Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2020, 22:07   #305
Ketharian
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
Wczesny wieczór 23 Brauzeit 2518 KI, odległe mokradła

Blada słoneczna tarcza nieubłaganie opadała ku zasnutej wieczornymi mgłami linii bagiennego horyzontu. Chociaż żaden z najmitów nie wypowiedział ani słowa skargi, niektórzy z nich zaczynali odczuwać pierwsze lodowate dreszcze, pierwsze spazmy złych przeczuć targające za żołądek i trzewia. Nawet najwięksi optymiści nie mogli już łudzić się nadzieją, że zdążą przed zmrokiem za mur osady - szansę na to mieli być może jedynie ci, którzy dosiadali koni.

W ludzkich sercach z każdą chwilą narastało zwątpienie, a w umysłach przeświadczenie o niechybnej zgubie, ku której wywiodła ich zadufana w sobie Ametystowa Czarodziejka.

Rozciągające się wokół bagniska porośnięte były nieco gęściej drzewami: powykręcanymi starymi kształtami o sękatych konarach i sterczących z grząskiej ziemi korzeniach, szaroburych, umierających od nadmiaru wilgoci. Mnożące się bez opamiętania chmary komarów wciąż atakowały znużonych bezcelową wędrówką ludzi, doprowadzając ich chwilami do szewskiej pasji.

Katerina Lautermann ponownie wstrzymała swego konia, opuściła z dłoni zawieszony na łańcuszku czarny kamień, przyglądała mu się w skupieniu przez dłuższą chwilę. Franz Mauer nie miał pojęcia, czemu właściwie służyły to powtarzane co jakiś czas zabiegi adeptki, będące bez wątpienia tajemnym rytuałem, ale nie przynoszące żadnych namacalnych rezultatów.

Noc nadciągała coraz szybciej, a razem z nią wizja nieuniknionej śmierci. A potem mrocznego zmartwychwstania w plugawej bezwolnej służbie dla mrocznego pana.

Nagły dźwięk bijących powietrze skrzydeł oderwał uwagę brodacza od czarodziejki. Franz obejrzał się w przód, otworzył szerzej oczy widząc wznoszącą się majestatycznie w górę czaplę. Wielką tłustą czaplę. Wzrok przemytnika pobiegł natychmiast ku Felixowi i Saxie, oni bowiem jako jedyni sposób towarzyszy wyprawy mieli przy sobie łuki.

- Nie! - powiedziała zdecydowanym tonem Lautermann rozpoznając od razu niewypowiedziane intencje Mauera - Patrzcie!

Wielki piękny ptak wzbił się jeszcze wyżej, a potem poszybował przed siebie ponad wierzchołkami niskich drzew, najpewniej w drodze do swego gniazdowiska, odprowadzany niepewnymi spojrzeniami najmitów.

A potem nagle zniknął. Bez ostrzeżenia, znienacka, zupełnie tym wszystkich zaskakując. W powietrzu niósł się tylko ledwie słyszalny łopat skrzydeł.

- Tam! - wyrzuciła z siebie Saxa, kiedy czapla równie niespodziewanie znowu pojawiła się w oczach wędrowców, dużo dalej po ich lewej.

Dźwięk perlistego śmiechu poniósł się po mokradłach zaskakując wszystkich swoim nieoczekiwanym brzmieniem, zupełnie nie przystającym do posępnego pejzażu ani złowróżbnych okoliczności towarzyszących wyprawie.

Wysłanniczka Amerystowego Kolegium śmiała się długo i szczerze, a kiedy już przestała, wytarła wilgotne kąciki oczu rękawem swej kurtki.

- Gdybym wiedziała, że to takie proste, nie zwlekałabym z decyzją dwa dni - oznajmiła odprowadzając wzrokiem wielkiego ptaka.


Ciekaw jestem, kto już się domyśla, czego świadkiem były przed momentem Wasze postacie?


 

Ostatnio edytowane przez Ketharian : 31-03-2020 o 22:22. Powód: parę literówek
Ketharian jest offline