Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2020, 22:56   #67
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Wyczuł ich – Stwierdziła, gdy niedźwiedź zaczął pomrukiwać. – Spokojnie Bronte… dziś nie zabijamy. Dziś uciekamy. – Pogładziła zwierzę po łbie.

Po kilku chwilach dołączyliście do twoich towarzyszy i wyruszyliście w drogę. Druidka pozwoliła nawet niziołce jechać na grzbiecie niedźwiedzia, twierdząc, że dla niego to nie będzie żadne obciążenie. Drowka znów szła przodem, potem druidka z niedźwiedziem a na końcu ty i Falris. Step oświetlała łuna płonącego budynku, lecz wy z każdym krokiem zagłębialiście się w ciemności nocy.

– Udało ci się… – Stwierdził elf cicho. Zauważyłaś, że druidka była wobec niego całkowicie obojętna, jakby dosłownie traktowała go jak powietrze.

- Uda mi się jeśli uda nam się dotrzeć w bezpieczne miejsce - stwierdziłam, ale cieszyłam się że druidka nie stawiała żadnego oporu by pozostawić to miejsce. Dobrze też wyszło, że ignorowała Falrisa, bo to było lepsze niż robienie niepotrzebnych nikomu scen.

– Jaka ty jesteś negatywnie nastawiona… to co udało ci się w ciągu ostatnich dwóch dni, przekracza wszystkie oczekiwania. Jestem przekonany, że sam bóg cię chroni więc czemu choć na chwilę się nie zrelaksujesz i nie będziesz cieszyć powodzeniem swoich działań? – Zapytał odrobinę oburzony.

- Nie gadaj tyle bo ci sił zabraknie na marsz... - odburknęłam na to. Jeśli szczęście nam dopisze to dzikusy najpierw pójdą sprawdzić czemu chata się pali, może nawet pomyślą, że postanowiliśmy sami zabić druidkę, by mieć całą "chwałę" tego dokonania tylko dla siebie, przez co dopiero później ruszą w ślad za nami. A wtedy my tym tempem będziemy już daleko.

Wasza podróż trwała niezmącona aż do świtu, kiedy to każde z was zaczęło odczuwać potęgę zmęczenia, zwłaszcza, że opuszczało was napięcie poprzedniej nocy. Druidka była przekonana, że po tym wszystkim plemię musiało odpuścić sobie pościg, bo inaczej już by was mieli. Ty wiedziałaś, że mogą być zajęci teraz czymś innym… jak choćby wymianą plemiennej szamanki…

Wszystko wskazywało zatem na to, że matka Falrisa, której imienia nigdy nie poznałaś, dotrzymała słowa i tym samym uratowała wam wszystkim życie.

Zauważyłaś, że niziołka zasnęła na grzbiecie niedźwiedzia, a Jedynka, która wydawała się mieć nieograniczoną ilość energii zwyczajnie zwolniła.

Jasnym jednak było, że jakiekolwiek przestoje mogą być niebezpieczne przynajmniej do momentu aż nie wejdziecie na terytorium orków zaprzyjaźnionych z cesarzem.

Stało się to dopiero gdy słońce było już wysoko na niebie…

Właśnie wtedy natrafiliście na patrol złożony z orkowskich wojowników, którzy nosili na sobie coś na kształt zbroii, oczywiście bez napierśników… oraz rycerzy w barwach imperium, oraz jedną kobietę w rozpoznawalnych dla ciebie szatach, twojego zakonu, lecz w pozłacanej zbroi łuskowej… co świadczyło o tym, że była kapłanką. Dzierżyła ona wielki dwuręczny miecz.

Zaraz też otoczyła was wataha wagrów, które zaczęły na was warczeć.

– Kim jesteście i co was sprowadza na terytoria wielkiego wodza Ullaka Sprawiedliwego! – Zawołał jeden z orków podchodząc bliżej. Tuż obok niego szła kapłanka. Szybko zauważyłaś, że kobieta była… dzikim elfem. A zatem uświadomiłaś sobie, że stoisz przed kapłanką Barayą, osobą, która otrzymała święcenia kapłańskie w najmłodszym wieku… szybciej nawet niż Dariel. Opowieści o jej wielkich umiejętnościach medycznych i bojowych zdołały nawet przedostać się przez step i dotrzeć do waszego klasztoru.

