Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2020, 20:37   #531
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Widzę - powiedział Kirill. - Zazwyczaj jak ludzie siwieją, to nie ma już dla nich ratunku. Prasert przywraca mu młodość.
Zamilkł na chwilę.
- To chyba nie był bardzo zabawny żart - mruknął. - Jestem wykończony - westchnął.
Privat robił delikatne, niezbyt nachalne rzeczy, które miały sprawić, żeby w oczach Joakima był jeszcze bardziej atrakcyjny. Prężył się tak, aby uwidocznić mięśnie brzucha, lekko rozchylał wargi, spoglądał na niego przez przymrużone oczy, nieznacznie poruszał miednicą zgodnie z rytmem Joakima.
- Przypomina mi trochę czarną wdowę - mruknął Kirill do Alice. - Znajdzie męża, zrobi mu dobrze, zabierze jego pieniądze, zabije go i odejdzie do następnego.
- Że który? - zapytała skonsternowana Alice. Obaj mieli ciemne, czarne włosy i aurę tego typu.
- To chyba też miał być żart… - zażartowała. Westchnęła i pogłaskała go po ramieniu.
- Przynajmniej my mamy czyste, nieskalane serca - Kirill mruknął i uśmiechnął się lekko. - Joakim uprawia seks dla przyjemności. Dla Praserta to natomiast instrument, żeby osiągnąć to, czego pragnie.
Privat przesunął wzrok na nich.
- Zdajecie sobie sprawę, że jesteście tylko metr dalej od nas, prawda? - zapytał.
W jego mniemaniu Alice i Kirill zachowywali się trochę tak, jak gdyby byli w domu i oglądali pornosa na ekranie telewizora, komentując. Słyszał każde ich słowo! Joakim pewnie też, ale dla niego liczyło się to, że Prasert mu dawał, a on mógł go brać.
- O patrz… Jeden odzyskał słuch… - zażartowała Harper. Zerknęła na Privata. Potem zerknęła na Joakima i na to jak w niego wjeżdżał.
- W życiu nie widziałam porno w internecie… Teraz nadal nie będę musiała… Mam was… - oznajmiła i parsknęła.
Kirill zrobił minę sugerującą, że nie do końca wie, jak się do tego ustosunkować. Pomyślał, że tak właściwie wcześniej zrobił dla niej spektakl, biorąc Joakima. Rzeczywiście, Alice miała trochę racji. Joakim natomiast lekko przyspieszył i po chwili doszedł. Wyszedł z Praserta i opadł na niego. Przytulił się do niego. Privat uśmiechnął się lekko i pogładził go po włosach.
- Dobry pies - powiedział. - Dobry, dobry pies.
Joakim otworzył oczy. Akurat znajdował się w takiej pozycji, że patrzył prosto na Alice i Kirilla. Milczał przez chwilę, po czym zaszczekał. Nie był w nastroju, żeby się obrażać za takie porównania.
To sprawiło, że Alice poczuła się zazdrosna… Tylko nie była pewna czy o Joakima, czy o Praserta, czy o nich obu. Szczekający Dahl… Oraz fakt, że brał ją wcześniej od tyłu, w jakiej pozycji ją stawiał? Suki? Alice aż zadrżała wyrzucając takie skojarzenie. Zamknęła na moment oczy.
- Czy ktoś wie gdzie jesteśmy? - zapytała wreszcie.
- Czy mamy nastrój teraz na myślenie i eksplorację? - jęknął Kirill. - Chciałbym wrócić do domu i spać przez jakiś tydzień.
- Dzisiaj już było dość eksploracji - uśmiechnął się lekko Joakim.
Prasert lekko zadrżał. Energia Alice była bardzo łatwo przyswajalna. Natomiast ta Joakima zdawała się kompletnie inna. Poczuł lekkie nudności i zawroty głowy, jednak trzymał się jakoś. Zastanawiał się, co zrobi z esencją śmierci. Nie chciał nikogo przypadkiem zabić, wypuszczając w świat szczególnie toksyczny rój owadów, czy coś w tym stylu. Może będzie mógł utkać z siły Aliotha miotacza ognia dla Nagi? Albo wyrzutnie atramentu dla Agana, czy coś w tym stylu? To było dość ekscytujące.
- A masz jakiś pomysł? - Kirill zapytał Alice. - W sensie, gdzie jesteśmy.
- Nie mam pojęcia… Ale nim się tu znalazłam, widziałam tarczę z wyrysowanym Wielkim Wozem i rozpalonymi na niej naszymi gwiazdami - zauważyła.
- Ciekawe - mruknął Kaverin.
Joakim zwalił się na bok. Teraz leżał obok Praserta. Kirill puścił Alice i również położył się. Miał wrażenie, że każdy centymetr jego ciała był nadwrażliwy.
- Może to jakaś wspólna sfera w Iterze - zaproponował. - Każdy z nas ma swoją własną, może też mamy jedną wspólną. Czy to nie ekscytujące…? - zapytał niezbyt podekscytowanym tonem.
- Chyba na jeden dzień mamy już wszyscy dość ekscytacji - zaśmiał się Dahl.
- Tak… Teraz dla zrównoważenia, przynajmniej pół miesiąca musimy być wszyscy super poważni i powściągliwi… - zażartowała. Zerknęła przy tym na Joakima i Praserta, ciekawa ich reakcji. Tak właściwie… Kirill z tak piękną dziewczyną też mógł mieć to za wyzwanie.
- Tak sobie myślę, że zdradziłem moją dziewczynę i nawet nie wiem, jak to się zdarzyło - mruknął Kaverin. - Skoro nie miało to miejsce na Ziemi, to może nie wydarzyło się naprawdę? - zaproponował lekko nieśmiałym, słabym głosem.
Joakim zaśmiał się.
- Jesteś księdzem, przecież nie możesz mieć dziewczyny - zażartował. Nie wiedział, kiedy Kirill zrobił się taki zabawny.
Kaverin zagryzł wargę. Joakim to zauważył i przesunął wzrok na Alice. Miał w oczach znaki zapytania.
- Nie patrz tak na mnie… Niech sam ci powie… Też się dopiero dowiedziałam… Niedawno - powiedziała powoli.
Joakim zamilkł i trochę posmutniał, choć nie było to widoczne na pierwszy rzut oka. Uświadomił sobie, że to były rozkoszne chwile… ale niczym chwile… dobiegły końca. Zaraz wrócą do swoich żyć. Kirill w ramiona jakiejś dziewczyny, Alice ruszy do Trafford Park, Praserta nie zobaczy przez kilka miesięcy… zresztą po co mieliby się widzieć, ledwo co się znali… A na niego czekała Antarktyda oraz Alicia. Czuł się trochę tak, jak dziecko podczas ostatniego dnia wakacji. Tuż przed powrotem do znienawidzonej szkoły. Cała magia zaraz pryśnie.
- Było całkiem miło. Dziękuję wam za to spotkanie - powiedział.
Alice zauważyła jego pogorszenie nastroju. Może nie miał go wprost wypisanego na twarzy, ale była wyczulona na takie rzeczy. Przechyliła się w jego stronę.
- Joakimie… - powiedziała cicho. Nie po to by zwrócić na siebie jego uwagę, albo coś mu przekazać w dalszej części wypowiedzi. Chciała go wesprzeć i właśnie po to zmusiła się do podniesienia do siadu i pogłaskała go po ramieniu. Czule.
Dahl usiadł i obrócił się do niej bokiem. Nie chciał zrobić się emocjonalny, bo to by go zawstydziło. Czuł smutek, że to się skończyło, ale też dzikie szczęście, że w ogóle się wydarzyło. Nigdy nie sądził, że przeżyje coś takiego z nią i Kirillem, a Prasert okazał się wspaniałym deserem.
- Przepraszam, sam nie wiem, co mam czuć - mruknął. - To dużo. To, co się tu wydarzyło. Nawet dla mnie. Będę musiał to sobie ułożyć w głowie.
Alice trochę go rozumiała.
- Pewnie musisz znów wyjechać prawda? - zagadnęła go. Domyślała się, że nie zostanie w Petersburgu na długo i pewnie stąd mógł być jego nastrój, który się pogorszył.
- Tak. Niestety. Ale wrócę. Tak myślę.
Kirill zagryzł wargę.
- Nie chcę psuć nastroju, ale zdajecie sobie sprawę, że wasza dwójka jest na skraju śmierci, prawda? Może już nie żyjecie. Nie ma sensu martwić się przyszłością, jeśli może być już po teraźniejszości.
Prasert roześmiał się.
- Lubię go. Cholera, lubię go - rzekł, i przetoczył się na brzuch. Sam czuł się zmęczony. Tak właściwie nie dotarła do niego wiadomość Kaverina. Rozśmieszył go sam ton i timing.
- Co masz na myśli, że jesteśmy na skraju śmierci? - zapytała. Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, ale kompletnie nie mogła do niczego w tej kwestii dojść. Ostatnie co pamiętała to Camille i pustynia, ale to też było raczej w innym wymiarze, a wcześniej, to Joakim w sypialni Kirilla… zmarszczyła brwi.
- Ech… - mruknął Kaverin. - Bo widzisz… - zaczął, ale zamarł nagle. - Co… co się dzieje… z tobą? Wszystko w porządku, Alice?
Rzeczywiście, Harper zaczęła odczuwać dziwne skurcze brzucha… Potem nadszedł ból. Wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł silny, elektryczny prąd. Nie było w nim nic przyjemnego.
- Alice? - Joakim zwrócił na nią wzrok. - Alice?!
Prasert nie wiedział, co się dzieje. Również usiadł. To wszystko przypominało sen szaleńca…
Harper przytknęła dłonie do podbrzusza. Spojrzała w dół. Zrobiła się cała blada.
- Boli… - wysapała. Wystraszyła się. Czy w tej sferze coś mogło stać się z jej dzieckiem? Pomyślała o klątwie, którą na nią rzucono. Wzdrygnęła się cała, ale nim znowu coś powiedziała nadszedł kolejny skurcz bólu i cała aż się skuliła.
Kirill pojawił się po jej lewej stronie. Chwycił ją za rękę. Joakim natomiast złapał ją za prawą dłoń. Prasert czuł się niepewnie i zajął miejsce niedaleko nóg kobiety. Niezręcznie chwycił ją za stopę, po czym puścił.
- Co się stało? - zapytał Dahl.
Alice poczuła wilgoć spływającą jej po udach. Dziwny płyn wydobywał się z jej dróg rodnych. Był różowy, jakby podbarwiony krwią. Privat wyciągnął dłoń i dotknął go opuszkami palców. Spojrzał na nie. Czy to był… brokat? Chyba nie, ale niepokojąca wydzielina rzeczywiście błyszczała i się mieniła.
- Boże… Chyba umrę… - wysapała pomiędzy skurczami. Czuła się fatalnie. I panicznie się bała. Nie chciała, żeby okazało się, że ingerencje wszystkich Gwiazd w jej organizm jakoś wpłynęły na jej ciążę.
- Ono żyje? Żyje, prawda?! - zawołała panikując i teraz spojrzała na Praserta, jakby był wyrocznią w temacie życia. Właściwie… Był najlepszą.
Widziała w oczach Privata niepewność.
- To dość skomplikowane - powiedział. - Widzisz, przeniosły się tutaj wszystkie Gwiazdy, ale to dziecko… nie jest Gwiazdą. Pewnie zostało w twoim ciele. W sensie na Ziemi… Tutaj go nie poronisz.
A jednak coś wypływało z Harper. I wtedy przeszedł przez jej ciało bolesny, niemożliwy do opanowania skurcz.
Alice zrobiło się aż biało przed oczami i krzyknęła, a potem głos uwiązł jej w gardle kiedy po prostu z bólu zabrakło jej tchu. Cała aż zadrżała z bólu. Zapłakała. Wbijała paznokcie w rękę Kirilla i Joakima. Nawet nie wiedziała jak mocno.
- Rozszerz nogi! - krzyknął Prasert.
Chwycił ją za kolana i tak właściwie sam to zrobił.
- Przyj! - krzyknął. - No dalej! Widzę… widzę coś… - zawiesił głos.
Rzeczywiście, pomiędzy udami Alice pojawiło się coś, czego wcześniej nie było. Wychodziło z jej pochwy, rozpychając ją. Ona… rodziła. Ale co takiego?
Rudowłosa była w szoku, ale wzięła trzy głębokie wdechy, po czym wedle zalecenia Praserta, zaczęła przeć. Co tylko sprawiło jej więcej bólu. To wydarło z jej piersi krzyk. Nie wiedziała co ma robić z rękami i nogami, chciała kopać, ale z drugiej strony bała się, że ruch tylko pogorszy ból więc kuliła palce u stóp, ale puściła nieco palce, by nie podrapać mężczyzn do krwi.
- Widzę… widzę główkę! - krzyknął Prasert. - To chyba główka - mruknął ciszej. - Och tak, to na pewno główka! Ale czego…? - zmarszczył brwi.
- Czy to się dzieje naprawdę? - Joakim zapytał Kirilla.
Ten zerknął na niego i wzruszył ramionami. Chyba na tym etapie był w stanie zaakceptować wszystko. Harper rodząca znienacka było tylko kolejnym punktem na liście wydarzeń tego dnia.
- Wyskoczył! - krzyknął Privat i schylił się. Wziął dzieciątko w ręce. - Chcesz zobaczyć, mamusiu? - zapytał.
Uśmiechał się, więc chyba nie urodziła antychrysta.
Alice była oszołomiona. Cała spocona i zmęczona.
- Daj… - poprosiła mimo wszystko podnosząc ręce i próbując się podnieść do siadu, ale nie miała siły. Piszczało jej w uszach.
Prasert wstał, ale wtedy stworzenie wymsknęło mu się z rąk. Upadło.
- Oj… - jęknął. - Och, wszystko w porządku. Otrzepuje się!
Następnie Alice poczuła ciężar na swoim podbrzuszu. Stworzenie przeskoczyło na brzuch, a potem na jej piersi. Było mokre od różowego płynu, ale ten zaczął wysychać, pokazując małego, uroczego liska. Miał białą sierść i fioletowe uszka. Trzy ogony o perłowym, różowawym kolorze. Wokół szyi futro miało inny kolor i układało się na podobieństwo chusty. Uwagę zwrócała plamka na czole oraz duże, czarne oczy. Błyszczały czterema kolorami… złotem, srebrem, bielą i błękitem.


- Jaki on jest słodki… - powiedziała i przytuliła liska.
- Ja go urodziłam… Ale oczy, to ma po wszystkich… winowajcach - zauważyła lekko rozbawiona.
- To moje najbardziej urodziwe dziecko - powiedział Joakim.
- To moje jedyne dziecko, którego nigdy nie powinienem być w stanie spłodzić - mruknął Kirill.
- Ładne - mruknął Prasert. Smok, kraken, teraz lis… musiałby skłamać, mówiąc, że był pod wrażeniem. Nie chciał jednak psuć entuzjazmu innych.
Lisek lekko zakręcił trzema ogonami, uśmiechając się do swojej mamy.
- Tylko nie mów mi, że jesteś głodny, nie wiem co jadasz… - powiedziała do uśmiechniętego liska. Pogładziła go po głowie.
- Hmm… Jakby cię tu nazwać… Musisz mieć adekwatne, Gwiezdne imię… - powiedziała. Nadal nie miała siły usiąść. Leżała.
- Hmm… - zastanowił się Joakim.
- Nie wiem, nie pasuje mi do niego jakieś szczególnie eleganckie, eteryczne imię - powiedział Kirill. - Nazwałbym go Pan Ogonek, czy coś w tym stylu.
- Jeśli go tak będziesz nazywał, będę tak nazywać twój penis - ostrzegła go.
Kirill roześmiał się.
- Nazwijmy go w takim razie Pan Kutasek - powiedział.
Lisek zakręcił ogonkami, kompletnie nieświadomy, że nie był traktowany z pełnym szacunkiem. Nachylił się i polizał Alice w policzek. Zostawił na nim brokatowy ślad.
- Albo… - Prasert zastanowił się. - Fiolecik. Bo ma trochę fioletu. “Weźmy Fiolecika na spacer”. Brzmi rozsądnie.
Alice zaśmiała się, bo otarła lekko policzek i zauważyła brokatowy ślad.
- Hm… A to w sumie chłopczyk, czy dziewczynka? - zapytała, po czym spróbowała podnieść liska w górę, chcąc się dowiedzieć. Poza tym, chciała pogłaskać jego futerko.
Okazało się, że niczym pluszak, lisek nie miał żadnych narządów rozrodczych. Ani męskich, ani damskich.
- Tak właściwie to on wcale nie żyje - powiedział Prasert po chwili. - To jest bardziej… duch.
- Tak, jak ten jeleń? Pamiętasz, Alice? - zapytał Kirill. - Stworzyliśmy kiedyś jelenia.
- Mhmm… To niech się nazywa Zorza… Może? - zaproponowała. Przytuliła liska. Westchnęła zadowolona.
- Jak na ducha sprawił mi całkiem sporo bólu… Ale biorąc pod uwagę okoliczności poczęcia… Coś musiało wyjść z tego miksu genów… Lisek z brokatową śliną… Dobrze, że nie jednorożec - zauważyła.
- Albo Zodiak - powiedział Prasert. - Gdyby to była dziewczynka, to mogłaby być Zorza. Bo rzeczywiście, widziałem tutaj zorzę, więc pasuje. A dla chłopca pasuje Zodiak.
Lisek polizał raz jeszcze Alice. Następnie zeskoczył na bok. Zaczął się krztusić. Po chwili wykasłał… srebrny stoper. Pacnął go dwa razy łapką. Wtem obiekt wzleciał w powietrze. Tarcza zegara rozrosła się i stała półmaterialna. Lisek wskoczył w nią i zniknął. Musiał to być jakiś portal.

Już go nie było.

- Prawdziwe dziecko - rzekł Joakim. - Dasz mu życie, będziesz się nim opiekował, wychowywał, dbał o nie, a pewnego dnia po prostu bez słowa zniknie i nie odwdzięczy ci się za ten trud w żaden sposób.
Prasert i Kirill zaśmiali się.
- Ah to ojcowskie poczucie humoru… - powiedziała i pokręciła głową. Podniosła się cudem do siadu. Rozejrzała się.
- Na pewno polecał gdzieś z misją… - powiedziała. Następnie spróbowała dłonią przegarnąć włosy. Czuła się po tym nieoczekiwanym porodzie w kompletnym nieładzie. Spojrzała na trzech mężczyzn, po czym złączyła wreszcie uda.
- Wracamy? - zapytał Kirill. - Do domu?
Joakim wydął usta. Nie miał wcale na to do końca ochoty, jednak zdawał sobie sprawę, że nie mogli tutaj zostać na zawsze.
- Tak właściwie to jak? - zapytał. - Złapiemy się za ręce i…
Prasert wzruszył ramionami.
- Możemy spróbować - powiedział.
- To zawsze jakaś opcja… - stwierdziła. W sumie nie miała pojęcia jak tu trafili, więc nie miała pomysłu jak powinni się stąd wydostać. Najwyraźniej w tym stanie nie była osamotniona, więc chociaż to ją nieco napawało spokojem. Wyciągnęła dłonie do Kirilla i Joakima, których akurat miała dalej po swojej prawej i lewej stronie.
- Cudownie, seans - mruknął Prasert.
Złapał dłonie Kaverina i Dahla. Którzy z kolei chwycili Alice. Stali nadzy i brudni, trzymając się za ręce. Zmęczeni, ale uspokojeni. Czy Kirill miał rację? Czy naprawdę byli na skraju śmierci, lub też nie żyli? Alice i Joakim zastanawiali się na ten temat jednocześnie… aż zniknęli. Razem z Privatem i Kaverinem.
 
Ombrose jest offline