Rafał Łojek, Kraków, lubi Dostojewskiego, Tytusa Andronikusa i Vikingów, Zdjęcie w sepi, jak niedoćpany Cobain.
Abraham Dickens, przez znajomków nazywany
Abi Dick. Mocarnie wyglądający feno-afrykanin, żaden tam mieszaniec. Twardziel z sumieniem czarnym jak skóra. Lubi przyćpać, dupeczki i szpan. Nosi się luźno i kolorowo. Bywa okrutny. Na negocjacje nosi laskę zakończoną upiorną, stalową, dawno niedziałającą cyber-protezą dłoni zaciśniętą w pięść. Czasem wysuwa z niej straszny rozpruwacz, oczywiście z palca-fuckalsa. We włosy i brodę wplata chromowane części cyberwszczepów. Biżuterii dopełnia naszyjnik z pazurów (cyber), i bransoleta z ludzkich zębów. Nie przepada za bronią palną, twierdząc, że jest dobra dla tchórzliwych ciot, co nie przeszkadza mu mieć w zanadrzu klamki, choć z reguły jest to tani szmelc z Hong-Kongu.
Chętnie rozbierze na części cyborga i człowieka. Nigdy nie chodził do szkoły. Chemii nauczył się w domu, ojciec był szamanem voodoo, wytwarzał też magiczne proszki. Abi poszedł krok dalej odkrył YouTouba i nie oszczędzając zwierząt, androidów, czy nawet starego stróża cierpliwie uczył się technik medycznych i cybernetycznych. Zapomniałbym, dla fasonu zakłada czasem lśniący stalą półhełm z dawno rozbitej czaszki jakiegoś borga.
Chłopaki znamy się od dawna. Możecie mówić mu Abi, ale nie przy tanich dziwkach, przy obcych jest doktorem Abrahamem, albo mr Dick.
czołem wszystkim.