Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2020, 09:11   #56
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
dciągnięty na bok druid wsłuchiwał się w przemowę Xhapiona. Początkowe zaskoczenie zmieniło się wpierw w lekkie zdenerwowanie, które potem jedynie narastało.
Zatem TAK? – rzucił wrogie spojrzenie na smokowatego, a potem zmierzył wzrokiem maga. – Myślałem, że WENCEJ rozumu macie! Po tym WSZYSTKIM! *Tfu* Myślałem żeście INNI! MONSTRUM nad CZŁEKA wybrać!
Rzekł co miał do powiedzenia, po czym dał znak kozicy i ruszył ku korytarzowi prowadzącemu do wyjścia. Wymieniając z gadem spojrzenia wszedł do niego, a niosące się dźwięki przekazały im jego słowa:
Wródźcie, a poszczuję.

Tassadunuar obserwował radzących sobie z całą tą sytuacją czaromiotów zerkając jednak co jakiś czas ku odchodzącej kozicy. Opanował się jednak i kiedy druid zniknął z zasięgu wzroku oraz słuchu przemówił ku pozostawionym samym sobie ludziom.
Ruszać czas. Góry spokojne. Łatwa podróż.
Padły słowa w smoczym narzeczu i gad zaczął kroczyć ku wyjściu. Po chwili ruszył za nim Ivor oraz Xhapion. Dogonili go u wylotu pieczary, gdzie śnieg poznaczony był śladami odchodzącego druida i jego zwierzęcej towarzyszki. Tassadunuar stał zaś wyprostowany z wyciągniętą ku zimnie na zewnątrz piersią i oczyma wpatrzonymi w błękit nieba. Mroźny wicher obmiatał jego grzywę, a także smagał rozgrzane ciepłem źródła twarze jego towarzyszy.

Ja przewodnik. Wy podążać. – przemówił do nich, po czym zwinnie omijając okoliczne skały wyskoczył na śnieg i mróz. Nie mając przed sobą innej możliwości mężczyźni podążyli jego śladem dalej w głąb rozpadliny, którą wędrowali wczoraj. Wiatr huczał nad głowami niosąc wzniecając podmuchy pełne bieli.



oże była to zasługa gorących źródeł, porządnego wypoczynku w cieple, któryś z magicznych przedmiotów, a może obecności samego Tassadunuara, że dzisiejsza podróż przebiegała szybciej, śnieg był mniej problematyczny, a skute okazjonalnym lodem fragmenty trasy mniej zdradliwe i łatwiejsze do omijania. Szli tak godzinę może dwie, po czym smokowaty zatrzymał się. Nadstawił uszu, rozejrzał raz w jedną raz w drugą stronę, a następnie przednimi łapami wspiął i oparł o krawędź jednej z bocznych ścian. Pociągnął dwukrotnie nozdrzami i skupił wzrok na jednym kierunku. Z rozwartego na chwilę pyska wydobyła się niewielka chmurka błękitnego oparu. Wreszcie jednym susem cały znalazł się na górze i popatrzył w ich stronę.
Tędy.
Chciał już ruszyć dalej, lecz dostrzegł sposób w jaki tamci na niego patrzyli. Zrozumiawszy szybko swój błąd zeskoczył obok nich i bez większych problemów pomógł im znaleźć się na górze. Wówczas szybciej niż poprzednio ruszył pomiędzy śnieżnymi kopcami i wyłaniającymi się gdzieniegdzie z nich kawałkami skał.

Zgubili go na dłuższą chwilę, lecz brak opadów oraz mimo wszystko dość wyraźne ślady pozwoliły im bez trudu go wytropić. Kiedy znów się zobaczyli gad przysiadł w jednej z na wpół rozoranych szarpaniną zasp i pośpiesznie zrywał z upolowanego zwierzęcia kolejne kawałki mięsa. Pysk oraz okoliczny śnieg skrzył się szkarłatem od świeżej krwi, a przyjrzawszy się bliżej dostrzegli, że była to górska kozica podobna do tej, która towarzyszyła ich druidowi. Początkowe przypuszczenia jednak nie potwierdziły się, bowiem ta konkretna sztuka dysponowała zdecydowanie mniejszym porożem aniżeli tamta.
Zobaczcie… za… tamtą… skałą... – rzekł do nich pomiędzy kolejnymi kłapnięciami szczęk i ruchem głowy wskazał na okoliczną strzelistą formację skalną. W akompaniamencie pożeranej zdobyczy udali się ostatecznie w tamtym kierunku i kiedy tylko udało im się wyjrzeć ponad sporą zaspę zobaczyli w dole szeroką, poznaczoną gdzieniegdzie strzelistymi koronami drzew dolinę, której większość prawej strony stanowiła postrzępiona góra, a w tą niejako wtopiona znajdowała się warownia.


Delektowali się widokiem swego obecnego celu przez dłuższą chwilę, kiedy to nagle znalazł się przy nich Tassadunuar. Mięśnie miał napięte, a uszy postawione.
Kłopoty – rzekł szybko unosząc wzrok ku niebu Podążając za jego spojrzeniem dostrzegli szybko poruszający się obiekt. Ivorowi udało się wystarczająco skupić wzrok by zidentyfikować go jako to samo ptaszysko co wczoraj. Tym razem jednak zataczało nad nimi kręgi i obserwowało z przestworzy.


 
Zormar jest offline