Z racji należnego szacunku, to Runiarz pierwszy podzielił się opinią co do ich obecnej sytuacji i tego, co powinni dalej zrobić. Słuchający go dawi kiwali głowami zgadzając się z osądem Kowala, a ci, którzy mieli inne zdanie, powstrzymali sarkanie i inne przejawy niezadowolenia. Detlefa łączyła z Galvinsonem przeszłość i przelana wspólnie krew. Stąd mógł sobie pozwolić na nieco mniej formalne reakcje i spodziewać się przy tym zrozumienia oraz braku uprzedzeń związanych z różnicami społecznymi, jakie dzieliły ich osoby. Zwykle z opiniami Kowali Run nie dyskutowano (przynajmniej otwarcie) - tu jednak kapral mógł sobie pozwolić na odmienne zdanie i bez obaw je wyrazić. Mimo tego rad był, że przynajmniej w części jego osąd pokrywał się z opinią Kowala.
- Mnie zastanawia dlaczego ktoś tak biegły w zacieraniu śladów pozwolił, byśmy tak łatwo trafili na jego ślad? Możliwe, że po to, byśmy wpadli w pułapkę zastawioną z pomocą zaklęć przy trupie grobiego, ale możliwe też, że po to, byśmy uwierzyli, że czarownik z grobimi idzie na północ podczas, gdy większość grupy razem z nim mogła ruszyć w innym kierunku, na południe dla przykładu. W końcu w tę stronę miał udać się dezerter opętany przez demona. - Powiedział.
- Niestety jest nas zbyt mało, byśmy mogli się rozdzielić i upewnić się, czy grupa się nie rozdzieliła, a ślady prowadzące w inną stronę zostały magicznie ukryte. Jest całkiem prawdopodobne też, że demon pragnie krwi, a tę zaczną przelewać graniczni chcący odbić przełęcz Brockowi. Wtedy rzeczywiście dezerter ruszył na przełęcz, a czarownik podąża za nim. - Kontynuował.
- I tutaj pojawia się pewna kwestia, którą mi trudno rozstrzygnąć - jeśli rzeczywiście czarownik służy Imperium, czyli sojusznikowi dawi i jeśli rzeczywiście tropi teraz demona, który przebywa na ziemiach dawi i również im może zagrażać, to czy należy dążyć do śmierci czarownika? - Rzekł zasępiony.
- I przepraszam was, bracia, za moje rozterki - rzekł z konsternacją - Jeszcze nie tak dawno byłem gotowy sam jeden ruszyć za tym czarownikiem i grobimi, którymi się wysługuje, bowiem ośmielił się zaatakować moich towarzyszy, z których kilku, jak sądziłem, zabił. Później jednak dowiedziałem się, że pojmanym umożliwił ucieczkę, a jedyną ofiarą jego ataku była nieszczęsna dziewka opętana przez demona. I choć wciąż jestem oburzony tym, że ten umgi wysługuje się plugawymi grobimi i do tego pozwala im kalać swoją obecnością nasze góry, to choć zasługuje na karę, może powinniśmy rozważyć inne rozwiązanie... - powiedział, patrząc na zgromadzonych wokoło wojowników.
- Idźmy za bandą tych plugawców, choć zachowajmy ostrożność, by nie dać się wciągnąć w zasadzkę. Zdaje się, że czarownik potrafi śledzić demona, może jakoś go wyczuwa - nie wiem. W każdym razie dajmy mu tropić stwora Chaosu i zaatakować. Jeśli udałoby mu się unicestwić demona, bez wątpienia przy okazji zginie wielu zielonoskórych, to moglibyśmy wkroczyć i wybić resztę grobich, a samemu czarownikowi oznajmić, żeby jak najszybciej opuścił góry i nie wracał tu pod groźbą śmierci i że jeśli tego nie zrobi, to jego imię zostanie dopisane do Księgi Uraz w karaku. Jeśli odmówi lub spróbuje zaatakować bądź rzucić zaklęcie, to zabijemy kurwiego syna na miejscu. - Dodał.
- Co do zwiadu - według mnie przynajmniej czterech wojowników i nie dalej, niż na rzut kamieniem od reszty. Grobich jest zbyt wielu i w razie zasadzki łukami pozabijają zwiadowców zanim pozostali przybędą z odsieczą. Do tego jeśli zgodzicie się na to, co powiedziałem, to potrzebujemy tylko iść za nimi nie zostając zanadto w tyle - nie musimy ich dogonić, a nawet nie powinniśmy przed natknięciem się czarownika na demona. - Wyjaśnił.