Chłopaki wariowały, jak zawsze. Arthur miał tego dość podobnie jak sam May. Kiedy złota rączka skierowała się do drzwi, zrobił to samo, a ujadający psycho-kundel, Rusek i Abe zostali jeszcze w środku, bo Afrykańczyk szukał perfum. Oczywiście solo mógł dać mu swoje warte 70€$ Armani Streetcode, ale zdecydowanie ten zapach należał do ulicznych dżentelmenów i dandysów chcących nadać nieco klasy, rynsztokom Northside.
-My z Lee już zjedziemy na dół, a Wy ogarnijcie dupy, bo z tego co mi się wydaje rana postrzałowa nie ma w zwyczaju się ociągać szczególnie jeśli narusza jakieś arterię. Choć znając los ten dupek pewnie dostał w dupę.- skwitował Sidney i zostawiając nieco uchylone celowo metalowe drzwi ruszył do Lee, który już przyzwał windę.
W środku kabiny znalazł się sam na sam z zielonymi dredami technika, który podobnie jak on z całej czwórki słyszał o higienie. Niestety mocz w kącie windy nadal ostro walił.
-Uważaj na tych dupków. Głowa na karku, ale bez szarżowania. Zresztą to wiesz. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie szybko. Z tego co wiem niektórzy z rodziny Lao to zwykłe rozpieszczone bachory.- powiedział May po czym wolno sunący dźwig stanął na parterze i stojąc w brudnym, odrapanym holu zobaczyli przez szklane zamalowane w większości tagami wejście. Sid stwierdził, że cholernie leje. Westchnął i strzepał pył z ciemnego płaszcza.