Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2020, 21:24   #213
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

Kolorowe światła przygasły i nastała ciemność. Przez kilka uderzeń serca, mrok rządził niepodzielnie. Oplatał on i przenikał wszystko. Nawet dusze, co poniektórych gości.
W bezkresnej i niezgłębionej czerni werble wybrzmiały, niczym pradawny grom u początków multiwersum.

Tam, taram, tam, taram, taram, taram.

Powietrze wibrowało pod wpływem wybijanego rytmu. Podobnie, jak serca wielu osób zebranych na widowni.
Napięcie rosło, ale nikt nie wydał choćby dźwięku. Wszyscy czekali.

Oślepiający snop światła, przebił mrok niczym bełt wypuszczony z kuszy. Jego pojawieniu towarzyszył przepotężny huk.
Na środku areny pośród kłębów opadającego dymu stał łysy niziołek. W dłoni trzymał on smukła czarną laseczkę.
Publiczność aż zapiszczała z zachwytu i wnętrze namiotu wypełniły gromkie brawa.

- Paaaaniiieee i paaanoooowieeee! - krzyknął ubrany w błyszczący cekinami frak karzełek - Ladies and gentleman! Meine Damen Und Herren! Madame et Monsieur! - dodał w obcych językach - Wieeelkii cyrk przewspaniałego Oricka Von Vorina ma nieskrywany zaszczyt i ogromną przyjemność, zaprosić państwa na wieczór magii, czarów, dziwów i ekscytujących pokazów. Czeka was moc wrażeń od których osoby o słabszych nerwach mogą popaść w apopleksję. Czujcie się zatem ostrzeżeni, bo dyrekcja nie ponosi żadnej odpowiedzialności za mdlenia, ataki histerii, czy paniki i nie wypłaca z tego tytułu żadnych odszkodowań, ani nie zwraca biletów. Dość jednak o tem! Czas wszak rozpocząć nasze przedstawienie.
Niziołek zaczął przechadzać się po arenie i spoglądając widzom siedzącym najbliżej kontynuował swoją mowę.

- Dzień to niezwykły z samej swej natury. Święto ogromne i czas iście magiczny. Nie wypada zatem bawić was, czcigodni goście, byle jarmarcznymi sztuczkami. Połykacze ogni, siłacze, linoskoczkowie, czy nawet iluzjoniści, powinni dzisiaj odejść w cień. Dzisiaj wszak wieczór magyji, noc Mrocznej Pani, którą cześć należytą oddać trzeba. Vlada tama! Żivio tama! Slava tama! - zaryczał niczym lew, niziołek.
- Vlada tama! Żivio tama! Slava tama! - powtórzyli gromkim głosem, wszyscy zebrani.
- Vlada tama! Żivio tama! Slava tama! - huknął ponownie cyrkowiec.
- Vlada tama! Żivio tama! Slava tama! - poniósł się jeszcze potężniejszy głos pod niebiosa.
- Vlada tama! Żivio tama! Slava tama! - po raz trzeci zaintonował karzełek wznosząc ręce w górę i po raz trzeci publiczność odpowiedziała, a jej ryk sprawił, że aż zadrżały ściany wielkiego namiotu.

Publika zaczęła piszczeć, krzyczeć i klaskać.
Członkowie Bród Mocy obserwowali to wszystko zasiadając w niezwykle wygodnej loży tuż obok balkonu w którym zasiadał gospodarz, Korneliusz Rokita oraz kilku najbardziej znamienitych lordów, w tym Mico Urosz - pan na zamku Kosting oraz lady Anastazia de Suza - dzierżąca prym w zatoce Tuga i jak głosiła plotka wybranka serca księcia Niclasa.

Mistrz ceremonii jednym gestem uciszył zebrany i podjął swą mowę.
- Nie będzie dzisiaj siłaczy. Nie będzie akrobatów, ani iluzjonistów. Wypada zatem zapytać, co będzie? Magyia najprawdziwsza, jedyna i wszechpotężna. Matka nasza i oblubienica Gusta Magla!

Niziołek zakręcił piruet w miejscu i trzymając w wyciągniętej ręce czarną laseczkę, skierował ją w stronę publiki.

- - Paaaaniiieee i paaanoooowieeee! Zapraszam zatem na przedstawienie pod tytułem “Straszny dwór”!!! Orkiestra tusz!


***
Wzdłuż długiej alei wyłożonej białymi otoczakami, rosły wysokie buki. Zaiste prastare to były drzewa, a pnie ich i korzenie mchem obrosłe i poskręcane niczym powrozy. Wiele zaiste one widziały i wiele opowiedzieć, by mogły. Niestety wicher szalejący w ich ogołoconych z liści koronach, zagłuszał ich delikatny szept.

W oddali, hen daleko, gdzie brzegi alei w jeden punkt się zbiegały, jasny punkt migotał. Jedyny promyk nadziei pośród wszechobecnego mroku.
- Ku mnie wędrowcy! Ku mnie! Nim śmierć was w swój wór pochwyci! - niosło się echo dziwnych słów.

Pośród drzew osobliwe cienie przemykały. Ni to człek, ni to zwierz jakowyś. Pokraczne i przygarbione sylwetki między pradawnymi pniami umykały przed wzrokiem ciekawskich.

- Hop hop! - krzyknął ktoś z głębi lasu otaczającego alejkę - Jasmina! Jasmina, gdzie jesteś? - nawoływał, jakiś młody mężczyzna.

Halvar, Malcolm i Gharth stali na środku alei i rozglądali się zdziwieni i przerażeni. Setki pytań kłębiły im się w głowach.
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline