***
Na jej wejście do biura zareagowali głównie Cooper i Lewis. Ich twarze zdradzały zaskoczenie. Najwidoczniej nie spodziewali się już zobaczyć jej tego dnia. Ewidentna różnica jaką Corday zastała w biurze to papiery na jej biurku. Ich ilość przewyższała stertę na biurku Amy, która była tym razem dużo mniejsza.
- Widzę, że wy też nie macie nic lepszego do roboty - rzuciła Inspektor do swoich podwładnych. Uwiesiła płaszcz i podeszła do swojego biurka, ale nie usiadła przy nim, tylko sięgnęła po pierwsze z wierzchu akta, pobieżnie je przeglądając. Wyglądało na to, że były to dokumenty jakie przed chwilą leżały na biurku Lewis. Dziewczyna kompletowała dokumentację zostawiając do podpisu przełożonego. Były to sprawy proste, a jednocześnie pokazujące jak bardzo Inspektor była, przez odsunięcie od tych spraw, nieświadoma poziomu przestępczości w dzielnicy. Zabójstwa, napady, akty terrorystyczne, rozboje, przemoc domowa, wszystko to co opowiadał Sinclair, a co pamiętała z dzieciństwa jak koszmar, który uważała, za przerysowany wyobraźnią małej dziewczynki, był codziennością. Po prostu nie wszędzie widoczną, czającą się w mroku “gorszych” dzielnic. Aż zachciało jej się nosić dodatkowy magazynek na zapas. Albo nawet dwa.
Po zrobieniu sobie kawy, Corday wpierw zajęła się raportem z przesłuchania panny Fox. Później wsiąkła w dokumenty, czytając każdą teczkę przed zatwierdzeniem.
Nie wiedziała ile czasu minęło. Usłyszała skrzypnięcie drzwi i obecność jakiejś osoby nad sobą. Gdy podniosła wzrok zobaczyła uśmiechniętego Sinclaira, który jej się przyglądał. Uśmiech był mieszanką satysfakcji i czegoś jeszcze. Corday z zaskoczeniem stwierdziła, że było w nim dużo współczucia. Dostrzeżony komendant skinął jej z zadowoleniem głową i odszedł w kierunku swojego biura. Wróciła do pracy, a gdy zamknęła ostatnie akta zobaczyła, że w biurze, poza komendantem, nikogo już nie ma.
Inspektor przetarła oczy ze zmęczenia i przeciągnęła się. Spojrzała na zegarek. Ten wskazywał północ.
9 dzień piątego miesiąca
Corday wstała od biurka i z jednym raportem w ręku, poszła do przełożonego. Zapukała do drzwi jego biura i dla odmiany czekała na zaproszenie. Sinclair machnął ręką dając znać, żeby weszła.
- Rozmawiałam już z porwaną dziewczyną - powiedziała Irya od samego progu. Weszła do gabinetu i zajęła sobie miejsce na krześle dla petentów mających sprawę do Komendanta.
- I co się dowiedziałaś? - Sinclair był wyraźnie zainteresowany.
- Że panowie łgają jak z nut - odparła zadowolona i położyła mu na biurku raport odnoszący się do poruszonego tematu. - Teraz będę musiała się przejechać do Wolfa i Bertranda, żeby odnieśli się do wersji Fox.
- Jak zawsze - zaśmiał się Sinclair przeglądając na szybko raport. - Masz jakieś dowody?
- Nagrań nie mamy co liczyć, że dostaniemy - Corday co do tego nie łudziła się. - Chociaż niechęć do ich okazania to podchodzi pod utrudnianie śledztwa. Na razie mamy tylko zeznania moje i porwanej. Ale z nimi mogę przynajmniej działać dalej. Planuję przydusić Wolfa w odosobnieniu, bo Bertrand i Yamada mają plecy, a on jest po prostu pracownikiem tego pierwszego więc może uda się w nim wywołać panikę.
- Nagranie mamy - poprawił komendant. - Wysłał je Yamada wraz ze swoim opisem. Jak można się było spodziewać stawia go ono w lepszym świetle niż ciebie. No i nie mówiłaś, że był z tobą nasz znajomy, Morgan.
- Nie pytał pan czy mi ktoś towarzyszył - odparła z uśmiechem Inspektor. - A nagranie chętnie zobaczę.
- Kopię dostaniesz w archiwum, bo trafiło do nas oficjalnie, a ja zrobiłem tylko kilka odbitek - sięgnął do szuflady i zaczął wykładać zdjęcia na blat. - Tu imprezujesz z Morganem, tutaj zamawiacie drinki, tutaj atakujesz Yamadę paralizatorem, tutaj dopiero się legitymujesz, a tutaj Morgan wyprowadza dziewczynę z klubu. - Corday nie wyczuła ani złośliwości ani pretensji od przełożonego. - Na zdjęciu tego nie byłoby widać, ale wskazali fragment nagrania gdzie koleś zaczyna utykać i twierdzi, że wtedy zaatakowałaś go obcasem - przesunął wszystkie odbitki po blacie w kierunku Iryi. - To tak, żebyś miała świadomość, bo na miejscu ławnika to bardziej bym wierzył w jego historię - zabrzmiało jak przyjacielska porada.
- Hymm trzyma pan w szufladzie, pod ręką, zdjęcia swojej podwładnej w skąpym ubiorze.... - zaśmiała się Corday. - To pewnie też widać na nagraniu jak się ze mną szarpie uniemożliwiając mi wcześniejsze wyjęcie legitymacji? - zapytała.
- Właśnie z nagrania niewiele widać i wszystko to kwestia zbudowania narracji i tego w co uwierzy sąd. Słowo przeciwko słowu. Ale jakby nie patrzeć to ja na nagraniu widzę jak wpadacie na nich i Morgan od razu porywa dziewczynę do wyjścia więc ciężko zakładać, że to był przypadek. - Wbił w Iryę spojrzenie. - Według mnie tutaj Yamada ma ewidentną przewagę. Złap inny trop i stamtąd mu przywal.
Inspektor przyglądała się Sinclairowi i korciło ją, żeby mu powiedzieć, że wyczuła od żółtka, że jest Heretykiem i wtedy cały ten cyrk dla otoczki jaką musiała tworzyć by stał się zbędny. Ale jakby mu powiedziała to by zaraz dowiedziałby się o tym David. A wtedy byłby najpewniej koniec jej kariery w służbach i gdziekolwiek.
- Bo to nie był przypadek - Irya pokręciła głową zarówno na słowa Sinclaira jak i swoje przemyślenia. - Zamawiając drinki urabiałam sobie obsługę klubu. Przekupieni hojnymi napiwkami jakie wtedy zagarniali, chętnie mi pomogli - wyjaśniła. - W końcu dostałam cynk gdzie jest Fox i zaraz pojawił się z nią Yamada. Ciągnął ją. Mogłam niby poczekać aż ją wywlecze na zewnątrz, ale wtedy najpewniej nie obyło się bez strzelaniny, a cholera wie ilu mógł mieć ludzi do pomocy i na pewno ktoś postronny by oberwał. A ja miałam ograniczone zasoby. Więc wybrałam dywersję. Owszem z pełną premedytacją wpadłam na niego i rozproszyłam, przez co Morgan bez problemu odbił Fox i wmieszał się w tłum. Ponad to zamieszanie jakie się zrobiło przez to, że się Yamada ze mną szarpał, pozwoliło Morganowi bez przeszkód opuścić klub z nawpól przytomną dziewczyną i odwieźć ją do kliniki, zanim tamci się w ogóle zorientowali co się stało.