Wcale nie ucieszył mnie widok kapłana mojego boga, bo tylko przypominało mi to, że żeby przeżyć porwanie postępowałam niezgodnie z naukami zakonu.

- Jestem Marion, z zakonu Toriela. Przybywam wezwana na spotkanie z Cesarzem - odparłam, wychodząc odrobinę przed swoich towarzyszy. - Towarzyszą mi osoby, które wraz ze mną uciekły przed klanem dzikich elfów.

– A zatem misja ratunkowa agentko się powiodła. – Stwierdziła kapłanka w kierunku Drowki.

– Oczywiście kapłanko – Odparła dziewczynka z uśmiechem.

– Widzę jednak, że nie wykonałaś zadania z pełnym skupieniem na misji. Nie miałaś brać ze sobą, żadnych dodatkowych osób – Powiedziała chłodno. Zauważyłaś, że coś w zachowaniu Barayi jest nie tak… była zimna, nieobecna, a do drowki zwracała się jak do śmiecia.

– Moja wina, poniosę konsekwencje przed cesarzem kapłanko – Powiedziała nawet na chwilę nie tracąc uśmiechu.

Baraya nie poświęciła jej już żadnej uwagi, ale podeszła do ciebie.

– Gdzie twoje zakonne szaty i rynsztunek mniszko? – Zapytała prosto z mostu.

Od razu moje nastawienie do niej zrobiło się ostrożne i czujne. Coś mi podpowiadało, że muszę uważać na nią.
- Wraz z moimi braćmi już w obozowisku wojska cesarskiego - odpowiedziałam, o medalionie nie musiałam wspominać, bo wisiał on na mojej szyi. Choć był nadal brudny od krwi, z której nie miałam czasu go jeszcze oczyścić.

– Chodź ze mną, cesarz cię oczekuje, reszta z was może odejść – Powiedziała kobieta i odwróciła się na pięcie.

– Nie mamy ich wpuszczać? – Zapytał zaskoczony ork.

– Chwila… nie po to biegłem taki kawał, żebyś kazała mi sobie iść! – Oburzył się Falris. – Jesteśmy tacy sami, a ty znalazłaś schronienie wśród ludzi, więc i ja pragnę tego samego!

– Nie jesteśmy tacy sami… – Warknęła. – Nie mamy ze sobą nic wspólnego dzikusie… – Zobaczyłaś, jak kobieta zaciska pięści.

Druidka tylko się zaśmiała.

– Bez łaski, ja znam się z tutejszym wodzem, więc nie potrzebuję twojej zgody – Rzuciła półelfka.

Nie trzeba było mistrza dedukcji, żeby zauważyć, że kapłanką miała jakąś wielką urazę do swoich pobratymców skoro tak traktowała Falrisa.
- Spokojnie - rzuciłam do swoich towarzyszy. - Oni wszyscy są pod moją opieką, więc idą ze mną - powiedziałam do Barayi, nie ruszając się z miejsca. - Dołączą do pozostałych kapłanów z mojego
zakonu tak jak bardka, która niedawno tu przybyła - dodałam z naciskiem. - Osobiście będę się z tej decyzji tłumaczyć przed Cesarzem i moim bezpośrednim zwierzchnikiem Darielem.

– Róbcie co chcecie – Warknęła i ruszyła przed siebie.

– Wybacz jej. Jej przyjaciółka targnęła się na pozostałe jej przyjaciółki, a potem kapłanka sama ją zabiła… do tego ten incydent z jej starszą siostrą… – Powiedział jeden z rycerzy żeńskim głosem, podchodząc do was. Gdy zdjął hełm przekonałaś się, że to kobieta o krótkich czarnych włosach. – Naprawdę dużo złego się stało po drodze i kapłanka jest… – westchnęła. – Pewnie jesteście zmęczeni, wraz z naszymi przyjaciółmi ze stepu eskortujemy was do twierdzy. Nazywam się Lady Erina Galader. – Wyciągnęła do ciebie dłoń. – A to dowódca kohorty, Urdok. – Wskazała na orka. – Cieszymy się, że dotarliście bezpiecznie.

Zupełnie nie miałam pojęcia o czym mówi czarnowłosa tłumacząc Barayę, ale byłam zbyt zmęczona by prosić o wyjaśnienie. Byłam jednak pewna, że w obozie chcąc niechcąc i tak dowiemy się wszystkiego.
Przełożyłam włócznię do lewej ręki i uścisnęłam jej dłoń, po czym skinęłam głową orkowi.

