Od momentu, w którym zaczęła rozbrzmiewać dziwna melodia, nerwy Akaczi były napięte jak postronki. A raczej napięły się jeszcze bardziej, bo nie znosiła podróżować w inny sposób, niż na własnych nogach. Gdy dostrzegła psa, chciała zmówić modlitwę za jego ducha, który za moment miał odejść z tego świata. Jednak nawet jej nie rozpoczęła - pies zniknął, a za jej plecami coś zaczęło warczeć.
Akaczi spróbowała uspokoić oddech - zwierzęta nie przepadały za silnymi emocjami, a następnie odwróciła się, chcąc uspokoić to, co tam było. |