwrócił Vladowi uwagi na to, że można było strzałę odesłać. Za to kontynuował ostrzał przeciwników, mając nadzieję, że trafi jeszcze jednego czy dwóch, zanim tamci znajdą się zbyt blisko.
A wtedy przyjdzie pora najpierw na pistolety i miecz.
- Szykować się - powiedział do tych, co walczyli wręcz.

Do walki wręcz na razie nie doszło. Więc większość grupy Karla zaległa na dachu próbując schować się za jego krawędzią przed nadlatującymi strzałami. Dystans powoli się skracał, przynajmniej do tych najbliższych skoczków. Dotarli już na sąsiednie dachy i tylko ostatnia ulica dzieliła ich od Karla i jego ludzi. Było ich kilku. Ale ze trzech czy czterech łuczników nadal prowadziło ostrzał ich pozycji nie pozwalając na swobodę manewru. Chociaż Karl i Vlad też się im odgryzali w imieniu swoim i kolegów.

Karlowi z początku udało się trafić jednego z biegnących po dachu przeciwników. To musiał być mocny strzał bo widział jak strzała utkwiła w piersiach tamtego. Przewrócił się i zaczął zsuwać po dachu gdy stracił równowagę. Co prawda zatrzymał się na samym dole i nie spadł na ulicę. Ale przynajmniej z miejsca się nie pozbierał po tym strzale.

Jakby dla równowagi zaraz potem oberwał Vlad. Tym razem na poważnie. Jęknął i zachwiał się gdy strzała trafiła go w bark. Złamał ze złością kawałek strzały po czym odrzucił ją tak samo jak poprzednią. Rana chyba jednak nie była aż tak poważna by wyłączyć go z walki chociaż na kożuchu pojawiły się czerwone zacieki. Po chwili Ćwierćglacy po prostu sięgnął po kolejną strzałę i znów próbował kogoś trafić.

Kolejne strzały Karla już mu tak dobrze nie poszły. Strzały trafiały w dachy albo leciały nie wiadomo gdzie ale w żadnego z przeciwników. Niemniej chyba wspólnymi siłami całej trójki imperialnych udało się zachęcić ze dwóch przeciwników do przerwania ataku i zranić kilku dalszych. No ale najbliżsi przeciwnicy byli już na sąsiednich dachach. Tylko ulica dzieliła ich od dachu na którym znajdował się Karl i jego podwładni. Nadciągali z obu stron - i wzdłuż głównej ulicy na jakiej toczyła się walka i od strony murów. Łącznie mogło być ich kilku z łukami i włóczniami. Biegli osuwając pod swoimi kopytami dachówki które zsuwały się po dachu niżej. Do tej pory Karl nie zauważył by mieli kłopoty z przeskakiwaniem ponad ulicami więc była groźba, że jeśli się nie zatrzymają na tych najbliższych dachach to mogą w biegu przedostać się na ich dach.

A gdzieś tam z dołu dochodziły odgłosy walki całych oddziałów. Ich kompani raczej nie szło najlepiej. Ponosiła widocznie większe straty niż przeciwnik. Z początkowych trzech szeregów zrobiło się może dwa. A oddział rogaczy z tarczami topniał o wiele wolniej. Ale sądząc po okrzykach od strony bramy imperialni wreszcie rozwalili centralny kawałek barykady.

To, co działo się na dole, Karla w tym momencie nie obchodziło - jego zadaniem było dopilnować, by zwierzoludzie nie zajęli miejsca na dachu, skąd mogliby atakować walczących dwa piętra niżej ludzi.
- Strzelamy dalej - powiedział do Vlada. - A wy - szykować się, zaraz tu będą.
Wycelował starannie, chcąc trafić choćby jednego z przeciwników.
 
Kerm jest offline