Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2020, 21:42   #301
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ IV - W MATNI KŁAMSTW

Strzegajcie się! Strzegajcie się trzepotu wronich skrzydeł, albowiem on kiedyś powróci, a klątwa razem z nim! Lękajcie się mroku, któren go otacza! Płacz wtenczas nastanie, zębów zgrzytanie i powszechna rozpacz!" - fragment "Wroniego Lamentu".


Późne popołudnie 23 Brauzeit 2518 KI, mokradła w okolicach Herrendorfu

Roje doprowadzających do szaleństwa owadów. Chmary malutkich, ledwie widocznych komarów i muszek, które unosiły się nad pozornie opustoszałymi bagniskami, nad oleistą tonią czarnej wody i sterczącymi z niej szuwarami, bezlitośnie atakując przemierzających bagniska ludzi i ich wierzchowce. Tak, po kilku godzinach nie przynoszącej żadnych efektów wędrówki przez cuchnące szlamem pustkowia Franz Mauer uznał, że doprowadzające go do prawdziwego szaleństwa owady były jeszcze gorsze od ukrytych gdzieś na mokradłach ożywieńców.

Smród bagiennych wyziewów i gnijącej roślinności wisiał w gęstym dusznym powietrzu. Pasemka chorobliwie bladej mgły snuły się wokół sterczących z błota korzeni rachitycznych drzew. Dziwaczne krzyki zwierzęcych mieszkańców bagien niosły się gdzieś w oddali przypominając swą melancholijną nutą, że bezkresne mokradła nie były domeną ludzi. Człowiek ledwie zdążył naznaczyć swym dotykiem te dzikie groźne ziemie. Podobnie jak wiele innych rozsianych po Ostermarku sadyb, Herrendorf był jedynie nieistotnym punkcikiem na mapie prowincji i jeśli nieumarli zniszczyliby tę mało komu znaną osadę, nikt zapewne nie uroniłby nad nią łzy.

Idący przy koniu Kateriny Franz przyjrzał się swemu odbiciu w tafli bagiennej wody. Uwadze brodatego przewodnika nie uszedł fakt, że chociaż prawie wszyscy towarzyszący Ametystowej Czarodziejce opędzali się od chmar komarów, jej samej owady nie próbowały gryźć. Jakby się jej lękały, jakby coś je odstraszało.

Co ciekawe, krwiożercze bestie trzymały się też z dala od człapiącej przez błoto Olivii, co tylko pogłębiało ostrożny dystans, z którym Franz podchodził do krewniaczki sędziego. Krew nie woda, przekleństwo magii też. Jedna wiedźma drugiej warta, bez dwóch zdań.

Jadący tuż obok Karl Peter Niers przestał śpiewać krążące ustawicznie wokół tematu chędożenia karczemne przyśpiewki, zdążył też opowiedzieć wszystkie znane sobie krotochwile, którymi ciągle budził zgorszone pomruki starego kapłana. Zmęczony nieskutecznymi poszukiwaniami grobowca miecznik opróżnił z wody cały bukłak, po czym zamilkł obserwując zmrużonymi oczami poczynania pani Lautermann.

Kiedy tylko zabudowania osady zniknęły w oddali, Ametystowa Czarodziejka wyciągnęła z juków dziwaczny przedmiot: nieforemną bryłkę czarnego kamienia zawieszoną na srebrnym łańcuszku o kunsztownie wykonanych miniaturowych oczkach. Co jakiś czas zwieszała ją z wyciągniętej w bok dłoni, bardzo uważnie śledząc ruchy kołyszącego się kamyczka. Potem opierając się na znanych tylko sobie przemyśleniach nakazywała zmieniać kierunek podróży, co w kilku przypadkach oznaczało cofnięcie się po własnych śladach w tył.

To zaś sprawiało, że Franz Mayer pokładał w umiejętnościach Kateriny coraz mniejsze zaufanie. Brodacz zauważył, że również Leto co jakiś czas posyłał adeptce dyskretne spojrzenie ponad plecami swoich czarnych kompanów, przyglądając się jej w sposób nie zdradzający cienia sympatii i coraz mocniej promieniujący zwątpieniem.

Przywiązany do siodła kapłan rozkaszlał się tak mocno, że gdyby nie mocujące go na grzbiecie luzaka sznury, pewnie spadłby w błoto. Czarodziejka obróciła się w siodle słysząc charczenie dławiącego się starca, zmierzyła go pozbawionym współczucia wzrokiem.

- Jeśli lękasz się, że twe ciało nie podoła misji, wciąż możesz zawrócić do osady - powiedziała sięgając do juków po srebrny łańcuszek z czarnym kamieniem.

- Nie musisz się nade mną litować, pani - odparł Valdemar ocierając usta rękawem swych wysłużonych szat - Jestem zbyt stary i chory, by móc się jeszcze przysłużyć swej trzodzie. Umrę już niebawem bez względu na los przeznaczony Herrendorfowi.

- Chorzy czy zdrowi, musimy się pośpieszyć - powiedział Śniący wstrzymując swoją drużynę i odwracając głowę w kierunku Lautermann - Słońce lada chwila zacznie się zniżać. Jeszcze kilka godzin tego błądzenia w kółko po bagnach i nie zdążymy się przed zmierzchem cofnąć za mur.

- Miej we mnie więcej wiary, synu Morra - odparła Ametystowa Czarodziejka krzywiąc leciutko kąciki ust - Więcej niźli pokładasz we własnych snach. Ruszajmy, w tę stronę.


Bez względu na pozory pewności siebie i zdecydowania prezentowane przez Lautermann nie potraficie się oprzeć wrażeniu, że chyba błądzicie po mokradłach na oślep. Nigdzie nie natrafiliście dotąd na ślad cywilizacji, na choćby pozostałości po grobowcu i chociaż szczęśliwie nie widzieliście też dotąd żadnego nieumarłego, niedługo przekroczycie punkt krytyczny, poza którym nie zdążycie przed zmierzchem powrócić do Herrendorfu...


 
Ketharian jest offline