Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2020, 00:04   #36
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Gdy tylko bibliotekarz zorientował się, że język Ohlone to nie zwykłe piktogramy, a nawet nie jednolity zbiór znaków, a raczej forma wizualizacji idei, nie tracił więcej czasu. Wyciągnął z walizki arkusz papieru i sporządził trochę notatek dokumentując najważniejsze informacje, a następnie wyciągnął z dziennika kartkę zapisaną w tajemniczym języku i z namaszczeniem ją rozłożywszy przed sobą na jednej ze stron książki, zaczął starannie przepisywać na arkusz papieru nieznaną inskrypcję. Czynił to starannie i powoli z kilku względów. Trzech mianowicie. Pierwszy był taki, że nie chciał niczego przekręcić przez niedbalstwo. Drugi był taki, że z czysto akademickich względów pragnął wczuć się nieco w ten język i człowieka, który go stosował. Odtworzyć nie tylko treść, ale i ideę. W końcu trzecia… Nieznośny pan Abreu w sposób wybitnie niegrzeczny zwyczajnie gapił się na niego jakby Samuel o niczym nie pragnął jak tylko uszkodzić książkę. Ciekaw był, czy jego uwaga pozwoli mu dostrzec zapewne własność muzeum Misji i co z tym zrobi.

Nie zrobił nic. Tylko nadal kontrolnie zerkał na Samuela jakby pracownik uniwersytecki miał zaraz zacząć gryzmolić po książce, lub rwać z niej kartki. Co zaś się tyczyło samego przepisania, udało się ono kustoszowi choć przyznać musiał, że było żmudniejsze niż podejrzewał. Jednocześnie utwierdził się też w przekonaniu, że symbole na kartce nie miały niczego wspólnego z tymi jakie widniały w książce użyczonej przez pana Abreu. Zatem nie Ohlone.

Ostatecznie wstał od biurka czując narastający w nim głód i zatrzymał się na chwilę czując że uczynił to nieco zbyt gwałtownie i przed oczami mignęły mu czarne mroczki uderzającej do głowy krwi. Uspokoiwszy błędnik wziął kartkę z dziennika i skierował się do kolegi po fachu.
- Panie Abreu - odchrząknął - Poszukując zaginionego brata, znalazłem się w posiadaniu takiej oto strony.
Tu pokazał bibliotekarzowi kartkę.
- Widnieje na niej znak graficzny Muzeum Misji. Czy jest mi pan w stanie powiedzieć coś więcej o jej pochodzeniu i znaczeniu?
Kustosz zwrócił uwagę na trzymaną w ręku Samuela kartkę i delikatnie obrócił ją w dłoniach.
- Richard Gattis….- Powiedział cicho Malcolm. - Przepraszam dopiero teraz powiązałem pana z Richardem. Tak, to pochodzi z jednej z naszych książek. Nie wiedziałem że Richard zaginął myślałem że nadal szuka tej swojej wyspy. - Przyznał kustosz siadając na drugim krześle przy stoliku.
- To, że zaginął panie Abreu - powiedział powoli Samuel. Nie był jeszcze pewien co myśleć o słowach kustosza i tym, że tak szybko przytoczył imię brata - Nie oznacza przecież, że już nie szuka. Odnalazł się za to rankiem na plaży jego opuszczony jacht. W popołudniówce zapewne o tym napiszą. Czy umie pan powiedzieć o czym traktuje ta kartka? I z jakiej książki została wydarta? I o jakiej wyspie pan mówi?
- Och zaginął? - Kustosz wydawał się poruszony tą wiadomością. Jego oczy skierowały się na szlaczki na pokazanej kartce. - Mhmm nie. Znaczy na pewno nie powiem panu tego z głowy. Jeśli zostawi mi pan kartkę mogę znaleźć książkę z której Richard ją wyrwał i może przetłumaczyć. Niech pan wróci do mnie jutro ...powiedzmy koło 16. - Zaproponował Malcolm spoglądając na bibliotekarza.
- Proszę mi wybaczyć panie Abreu, ale do jutra do 16 chciałbym się jeszcze tej kartce przyjrzeć. Przyjdę jutro i oddam ją panu. Tymczasem zostawiłbym panu przepisaną inskrypcję. Czy możemy się tak umówić?
Co rzekłszy Samuel podał kustoszowi swój rękopis.
- Wspomniał pan jednak wyspę. I jak dobrze zrozumiałem, Richard był u pana częstym gościem… Czy byłby pan łaskaw te dwa tematy rozwinąć?
- Panie Gattis, … Pana brat czerpał z naszych zasobów w swoich poszukiwaniach. Był też hojnym filantropem i nie raz przekazywał muzeum pieniądze. Dlatego my też nie mieliśmy problemu by wspomóc jego wyprawę. Chodziło o zaginioną wyspę, mogły się na niej znajdować artefakty zaginionej cywilizacji Ohlone. - Kustosz wyjaśnił swoje powiązania z milionerem. Wzajemne wspieranie się finansowe pewnych organizacji z wpływowymi ludźmi nie było wcale takie tajemnicze. Zwłaszcza że miało sens jeśli Richard sfiksował swoje zainteresowania w bycie odkrywcą.
- Co do tej kartki…..jest to pewien precedens. Karta należy o muzeum i wydaje mi się że została od nas zabrana nielegalnie. Choć sytuacja wydaje się też niestandardowa. - Kustosz zmarszczył czoło, długo myślał w ciszy. W końcu podał ‘oryginalną’ kartkę Samuelowi. - Liczę na pana uczciwość i skrupulatność jako bibliotekarza, że nie wyrządzi pan więcej zniszczeń do tego egzemplarza niż pana brat. Proszę zatrzymać sobie kopie, muzeum na nic się nie przyda i wyglądałaby dziwnie w oryginale książki.
Samuel uśmiechnął się pierwszy raz podczas rozmowy szczerze rozbawiony nieporozumieniem.
- Myślałem raczej, że zostawię panu kopię wyłącznie w celu odnalezienia właściwej książki.
Czuł się też zaintrygowany. Jednak Ohlone? Na wyspie? Przy zachodnim wybrzeżu w szerokości San Fransisco nie było wysp. Richard bez dwóch zdań oszalał. A jednak załogę zdołał zebrać. I z dziennika wynikało, że przynajmniej po części zorientowaną w celu podróży…
- Zapomnijmy o tej kopii - postanowił ostatecznie zwracając oryginał kustoszowi. - Przyjdę jutro po 16.
Co rzekłszy zabrał kopię i zaczął pakować swoje rzeczy.
- Do jutra panie Gattis. - Kustosz odprowadził go do drzwi budynku.

Drogę powrotną do domu Samuel pokonał piechotą zahaczając po drodze o bar gdzie kupił sobie zupę i piwo. Siedział tam być może nieco dłużej niż zwykł przesiadywać w barach, ale miało to na celu wyłącznie poczekanie na sprzedaż pierwszych gazet popołudniowych. Nabył numer bieżącego kuriera i powędrował powolnym spacerkiem do domu gdzie znalazł się kilka minut po 17 i zamierzał poświęcić wątpliwej lekturze. Poza tym zamierzał wyciąć stosowne wypociny w temacie Eonu i wkleić je do swojego zeszytu z dodatkowym zanotowaniem nazwisk i dat. Tam też wkleił kopię kartki i spisał dziennik kapitański Richarda ponownie rozpatrując poszczególne wpisy, które z każdym kolejnym traciły na logiczności. Miał się już zabrać za cofnięcie się wstecz w historii żeglugi Eonu gdy rozbrzmiał telefon, a w nim znajomy i niepozbawiony nuty histerii ton głosu bratanicy.

- Witaj Nathalie - Samuel swoim zwyczajem odpowiedział przez telefon powoli i z opóźnieniem - Złożyłem wizytę w Muzeum Misji. Pan Malcolm Abreu jest tam kustoszem. Nie znałem go wcześniej. Potwierdził, że twój ojciec Nathalie jest hojnym darczyńcą na rzecz muzeum. I gościem. Zapewne wyrwał tę kartkę z jednej z książek. Pan Abreu ma do jutra ustalić z której. Zaprasza po 16.

- Będę na uczelni. Poszukam jeszcze u siebie czegoś o… tej kartce - odpowiedział Samuel. Po głosie nie dało się wyczuć, czy wziął sobie do serca jej rozczarowanie, czy nie - Jeszcze jedna rzecz Nathalie. Czy kontaktował się z Tobą prawnik Richarda?

- Nie, nie ma dowodów - przyznał - Ale mógł zostawić na zaistniałą okoliczność instrukcje swojemu prawnikowi. Może jakąś wiadomość do Ciebie. Ja bym tak zrobił. Coś co nam więcej powie, co się mogło stać na Eonie. Jeśli prawnik jeszcze tego nie zrobił, zrób to Ty. Rozumiesz mnie? Nathalie?
W słuchawce telefonu dało się słyszeć pociąganie nosem.

- Dobrze - odparł Samuel - Dobrze - powtórzył - Zobaczymy się jutro.

Pobębnił chwilę palcami o blat biurka, a potem wrócił do lektury. W planach na dziś miał poczytanie dziennika kapitańskiego Richarda celem poszukania wcześniejszych prób odnalezienia owej wyspy. Albo chociaż ustalenia gdzie indziej Richard mógł pływać i gdzie cumował. A na zajutrz planował stawić się w pracy i wyjaśnić swoją dzisiejszą nieobecność. Choć po tym jak dzisiejszego wieczoru gruchnie wieść o statku widmo to nie będzie już musiał niczego wyjaśniać. Trzecią w końcu sprawą, którą chciał jutro poruszyć będzie sprawdzenie biblioteki uniwersyteckiej pod kątem dzienników żeglarskich i relacji z czasów misji. Takie pozycje powinny być nieliczne. Postanowił też przejrzeć geografię wschodniego Pacyfiku i poszukać wysp w okolicy Kalifornii, o których wzmiankowanoby że zamieszkiwali je Ohlone.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline