* Sophie, Dietmar, Grimm, Caspar *
Ich odwrót nie zamienił się w chaotyczną ucieczkę. Słowa Grimma podziałały na wycofujących się jak zachęta do dalszej walki. Skupili się wkoło zakrwawionego, śpiewającego wojenną pieśń khazada. Co chwila w napierające szkielety leciał bełt wystrzelony z kuszy bądź ciśnięty ręką kamień.
Caspar nie miał za bardzo czasu na rozmyślania, co chwila splatając uchwycone pasma magii. Do pocisków dołączały te magiczne, z wizgiem prując powietrze i eksplodując widowiskowo snopami iskier na starych kościach. Pomiędzy jednym a drugim czarem wykoncypował jednak, że wyjątkowo potężny mag mógłby pozostawić swoje ożywione sługi bez nadzoru, zlecając im do wykonania jakieś proste zadanie. Na przykład: zabijcie wszystkich żywych jakich znajdziecie na swej drodze w dół doliny. Była jeszcze druga możliwość, której jednak sprawdzić ze swoimi umiejętnościami nie był w stanie: nie dość, że ktoś posługiwał się nekromancją, to w całym tym procederze swoje palce maczały istoty Chaosu i to te najpotężniejsze… demony!
Bez kolejnych strat wycofali się na wypłaszczenie znajdujące się kilkadziesiąt metrów powyżej drogi. Gdzieś z daleka słyszeli przytłumiony odgłos wodospadu – huk opadającej z dużej wysokości Vaseaux. A znacznie bliżej, zaledwie kilkanaście kroków za sobą mieli wąski przesmyk pomiędzy jednymi z ostatnich skał. Doskonałe miejsce na powstrzymanie nieumarłych. W tym miejscu nie było możliwości oflankowania, a czoło atakujących nie mogło być szersze niż dwóch walczących obok siebie.