Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2020, 20:40   #3
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Pukanie do drzwi było dyskretne. Nienachalne. Znaczy – takie powinno się wydawać osobie, która za drzwiami przebywała. Ścisłej – przebywała z drugiej strony niż osoba pukająca.

W środku.

(Choć technicznie rzecz biorąc, obydwie osoby, i ta pukająca , i ta , nazwijmy to, pukana, [czyli inaczej adresat pukania] też znajdowali się w środku czegoś. Placówki. Miasta. Życia. Zależy, jak patrzeć).

Pukanie nieco się wzmogło, tylko po to, aby drzwi mogły się otworzyć i wpuścić do środka drobną dziewczynę, o krótkich , ciemnych włosach. W dużych oczach była determinacja. I to głębokie przekonanie o własnej mądrości i sprawczości, które cechuje młodych lekarzy. Takich, którzy zdążyli już nieco liznąć zawodu. Odnieść kilka sukcesów (lub czegoś, co z braku doświadczenia brali za sukces). I nabrać przekonania, że są naprawdę zajebiści w tym, co robią.

- Panie naczelniku – w głosie Harleen była tylko niezbędna doza szacunku. Niezbędna do tego, aby wytłumaczyć wtargnięcie bez zaproszenia. – Myślę, że pacjent zdążył nabrać do mnie zaufania. To świetnie rokuje. Kiedy mogę zacząć terapię? – zalała mężczyznę potokiem słów. – Myślę, że jak tylko go poskładają… Dziś? Za półtorej godziny? Nie mam na dziś innych zadań… Czyli mam pana zgodę, dziękuję.
Uśmiechnęła się i skierowała do wyjścia.

Jeremiah zaczął wracać z krainy ponurych rozmyślań. Ściągnął okulary, przetarł je założył z powrotem po czym zwrócił do lekarki poirytowany.
- Proszę zaczekać. Jaką terapię? O którym pacjencie pani mówi!? Bo chyba nie o Jokerze? Niby kiedy zdobyła pani jego zaufanie? – Arkham zalał dr. Quinzel serią agresywnych pytań.

Obróciła się energicznie na pięcie i usiadła na krześle obok jego biurka. Dociągnęła sobie je tak, żeby blat stołu nie oddzielał jej od ordynatora. Pochyliła się w jego stronę. Ich twarze dzieliło teraz nie więcej niż 30 cm.
- Pan też to zauważył, prawda? Wiedziałam, ze takiemu specjaliście jak pan, to nie umknie… nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. – wypaliła dumnie
Arkham był człowiekiem pozbawionym poczucia humoru. Patrzył na lekarkę z miną, która mogłaby zgasić entuzjazm nawet największego zapaleńca.
Na Harleen jego wzrok nie zrobił jednak większego wrażenia. Pochyliła się jeszcze nieco do przodu.
- Kontakt wzrokowy? I niby co miał ten kontakt pani zdaniem oznaczać? – dociekał psychiatra.
- Niesamowite, prawda? - w zaaferowaniu dotknęła kolana mężczyzny. - Wybrał mnie! Jestem przekonana, ze pod ta maską błazna , klauna siedzi wrażliwy mężczyzna. Głęboko skrzywdzony. Jeśli odkryję źródło jego traum - a wydaje się zapraszać mnie do swojego świata - będę mogła mu pomóc. W tym wzroku była prośba o pomoc, jestem tego pewna. - wyprostowała się na krześle. - Nie będzie miał pan nic przeciwko temu, jeśli moim superwizorem w tej sprawie zostanie profesor Hendry? Oczywiście, znam drogę służbową, ale trudno mi byłoby teraz zmieniać superwizora.

Lekarz przez chwilę milczał, przecierając chusteczką okulary. Miał Harleen za irytującą osóbkę a jej beztroska i naiwność, aż prosiły się o mocną i dosadną reprymendę. Powstrzymał się jednak i zaczął cierpliwie tłumaczyć.
- Rozumiem do czego zmierza ta rozmowa. Nasz pacjent… Joker…- Arkham nie cierpiał używać pseudonimów pacjentów, jednak klaun nigdy nikomu nie wyjawił swojej prawdziwej tożsamości – W naszym naukowym światku, jak wy to młodzi mawiacie jest celebrytą. Ja osobiście wolę określenie święty Grall. Codziennie dostaję wiadomości z Genewy, Oxfordu, Sorbony. Najwięksi akademicy w Europie i Stanach przebierają nóżkami żeby zmierzyć się z jego przypadkiem. Każdemu z osobna tłumaczę, to co powiem teraz pani. Jokera nie da się wyleczyć. Nie działa na niego farmakologia, psychoterapia, hipnoza, ani elektrowstrząsy. Przez ostatnie lata próbowaliśmy wszystkiego. A siedzi tu dlatego, że jest całkowicie obłąkany i nie można go skazać na elektryczne krzesło. To miejsce, w jego przypadku, nie jest lecznicą, lecz więzieniem. Jeśli zacznie pani terapię z tym człowiekiem, to za trzy miesiące, gwarantuję, złoży pani wymówienie. Żaden z naszych nowych lekarzy, nie wytrzymał z nim dłużej niż trzy miesiące.

W dużych oczach dziewczyn, powiększonych jeszcze przez szkła okularów, pojawiło się zdziwienie. I zaciekawienie.
- Jocer… Joker, tak? – upewniła się. – On już był leczony? Mogę zobaczyć dokumentację? Skąd wiadomo, że jego zaburzenia mają charakter organiczny? Są skany mózgu? Rezonans? – dopytywała. – No i przede wszystkim: skoro jest szaleńcem, nieuleczalnym, to czemu go wypuszczacie ?!

Naczelnik nie był pewien czy ta młoda kobieta, jest całkowicie oderwana od rzeczywistości czy się z nim drażni i z niego kpi.
- Powtarzam pani, próbowaliśmy WSZYSTKIEGO – odpowiedział Arkham – Rezonans nie wykazał żadnych niepokojących zmian, guzów, krwiaków, żadnej większej nadaktywności poszczególnych płatów. Ostatnie pytanie, rozumiem, to jakiś żart, którego nie za bardzo szczerze mówiąc rozumiem
- Osoba nieuleczalnie chora nie powinna opuszczać placówki. Czyż nie? - w zielonych oczach nie było kpiny ani rozbawienia.

Arkham poczerwieniał. Nie miał dowodów, że ta dziewucha z niego kpi, to niemożliwe jednak by nie czytała gazet, nie oglądała telewizji. Chciała go zmusić, żeby się przyznał do błędu. Do tego, że system bezpieczeństwa zawiódł a klaun kolejny raz zrobił z niego durnia. O ile przed chwilą nie pamiętał nawet imienia tej irytującej osóbki, tak teraz budziła się w nim chęć ukarania doktor Quinzel. Nie lubił się pastwić nad personelem, jeśli nie było to konieczne, ale to ona go pierwsza sprowokowała. Naczelnik wiedział, że nie ma dotkliwszej kary dla młodego, pełnego zapału i pasji lekarza niż oddanie w jego ręce beznadziejnego przypadku. A Joker był przypadkiem najgorszym z najgorszych.
- Wie pani co? Chyba jednak mnie pani przekonała. Może rzeczywiście pacjent nawiązał z panią kontakt wzrokowy. Może dostrzegła pani coś, co przeoczyłem ja, doktor Strange i doktor Zajcev? Przyda nam się osoba, która spojrzy na sprawę świeżym okiem. Każę pani za chwilę przekazać dokumentację pacjenta. Superwizorem zostanie profesor Hendry, jednak chciałbym na bieżąco być informowany o postępach terapii.

Harleen aż zatkało. Coś było w głosie ordynatora.. . Sprawa wydała się jej podejrzana, na tyle, aby wzbudzić pewne skojarzenia. Nie miała telewizora, czytała właściwie tylko sprawozdania z badań naukowych, ale nie była kompletnie oderwana od rzeczywistości.
- Ale.. - zachłysnęła się prawie . - Ale że to jest TEN Joker? - zapytała, bez tchu. - Sądziłam, że to kopista… Wyglądał tak prawdziwie, nie sądziłam… Znaczy sądziłam, że użył charakteryzacji, wygląda aż za prawdziwie, jeśli pan rozumie, o czym mówię.
- Tak, to prawdziwy Joker
– westchnął Arkham – Przez cały czas to pani przecież tłumaczę. Wiem, że psychiatrzy bywają rozkojarzeni, ale radzę się wziąć w garść doktor Quinzel. Wystarczy, że raz się pani zapomni, zostawi długopis lub ołówek w jego celi….Kaftan bezpieczeństwa nie jest dla niego żadną przeszkodą. Proszę potraktować moje ostrzeżenia bardzo poważnie. To nie jest zabawa.
Psychiatra wstał z fotela i podszedł do drzwi. Otworzył je dając lekarce do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
- Gratuluję. Od dzisiaj Joker to pani pacjent. Minie trochę czasu zanim dojdzie do siebie, więc w międzyczasie może się pani zająć Jervisem Tetchem.
- O.. oczywiście.
- wyjąkała lekarka i wyszła.

Czuła, że potrzebuje zapalić.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline