To miał być spokojny dzień. Vadim swoim zwyczajem wstał skoro świt i odbębnił półgodzinny cardio. Przebieżka wokół bloków nie tylko utrzymywała go w formie, ale także pozwalała na szybki rekonesans po dzielni.
Po powrocie, szybki prysznic i dwa szajki na masę, wypite jednym duszkiem. Reszta bandy jeszcze spała, gdy “Żyła” wyszedł załatwić kilka szybkich interesów. Lubił swoją paczkę, ale jedno go w nich wkurwiało. Żaden nie miał smykałki do biznesu. Działać szybko i sprawnie, to może i potrafili, ale żeby coś wyhaczyć, czy załatwić, to już gorzej. W ten sposób wszystkie tego typu kwestie były na jego głowie.
Mieli szczęście, że ich lubił i był dobry w tym co robił. Bez niego zginęliby marnie.
“Bestia” wolno toczyła się pustymi o tej porze ulicami. Vadim bił palcami w kierownicę w
rytm bitu, którym dudniły głośniki. Zbliżał się już do meliny i miał nadzieję, że reszta bandy już wstała i będzie miał kogo zabrać na akcję.
Gdy przekroczył próg mieszkania jego nozdrza zaatakował potworny smród spoconych, skacowanych ciał, brudnych gaci i sztucznego żarcia.
- Okno byście tutaj otworzyli, bo jebie tutaj jak z murzyńskiej chaty - rzucił na powitanie - A ty Adonis schowaj jaja, bo się niedobrze robi.
Cała ekipa była już na nogach - dobra nasza - pomyślał.
Zdawkowo przedstawił, jaką najarał robotę. Liczył na równie szybką odpowiedź i wyjazd. Oczywiście się przeliczył, bo z miejsca zaczęły się dyskusje, a po co to komu, a za ile, czy to się opłaca.
- A chuj was obchodzi za ile? - warknął - Ważne, że będziecie mieli za co chlać i co do gęby włożyć. Gdyby nie ja, to stalibyście teraz pewnie pod pośredniakiem i żebrali o jakieś drobne. Brać dupę w troki i jazda na dół. Szkoda czas na wasze mazgajenie się.
Borov warknął groźnie, jakby i on chciał ponaglić ekipę do działania. Vadim poklepał pitbulla po szerokiej czaszce i dodał:
- Nawet pies się wkurwia na wasz widok. Ruchy mordy, bo czas to piniądz.