Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2020, 21:20   #302
Nanatar
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Późne popołudnie 23 Brauzeit 2518 KI, mokradła w okolicach Herrendorfu

Każdy krok był uważny, pewny, nie żeby przemyślany, bo nastrojony jak harfa do koncertu umysł intuicyjnie wybierał najlepszą ścieżkę, po śladach forpoczty. Adeptka nigdy nie była tak skoncentrowana i opanowana, ból odpłynął jak wyśniony dawno sen, schowany w kufrze id. Początkowo irytowały ją pamflety Niersa, do czego Olivia nigdy by się nie przyznała, wkrótce jednak ustąpiły sceny chlupotowi nieuważnych stóp po zbyt grząskim gruncie stąpających, nerwowym końskim rżeniom, co znamienne, zauważyła dziwnooka krzykom zwierza. Zwierza co się nekromanckiego Dhar nie zlękło.

Cały czas afirmowała panna Hochberg w myślach wiatry magii, powtarzała i zmuszała wyobraźnię do kreślenia gwiazdy. Hysh, Ghur, Aqshy, Shyish, Azur, Ulgu, Ghyran, Chamon, Hysh... Pozornie skupiona na horyzoncie, kontem oka łowiła wszystkie czarodziejskie poczynania Wiedźmy. Wiedzącej. Jeśli ktoś mógł wiedzieć to tylko ona, inni mogli przypuszczać, lub wyśnić. Nie mogła Olivia Hochberg odgonić pytania, na ile wyśnić znaczy wiedzieć. Zbyt polegała na rozsądku, o dziwo wliczając w zdroworozsądkowe myślenie kierowanie się magią.

Zatrzymali się. Odporna na wszelkie płynące w strumieniach słów zwątpienie, adeptka magii zdawała się hipnotyzować horyzont, zaklinać krajobraz. Ściągnęła pełne usta w wąska kreskę, by zaraz wydąć je w dziobek. Wiedźmi wzrok bez trudu łamał zasłony mgły i odległej przestrzeni. Ogarniał zapachem koński pot, nerwowy ruch któregoś z mężczyzn po rękojeści broni, przyspieszony puls Valdis, martwiejącą toń rozlewiska, sycącego trucizną nieszczęśliwie zakwitłe na jego powierzchni rośliny. Tak, jak wczesniej, zdradliwa brudna woda wyssała życie z pokracznie wystających z jego toni szkieletów drzew. I dalej za bajoro. Mimo odległości uderzył w nozdrza dobrze znaną mieszanką rozpadu i zwątpienia, Dhar. Wytrzymała uparta czarownica z Remer okropność owej chwili, by sięgnąć dalej, tam gdzie wskazywała wiedząca. Z kieszeni wyjęła zmiętą kartę z dzienników, powąchała, przez nią, przez dziury w miejscach złożeń wytartych patrzyła.

Poczuła nuty, cmentarnego kadzidła, cedru i limonki, fioletowe strugi rozrywały bezładny bohomaz zmieszanych wiatrów. Shyish, pożerało tam Dhar, na nowo formując. Olivia dyskretnie zbliżyła się do próżnosłowych przechwalców. Wyciągnęła rękę wskazując fenomen.

- Nie wiary nam trzeba, a prawdziwego przekonania. Tam spójrzcie, gdzie wskazała mistrzyni. Tam rzednie siła złego, tam właściwa śmierć nieżycie zwycięża. Shyith, przyćmiewa Dhar. Jeśli kto tak głęboko wzrokiem nie sięga, niech oczy wytęży, wtedy spostrzeże, że roje plugastwa omijają to miejsce, że drzewa rosną tam zdrowsze, teren suchszy, dobry na grobowiec. - głęboko zaciągnęła powietrze - dotrzemy tam niebawem, trza nam tylko ścieżkę wytyczyć. Mógłby kawaler Karl na grzbiet swego wierzchowca wziąć tropiciela i najszybszą drogę znaleźć, nam trudów oszczędzić.

Odważnym wzrokiem powiodła od czarodziejki przez morrytów na tropicielu starym kończąc.

- Masz dla kogo się starać, prawda? I ja mam. - zakończyła czarując okiem zielonym, życia pełnym i obietnic figlarnych, brodatego Franza.

W istocie co innego miała nadzieję ujrzeć młoda czarownica, marzył jej się jadeit, ale i ametyst był dobrym na ową chwilę omenem.
 
Nanatar jest offline