Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2020, 09:27   #417
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich
List do Efezjan, rozdział 6, wers 12
Posiadłość Czarneckich, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250


- Widzisz dziecko - siwa wilkołaczka lepiej radziła sobie z mówieniem niż jej wnuk. O ile byli tymi, za których chcieli uchodzić - zostaliśmy przeklęci.
Mówiła powoli. Bardzo powoli. Skupiała się nad każdym słowem, ale w przeciwieństwie do Dalegora nie sapała między słowami.
- Wierzymy w Pana. W jego trzy osoby. W Najświętszą Panienkę. A jednak nie uchronił on nas przed klątwą.

Bestia wyraźnie spochmurniała.
- Wiara w Pana nas nie ochroniła. W lesie zbudziła się siła. Stara siła. Pierwotna. Siła, która była na tych ziemiach na długo przed przybyciem misjonarzy. Siła, która para się magią tak starą, że nie żyje już nikt, kto pamiętałby tę siłę.

Wilkołaczka tym razem sapała z wywalonym jęzorem.
Dalegor zaś zastawił stół. Potrawy były proste. Głównie połacie mięsa. Wypieczone, albo wysmażone.

Bogumysł wiedział, że i tak nie poczuje żadnego smaku.

- To ciało przeraża ludzi. Dlatego zebraliśmy całą rodzinę w posiadłości. Całe kuzynostwo. Jedenaście osób. Wszyscy przeklęci.

Zasiedli do stołu. Bogumysł nigdy wcześniej nie jadł z wilkołakami. Musiał przyznać, że było to doświadczenie dziwne. Wiedział już, że ma do czynienia ze szlachcicami, a jednak fakt rozrywania płatów mięsa przez szczęki długie jak męskie przedramię wpływa na pewną niewygodę.

Inkwizytor przyglądał się z uwagą. Miał o to przy sobie szlachtę, która nie była w stanie utrzymać noża, zamiast tego ich dłonie były zwieńczone pazurami. Pazurami, które z łatwością mogły oddzielić głowę od tułowia.

Czas mijał. Rozmowa rozświetlała kolejne fakty. I wtedy do posiadłości wszedł Dobromir. Oba wilkołaki ryknęły na jego widok i zerwały się od stołu. We dwójkę wypełniały niemal połowę jadalni. Inkwizytor od razu zorientował się, że łowca miał ze sobą swój srebrny miecz.

- Wasza wielebność - swym zwyczajem zaczął od przekręconego tytułu Dobromir - w mieście zabito wilkołaka. Teraz ludzie chcą spalić sierociniec i zabić w nim dzieci.

Idea sama w sobie wydała się wręcz niedorzeczna Bogumysłowi. Dlaczego krzywdzić dzieci? W imię czego?

- Nasi ludzie będą tu za kilka minut.

***

Płock - ulice przy kaplicy, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250



Francisca wyszła z kaplicy. Czekała całą sobą aż z zimnego i ciemnego pomieszczenia wyjdzie wyjdzie na ciepłe promienie słońca. Na jej twarz zaczął zacinać deszcz. Słońca nie było widać zza chmur. Cała natura opłakiwała śmierć inkwizytorów.

Uniosła nieco swoją suknię i ruszyła przez błoto z powrotem do domu. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła przed sobą grupę ludzi zbitą w krąg. Gdy podeszła bliżej okazało się, że są to dobrze znani jej ludzie. Zatoczyli krąg wokół Eberharda, który najwyraźniej przed chwilą powalił Gerge. Teraz Czerwony Kapłan był trzymany przez Hugina i Waltera. Jego twarz wykrzywiała furia.

***

Płock - siedziba Inkwizycji, wieczór, piątek 5 sierpnia AD 1250


Anna nie znała się na przygotowaniach wojskowych. Postanowiła poświęcić ten czas na modlitwę o szczęśliwy powrót dla innych inkwizytorów.

Poczuła ból. Jakby ktoś złapał jej żołądek i nagle ścisnął. Wizja uderzyła z taką siłą, że jej oczy aż zabolały.

Nie potrafiła umieścić wizji w czasie. Nie wiedziała, czy to dzień, czy noc. Czy rzecz dzieje się w budynku, czy pod gołym niebem. Wszystko spowijały cienie czy jakaś mgła. W wizji było trzech mężczyzn.

Gerge wyprostowany, w swoich ciasnych spodniach. W lewej ręce miał sztylet. W prawej prosty miecz. Jego tors był nagi. Przywodził wspomnienia.

Walter Weismuth, przypominający niedźwiedzia. Z długimi włosami i długą brodą poprzetykanymi pasmami siwizny. On również miał nagi tors, a jego ciało mimo wieku wyglądało na nadludzko silne. Na lewym ramieniu miał element pancerza montowany pasami. W dłoni swój dzierżył wielki młot.

Eberhard Czerwony, stał w swych czerwonych szatach rozdartych i spiętych pasem. Również jego klatka piersiowa była naga i wyglądająca na dużo młodszą niż jego twarz. Jakby ktoś złoży obraz naszkicowany na wzór dwóch różnych modeli. W dłoni Eberharda spoczywał szeroki miecz z pozłacanym jelcem. Stali i mierzyli się wzrokiem.

- Demon splugawił twą duszę! - Walter wziął zamach i uderzył młotem w sam środek klatki piersiowej Gergego. Żebra pękły niczym chrust łamany w dłoniach przed rozpaleniem ogniska. Ciało Gergego padło.

- Weismuth! Jesteś bestią! - Eberhard przebił mieczem szeroką pierś Waltera.

I wtedy zaczęły się cuda…

Gerge wstał. Jego klatka odzyskała kształt. Wyglądało to tak, jakby głęboki wdech spowodował, że wszystkie wróciły na swoje miejsca.

Walter wyjął ze swojej piersi ostrze miecza, a rana po nim zabliźniła się w kilka chwil.

Eberhard ruszył w stronę starego paladyna, ale Gerge wbił mu sztylet w oko. A mieczem przeciągnął po szyi. Krew rozlała się wszędzie. Eberhard jednak wyjął sztylet z oka. Rozcięta szyja zarosła się w mgnieniu oka.

- Bestie. Demony. Wampiry. Niechże ten, który jest bez winy pierwszy rzuci kamień. - Powiedział Czerwony Brat, a jego głos zmieniał się wraz zarastającą się raną na szyi.


Wizja skończyła się równie nagle jak się zaczęła.
Serce Anny biło jak szalone. Potrzebowała dłuższej chwili na uspokojenie się.

Gdy grupa zbrojnych ruszała Anna szła wraz z nimi. Deszcz zdawał się studzić emocje. Wojowie maszerowali szybko. Eberhard na ich czele. I wtedy naprzeciw nim wyszedł Gerge.

- W burdelu zmarła Teresa. Ta dziwka, matka dzieciaka - powiedział towarzysz Aiko beztroskim głosem.

Na twarzy Czerwonego Brata coś się zmieniło. Nagle pojawił się wyraz gniewu. Eberhard rzucił się na niczego niespodziewającego się Gergego. Swoim ciężarem przygniótł młodszego inkwizytora i zaczął go okładać.

Wszyscy nie rozumiejąc co się dzieje patrzyli po sobie. Jedynie Hugin zareagował. Włócznia w jego dłoniach zawirowała, a jej drzewiec z dużą szybkością trafił przedramiona Eberharda. Mężczyzna jęknął, a dwaj ludzie kanonika odciągnęli go od Gergego.

Na ulicy w tym momencie pojawiła się Francisca i Witold.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline