Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2020, 22:03   #174
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

- Strzelaj dalej - polecił Khazad Franzowi. - A Ty weź moją tarczę i nie daj się zabić - oddał rannemu część swojego ekwipunku. - My mamy pilnować tego dachu. Nie stać tu i dać się wystrzelać. Chowajcie się, za co się da. Dopiero gdy pojawią się u nas, musimy się za nich wziąć. Gdyby jaki tu skoczył i miał łuk ze sobą, to go zatłuczemy, a Frederik weźmie łuk, i będzie strzelał.

Tladin musiał podbiec po skośnym dachu do Frederika aby mu przekazać tarczę. Do tego musiał użyć obu rąk aby zsunąć ją ze swojego ramienia a potem przekazać swojemu pomocnikowi. Ten zaś też musiał wsunąć ramię w mocowanie tarczy więc chwilę to trwało. Zanim skończył ugodziła go jedna ze strzał. Frederik krzyknął chociaż chyba bardziej z zaskoczenia niż bólu bo strzała przeszyła mu kawałek ramienia ale przeszła na wylot więc musiało to być tylko draśnięcie. Khazad zaś oberwał bezpośredni postrzał prosto w pierś. Ale strzała nieszkodliwie złamała się na wzmocnionych ogniwkach podwójnej kolczugi więc ledwo poczuł to uderzenie.

Obaj z Frederikiem zdążyli znów przypaść do pustego od osłon dachu. Przeciwnik z sąsiedniego dachu strzelał z łuków i ciskał oszczepami korzystając z przewagi zasięgu i tego, że obrońcy dachu nie bardzo mogą mu jak odpowiedzieć. Franz już był mocno zgrzany od tego ciągłego naciągania grubej cięciwy kuszy i wypuszczania kolejnych bełtów. Kusza pod względem szybkostrzelności nie mogła równać się z łukiem czy oszczepem. Zwłaszcza gdy tych było kilka jak teraz. Na te wszystkie strzały i oszczepy ciskane z drugiego dachu odpowiedź bełtów była dość rzadka. I chyba nie bardzo skuteczna bo widać było, że Franz zawodowym kusznikiem nie jest.

Na razie obrót spraw nie był zbyt korzystny dla ich trójki. Fala dachowych skoczków zatrzymała się nad kanionem ulicy i w najlepsze raziła ich nie angażując się w walkę bezpośrednią. Byli tylko mniej lub bardziej trudnymi celami strzeleckimi. Co prawda większość pocisków albo trafiała w dach albo przelatywała nad nim gdzieś dalej. No ale im dłużej trwał ten ostrzał tym większe rosły szanse, że kogoś z imperialnych jednak wyłączą z walki.

W końcu chyba jednemu z kopytnych łuczników chyba puściła cięciwa. Bo łuk zmienił się w kawał, prostego kija. Zniekształcony odrzucił go ze złością dobył oręża i z rykiem wziął rozbieg płynnie przeskakując nad ulicą oraz lądując na dachu trójki obrońców.

- Franz, kontynuuj ostrzał. Frederik, spróbuj oderwać klapę od włazu i zrób z tego osłonę, żeby go osłaniać. Jeżeli się nie da, ubezpieczaj go - wydał polecenia krasnolud i spokojnie ruszył na spotkanie mutanta. Miał zamiar skończyć to starcie kilkoma ciosami.

- Dobra! - lekko ranny Frederik skinął głową potwierdzając otrzymane polecenie i na ile się dało podbiegł po skośnym dachu do klapy prowadzącej z powrotem na strych aby ją spróbować wyrwać. Tladin przestał zwracać na niego uwagę bo musiał się zająć skocznym przeciwnikiem. Ten mimo, że od niego o głowę wyższy i zdecydowanie mobilniejszy to przy masywnym, ciężko opancerzonym khazadzie zdawał się lekki jak piórko. Co w bezpośrednim starciu niekoniecznie musiało być zaletą.

A jednak pojedynek na skośnym dachu nie okazał się tak na kilka ciosów jak się spodziewał Tladin. Co prawda rzeczywiście już za drugim czy trzecim ciosem trafił przeciwnika i mocarny cios powinien skutecznie wyłączyć kopytnego z walki. Tak się jednak nie stało.Topór natrafił na zardzewiały naramiennik odmieńca i ze zgrzytem ześlizgnął się po nim nie czyniąc mu szkody. Tamten próbował odskoczyć i miał ku temu szansę bo właśnie w tym momencie krasnoluda ugodziła strzała. Trafiła go pod pachą gdy unosił topór do kolejnego ciosu. Poczuł jak przebija się przez pancerz, ubranie i wbija się w jego mięśnie uwierając go nieprzyjemnie. Postrzał nie był sam w sobie zbyt groźny ale w połączeniu z ranami jakie otrzymał ostatniej nocy zauważalnie zaczynało go to spowalniać.

Ale jak mawia stare porzekadło, co się odwlecze to nie uciecze. Zaraz potem Tladin trafił przeciwnika po raz kolejny. Tym razem skutecznie prawie go przepoławiając. Trafiony kopytny już ledwo trzymał się na swoich kopytach stukając nimi głucho po deskach dachu. Już chyba tylko wiara w odsiecz kamratów trzymała go na nogach. Ale rzeczywiście doczekał tej odsieczy.

Rogacze na przeciwległym dachu zawyli triumfalnie wzywając do polowania. Po czym wzięli rozpęd i bez zauważalnych trudności przeskoczyli nad ulicami lądując na tladinowym dachu. Zaraz potem udało mu się wykończyć tego z którym walczył do tej pory. Ale obecnie na ich trzech mieli czwórkę napastników gotowych do walki. Franz jeszcze ostatni raz zdążył przeładować kuszę i wystrzelić ale rozpędzeni kopytni okazali się zbyt trudnym celem i bełt poszbował gdzieś ponad dachami. Widząc co się święci ranny Frederik odrzucił klapę która miała improwizować osłonę przed ostrzałem a jaką widocznie udało mu się dość szybko oderwać i sięgnął po swoją broń gotując się do bezpośredniego starcia.

- Zewrzeć szyk, w linię! - zarządził Gladenson, wycofując się w stronę ludzi. - Pilnujcie, by nie dać się trafić i osłaniajcie moje tyły!
Krasnolud wiedział, że musi związać walką przynajmniej dwóch, jeżeli nie trzech przeciwników. Nie oczekiwał po swoich podwładnych szczególnych zdolności bojowych. Liczył, że jeżeli wystarczająco rozproszą uwagę przeciwników pozwoli to jemu samemu rozprawić się z tamtymi jeden po drugim. Zadbał tylko o ułamanie drzewca tak, aby nie naruszać rany. Na wyjęcie będzie czas później.

 
Gladin jest offline