- Na pewno nerwy wszystkich są w strzępkach - odpowiedziałam jej w przyjaznym tonie. - Byliśmy w ciągłej drodze od zmierzchu, jedyne czego teraz pragniemy to odpoczynku.

– Twierdza jest o godzinę drogi na południe. – Wskazała kierunek. – Zaraz rozdzielimy oddział i was eskortujemy.

Kobieta zawołała rycerzy i orków, a potem wraz Urdokiem zaczęli wydawać rozkazy. Szybko zorientowałaś się, że wszyscy wojownicy cesarstwa tutaj obecni to kobiety.

Zauważyłaś również, że Baraya trzyma się od wszystkich z daleka.

Po kilku chwilach zdecydowano, że Erina wraz z dwójką rycerzy i dwoma wojownikami orków, uda się z wami do twierdzy, a reszta będzie kontynuować patrol.

Nie minął nawet kwadrans, gdy znów wyruszyliście przed siebie. Erina szła obok ciebie i Falrisa, druidka wdała się w rozmowę z towarzyszącymi wam orkami a niziołka dalej spała na niedźwiedziu.

– Kiepsko wyglądasz… znaczy tak… – stwierdziła lady i spojrzała na ciebie wymownie.

Miałam ochotę złośliwie to skomentować, że sama byłaby w gorszym stanie po tym co ja przeszłam, ale powstrzymałam się.
- Doprowadzę się do porządku jak tylko będę miała ku temu okazję - odpowiedziałam na to.

– Aj… głupio powiedziałam, nie miałam tego na myśli… chodziło o to… a nie ważne. – Spojrzała na elfa. – A ty? Masz jakieś imię?

– Falris – odparł mężczyzna.

– Falris… ładna z was para, pasujecie do siebie – Rzuciła całkowicie bezmyślnie. – Cholera… co ja gadam.

Popatrzyłam na nią i z politowaniem pokręciłam głową, po czym posłałam elfowi spojrzenie w niemym przekazie by nie komentował tego.

– Wybacz… to taka moja przypadłość. Nie potrafię powstrzymać się aby mówić tego co myślę. Dlatego uchodziłam za zakałę całej mojej rodziny… Ojciec zawsze powtarzał, że nigdy nie znajdę męża jeśli będę tak działać… no ale żaden medyk nie zdołał mi pomóc. Więc jak cesarz pozwolił iść kobietom do woja, poszłam wierząc, że nauczę się dyscypliny, ale moja dowódczyni, niech bogowie mają ją w opiece, Pułkownik Urogala, będąca orkiem zamiast temperować moje gadulstwo i mówienie wszystkiego co mam w głowie, ceniła sobie moją szczerość… dlatego szybko awansowałam… a teraz po jej śmierci… – westchnęła. – To mnie generał mianowała jej następcą… więc jestem pułkownikiem… choć wciąż nie umiem dobrze wczuć się w rolę, bo jeszcze tydzień temu byłam majorem… – Gadała kobieta bez przerwy.

- Gratuluję awansu - odparłam zdawkowo, siląc się na uprzejmość. Byłam już tak zmęczona, że idąc zaczynałam podpierać się na włóczni. Obawiałam się jednak, że gdy dotrzemy na miejsce to nie będzie mi dane pójść spać, tylko będę się musiała tłumaczyć z tego, że przeżyłam. Znaczy z tego "jak" przeżyłam porwanie przez dzikie elfy. Chyba powinnam była wcześniej uprzedzić Falrisa by nie opowiadał o tym co tam zaszło... Ale już było za późno na ustalanie wspólnej wersji.

– Przepraszam… – Wtrącił się Falris. – Uciekaliśmy przed dyszącym nam w karki, pełnym wściekłych wojowników plemieniem… sądzę, że moja towarzyszka jest zbyt zmęczona aby móc w pełni zaangażować się w konwersację.

– Na bogów… – Powiedziała Erina. – Najmocniej przepraszam… powinnam się była zamknąć i pomyśleć o tym. Dagrelu… – Zwróciła się do jednego z orków. Rosłego olbrzyma o wyjątkowo łagodnych oczach. – ... może zechciałbyś ponieść mniszkę Marion…

– Z rozkoszą wesprę tą, która służy bogom – Rzucił i nim zdążyłaś cokolwiek zrobić posadził cię sobie na plecach… a ty poczułaś się jak małe dziecko. Zapewne zdążyłabyś umknąć mu… gdyby nie potworne zmęczenie.

Reagowałam z opóźnieniem. Ale w końcu zareagowałam.
- Puść mnie natychmiast ! - oburzyłam się i zaczęłam wiercić, żeby postawił mnie z powrotem na ziemię.

– Coś nie tak? Jest ci niewygodnie? – Zapytał ork łagodnie.

- Postaw mnie z powrotem na ziemię! - złościłam się dalej.

– Czy mogłabyś się zamknąć? – Zapytała nagle druidka. – Ledwo szłaś, widziałam jak trzęsły ci się kolana. Jak możesz choć trochę odpocząć to z tego skorzystaj, bo nie wiesz czy za godzinę nie będziesz znów musiała działać z pełnią sił. Więc moja rada jest, żebyś schowała dumę w buty, których nie masz i grzecznie z pokorą, godną mniszki skorzystała z pomocy, której ci udzielono.

- Dam radę o własnych siłach iść! - nie odpuszczałam, ale tym razem zaczęłam szukać sposobu, żeby samej się oswobodzić. - Do cholery, poradziłam sobie sama po porwaniu to teraz dam radę. Już lepiej zrobić postój, żeby resztą odpoczęła, chyba że jeszcze zamierzacie nieść Jedynkę i Farlisa, co? *

– Nie ma problemu. – Zawołał drugi z orków i chwycił elfa.

Falris krzyknął zaskoczony ale zaraz znalazł się na twojej wysokości. Mała drowka natomiast nie czekała na niczyją reakcję, ale sama wskoczyła na plecy pani pułkownik.

– O bogowie… jaka ty jesteś lekka… – Zdziwiła się kobieta. – Czy ty na pewno dobrze się odżywiasz?

– Nie. Mam specjalnie przygotowaną dietę, która ma utrzymywać mnie w stanie ciągłego niedożywienia w pewnych zakresach, abym wcale nie tyła oraz, żeby moje mięśnie rozwijały się tylko do pewnego rozmiaru a szkielet był lekki. Jest to dieta opracowana przez wielką alchemik królestwa mrocznych elfów. To wraz z ciągłym treningiem czyni mnie tak lekką i zwinną. – Uśmiechnęła się. – Gdybyś mogła mnie złapać, połamałabyś mi kości we własnych dłoniach… dlatego muszę być zawsze nieuchwytna.

– Na bogów… to przecież straszne…

– I teraz przez ciebie i mnie niosą – Rzucił Falris z uśmiechem.

Tego się nie spodziewałam.
- Wspaniale - sarknęłam. - Teraz wszyscy będą równie zmęczeni i osłabieni na wypadek ataku - burknęłam, niezadowolona z rozwoju wypadków. Przestałam się szarpać widząc, że niczego nie wskóram.

– Jakiego ataku, mniszko? – Rzucił ork, który cię niósł. – To ziemie jednego z sześciu wielkich wodzów. Nawet krwawe znamię i Kościane włócznie się tu nie zapuszczają.

– On ma rację, dlatego Cesarz wybrał tą twierdzę na przystanek w podróży i miejsce odpoczynku dla armii. – Wyjaśniła jedna z towarzyszących wam rycerzy.

- To ona zaczęła gadać o byciu w gotowości - wskazałam na Druidkę.

– Nie walkę miałam na myśli… Jak dobrze widzę mamy tu wojsko cesarskie i zapewne właśnie na spotkanie z wojskiem idziesz – Spojrzała na ciebie. – Więc wnioskuję, że czegoś będą od ciebie chcieć.

- Nie z wojskiem... - mruknęłam i pokręciłam głową.

– A zatem, wnosząc z wypowiedzi pani wojskowej… z samym cesarzem – Zaśmiała się. – Chyba tym bardziej nie powinnaś wyglądać jak stara szmata przytargana przez wagra, gdy przed nim staniesz – dodała.

- Na to już i tak za późno - westchnęłam. W spoczynku i bez stresu związanego z możliwym pościgiem, zaczynałam odczuwać coraz mocniej zmęczenie mięśni. Czułam się dokładnie jak ta wspomniana przez Druidkę szmata.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline