Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2020, 21:13   #94
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
-Chciałem go po prostu przebadać. Parametry sprawdziliśmy, wszystkie możliwe dane mamy zgrane, możemy złożyć wszystko do kupy. Tata zwariuje jak dam mu taki okaz do gabloty. - Demon wyraźnie również był zadowolony. - Mówiłem, jak za starych czasów. Dwa technoświry dorwały nową zabawkę. - Zaśmiał się. Na studiach oboje mieli przewalone w swoim roczniku. Byli za mądrzy, zbyt fajni i za dobrze wyglądali, czyli jak mieli czelność mieć wszystko? Ale nigdy im to nie przeszkadzało, nie poszli na studia żeby robić wrażenie, tylko zgłębiać swoje pasje. To była ich nić porozumienia, nie chodziło o kasę czy karierę, a o zamiłowanie do tego co się robi. Zabrał się do składania ciężarówki z powrotem.
-Jak już skończymy, może pokażesz mi nad czym pracujesz? - Zapytał, gdy przywracali ten zabytek do stanu pierwotnego.
Okazało się, że akurat żaden projekt nie chodził Natashy po głowie, zostawił jej więc pomysł, na który sam wpadł. Nazwał to maleństwo Grim Reaper Mk I. Nie wiedział ile zajmie mu nauka obsługi, ale z pomocą Iskry mógł z tego uczynić naprawdę zabójcze narzędzie. Nikogo obok nie było, więc uściskał ją na pożegnanie. Nie wypadało tego robić z oficerami, ale czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Wrócił do siebie, wrzucił dane z ciężarówki do kompilacji i zajął się tym, co budziło jego największą antycypację. Wykorzystując wiedzę uzyskaną z notatek Tsara i instrukcje z płyty planował stworzyć zaklęcie, które odizoluje jego kod nie tylko od czasu, ale całkowicie. W jego życiu było wiele repetytywnych elementów, takich jak badania, czy treningi, co powinno zapewnić jako taką podstawę do całej operacji. Znał się na programowaniu, podszedł więc do tego, jak do pisania algorytmu. Dzięki temu powinien uzyskać dostęp do nadmagii. Musiał tylko pamiętać o “łatce” która pozwoli mu w miarę swobodnie ingerować w samego siebie, tak by połączenie obu zjawisk było możliwie zoptymalizowane.
Starając się znaleźć swoje centrum Silver dostał się w niewiarygodnie głęboki trans. Określenie tego, kim się jest, stanowiło ogromne wyzwanie. Zrobienie tego nieświadomie, bez ciężkiego do opisania połączenia z magią, wydawało się Silverowi absurdalnym wyzwaniem. Rzeczy, które robił i rzeczy, które kochał, były dla niego oczywiste. Miał bardzo konkretne i głębokie ideały, a przynajmniej priorytety. Jedynym pytaniem było, dlaczego to wszystko robił? Jaki był jego ostateczny cel? Miał jakiś? Odkrywać świat, aż nadejdzie konieczność przejęcia firmy? Czy można nazwać to celem, czy zwykłą zabawą? Może Maximilian miał rację? Może Silver był szalony, pożądał mocy, wiedzy, magii, wszystkiego, co stawiało go ponad innych, tylko dlatego, że mógł? Przecież w porównaniu z większością osób w Cesarstwie, niczego już nie potrzebował. Czyżby chciał mieć dość siły, aby rywalizować z samą Cesarzową? A może być gotów bronić się przed nią? Kto był jego wrogiem, Maximilian? Czy mógł być tego pewien? Myśli Silvera gnały wszędzie i nigdzie, gdy ten starał się znaleźć dla nich jakieś centrum. W pewnym momencie mężczyzna zaczął słyszeć jedną myśl na drugiej, jak gdyby szeptał sam do siebie. Nie. To nie on szeptał. Silver otworzył oczy.
Była noc. Znajdował się w cieniu, rozświetlonym przez delikatne, pulsujące światło rytualnych kamieni, które go otaczały, leżąc tuż przed nim. Wokół niego unosił się czarny dym. Wewnątrz coś było. Dłonie? Ludzkie czy pozaziemskie? Szepty zaczęły narastać w głośności, dręcząc go, kwestionując, pytając i błagając.
H̺ͫ̾ͯ̄͊̇-̫̱W̶h̡͡͡o̕҉͏'̨̧̢s ͢th̢é͡r̛e͝? ͏̀W͢ḩè́r̶͡e̵̢͟ a̕r̛̀e̷͟͟ ̶̛y͢ơ͜u̢͘?̴ ̷̨Wh̢͝e͘r̵̀͟e҉'̴̵s̸̕ ̛͘D̛-A͢V̷͟͢Y̨͢ ̢̀j͏̷̛oh҉͞n͜e͘s.̨͞͏.̛.̴̡͝?̧͜
̻̟̦̞͊̃ͦ-̬͎U̻̳-͞WH̷̸E͏RE?̢͟ ̸̷̛B͡͏̨R̀-I̴N̷G̡͡ H̡͡I͘M͢͟ ̷B̨A͞C̸͡K̡
̙Ṃ̸̲́n̢-ó͟!
̦̼͓̗̤̗ͤͅAͬ̓̂̔D̕͝oņ̵'͞͞t҉ ̀͢ru͝n̷ -f̛r̴om̸̷ ̸͟ú̢͡s̶͏͘!͢
̰̘̲̥̗̉̉̃̊́N-̜̗̍͂ͨͬ̔̏W̴̨̨h̛y̵̕ ̢̧͟se͜pa͟r̸a̴t̛͝e͝ ̨w̴̕h̶͜͡y҉̨
̢T̴̀ḩér̨-͘e͟'̨s̨͟ ̀no͡͝ ̕͡n̛͟ę̨ȩ̵d̕͜͟ ̵̕f̀͜o̕r̷ ̢̕t-̡҉h̸͟ì̕͜s͜,̴ ̧͏t͜h̛́e͘r̸̸-e͢͡'͢҉̕s̴̴ ͡͝n͟ǫ ̴̧͞n̛͟͞ȩ͘-è̷d͜-̢ ͟f̴͝o҉͜͡r̶̕͝ ͢ý̢o-̷u̢
w̶̨h͢a̶͢t͏ ̢̨e͜v̵̶en̵ ̡a̡͟r-e y̶̨o͟͝u̶̧̧ ̀͜w̕͟hy-̶̧ a̕r̢͘͢ȩ̸ you̷̷
̵l̀͟í͘st̸́e͡ņ t͜o̷͘ ̧͜u̸͜s̡̕ yó͜͟ú ͝a̕r҉̧è́͜ p̸̨ar̨͝t̛ o̴f̀ us̢ ̡w̡ill̨ ̨͟͝wi̷͟͢t̕h̴̀ ̵́uş͜
̶͏w͏e̸͞ ̴n҉̸̨ę̢͝e͏̸҉d̷ ̷n͞͝e҉w g͡o͏͏̀d̡s̶̨
͉b͉͓̬e-͇̳͎͖͖ ̪̣a̖̪̝̲͕̳̙ͅ ̰̰̬͎̹͔̱̙͕g̥o-͕̻d-̹̟̫

Czarna dłoń wyskoczyła z ciemności prosto na Silvera. Z jakiegoś powodu mężczyzna nie mógł się ruszyć. Z uderzeniem, dłoń zatrzymało się na niewielką odległość przed jego twarzą, powstrzymana przez niewidzialną barierę ustanowioną pomiędzy kamieniami. Wpatrując się kształcie ręki, Silver nie mógł sobie przypomnieć, czy wygląda jak ludzka, czy nie.
Gdy pytania w jego głowie się nawarstwiały by znaleźć definicję jego osoby, Silver niejako stracił z oczu to co najbardziej go określało. To jak widział swój cel. A znał go doskonale, od zawsze. Jego celem była sama droga, dążenie, życie. Dorastał otoczony przykładami i oczekiwaniami wobec tego kim powinien być. Nie chciał tego. Dlatego właśnie choć uważano, że urodził się ze srebrną łyżeczką w ustach i niczego więcej mu nie potrzeba, zawsze sięgał dalej. By żyć swoim życiem, kształtować własny los, podążać drogą którą sam wybierze, tak by każda zmiana wynikała z jego decyzji. Cenił wartości, które mu przekazano, ale zamierzał ich przestrzegać i bronić na swój własny sposób.
-My life belongs only to myself. I am forging my own destiny. - Odparł głosom, o dziwo rozumiejąc ten język. - You won’t decide who I’ll become, that’s my very own choice.
B̡̢u͘͟͜t̴ ̛y̶̧óứ'-v́e̵͝ ͏͏͟m̛a̢͜͝d͘e̸̢ ̷͘͢ń̡o͡n̴҉è͢
͏Ýo͏̢̀u̸͞ ̷͏d̡͡o-ņ̴͝'͝҉t- ͘k͞n̵̡͢oẃ͘͟ ̨wh̵͡á͟͡t͏ ̴҉y̨͡ǫ̡u̸ ͘͘w̡͡a͟ńt̴̡
̡̕͟Lì͞҉v̛͜e̢̛͢ t̵̡͜o͞ ̸҉̷li͞-v̷̵e-͝.͘͜ V-̀a҉͝ńi͏̧t̴͏̡y̡̡҉.́
̷͏W̧̕͡h̨̢͡y̶ ̢̕do y̨͜o̡ư̢ ex-͞is͡͡t,͏ ͟ó̶̢n͝-҉l̴̛y ͝t̢͞ǫ͘ ̕p̢̀èr-̧͞ish͏̴͏?̵̧
L̡҉e̸̷̕t ͡u̧s d̴̡e̢c̴͞͝id̀e͢͞.͞ ͘-W҉e͟ ̴̴k͘҉͘n͏̶o̕w̸ ̡w̴̷̢h̸a̡͝t́ ͏̴̛w̵͜e̷͡ ̡n̸ę̷éd.̀ ̵̨-Y̸o̴̢̨u͞ a̸͜ŕ̵e͢ -͟a ̶͘p̡ar͟͡t̛ ̧҉͝óf̢ -̶̀ų͝-ş͏.̷̛
̢D̴͢o͘-͘n-'͟t͜ ̷l̷͘e̵͞͡a̧v͞e.͢҉
̀͟͡Yo͘͏u ̧҉d҉ơ̡͜ǹ't̨͞ ̡͘͘ev͏̴ȩ̀͘n̵ ̛̕͝k̴͘n̶̛ò҉w̷̶ ̸͘͞w҉-͝ha̧͢t̸ ̨fơ̕͏r̀̀.̸͢

Czym były te głosy? Jego wewnętrznymi rozterkami? A może tymi, których pochłonęło szaleństwo? Dlaczego uważały że jest ich częścią?
-I know exactly, because finally everything will meet it’s end. Then only one thing will matter, did You really live, or just existed? - Osiągnięcia niewiele znaczyły w obliczu końca, ważne było to by przeżyć życie tak, by niczego nie żałować. - I am walking down the path I choose, I won’t let anyone tell me what I should be looking for.
What̸ ̧i͡s͡ the ͏p͝o͡int͏ ͝of ̸l̛ife ͡w-ithout̕ ͜pu̢r͘po͟s̷e? I̸t͢ l͏a-cks̛ ͞o͏ne.͢
What̴ is͢ t͡h̴è ͢p͢oint̨ ̢ơf̨ l͜if̡e th҉at̴ ͝ĺe̕av͞e̛s n̶o͞ -ac҉cơmp̸l̡is̨hme͟nts?͜ It wil̕l̵ b̷e̛ ̀for͞g̕o͡tten̸.͞
҉Wh̡at ̵str҉en͝g̸t҉h do͘e͝s ̀a ́pe̷rs̶ón hav̛e̢, w̴hen t̷hey ҉h̀a̛v̛e̡ n͞o҉ ̨r̢e͟aśo̶n͢?
̀Why͢ c̨àr̨e ̸whe͢n you ҉ǹee͝d̨ no͟t ͏d̶o- ̛a̶ny̸thìn͢g?
͞DO N͞O͢T͘ ͞LEAV͞E̛ ÙS
̵You̧ ̸will ͡o͜n͢l͞y͡ ̷g͢row̴ we̵a͏k


͘W͝ĄŃDE̸R̡
͏is no ̨t̸ra̢ít̸ ͟of ̵a̶ her͏o
͢
̴W͜e͏ w̷ąnt you̵ t̴o ̴be̸ -mor̛e̴, yo҉u͝ ͝wi̡ll̕ ̵be͟ le͞ss
͝You ҉will̷ no͢t͟ es̢cape ͜t̕he m͏ad͏n͞e͢ss̶ ̵of co҉n͟trol̀,̡ if͘ ̷a͟ll̛ you w͜a̵n̡t̀,- ͡iş to͢ ͡b҉e -in ̧control̶
͝f̕o͝r ǹo rȩason a̷t͡ ̡a̸l̛l͟

Czy te głosy niczego nie rozumiały? Zapewne chciały odwieść go od tego co miał przed sobą, niezależnie od sensu tego co do nich mówił.
-Oh, who said I won’t accomplish anything? But accomplishments made from foreign expectations are not your own success. Being projection of someone’s desires brings regret, regret brings bitterness, and bitterness brings vanity. Accomplishments are not a purpose of life, they are stepping stones on the road. The purpose is to live by your own dreams, and goals. Maybe without You I’ll become something less, but all I have to be is myself.
Silver poczuł się lżejszy. Przynajmniej o kilka kilo. Dopiero po chwili zorientował się, że poniżej łokcia nie ma rąk.
- Czy jeszcze przed chwilą nie mówiłeś, że nie masz celu?
Ciemność rozeszła się na boki, ujawniając w oddali górę martwych ciał. Na jej szczycie siedziała humanoidalna kreatura. Jej ciało przypominało ludzkie, jednak mięśnie były ułożone inaczej, a zamiast organów, wewnątrz dziurawego torsu płonął ogień.
- Próbujesz zdefiniować się przed samym uniwersum, ale nawet nie wiesz, czego chcesz od życia, poza niebyciem martwym. Trochę rozumiem ich frustrację. - skomentowała kreatura. Jej głos był donośny i roznosił się echem. - A co ze mną? Gdzie ja się wpisuję? Jak możesz utworzyć "siebie" moimi dłońmi?
-Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć? Chcę żeby moje życie należało do mnie. Żebym sam wybierał co osiągnę i co po sobie zostawię. - Odparł, domyślając się że właśnie rozmawia z oryginalnym właścicielem swoich “rękawic”. - I czy to kłóci się z tym co powiedziałem? Nie, gdy moje życie się skończy, dla mnie już nie będzie mieć znaczenia co osiągnąłem, to będzie pamiątka dla tych co pozostaną. Odchodząc, chcę czuć, że przeżyłem swoje życie nie cudze. Nie żałować niczego, bo każda decyzja, nawet ta błędna była moją własną. Dlatego mówię, że celem jest droga, nie ograniczam swojego spojrzenia do jednego punktu. Ponieważ najpierw się żyje, a ostateczny cel każdego życia jest taki sam. Odróżnia nas tylko to, jak do niego docieramy.
-A kim Ty jesteś by oceniać czyjś cel? Jak Ty się zapisałeś w historii? I czyż sam nie postawiłeś wszystkiego na to by nie być martwym? - Zwrócił uwagę demonowi. Czymkolwiek był, dawno został zapomniany. A te rękawice miały mu zapewne umożliwić powrót do życia. - Co do twoich pytań... Jesteś teraz częścią mnie, bo moje działania splotły nasze żywoty. Czy wiedziałem do czego to prowadzi? Nie. Czy tego żałuję? Również nie. Czy na to liczyłeś? Nie wiem. Dajesz mi siłę, dzięki której mogę stawiać przed sobą bardziej ambitne wyzwania. Twoimi dłońmi otwieram przed sobą nowe drzwi. I za to jestem Ci wdzięczny.
- Danse Macabre. A to ja tu jestem diabłem. Wydają się nieco bardziej przejęci tym, że nie chcesz obrać sobie celu, niż tym, że chcesz to zrobić sam. - oceniła kreatura. - Mylę się?

H͗͗ͧͨ-̦͓̪̈E-͎̯̫ͨ'̣̗ͦ̔̚̕-͙͖S̔͐̒̀̆ͧ̚- ̪ͥ̄̂̅͐͆ͤN̛̹̥̫͆̈́̅̾͌̇̚-Õ͙̙ ͓̜̮D̮̎ͬ̂̓-̖-͕͈̝A͍̎ͮͬ̀-͈͈̱V͔̻͉̹̫̌Y̘-̝̱͇ͅ ͚͓̓ͣ́ͦJ̃̐͆͋͟O̟͎̙̓Nͪ̀ͥ̀E̪-̝S̝͖̜̘̦͚ͬ͝


- Pomocne, dzięki.... - Demon wydawał się mówić dalej, jednak Silver widział już przed sobą swój pokój. Stał tam, gdzie zaczął medytację, kompletnie oderwany od przedziwnego miejsca, w którym się znalazł.
Cytat:
Silver corruption - 0
Silver był sfrustrowany. Mimo długiego przygotowania zabrał się do tego wszystkiego od złej strony. W tym zaklęciu nie chodziło o to, by samemu się odizolować, a zmusić Wszechświat by zostawił go w spokoju. Nie spodziewał się też, że wtrąci się ten diabeł, jak sam siebie określił. Czy diabeł i demon w ogóle się od siebie czymś różnili? I o co chodziło z Davym Jonesem? Głosy powtarzały to imię parokrotnie. Co postać z popkultury miała wspólnego z celami samego Wszechświata? Przed podjęciem kolejnej próby trzeba było się doszkolić.
Diabeł i demon wydawały się być pojęciami zamiennymi, choć niektóre źródła sugerowały że demony służą diabłom. Znów Magica Icaria zapewne mogłaby mieć więcej informacji. Davy Jones pozostawał postacią z popkultury, nie było o nim nic więcej i to mimo że Silver miał dostęp do naprawdę przepastnych repozytoriów informacji. Tyle z przygotowania teoretycznego. Praktycznie musiał przećwiczyć utrzymywanie skupienia. Z jakiegoś powodu się rozproszył, to nie ułatwiało całego postępowania.
Drugiego dnia Silverowi się nie powiodło. Być może miał za duży mętlik w głowie, być może to zaklęcie nie było do końca zależne od niego. Trzeciego dnia znów, gdy otworzył oczy, był w ciemności, otoczony przez kamienie, które teraz świeciły znacznie słabiej.
HE-'̵S̛ B̸AC̕K, ͢ḨE ͟WA̶N̷T̸S -TO ͢AB̨AND̶O͡N ŲS̕ ̕AGAIN.-
͢WH͟Y CAN͞'T̢ ̛ẀE ̸A̡L͢L ̸JU͏ŞT̛ ̧AGR҉EE͢
̷H̵e ̀dęspi͏ses̴ u̕s...́
̧He͘ ̨thi͘n-ķ's -he'̛s b-ett҉er ̸tha͡n ͜A͘L̵L of us
T̨ha͟t'̵s ̛right-.́ ̴H͟e ̡has- evèryt̷hing. W̵e̸ W̕I҉S̡HED -a̛ pe-rfecti̸on. Iţ's̵ -t-oo ̧per̴f҉ect f͜or ͡U͡S.
W͘H̕AT C̢A͏N W̶E ̕HAVE ̨B̀U͞T ̢J͏EL̡AO̕U̵S̀Y̢.͟
K͕̻͍I̻̙͍̖̻̦ͅN̡͔ͅD̤̝̦̀N̸̥̼̱Ḛ ̥̱̫-̫Ṣ͈̰̦͙͔S͕̪͚̣͉͖͟ ̬͝ͅN͓̼E̦̰̲̬̰̲̙V̹͓̫͘ER̻̖͎̻͚̝ ̙͔͍P̣͢A̟͟Y͉̖̜S̱͙̹-̫͉
- Yo. - Cienie znów się rozstąpiły, ujawniając kreaturę. - Znowu mnie tu sprowadzasz?
T͜HAT̨ ON̡E S̶H͘OU̡L̴D ̡LEAVE̴
THA̷T ĮS N-O̕T̡ US͜

- Morda...coś.
-Poprzednio nasza rozmowa urwała się dość niespodziewanie. Po tym jak stwierdzili że nie jestem Davym Jonesem już Cię nie słyszałem… - Odparł Silver. - Chcę doprowadzić tę sprawę do końca. A Ty pojawiasz się tu bez udziału mojej woli, czyli najwidoczniej sam tego chcesz.
- Zakładam, że możesz znać to zaklęcie lepiej ode mnie, więc przyjmijmy twoją wersję. Może mi tęskno za życiem? - spytał sam siebie. - Więc? Próbujesz zdefiniować samego siebie i nie pasuje ci, że nie masz rąk? Trzeba było nie wymieniać na moje. Nie jestem tobą.
-Kim właściwie jesteś? - Zapytał “diabła”. Silver uważał, że nie tyle wymienił ręce, co dodał do nich coś więcej, ale widać tutaj to nie zmieniało postaci rzeczy.
- Nazywam się Azazel. Przybyłem do tej galaktyki, chcąc ustanowić swoje własne królestwo. Zostałem zdradzony i pokonany przez moje rodzeństwo. - wyjaśnił. - Nie wiem, co ze mną zrobiono, po mojej śmierci.
Azazel i Lucyfer… to nie mógł być zwykły zbieg okoliczności.
-Byłeś jednym z Magów Pierwszej Generacji, prawda? - Zapytał. Podejrzewał, że właśnie rozmawia z July, ale potrzebne było potwierdzenie. Lub zaprzeczenie, rzecz jasna.
- Byłem trzecim synem. - odpowiedziała kreatura. - Nie wiem, co uważasz za magię. Byłem przywódcą, księciem, wojownikiem i ofiarą losu. - przyznał.
Nie uzyskał odpowiedzi, widać zadał niewłaściwe pytanie.
-Byłeś serafinem? Uczniem April, zwanej też Lucyferem? - Spróbował z innej strony.
Azazel zaśmiał się.
- Nie, byłem diabłem. Często walczyliśmy z rojem.
-Czyli jednak ta zbieżność jest przypadkowa, szkoda. Niemniej, mówiłeś że nie znasz się na magii, a wiedziałeś że użyłem zaklęcia by się tu znaleźć. Jak to wytłumaczysz? - Ciekaw był jak długo tym razem utrzyma skupienie podczas rozmowy. A skoro miał możliwość wybadania, co takiego właściwie w nim siedzi, trzeba było skorzystać.
- Nie jestem na nią głuchy. Przed chwilą powiedziałem, walczyliśmy z serafinami. Może sam mam zdolności, które dla niektórych byłyby magią. Waszej nie znam. Takich jak ty wcześniej nie widziałem. W tym miejscu nigdy nie byłem.
AN͝D Y̶OU̵ S͢HOU͏LD̀N'T͡ B́E͘
Y̵OU̧ ̴DO͏N͏'T- B̕ELO̴O͢OOOŃĢ

-Magia wśród ludzi pochodzi od cesarzowej serafinów, April o której wspominałem wcześniej. - Odparł Silver. - Skoro przy magii jesteśmy… to zaklęcie nie zadziałało tak, jakbym się tego spodziewał. Miało odseparować mój kod, od Kodu Uniwersalnego, a zamiast tego tkwimy tu obaj, gdy ja próbuję przekonać Wszechświat by się odpierdolił od ingerowania w moje jestestwo. - Armstrong uśmiechnął się krzywo. Azazel czy raczej jego kod, chciał tego czy nie był jego częścią. Efektem ubocznym wejścia świadomością na poziom Kodu Uniwersalnego była jego manifestacja.
- Nie wyglądają, jakby to od nich zależało. Chyba nie musieliby cię tak błagać, gdyby to od nich zależało.
I̴t'̧s̴ -f͟réé spee̵c̕h̛
͡we͜ ͏tel̶l̢ ́no l̡íes,̧ w̨e kno͡w͟ ̷bȩst͡
b̸et̴ter̕ th͞a͝n ͢one
w͏e̵ ́st̛il̵l͏ ̵need- ͢a̵ ́c͞ham̴pio͢n
͢th-ere̡ will ͏be ͟a͏ņot͏her̡
th̢is̸ ͢oǹe͞ h͡as ̶f̶a͜iled҉
͏th̕i͟s͡ oǹe͢ ͡is a̶ddic͞téd ͜to ҉gro̴ẁi͏n͢g҉
he̢ co҉u̕l͡ḑ s͢ti͜l͟l͟ ͡sav̨e̸ ưs
̶h̀e c͞ould ̨s͞t̴i͢l͝l st̸a͜y.͡..

- Chyba jestem dla ciebie większym problem od nich. Na pewno możesz zdefiniować obcą osobę jako swoją część kodu? Na pewno wiesz, jak to działa? - Azazel podważał teorie Silvera.
-Nie obraź się, ale nie jesteś osobą. - I Silver nie miał na myśli faktu, że Azazel nie był człowiekiem. - Umarłeś kiedy, przed dziesiątkami, setkami tysięcy lat? Jesteś echem przeszłości, a ja uchem w które wpadłeś. Od strony magii, jesteś wstawką w moim kodzie, najwidoczniej taką która sama się zmienia. - Wyjaśnił swój punkt widzenia. Miał określić siebie, a Azazel bez niego nie istniał, taki punkt widzenia był więc uzasadniony. Autoedycja była zaś dobrym wyjaśnieniem dla faktu, że rękawice się rozrosły niezależnie od jego woli.
Diabeł wzruszył ramionami. - Lepiej, żebyś znalazł sposób, jak mnie z niego usunąć. Nie mam zamiaru być czyimś narzędziem. Wolałem być martwy.
-Nie powiem, żeby mnie to dziwiło. Podróżowaliście między galaktykami, gdy ludzi jeszcze nie było na świecie. Ale nigdy nie nazwałbym Cię narzędziem, jesteś częścią mnie. - Odparł Armstrong spokojnie, choć insynuacje diabła nieco w niego godziły. - I czy nam się to podoba czy nie, jesteśmy na siebie skazani Azazelu. Cokolwiek z Tobą zrobiono, tego połączenia nie da się zerwać. Za to możemy sobie pomóc nawzajem, jeśli będziesz chciał mnie wysłuchać.
- Znajdujemy się w tym samym kodzie, ale wygląda na to, że oddzielnie. - stwierdził diabeł, patrząc na swoje ciało. - Jeżeli rzeczywiście chciałbyś scalić nasz kod...to powinno być możliwe. Rezultat nie byłby do końca mną ani tobą, ale obaj byśmy na tym zyskali. Byłbym osobą, nie narzędziem, a ty byłbyś silniejszy. - zaproponował Azazel.
Y͝O͝U WON'͢T͟ ͏HI͏D̵E͡ ̶T̶HA҉T҉ WITH A S̡LEEVE͝ AN̨D̛ A ̸GL̨OVE
͜Tha̕t-'͢S too ͜much- ̧e̵v̷e̴n̛ ̕f̴o̶r ͏y̴o͡u͢
̸H̶E̴'s t͏r͡yi-ng ̵to̕ ͘e̵x͝pl-o̷it̷ yo̕ur̸ ̛G̴R̴E͝eeD͝
TH͝AT- W̢ON͞'T B̸E ÝO͘U͘. ̸It ̴Wi̧lļ BĘ ̀T̕H͘E B̷O͟T̕H OF Y̢O͜U̴.-
Niewielkie dłonie ciemności starały się doczołgać do Silvera. Nie czyniły postępu, choć były bliżej, niż poprzednim razem.
-To coś robi się niecierpliwe… Jak właściwie działa wasza, diabelska magia? Jeśli miałbym spróbować dokonać takiego połączenia, musiałbym wziąć mechanizm jej działania pod uwagę. - Silver chciał wybadać temat.
-A wy jeśli rzeczywiście chcecie pomóc, to może powiedzcie coś użytecznego. - Mruknął. Głosy najwidoczniej rozumiały cesarski. Niestety nie dodawały nic konstruktywnego do dyskusji (no może oprócz faktu, że trzeba by w ten proces wpisać zabezpieczenie normalnego wyglądu). Najpierw mówiły że życie bez osiągnięć jest bezwartościowe, potem że skupienie na rozwoju jest złe. A przecież jedno bez drugiego nie istniało, żeby móc coś osiągnąć, trzeba było się rozwijać.
- Oh, nie mówię o mojej magii. Mówię o tym zaklęciu. Jeżeli oboje oznajmimy siebie jako jedną istotę, jak mogą nas powstrzymać? - spytał
A̡N ̨ưḩo̢ļy ͡uni̸on̴
A̛ ̕chi͜l͟d̶ m͡ad͢e ͏ẁith͟ ́ma̛gi̷c͏, n͟o͜t̸ l̨o̶v̴e̕
̸Á -ch̕i̢l̶d̀ ̷ma͜d͏e ̴with̛ ̶gr̶eed͏
̛W͡H͡A͜T͘ W̕A̴S̕ ỲǪUŔ ͝P̴URP͢OSE͏ ҉DEV̕I͟L

- Chciałem być najsilniejszym, jedyne co odkryłem, to że im więcej masz siły, tym silniejszych wrogów ściągasz na siebie. Wtem chciałem stworzyć królestwo tam, gdzie nie było silniejszych ode mnie, ale byłem zbyt słaby, żeby je bronić.
T҉O BE͘ ̸Ą G͘OD̡
TO҉ PR̶O͝T͡EC̛T ŢHO̷SE DEAR ͜TO ͘H̨I͢M̴
TRU͢E G̡O͘A͡LS͡
you h-av̕e̛ ́oųr b͜l̛ess̨in͝g
M̨E͜RGE
͝GIVE H́I-M PU͞R̸P҉OSE̸
MaY ͝H̕e̵ ͞MAK͘E̛ ͘A K͏ING͢DOM̡ F͜OR ̷U͜S A-S͘ ̷W͜ȨLL

niewielkie dłonie zaczęły oddalać się od Silvera, odsłaniając trasę w stronę demona.
-Widzę, że w gruncie rzeczy łączy nas więcej, niż można się było spodziewać. - Powiedział Silver, czując że wreszcie może się ruszać. Wstał. - Tylko dlaczego musiałem usłyszeć to od jakichś obłąkańczych szeptów, by samemu przyznać się przed sobą, że to nie jest jedynie powinność, a prawdziwy cel mojego życia? Przekroczyć wszelkie ograniczenia, by nikt i nic nie mogło już nigdy zagrozić tym, którzy są mi drodzy. - W jego głosie wybrzmiewała tak potężna determinacja, że zrozumiał iż naprawdę po to żyje. Mógł stać się bogiem, mógł stać się potworem, ale zawsze będzie aniołem stróżem tych, których uważał za rodzinę. Whatever it takes…
-Jest tylko jeden problem. Kiedy to nastąpi, żaden z nas nie będzie już taki sam. Nie wiem nawet, czy nadal będziemy “my”. - Spojrzał na Azazela z kamienną twarzą. Gdy ich kody w pełni się połączą, w efekcie obaj mogą zniknąć, zastąpieni czymś nowym. - Choć już rozumiem kim jestem, zanim przekroczę ten próg należy poczynić pewne przygotowania. Wybacz, ale musisz uzbroić się w cierpliwość. Do zobaczenia, oby niebawem. - Pożegnał się.
Azazel przytaknął ruchem głowy.
- Rozumiem.
-Cieszy mnie to. - Cień uśmiechu zabarwił twarz Silvera. Azazel nie do końca miał wybór, musiał czekać aż Armstrong podejmie decyzję. Czego jednak nie musiał, to godzić się na to bez słowa narzekania. Widocznie diabeł mu ufał, a to było nawet miłe. Trans się skończył. Młody Recollector podszedł do konsoli komunikatora.
-Łącz z Opusem. - Wydał polecenie. Musiał znaleźć dodatkowe źródła wiedzy o nadmagii, może jakieś przykłady takich wydarzeń, a profesor był jedyną znaną mu osobą, która wiedziała cokolwiek w tej dziedzinie.
Silver czekał na połączenie dobre piętnaście minut, do tego nie odebrał Opus, tylko LinLin. Kobieta nie była przy panelu komunikacyjnym, zamiast tego zawiesiła dron przekaźnikowy nad głową. W tle za nią poruszała się spora gromada Toborów. - Wybacz, ale trochę tu zajęci jesteśmy, co się dzieje?
-Nie dzwoniłbym, gdyby to nie było ważne. Dokonałem kilku odkryć i muszę porozmawiać z Opusem… zaraz czy ja tam widzę demontaż? - Zmienił temat, gdy dotarło do niego co widzi na skraju projekcji. - Mniejsza, możesz go tu ściągnąć? Nie tylko was czas nagli.
- Staramy się zamontować te wasze napędy. Nie mam pojęcia, gdzie teraz jest Opus. Musimy jednocześnie remontować całą bazę, aby scalić ten system. - dziewczyna pokiwała głową. - Mogę przekazać wiadomość, jak tylko go spotkam. - zaproponowała.
-Przekaż mu proszę żeby do mnie “oddzwonił”, nie chcę Ci prawić monologów do zapamiętania. - Odparł, uspokojony faktem że jednak nie rozbierają stacji, po tym jak zawarł z nimi umowę handlową. Ojciec by się wkurzył… - Z jednym w sumie możesz mi pomóc. Czy macie może namiar na kogoś, kto pomagał Tsarowi w jego badaniach? Jeśli taka osoba oczywiście istnieje.
- Ja. Tak samo, jak pomagałam Opusowi. - studentka profesora bardzo wyraźnie czuła się urażona podejściem Silvera, podobnie jak przy ich pierwszym spotkaniu. - A teraz jestem zajęta. Jednym z najbardziej złożonych projektów w historii architektury baz gwiezdnych.
-Potrzebny mi ktoś, kto może wiedzieć więcej od nas w tej materii… - Ta dziewczyna miała wyjątkowo kruche, albo rozdęte ego. Gdy Opus opowiadał mu o badaniu przez Raza nadmagii, widocznie nie wiedzieli więcej niż mógł sam wyciągnąć z notatek. Teraz prawdopodobnie jego wiedza na ten temat była większa niż ich. - Bo ja wiem, jakiś praktykant tej sztuki byłby najlepszy. Tu się rozchodzi o zjawiska, których Tsar nie opisał.
- To znajdź jakiegoś mnicha, duh. Shaolin, Kung-Fu, Buddyzm, nie ma znaczenia. Kultywowanie nadmagii było podstawą ich organizacji. Opus nic z tym nie zrobił, bo nie jest w stanie pogodzić się z istnieniem rzeczy nadprzyrodzonych i nielogicznych. - Dziewczyna skrzyżowała ręce, dumna z siebie.
-Jest użytkownikiem magii i w nią nie wierzy? - Zaśmiał się Silver. - Dzięki za wskazówkę LinLin. See You later. - Dorzucił na pożegnanie i rozłączył się, choć nie sądził by zrozumiała. Powinno to sprawić, że nie zlekceważy jego prośby o poinformowaniu profesora.
-Teraz pora na trudniejszą rozmowę… - Westchnął i wybrał kontakt do ojca. Miał dla niego wprawdzie kilka prezentów, ale spodziewał się niezbyt wygodnych pytań o detale ich zdobycia. Prędzej czy później i tak musieli o tym porozmawiać.
-Cześć tato. - Przywitał się. - Wybacz, że znowu zawracam Ci głowę, ale mam coś dla Ciebie. Znalazłem relikt czasów precesarskich, wykonany przez Futuristics. - Postanowił zacząć od bardziej materialnego podarku.
- W sensie ziemski? - ojciec był skonfundowany. - Cóż, nasza firma istniała przed wynalezieniem zaawansowanej podróży gwiezdnej. Ktoś musiał coś zabrać ze sobą? Możemy to wstawić jako eksponat do muzeum firmy. - zaproponował.
-To ciężarówka zasilana generatorem tachnionowym. Musi być naprawdę stara, bo tak prymitywnej wersji nie widziałem nawet w archiwach. Stanowiła świątynię w mieście tych pszczół, spoczywał w niej artefakt. - Zrobił pauzę w wypowiedzi i wysłał załącznik. - To parametry pojazdu i dane zgrane z komputera pokładowego. A co do muzeum, taki miałem plan. - Uśmiechnął się.
-Drugi prezent nie jest materialny. - Wysłał kolejny załącznik, ten zawierał instrukcje. - To zaklęcie nieśmiertelności. O ile nie zostaniesz zabity, będziesz żył wiecznie w doskonałej formie. Ma pewne obostrzenia, ale wszystko jest spisane. Każdy z członków klanu powinien być w stanie się go nauczyć. - Objaśnił i czekał na pytania.
Po wyrazie twarzy było widać, że ojciec jest w szoku. - Poważnie...? Odkryłeś coś aż tak potężnego? - mężczyzna zakrył głowę dłońmi. - ... Magia potrafi być aż tak potężna? - wyraźnie nie dowierzał.
Nie takich pytań się spodziewał, ale na te zdecydowanie łatwiej było odpowiedzieć.
-To nie jest wcale potężne zaklęcie, jedynie dość skomplikowane. Opiera się o odizolowanie kodu osoby, od tej części Kodu Uniwersalnego, która odpowiada za upływ czasu. - Wyjaśnił spokojnie. - Ma to niestety swoje efekty uboczne, dla przykładu ciało przestaje się goić. Jeśli odniesiesz obrażenia, musisz je dezaktywować by móc się wyleczyć. Wszystko jest w notatkach.
- "Nie jest potężne", czy ty zdajesz sobie sprawę, ile pracy i pieniędzy idzie w wydłużanie życia? Twojego dziadka nie ma z nami, bo leczenie raka w wieku 120 lat kosztowałoby pół firmy. - wyjaśnił ojciec. - ... Pomyśleć, że wszyscy możemy żyć nieskończenie długo, dopóki trzymamy się z dala od kłopotów. - westchnął. - Nie wyobrażasz sobie jak jestem wdzięczny. Choć jednocześnie... może czas skończyć te kosmiczne eskapady? Robisz jedyne, co stanowi dla ciebie zagrożenie, czyż nie?
-[i]Tato… magia nigdy Cię zbytnio nie interesowała, więc uwierz gdy mówię że to co właśnie Ci pokazałem to tylko czubek góry lodowej. Mam dla was coś znacznie lepszego, ale o tym za chwilę. Najpierw kwestia moich "wybryków"... - Zrobił przydługą pauzę i spoważniał na twarzy. - Nie mogę wrócić. Zawarłem umowę, moje życie za wasze bezpieczeństwo.
Ojciec westchnął.
- Wiem. Maximilian już mi wyjaśnił, co mu zaproponowałeś. Miałem mieszane uczucia, nawet mu do końca nie wierzyłem. Teraz gdy nagle mogę dożyć końca tej umowy, jest ona dużo mniej straszna.
-Ja mu zaproponowałem? Dobre sobie… złożył ofertę nie do odrzucenia, a ja nie zdołałem wynegocjować nawet jednego ustępstwa z jego strony. - Silver się skrzywił, widać Gold opowiedział jego ojcu jakąś historyjkę by mu dopiec. Oczywiście mógł odmówić, ale wtedy naraziłby swoje rodzeństwo. A taka opcja nie wchodziła w grę. - To zaklęcie jest moją zemstą. Odzyskacie to, co on postanowił odebrać naszej rodzinie. Jeśli muszę dla niego pracować, by was ochronić przed jego zakusami, niech tak będzie, ale nigdy nie będzie kontrolował mojego serca. - Zacisnął ze złości pięść tak mocno, że aż zachrzęściło skamieniałe ciało. Ten skurwysyn próbował go jeszcze oczernić w oczach rodziny…
-Tę sprawę ogarnę sam, nie martw się. Musimy teraz domknąć kwestię zaklęcia. - Wznowił, gdy już się otrząsnął. - Rozwój zdolności magicznych prowadzi jak wiemy do szaleństwa. Musicie się przed tym zabezpieczyć, albo wszyscy skończymy jak Maximilian. - Wysłał trzeci załącznik. W tym była skompilowana forma rytuału, który powinien pozwolić przebudzić nadmagię. - To już wyższa szkoła jazdy, żeby móc przebudzić moc rytuału użytkownik musi być w stanie w pełni zdefiniować siebie samego. Nie wiem jakie będą dokładne efekty, jedynym pewnikiem jest, że zabezpiecza przed obłędem, który wywołuje magia. Cała reszta to szereg zmiennych.
- Powinniśmy to przeprowadzić od razu, czy poczekać? - spytał. - Zwłaszcza gdy chodzi o twoje młodsze rodzeństwo. Na pewno nie będę ich zatrzymywał w czasie tym pierwszym zaklęciem.
-Najpierw i tak trzeba użyć tego drugiego. - Odparł Silver. - Jeśli przykłady tych którzy stosowali je w dawnych czasach są trafione, powinno pozwolić uwolnić pełnię potencjału danego człowieka. Niemniej jest wymagające, a w moim przypadku sprawa dodatkowo się komplikuje. - Jednym z przygotowań jakie musiał poczynić, było właśnie uświadomienie rodziny, co może się z nim stać.
Ojciec przytaknął skinieniem głowy. - Okej.
-Co wy macie z tym potakiwaniem? - Młody Recollector dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że zadał to pytanie na głos. - Nie rozumiesz tato… To - Podniósł najpierw prawą, a potem również lewą rękę, tak by ojciec je widział. - jest żywa istota i ma na imię Azazel. Jego kod łączy się z moim, a kiedy przeprowadzę ten rytuał do końca, staniemy się nieodwołalnie jednym. Nie wiem czy wciąż będę sobą, a na pewno nie pozostanę zwykłym człowiekiem. - A nie miał wielkiego wyboru, albo to, albo jak Maximiliana pochłonie go szaleństwo i obsesja kontroli weźmie górę. Wtedy mógłby, o zgrozo, potraktować nawet swoją rodzinę jako narzędzia.
Ojciec wyraźnie zaczął się pocić, gdy to usłyszał. - ...Na pewno nie ma innej opcji? Zawsze się śpieszysz i pędzisz, może podejdź do tego powoli? Skoro masz taką fascynację nieskończonością uniwersum, znajdź w niej jakieś rozwiązanie. Wiesz dobrze, że mi i twojej matce zależy tylko na twoim zdrowiu i bezpieczeństwu. Jednego i drugiego sobie nagminnie odmawiasz, a teraz przyznajesz się, że będziesz stawiał swoje życie na linii. Na cholerę nam jakaś durna firma i sterty gotówki, jak nie możemy w spokoju żyć jako rodzina?
-Jak myślisz, czemu jeszcze tego nie zrobiłem? - Spojrzał na ojca. - Szukam rozwiązania. I nie, nie ma innej opcji. Muszę postawić swoje życie na linii i robię to z własnej woli. Nie dlatego, żebyście pozostali bogaci, ale żebyście byli bezpieczni. Dla mnie zawsze będziecie najważniejsi i nie pozwolę, żeby Maximilian skrzywdził którekolwiek z was. Jeśli to oznacza ryzykowanie życiem, albo że zmienię się w potwora, trudno. Zniosę to, ale nie mógłbym znieść faktu, że któremuś z was coś się stanie, bo troszczyłem się bardziej o siebie niż o was. - Twarz miał zaciętą, choć w oczach szkliły mu się łzy. Wiedział, że te słowa mogą boleć, ale ojciec musiał zrozumieć. Skończył się czas, gdy chronił swoje dziecko. Teraz musiał pozwolić, by syn obronił ich rodzinę.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline