Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2020, 20:44   #165
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 68 - 2037.V.08; pt; południe

Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 11:40
Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; biuro Cole
Warunki: barak, wnętrze biura, jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz syf z deszczem


Jarl chyba nie bardzo był zadowolony z decyzji Lawa. Ale koniec końców odłożył pistolet obok otwartego włazu. Czwórka xcomowców kończyła się przebierać w brązowe, robocze kombinezony. Wreszcie ostatnie zamki zostały zasunięte i można było przeszukać magazynek w poszukiwaniu chociaż czegoś czym można by komuś dać w szczękę gdyby zaszła taka potrzeba. Po chwili szperania przy selednowym świetle lighsticka zbyt wiele nie znaleźli. Albo to coś było zbyt wielkie i nieporęczne aby to zabierać albo zbyt kruche by można było tego z sensem używać chociaż jako broni improwizowanej.

- A mogłem wziąć kastet… - mruczał niezadowolony technowiking gdy zbierali się już do wyjścia i podążania za elektronicznym kotem. Jedynie dziewczynie z ciężkiego udało się znaleźć coś co z bliska mogłoby posłużyć do przyłożenia komuś. No ale jasne było, że w starciu z ochroną uzbrojoną w broń letalną i obezwładniającą ich szanse wyglądały mizernie. Ich jedynym atutem było zaskoczenie i przebranie. A na razie w magazynie i na korytarzu panowała cisza. Nie wyły syreny ani nie płonęły lampy alarmowe co zwykle było uruchamiane podczas alarmów wszelakich czy kiedyś czy dziś.


Cytat:
“Zamknijcie właz bo czujniki wykryją zwiększone ciepło ktoś może przyjść to sprawdzić.”

Cole wysłał przez holo swojego zwierzaka kolejny komunikat. Jarl pokręcił głową ale zamknął okrągły właz jaki odciął ich zarówno od sauny panującej w kanałach jak i widocznych pomarańczowych sylwetek czekających na dole. Ale faktycznie po zdjęciu szczelnych kombinezonów w magazynku zrobiło się zarówno śmierdząco jak i gorąco gdy rozgrzana para napływała ciągle przez ten otwarty właz. Pocieszające było to, że światła na panelu nadal świeciły jako zamknięte ale nie zaryglowane. Więc niby w każdej chwili można było ręcznie szarpnąć właz by go otworzyć. Ale też w każdej chwili można było zamknąć te rygle na dobre.


Cytat:
“Idźcie za mną. Spokojnie. Bez gwałtownych ruchów. Drzwi po drodze będą otwarte.”

Kot sięgający trochę powyżej kolan z łba wyświetlił ostatni komunikat zanim kocim ruchem nie ruszył korytarz. A ten okazał się raczej ciemny niż widny. Wyglądało na to, że ta końcówka korytarza nie jest oświetlona. Ale mechanoid kierował ich w stronę światła na drugim końcu korytarza. Tam przeszli przez krótki korytarz a mechaniczny kot trącił nosem drzwi które okazały się przymknięte. Tam z kolei wyszli na świat zewnętrzny. Pogoda przez ostatnią godzine nie zmieniła się. I z nieba padał ten sam syfiasty deszcz wymieszany z jakimś paskudztwem. W efekcie wyglądało jakby z nieba padał deszcz błota. Ale tym razem ta paskudna pogoda mogła im sprzyjać bo raczej jak ktoś nie musiał to pewnie nie wychodził na zewnątrz w taką aurę.

Wyglądało na to, że wyszli w jakiejś okolicy magazynowej. Cholera to może nawet mogły być jakieś dawne hangary na samoloty. W końcu tutaj składano przed Inwazją Hornety i inne samoloty. Kot przeprowadził ich całkiem szeroką aleją jaką bez trudu mogły się zmieścić ciężarówki ale właśnie nawet kołujące czy holowane samoloty. Przeszli tak do skrajnego budynku który dla odmiany miał urok nudnego baraku. Płaski, parterowy dach i konstrukcja pewnie jeszcze sprzed wojny. Ale dopiero tutaj były drzwi i okna ludzkich gabarytów a do tego z kilku z nich świeciły się okna więc ktoś mógł tam być.

Kot szturchnął drzwi do tego baraku wchodząc do środka. Za nim weszła czwórka w już mokrych kombinezonach roboczych. Tam był dość wąski korytarz a kot czekał na nich przed jednym z bocznych wejść w którym zniknął. Weszli za nim do środka.

I chyba widokiem wycelowanych adventowych luf trójka towarzyszy Lawa nie byłaby bardziej zaskoczona niż widokiem postaci jaka wstała za jednego z biurek na ich wejście. Kot bez wahania podszedł do niej i całkiem po kociemu zaczął łasić się do jej kolan.





- Cześć. Jestem Cole. Ustawcie się spokojnie muszę was zeskanować do zdjęć na identyfikatorów. - Powiedziała młoda, ciemnowłosa kobieta. I obeszła biurko trzymając podręczny skaner w dłoni aby zrobić ów skan.

- Nie mamy dużo czasu. Dobrze, że ten deszcz pada. Zaraz wam wyrobię identyfikatory to pójdziemy do magazynu. Mam nadzieję, że nie macie broni ani niczego głupiego. Bo skany to wykryją. Wiecie jak w tych bramkach skanujących na mieście. - mówiła szybko wyraźnie się spiesząc z tym skanowaniem ale jak rozpoznał Law miała w tym niezłą wprawę. Z drugiej strony to nie było jakoś przesadnie trudne. Pozostali zezowali to na nią to na swojego dowódcę widocznie woląc by to on ciągnął te dialogi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline