Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2020, 10:31   #57
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Minęły dwa tygodnie, odkąd Lustria opuściła swoją celę. Powitanie, jakie jej zorganizowali buntownicy, było... dość zaskakujące. Musiała przyznać, że niewielu z nich wyznawało filozofię Leeme, która polegała na otwartej niechęci, jeśli nie wrogości, względem nowej rekrutki. Większość demonów była dla niej miła i uczynna, gdy ich o to poprosić, ale jednocześnie starała się zachowywać dystans. Najwyraźniej bratanie się z wciąż niepewnym elementem nie było tutaj czymś powszechnym. Naprawdę przekonali się do niej chyba tylko Labak i garbus, który okazało się, miał na imię Bagar.

Przez dwa tygodnie Lustria nie miała wiele do roboty. Po obozie, który, z tego co się mogła domyślić, zlokalizowano wewnątrz góry, mogła poruszać się swobodnie. Nikt jej nie pilnował, nikt jej nie towarzyszył, jeśli nie wyraziła na to zgody, lecz nie mogła się powstrzymać przed wrażeniem, że przez większość czasu, jeśli nie na okrągło, jest obserwowana. Jednak, gdy rozglądała się wokół nigdy nie mogła dostrzec twarzy, która by jej towarzyszyła przez dłuższy okres. Więc albo obserwowało ją więcej osób, albo ta jedna potrafiła zmieniać wygląd lub stać się niewidzialna, albo też dziewczynę dopadła paranoja, cecha charakterystyczna dla zawodu szpiega.

Mimo najszczerszych chęci, dołączenie do grupy buntowników było ostatnim krokiem w stronę wykonania powierzonego Lustrii zadania. Przez dwa tygodnie nie potrafiła zbliżyć się do finalnego sukcesu nawet trochę. Nie dowiedziała się jak wygląda Kapłan, jak naprawdę ma na imię, w ogóle nie widziała go na oczy. To było w tym wszystkim najdziwniejsze. Wszyscy o nim rozprawiali, ale zdawało się, że nikt go nie widuje. W każdym razie Lustria nie ryzykowała jeszcze szczegółowego wypytywania kogokolwiek o ich przywódcę.

Tymczasem pojawiła się okazja by dziewczyna mogła się wykazać czymś więcej niż pomocą w kuchni, albo na magazynie. Wieczorem Labak poinformował ją by rano stawiła się w sali odpraw. Sala okazała się być kolejnym wyrytym w skale pomieszczeniem, choć trochę większym i z obrazowym stołem pośrodku. W tej chwili na powierzchni stołu piętrzyły się miniaturowe góry z krętym szlakiem pomiędzy nimi.

W sali zgromadziła się szóstka demonów, niektórzy znani Lustrii z imienia, inni tylko z twarzy. Z tych lepiej jej znanych była Leema, która od drzwi przywitała ją swym standardowym, nienawistnym spojrzeniem. Znała też Merio, zielonoskórego demona o przeciętnej posturze, który, nie wiedzieć czemu, stale paradował w fioletowej pelerynie. Ponadto obecny był inny zielonoskórowiec, choć ten potężnie zbudowany, demon o szarej karnacji, ale podobnej do poprzednika sylwetce, kolejny o czerwonej skórze i wreszcie trzeci zielonoskóry, tym razem wyjątkowo chudy.

Odprawę prowadziła Leema.

- Konwój musi się poruszać tą drogą - wskazała na wyświetlany na stole obraz. - Wiezie zapasy żywności i lekarstwa dla hrabiego Letroo, naszego starego znajomego. Jak zapewne się domyślacie, my te dobra potrafimy lepiej zagospodarować. Dowodzi Gigi.

Głos zabrał zielonoskóry, dobrze zbudowany mężczyzna.

- Najlepsze miejsce na zasadzkę jest tutaj - wskazał ostry zakręt, mniej więcej w połowie drogi. - Pierwsza drużyna: ja, Vult i Shor, zaatakuje od frontu i doprowadzi do zatrzymania konwoju. Druga drużyna: Merio, Hyno i... Lustria, prawda? Zaatakuje od tyłu w momencie, gdy ochrona skupi się na nas. Nie zapomnijcie obserwować nieba, mogą mieć patrole w górze.

- Inne grupy spróbują odizolować miejsce zasadzki, ale nigdy nie wiadomo, ktoś może się przedrzeć - poinformowała Leeme.

- I nikt nie może przeżyć. Jak zwykle. Pytania?


Trzymana przez C-SGK1 dziewczyna pokręciła lekko głową. A w zasadzie pokręciłaby, gdyby mogła. Ręka androida skutecznie jej to uniemożliwiała, lecz jej właściciel wyczuł pod palcami nacisk, sugerujący zamiary dziewczyny. Postanowiła być grzeczna. A przynajmniej właśnie to deklarowała...


Tym razem atak Marduka nie przyniósł żadnego efektu poza krótkim wstrząsem. Roboty oddaliły się na bezpieczną od wyrwy odległość i żaden nie rozbił się na posadzce w holu. Wciąż obserwowały uważnie saiyanina. Było ich okołu dwudziestu, tyle naliczył Marduk, korzystając z chwili spokoju.

Nagle dwójka z nich wystrzeliła przez dziurę w kierunku wiszącego w powietrzu wojownika. Zapewne pole siłowe zostało na chwilę wyłączone, względnie roboty były na nie niewrażliwe, choć to ostatnie było mało prawdopodobne. Zbliżała się kolejna walka...


Fortel powiódł się, choć tylko częściowo. Nikt nie zwracał na Zere'ela uwagi, gdy ten wracał od automatu z przekąskami. Niestety na ostatnim etapie pojawiła się przeszkoda. Przy drzwiach, prowadzących do sali, na której leżał jego sługa, stróżował policjant. Zwykła miernota, według skanera miał zaledwie dwadzieścia jednostek, ale jednak mundurowy i za atak na takiego, Ransan musiałby odpowiedzieć prawnie. Co gorsza skaner podpowiedział gwardziście, że na zewnątrz lata ktoś o poziomie trzystu jednostek, zapewne kolejny policjant.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline