Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2020, 18:07   #82
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi pokiwała głową.
- Czyli Ductus to coś jak generał, faktycznie tygrysica musi być silna, jeśli pełni taką rolę u rekinów - przyznała. - Choć nadal nie wyjaśnia to czemu pojawiał się tak nagle, choć w idealnym momencie - Roxi potarła z roztargnieniem bolącą nogę. - Ale może faktycznie nie ma to znaczenia, jak mówisz. Muszę się jeszcze dużo nauczyć o MSS. Można tam wejść na przykład z kimś bardziej doświadczonym, żeby nie błądzić i nie pakować się w trzewia Sharkiego? Mam wrażenie, że mogłabym odnaleźć to wspomnienie i zobaczyć jego ciąg dalszy, ale minie trochę czasu nim będę czuła się na siłach, żeby znów zanurzyć się w morze myśli… I w zasadzie… wcześniej myślałam, że to ściema Siga dla młodej dziennikarki, ale mówił, że duch rekina coś stracił i że jest z tego powodu rozdrażniony… Jak wspomniałaś o rytuale rzucania kogoś mu na poważnie zaczęło mnie to zastanawiać. Teraz kiedy Camarilla mnie już nie chce, mogę pomóc rekinom, może dostanę honorowe członkostwo - stwierdziła sama rozbawiona tą myślą. - W zasadzie i tak chyba mam tu tydzień do przesiedzenie, to mogę zrobić dla was jakiś ukryty program szyfrująco-deszyfrujący, taki do użycia jednym kliknięciem, nic skomplikowanego, ale zawsze potencjalnego szpiega powoli a nieproszonego gościa zniechęci - westchnęła. - Fajnie byłoby się zobaczyć z Sigiem. Głupio mi się przed nim przyznać do słabości, ale chyba jest jedyną osobą, która może odpowiedzieć mi na pytania związane z moim szaleństwem, a przynajmniej jedyną, która je rozumie. I Kayah też polubiłam, mimo że chciała mnie zabić, zastanawiam się jak się czuję. Wolałabym, żeby nie umierała przede mną… - stwierdziła w zamyśleniu Roxi.

- Generał? Nieee, powiedziałam przecież, że bardziej jak kapitan. Jeśli by przypasowywać stopnie wojskowe, to Ductusi i Kapłani byliby kapitanami. Biskupi majorami, arcybiskupi pułkownikami, Kardynałowie generałami a Regent głównodowodzącym armii. Wtedy kim byliby Prisci? Ciężko powiedzieć... - zastanowiła się. - Wtedy Czarna Ręka byłaby czymś w stylu CIA albo paramilitarnej organizacji rządowej. Inkwizycja byłaby jak FBI. I jeszcze jest podział frakcyjny, ale po kompletnie osobna puszka robaków… - pokręcila głową.
- Możesz spróbować wejść w MSS z kimś… nie wiem czy to się uda, ale jak to mówią "jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz".
- Nie wiem o co chodzi z tym duchem rekina tak naprawdę, ale to w sumie ciekawe, więc jak się czegoś dowiesz, to mi też powiesz, nie? Mogę na to liczyć?
- Jeśli chcesz, to mogę zaprosić Siga i Kayah, żeby cię odwiedzili.

Roxi podrapała się po głowie targając włosy.
- Acha, ok, skoro mówisz, że kapitan, to kapitan - powiedziała. Dużo się jeszcze musiała nauczyć, ale od razu zapisała te informacje, żeby nie pogubić się następnym razem. Dlaczego organizacje zawsze musiały stosować własne nazewnictwo… może po to by żeby zachować tajemnice, albo tajemniczość?
- No chętnie by ich zobaczyła, choć najchętniej to bym wyszła, ale Max mówił, że to niebezpieczne - westchnęła sfrustrowana. - Nigdy nie sądziłam, że nakaz siedzenia w jednym miejscu może być taki frustrujący. Niby siedziałam cały czas w bibliotece, ale mogłam w każdej chwili wyjść… a przynajmniej nikt mnie nie chciał zakołkować na zewnątrz. Jak tylko wyciągnę coś więcej od Siga, albo znów będę mieć jakąś dziwną wizę, albo głosy, na pewno ci powiem. Mamy może coś do rysowania? Spróbuję naszkicować to co widziałam, łatwiej będzie pytać - dodała.

- Pewnie to wszystko brzmi dla ciebie jak pomieszanie z poplątanym! Nie dziwię się zresztą, mi wiele lat zajęło połapanie się w tym kto jest kim. Do dzisiaj nie jestem pewna co do wszystkich pozycji i tytułów. To taaaakie nudne. Nie po to się Sabbat zbuntował przeciwko Starszym, żeby teraz powielać ich struktury… No, ale co zrobić… może odrobina porządku jest niezbędna, inaczej dostaje cię takie sytuacje jak z Max Redem. Bleeh.
- To im powiem, żeby wpadli. Najlepiej od razu jutro, jeśli będą wolni. Zaraz też poproszę Iana, żeby ci przyniósł papier i jakieś pisadła. A potem się zbieram. Wpadę jutro po spotkaniu z Rekinami, chyba że Sig albo Kayah będą chcieli wpaść, to wtedy pojawię się później. Pasuje?

Roxi przytaknęła głową.
- W sumie nie mam wielkiego wyboru, tylko pamiętaj o jakimś szamanku. Staram się oszczędzać, ale… no wiesz, nigdy nic nie wiadomo - powiedziała uśmiechając się. - I szczoteczka do zębów, bardzo jej potrzebuję… nie sądziłam, że będzie mi tak bardzo brakowało szczoteczki do zębów - poskarżyła się.

Anjali potaknęła i posłała Roksanie pokrzepiający uśmiech.
Po jej wyjściu Mrozow poczuła jak znów przygniata ją samotność, ale Ian niedługo potem zapukał, przynosząc przybory do rysowania.
Miała się na czym skupić, poza tym świt był już niedługo.

---

Następnego dnia Anjali pojawiła się w towarzystwie nie mogącej mieć więcej jak dwadzieścia lat rudowłosej dziewczyny noszącej obcisłe spodnie i koszulkę Krwawych Wiedźm.
- Siadaj - powiedziała wampirzyca, a dziewczyna machinalnie wykonała polecenie.
AJ uśmiechnęła się przepraszająco.
- Niestety, dzisiaj tylko ja cię odwiedzam. Wyjaśnię dokładniej jak już coś przegryziesz - puściła oko i skinęła głową w kierunku dziewczyny, która bezmyślnie miętosiła skraj koszulki.

Roxi znów poczuła się dziwnie mając przed sobą dobrowolną i świadomą - chyba - ofiarę.
- Zahipnotyzowałaś ją? - zapytała przyglądając się podejrzliwie rudowłosej dziewczynie. Po czym przysiadła się obok niej. - Ładnie pachnie… - mruknęła.

- Trafiony zatopiony - przyznała Anjali i uśmiechnęła się. - Dla mojej Perełki tylko to co najlepsze.

Roxi uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym sięgnęła po nadgarstek dziewczyny. Pogładziła go jakby szukała pulsu, po czym delikatnie wgryzła się. Chwilę piła ciepłą, ożywczą krew, starając się wziąć tylko bezpieczną ilość. W końcu odsunęła nadgarstek od ust, oblizując ranki.
- Zawsze się zastanawiałam, czy ktoś może dostać anemii jak stale jest narażony na bycie posiłkiem… albo czy jeśli ktoś jest honorowym dawcą, to czy mu to nie zaszkodzi - mruknęła odkładając nadgarstek dziewczyny.

- Tak, masz rację, nadmierne żywienie się z tych samych osób może szkodzić ich zdrowiu a nawet doprowadzić do śmierci - potwierdziła Anjali. - Jednak branie niewielkiej ilości krwi co jakiś czas jest zupełnie bezpieczne, zwłaszcza że organizm kompensuje utratę szybszą produkcją nowej krwi, więc jeśli ktoś jest zdrowy i dobrze się odżywia, to nie ma problemu. O nią nie musisz się martwić, to okaz zdrowia.
Kiedy Roksana skończyła się pożywiać, Anjali wzięła głowę dziewczyny w swoje dłonie i spojrzała jej głęboko w oczy. Po dłuższej chwili powiedziała do niej:
- Idź jeszcze pogadać z Ianem, na pewno się ucieszy. A potem wróć prosto do domu.
Dziewczyna potaknęła i bez słowa wyszła z pokoiku.
- No dobrze, to teraz możemy już rozmawiać zupełnie swobodnie - odetchnęła AJ. - Niestety nie udało mi się złapać Kayah ani Siga. Właściwie to nie zastałam nikogo. Pewnie mają aktywną nockę… Jutro spróbuję ponownie - obiecała.

- Szkoda, mam nadzieję, że nic im nie jest. Może martwię się na zapas, ale jak mam za dużo czas na myślenie to zdarza mi się popłynąć z wyobraźnią. Niby mówi się, że brak wiadomości to dobra wiadomość, ale mnie to jakoś nie przekonuje - przerwała na chwilę. - A co tak ogólnie słychać na mieście? Lucian coś mówił o informacjach, które dla niego zebraliśmy, prosił o coś jeszcze? - zapytała z nadzieją.

- Na mieście spokój, ale taki podszyty napięciem, jak cisza przed burzą - odpowiedziała Anjali. - Lucian zdradził nam, po co mu plany statku. Okazuje się, że ten gość, co go teraz wynajął, ten śpiewak… to członek Sfory Braci Apokalipsy. Chyba planują na nim zorganizować Wielkie Zgromadzenie, zaprosić wszystkie Sfory i wreszcie rozwiązać dzielące je problemy. Bracia Apokalipsy najwyraźniej uważają, że stojący za nimi autorytet Sashy Vykosa wystarczy, żeby nie tylko zostali wysłuchani, ale i żeby się ich posłuchano. Moim zdaniem to trochę naiwne…]

- Wszystkie Sfory w jednym miejscu? Planują rozwiązać dzielące Sfory problemy, czy problemy Sfor? Dobre miejsce na zasadzkę jak dla mnie… nie żebym była czarnowidzem, ale jestem. Nie wiem czy Sabat, też ma zwyczaj pozbywania się kłopotu w taki sposób, ale poza takim zagrożeniem, jest jeszcze ryzyko, że Camarilla się o tym dowie i skorzysta z okazji - stwierdziła. - Ale Lucian wydaje się rozsądny, choć nie wiem czy same plany wystarczą by zapewnić mu bezpieczeństwo… - dodała niepewnie.

- Skoro nawet ty, ledwie usłyszawszy o tym pomyśle, wyrażasz poważne zaniepokojenie, to o ile bardziej niepewni będą przywódcy pozostałych Sfor? - pokręciła głową Anjali. - Nie wiem jak Bracia zamierzają ich przekonać do pojawienia się, nie mówiąc już o nie rzuceniu się sobie wzajemnie do gardeł. Musiałoby to być coś naprawdę dużego, żeby zrobić na wszystkich odpowiednie wrażenie…
- Wierzę, że Lucian nie ogranicza się tylko do samych planów statku. Wraz z Maxem Killiganem prowadzą już negocjacje z Księżycowymi Wilkami, a i pewnie do Surfujących Rekinów też się zwrócą. Gdyby udało się nawiązać taki sojusz, miałby on pozycję nawet silniejszą od Czerwonych Oczu i Nietoperzy z Piekła Rodem. Ale co z tego wyjdzie to nie wiem. Czas pokaże.

- Niech sobie zrobią telekonferencję. Unikną zbierania się w jednym miejscu wszyscy razem, niepotrzebnego rozlewu krwi jak ktoś na kogoś się wkurzy, a co niektórzy może nauczą się cierpliwości, jak wpadną w złość i będą zastanawiali się nad wywaleniem komputera w ramach rozładowania złości. Każda Sfora pewnie ma kogoś, kto ogarnia sprawy techniczne, stare pryki jakoś się przełamią a i chaos debaty będzie łatwiej ogarnąć jeśli dobrze zorganizuje się moderatora i system mikrofonów i kolejki mówienia tak żeby się nie przekrzykiwali - stwierdziła. - I będą bezpieczni w swoich jamach.

Anjali roześmiała się głośno.
- I tak oto Perełka jednym zdaniem rozwiązała problem! - rzuciła wreszcie, opanowując powoli wesołość. - Och, gdyby to było takie proste… Nikt nie potraktuje telekoferencji poważnie. Nikt nie będzie wierzył w szczerość pozostałych bez Vaulderie. A żadne ustalenia nie będą wiążące bez przeprowadzenia odpowiednich rytów. Ale doceniam twój pomysł, naprawdę. Opowiem o tym później pozostałym Aniołom…

- Może lepiej nie… będą się śmiać z mojej naiwności. Chyba za bardzo ufam technologii, ale ona faktycznie nie jest w stanie zastąpić pewnych rzeczy, jak rytuały i takie tam. I raczej nie da się ich zdigitalizować - uśmiechnęła się lekko. - Wyobrażasz sobie jakby to było przesyłać krew przez internet? Nawet dla mnie brzmi to dziwacznie - stwierdziła.

- Owszem, dziwaczne, ale jakie praktyczne! Kto by maszynę taką wymyślił, byłby ustawiony po koniec wieczności! - podekscytowała się AJ. - Powinnam zacząć pracę nad prototypem, bo jeszcze mnie kto ubiegnie!

- To może od razu opatentuj sam pomysł, wtedy ktokolwiek to stworzy, będzie ci winien w najgorszym wypadku udziały - Roxi też się zaśmiała. - Nic dziwnego, że Camarilla tak bardzo stara się nastraszyć swoich członków przed Sabatem. Wy stawiacie na więzi obustronne, a w Camarlli opiera się to na jednostronnym uzależnieniu w najlepszym przypadku. Sama przez długi czas miałam wrażenie, że nikt poza Vincentram nie może mnie nauczyć jak żyć samodzielnie w nowym wcieleniu… albo że w ogóle nie jestem w stanie żyć samodzielnie. I jeszcze to że chyba większość z was zostaje wampirami dobrowolnie? - zapytała.

- To sam pomysł można opatentować? Nie wiedziałam… - zaśmiała się znowu, po czym zaczęła potakiwać słowom Roksany. - Więzi są ważne, to prawda. I to, że Sabbat ma okropną reputację też prawda. Przynajmniej częściowo niezasłużoną. Ideą Sabbatu jest wolność. A ona wyzwala w wampirach, tak jak i w ludziach, najróżniejsze, zarówno dobre jak i złe, rzeczy. Z tą dobrowolnością również różnie bywa, niestety - przyznała. - Mogłabym ci wiele historii opowiedzieć, o wspaniałych wydarzeniach i o potwornych. Jedno jednak jest pewne: nigdy nie jest nudno.
 
Shinju jest offline