Ranny mężczyzna nie spodziewał się takiego końca, ale w miare jak Machavellian przedstawiał sytuacje pacjent robił się coraz bardziej nerwowy, próbował zwlekac, z tym że niewiele mógł zrobić. Był ciężko ranny a szlachcic był dość dobrym medykiem, więc wszystko poszło gładko.
Bohaterowie udali się na zebranie, Machavellian zdawał sobie sprawę że niedługo będzie musiał kogos przyprowadzić po wewnętrzną bramę.
- A co my niby możemy zrobić? - To obrzydliwe, ale co, coś nam grozi? - To coś nie podchodzi do naszych siedlisk, jesteśmy bezpieczni. - Ale tam jest więcej kamieni, nikt ich tam nie zbiera, nie trzeba sie tyle nachodzić. - Ta ... zabić je... tylko jak i po co?
Odzywały się głosy. Zdecydowana większość ludzi miała gdzieś problem potworów, po prostu nie chodzili tam gdzie nie trzeba. Machavellian przyglądał nie tłumowi, a zwłaszcza swoim wybrańcom którzy wyglądali na poddenerwowanych, lecz z tej odległości ciężko było określić skąd taki nastrój.