Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 03:00   #136
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FRURmhFE6BI[/MEDIA]
Niedzielne południe powoli i leniwie przechodziło w równie leniwe popołudnie, lejąc czas gdzieś za drzwiami mieszkania Betty. Minuty krążyły po wąskich schodach, okrążały kamienicę i ulatywały w dal, podczas gdy zebrane w przytulnym salonie gospodyni osoby nie zauważały tykających wskazówek. Sama obecność całej grupy, możliwość wspólnej rozmowy i wesołe przekomarzanie, doprawione premierą prywatnego, pierwszego filmu z wytwórni filmów akcji produkowanych przez Evelyn i Lamię. Krytycy przyjęli dzieło całkiem entuzjastycznie, co wprawiło Mazzi w dobry nastrój, dając nadzieję, że brnięcie w ten biznes ma sens. Prawdopodobnie. Zostawało tylko przerobić sprawę z Olgą.

- Spokojnie, to żadna rozmowa biznesowa - saper zwróciła się do niej ze swojego miejsca pod boltowym ramieniem, w pobliżu blond fotograf - Zebraliśmy się tutaj na niedzielny babski dzień, dobrą zabawę i nie będziemy ukrywać - puściła Eve oko - chciałyśmy się pochwalić, trochę też zasięgnąć opinii, skoro uczyniłaś nam ten zaszczyt i pozwalasz nam korzystać ze swojej obecności - wróciła uwagą do szefowej ochrony - Ty jesteś w temacie, nie pracujesz tam od dawna. Wiesz co tam puszczają, niejedno widziałaś i niejedno słyszałaś. Masz wyrobiony osąd co ma w branży sens, a co nie. Poza tym jesteś neutralna, jak Szwajcaria - uśmiechnęła się lekko - Jesteś w stanie powiedzieć, czy jest w ogóle sens abyśmy z czymś podobnym pchały się w branżę, czy to zwykła strata czasu. Zresztą jak mówisz, nie mamy nic nawet co byśmy chciały na razie puszczać w świat. To tylko… takie demo, jak w starych grach. Wersja testowa, próbka - wskazała brodą telewizor, a potem wyszczerzyła się szeroko do Rosjanki - Wiem, że ty tam trzymasz wszystko za twarz, wiele od ciebie zależy. Jakiekolwiek seanse byśmy i tak pewnie wstępnie przez ciebie omawiały… co oznacza regularne wizyty, brudnych, niewychowanych i wywrotowych wywłoczek, którym trzeba robić rewizję osobistą i przypominać jak się należy zachowywać w porządnym lokalu.

- O tak, bardzo brudnych i tak, rewizja, bardzo osobista to myślę, że byłaby jak najbardziej wskazana. - Eve szybciutko wtrąciła się do rozmowy zgłaszając swoje pełne poparcie dla słów swojej dziewczyny i rezolutnie kiwając głową. Chyba miało trochę wyjść jak neutralna, profesjonalna uwaga od profesjonalistki od kamery i filmów dla profesjonalistki od lokalu z kinem do wyświetlania filmów. No ale celowo czy nie wyszła z tego taka parodia, że sporo koleżanek przy stole mniej lub bardziej prychnęło śmiechem z rozbawienia.

- Coś chyba aż nóżkami przebieracie na te rewizje. - królowa lodu wzięła wielkopańskim gestem swoją smukłą szklankę i upiła łyk nie tracąc swojej powagi i lodowej otoczki. - Typowe dla brudnych wywłok. - mruknęła niby do siebie jakby potwierdziła się jakaś jej teoria w praktyce. Odstawiła swoją szklankę a część towarzystwa rozbawiła ta uwaga tak samo jak wcześniejsze wtrącenie się krótkowłosej blondyny. Ta zaś rozłożyła szeroko ramiona i bezczelnie skinęła swoją blond główką wcale nie przecząc takiemu wnioskowi.

- Puszczamy w lokalu różne filmy. Ale nie ponosimy odpowiedzialności za treść. Udostępniamy lokal za skromną opłatą. Możemy puścić film jakiś z naszej kolekcji. Ale jak ktoś przyjdzie ze swoim też możemy się dogadać. Co do charakteru tych waszych… filmów akcji… - Olga zaczęła jednak w końcu mówić jak to wygląda sprawa z tym puszczaniem filmów w kinie od strony organizatorskiej. A zachowanie obu producentek chyba mimo wszystko nawet ją trochę rozbawiło. Ale przez ten chłód jaki wokół siebie roztaczała nie można było tego być tak całkiem pewnym.

- Na pewno będzie to coś świeżego, co zachęci do odwiedzin w waszym klubie. Przyciągnie ludzi, choćby dlatego, że na jednym z nich będzie lider z najbardziej znanej kapeli punkowej w tym mieście, ale po kolei i na spokojnie - Mazzi odbiła piłeczkę - Oczywiście że możemy się dogadać, jak na kobiety na poziomie przystało. Pion też jest całkiem w porządku - uśmiechnęła się pod nosem - I nie nasza wina, że macie taką idealnie wyważoną selekcję na wejściu. I wyjściu. A nawet obu wyjściach.

- A nawet we wszystkich trzech. Czy tam innych. - Eve znów pozwoliła sobie na szybkie wtrącenie swoich blond groszy. Reszta towarzystwa obserwowała ten spektakl godny kabaretu na żywo z żywym zainteresowaniem i rozbawieniem. Gdy pod tymi oficjalnymi rozmowami krył się podtekst czytelny pewnie dla wszystkich obecnych.

- No to byśmy już musiały rozmawiać u mnie w biurze. Bo jest wiele zmiennych. Dobrze jest okazać elastyczność i dostosować się do wymagań drugiej strony. - Olga mimo oszczędnej mimiki chyba jednak też nieźle się bawiła tą rozmową i jej ewentualnymi konsekwencjami. U niej w biurze. Eve jednak nie była aż tak zachowawcza.

- O jak trzeba to ja mogę być bardzo elastyczna. I zawsze się staram dostosować do wszelkich wymagań. A taki deal byłby przecież z korzyścią dla wszystkich stron. Klub miałby dodatkową rozrywkę no a my miejsce dystrybucji i promocji. Wszyscy byliby zadowoleni. - Eve pokiwała głową wskazując na Lamię i to co mówiła wcześniej starając się jakby na doczepkę dorzucić coś od siebie.

- Rozumiem też, że podobne układy i ustalenie zasad i warunków dystrybucji to wyjątkowo skomplikowana procedura, więc wizyty będą dość częste - saper pokiwała głową, zgadzając się z Rosjanką - I cykliczne, aby materiał przedstawić, omówić dokładnie wszystkie pozycji planu na pokazy.

- Doprawdy? - królowa lodu bynajmniej nie traciła rezonu ani swojego chłodu. Ledwo uniosła swoją wypielęgnowaną brew do góry jakby podekscytowanie dwóch kontrahentek wcale nie robiło na niej wrażenia. Albo nawet go nie raczyła dostrzegać. A tymczasem Eve z wrażenia przygryzła swoją pełną wargę zerkając szybko na Lamię sprawdzając jej reakcję.

- We wtorek o 15-ej. U mnie w biurze. - wydawało się, że Olga powiedziała to do swojej szklanki z której znów dostojnym ruchem upiła kolejny łyk. A ekscytacja Eve znalazła ujście w tym jak szybko klasnęła w dłonie na taką propozycję.

Za to w głowie Lamii przewinęła się w przyspieszeniu ostatnia wizyta w tamtym miejscu, Crys i to, co potem robili z nią Anton z kumplami. Na moment zamarło jej serce, w myśl że przecież teraz nie za bardzo może szaleć, chociaż z drugiej strony kto potem cokolwiek udowodni, jeśli przypadkiem Olga zamknie je obie w czerwonym pokoju i spuści swoje psy ze smyczy? Język sierżant zaczął formować odpowiednią kontrę… a wtedy od strony okna zawiał wiatr i do jej nosa doleciała jakby intensywniej woń wody kolońskiej jakiegoś tam pseudo komandosa, siedzącego tuż obok. Kątem oka widziała znajomą gębę, patrzącą prosto na nią. To wystarczyło, aby wszelkie durne pomysły wywietrzały jej z głowy. Komu jak komu, ale jemu nie zrobiłaby czegoś takiego, przecież obiecała…

- Doskonale - odpowiedziała zamiast dalszego wrzucania niedwuznacznych nawiązań - Tam porozmawiamy we trzy na spokojnie i w pełni profesjonalnie… a teraz, skoro już się tutaj zebrałyśmy w tak doborowym towarzystwie - wyszczerzyła się równie szeroko, co zębato, zerkając na Betty - Łaskawa pani, życzy sobie czegoś, zanim zacznie się audiencja?




Czas gnał jak szalony, słońce dawno już zeszło poniżej linii dachów okolicznych domów, sprawiając że na ulice wypełzł półmrok. Zrobiło się też chłodniej, choć mimo późnej jesieni temperatura jeszcze nie krążyła wokół zera. Wciąż pozostawało znośnie, wystarczyło zarzucić na plecy płaszcz i dało się wytrzymać na zewnątrz bez szczękania zębami. Ruch ustawał, ludzie znikali w domach, odgłosy miasta cichły, dochodząc echem samochodowych silników gdzieś z daleka. Nawet u Betty temperatura powoli wracała do normy, część gości po ciepłym pożegnaniu, ruszyła do domu. Nie oznaczało to, że w mieszkaniu na pierwszym piętrze kamienicy atmosfera opadła. Dość przestronny metraż zrobił się nagle dość ciasny, gdy musiał pomieścić całe stado zaaferowanych, rozochoconych i podnieconych kobiet, szykujących się do wielkiego wyjścia do klubu. Mijały się w różnym stopniu negliżu, biegając po korytarzu w poszukiwaniu części ubrań, dodatków. Kłóciły się przy łazience, przekrzykiwały w poszukiwaniu kosmetyków, ogólnie wprowadzając niekontrolowany chaos do zwykle spokojnej strefy… no ale niedzielę u Betty jakoś ostatnimi czasy do standardowych nie należały. Jedyny spokojny element siedział na kanapie w hawajskiej koszuli i tylko migał gdzieś w tle, woląc chyba nie wpadać w nurt kobiecych przygotowań.
Mazzi próbowała nie panikować, latając od jednej kumpeli do drugiej, pomagając jak może i prosząc o pomoc a to z dopięciem kiecki, a to ze znalezieniem butów - tutaj nieoceniona okazała się jak zwykle Betty, choć i ona miała pełne ręce roboty nad doprowadzeniem siebie do stanu wyjściowego po intensywnym popołudniu. Dodatkowo miała przygotować dodatkowe zabawki do zabrania, więc w jej sypialni na łóżku stała pokaźnych rozmiarów torba podróżna.

Wreszcie gdzieś w przelocie starszej sierżant przypomniała się dość istotna kwestia odnośnie tej cholernej imprezy dla Boltów.

- Musimy pogadać - nie patrząc na sprzeciw, zaciągnęła swoją dziewczynę na balkon, chcąc złapać oddech dosłownie i w nikotynowej przenośni. Udało się to, gdy wyszły z wanny ,gdzie wlazły jako pierwsze, skoro miały jechać do Honolulu wszystko przygotować.

- Dobra. - Eve zgodziła się bez wahania na razie nie przejmując się odwiecznym problemem przed imprezą pt. “W co ja mam się ubrać?!”. To na razie zostawiły za sobą w mieszkaniu gospodyni. A ta niczym doświadczony generał zaprowadzała w tym kobiecym chaosie wojskową dyscyplinę zarządzając kto znów po pierwszej parze pójdzie się szorować do wanny i dyrygując zasobami swojej obszernej garderoby by każda z podopiecznych znalazła coś odpowiedniego dla siebie.

- Tak? - Eve oparła się jedną ręką o barierkę balkonu zerkając z zaciekawieniem na Lamię. Włosy jeszcze miała mokre ale od niej bił przyjemny zapach po kąpieli. Zwłaszcza, że nawet nie zaczęła się jeszcze ubierać i wciąż była owinięta tylko ręcznikiem w kolorowe kwiaty.

Saper sięgnęła do stoliczka po zapalniczkę i odpaliła papierosa, zaciągając się ze dwa razy zanim podjęła temat.

- Lepiej usiądź - zaleciła, przybierając poważny ton i takąż minę. Poczekała aż blondynka posadzi kuperek na wiklinowym krześle i klęknęła obok niej, łapiąc ją za rękę. Zanim to jednak zrobiła, położyła jej na kolanach paczkę wielkości piłki footbalowej, zapakowany w czerwony papier.

- Oo… A co to? - Eve popatrzyła zdziwiona najpierw na paczkę jaką Lamia położyła jej na kolanach a potem na nią samą. - Co mam z tym zrobić? - zapytała z równą niepewną miną i głosem.

- Rozpakować? - saper podpowiedziała, posyłając do góry figlarne spojrzenie i zatrzepotała rzęsami - Zwykle tak się robi z prezentami.

- Prezent? To to jest prezent? Dla mnie? - fotograf zrobiła naprawdę wielkie oczka i widać było, że kompletnie się tego nie spodziewała. Przyłożyła swoją dłoń do piersi owiniętej ręcznikiem i przez moment zadzierała swoją blond główkę do góry sprawdzając czy Lamia to tak wszystko na poważnie. Ale w końcu z ekscytacją małej dziewczynki rzuciła się rozpakować ten pakunek niecierpliwie rozdzierając kolorowy papier. Papier poszedł precz uwalniając mały kartonik, już nie taki kolorowy a w nim swoją zawartość.

- Ooooo… - blondynka uniosła delikatnym ruchem porcelanowy przedmiot. Przyjrzała mu się z szeroko otwartymi oczami na chwilę chyba zapominając o wszystkim innym. - O rany! Lamia! To dla mnie!? Naprawdę?! Jej! Jest taki śliczny! - Eve po obejrzenia fallicznego czajniczka kupionego u chińskiego sprzedawcy na targu wreszcie jakby się odetkała. Odstawiła go ostrożnie na stolik po czym zerwała się z miejsca i z impetem wpadła na swoją dziewczynę tak mocno, że gdyby nie barierka balkonu to pewnie by wypadły obydwie. A tak Lamia poczuła napór tej barierki na swoim krzyżu a na przodzie przyjemny ciężar jeszcze mokrej Eve. Jak ją objęła, uściskała i pocałowała mocno i głęboko.

- Jej! Lamia! Jeszcze nikt mi nie dał takiego ślicznego prezentu! I to od własnej dziewczyny! Lamia jesteś najlepsza! - na twarzy i w głosie blondynki dało się wyczuć mieszaninę dzikiej radości i wzruszenia. Oderwała się na chwilę na tyle by to powiedzieć po czym znów wtuliła się w Lamię. - Kocham cię Lamia. - wyszeptała jej cicho wprost do ucha całując ją tam delikatnie.

Saper przełknęła ślinę, czując ciepło rozsadzające od środka. Coś mokrego zakręciło się jej w oku… albo gdzieś na innym balkonie obok zaczaił się ninja i zaczął kroić cebulę.

- Też cię kocham - odpowiedziała, jakoś tak naturalnie i bez zgrzytów. Przytuliła ją mocniej - Cieszę się, że ci sie podoba… mam też drugą niespodziankę - dodała, ściszając głos. Szeptała jej do ucha, wodząc końcem nosa po jego małżowinie - Dziś w nocy będziesz naszą brudną, zdzirowatą gwiazdą. Związaną… jak prezent… z całą masą zaliczeń ustnych i nie tylko - pocałowała ją w skroń - Kajdany i liny mamy spakowane, nie mówiłam ci wcześniej, chciałam abyś miała niespodziankę.

Eve chyba była trochę rozkojarzona bo reakcję miała dość opóźnione. Siąpnęła nosem wciąż obejmując swoją dziewczynę ale stopniowo wracała to tej rzeczywistości z Lamią na balkonie. - Znaczy czekaj… Co? Jaką gwiazdą? - w końcu znów odsunęła się na tyle by spojrzeć na twarz saper w stanie spoczynku, zmrużyć oczka chyba próbując odgadnąć co ona ma na myśli z tymi gwiazdami i resztą.

- Masz ochotę zabawić się z Tashą na stole? - Mazzi popatrzyła na blondynę niczym na bardzo smaczne ciastko - A potem z Mazzi, ze mną… zajebiście wyglądasz taka związana… i kto wie? - trąciła ją nosem w skroń - Może jak będziesz miała ochotę, chłopaki dadzą ci coś ciepłego… gdzie tylko będziesz chciała. Co ty na to? Dziś będzie… ciekawie. Sama zobaczysz. - zaśmiała się na koniec.

- Będę związana? I dużo zaliczeń ustnych? I z Tashą? I z każdej strony? - w miarę jak Eve dość chaotycznie powtarzała to co właśnie usłyszała od swojej dziewczyny jej grymas twarzy zaczął się zmieniać. Chwila wzruszenia minęła i zaczęła wracać ekscytacja. Patrzyła na Lamię coraz przytomniej i perspektywa bycia związaną i oddaną do dyspozycji reszty jakoś wcale jej nie przerażała. Wręcz przeciwnie, zdawało się, że to ją tylko pobudza i nakręca jeszcze bardziej na tą imprezę. W końcu chyba upewniła się, ze to żaden żart bo się roześmiała radośnie aż przez moment Lamia widziała głównie jej odsłonięte gardło bo głowa blondyny uciekła gdzieś na plecy.

- Tak! Pewnie, że chcę! O rany, Lamia ale ty masz niesamowite pomysły! Normalnie farciara ze mnie, że chcesz chodzić właśnie ze mną! - fotograf śmiała się na całego w końcu znów obejmując swoją dziewczynę i tym razem całując ją mocno w usta. - Postaram się cię nie zawieść. Będę taką dziwką jaką tylko zechcesz. Tylko daj znać na co masz ochotę. - wyszeptała drapieżnie już wyraźnie rozochocona na całego tą perspektywą i przez chwilę wyglądało jakby miała ochotę zacząć tą imprezę tu i teraz, z Lamią na tym balkonie u Betty.

W głębi duszy saper odetchnęła z ulgą, a potem zawtórowała fotograf w napadzie śmiechu. Tak, to właśnie była ta reakcja, jakiej się spodziewała i na jaką miała nadzieję. Ostatnie elementy puzzli pod tytułem “Niedzielna Impreza” wskoczyły na swoje miejsce i wreszcie całość sprawy dało się uznać za ogarnięty i dopracowany.
- Bądź po prostu sobą i obiecaj mi jedno - ujęła delikatnie jej brodę, zmuszając do spojrzenia w oczy, gdy dodawała - Że będziesz się dobrze bawić i wyciągniesz z tego tyle radochy, ile się da.

- Z tobą, ze Stevem, z naszymi chłopakami i dziewczynami to na pewno będę! - młoda kobieta owinięta kwietnym ręcznikiem, wciąż pachnąca wspólną kąpielą machnęła niefrasobliwie ręką jakby na tej imprezie na jaką się szykowały nie mogło jej spotkać coś niemiłego. A przynajmniej ona w tej chwili w to nie wierzyła. Drapała delikatnie paznokciem kark Lamii w subtelnej pieszczocie ciesząc się tą chwilą i te które dopiero miały nadejść w jednym z najlepszych klubów w tym mieście. Nagle jednak zmarszczyła brwi i przygryzła trochę wargę co znaczyło, że coś sobie przypomniała.

- A dziewczyny? I reszta? Wiedzą o tym? Myślisz, że nie będą miały nam za złe jak to ja i Tasha będziemy na piedestale? Nie chciałabym aby ktoś potem miał jakieś pretensje. - zastanawiała się na głos sprawdzając co jej dziewczyna o tym wszystkim sądzi.

- Daj spokój, jakie pretensje - sierżant machnęła na to ręką - Za co? W końcu i tak będzie czas i okazja aby każdy dorwał się do każdego na kogo będzie miał ochotę. Poza tym… weź. Diane i Madi na pewno skorzystają że będziesz związana, chłopaki też, a będzie tyle osób że naprawdę nie sądzę aby ktokolwiek się o cokolwiek fochał iiii… no Steve i Betty wiedzą. Dla reszty mały pokaz niespodzianka - zaśmiała się wesoło - Poza tym ty akurat na piedestał się nadajesz jak nikt inny.

- Ojej Lamia, jesteś dla mnie taka dobra… - wzruszenie znów na chwilę rozkleiło panią fotograf. Pogłaskała czule swoją sierżant po policzku patrząc na nią rozmaślonym wzrokiem.

- No i mam nadzieję, że dziewczyny się nie będą fochać tylko skorzystają ze mnie. Chłopaki też. O! A wiesz co ja bym chciała? Bo tak nawet myślałam ostatnio… Ty, Olga, Betty, Madi i Diane. Na raz. We mnie. No wiem, że byłoby to trudne no i Olgi nie będzie no ale wszystkie mnie tak zapinacie jak najbardziej lubię. To bym tak miała marzenie jak najwięcej z was na raz. - Eve mówiła jakby zebrało jej się na intymne zwierzenia od tych wszystkich wzruszeń i czułości. W końcu jednak zmarszczyła brwi o nosek jakby znów coś jej się przypomniało.

- Ale ty też mnie będziesz używać co? No i Steve. Z wami oboje też jest bosko i też bym chciała. No ale rozumiem, będzie tyle gości nie można być egoistką. No i dobrze, że powiedziałaś, że to niespodzianka bo zaraz bym poleciała wypaplać dziewczynom jaką będę dzisiaj gwiazdą razem z Tashą. - fotograf znów miała fazę na szybkie i chaotyczne mówienie gdy pewnie miała kołowrót myśli pod blond kopułką. Szybko przeskakiwała z tematu na temat i gdy ktoś był w nich nie zorientowany pewnie mógł mieć trudności ze zrozumieniem wszystkiego o czym mówi.

- Nie dygaj kochanie, coś wymyślimy - Lamia zasępiła się, a potem przytuliła mocniej blondi. W głowie powoli zaczynała układać jak wykonać zadanie od dziewczyny. wychodziło że musi jeszcze pogadać z paroma osobami, ale wydawało się do ogarnięcia, więc na serce nie kładło się żadnym cieniem - A ze Stevem oczywiście że cię nie zostawimy… a teraz sio - klepnęła kształtny tyłeczek - Idź się ogarnąć… i ciii - przyłożyła symbolicznie palec do ust - Pełna konspira.

- Jasne! Pełna konspira! - Eve nachyliła się jeszcze i teatralnie przyłożyła palec do swoich pełnych ust. Ale nie wytrzymała i znów zachichotała jak mała dziewczynka szykując jakąś psotę. - Ale będzie ubaw! - roześmiała się ale nagle wzrok padł jej na stoli. - A czajniczkiem mogę się pochwalić? - zapytała jakby z tej radości już chciała wracać na pokoje ale właśnie jak spojrzała to przypomniała sobie o swoim ślicznym prezencie od swojej dziewczyny.

- Jasne że tak głuptasku - Mazzi parsknęła, wyłuskując z paczki drugiego papierosa, bo ten pierwszy spalił się cały i praktycznie bez jej pomocy - Przecież jest twój, no nie? Jutro napijemy się z niego herbaty rano… znaczy jak wstaniemy - poprawiła się. Podniesienie cielska po takiej imprezie nie zapowiadało się wcześniej, niż po południu.

- Eh, dobra - dmuchnęła dymem do góry, krzywiąc się trochę, jakby nagle coś sobie przypomniała - Cholera, leć się ogarniać ja mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia jak wypalę. - zagryzła wargę - Steve wstaje pierwszy, pewnie wyleci bez śniadania. Zrobię mu kanapki żeby chociaż coś przetrącił w drodze do jednostki… bo pewnie wstać to nie wstanę, aby mu zrobić kawę.

- To pogadaj z Betty, ona na pewno coś ma na kanapki. - Eve rzuciła w przelocie wracając po swój prezent. Gdy go złapała pocałowała jeszcze raz Lamię w policzek i czmychnęła z powrotem do living roomu Betty do tej kobiecej czeredy którą gospodyni pomagała zorganizować sobie ten kawałek życia.

- Dzieewczyynyyy! Zobaczcie co dostałam od Lamii! - blondyna w ręczniku huknęła z samego progu swoją radością unosząc swoje trofeum wysoko do góry. Reszta głów zwróciła się w jej stronę i wtedy właśnie kwietny ręcznik poluzował się na tyle, że zsunął się na podłogę zostawiając fotograf nagusieńką jak ją Pan Bóg stworzył. Ale ona sama i reszta towarzystwa przywitała to ze zrozumieniem i rozbawieniem. - A tam, i tak idę się przebrać. - machnęła obojętnie ręką i poszła chwalić się dziewczynom swoim nowym prezentem od swojej dziewczyny.

Saper za to skorzystała z zamieszania i wkradła się do salonu, stając gospodyni za plecami. Objęła ją niespodziewanie od tyłu w pasie, kładąc brodę na lewym ramieniu.
- Mówiłam już, że cholernie się cieszę… z obecności łaskawej pani na zabawie wiejskiej dziatwy? - mruknęła jej do ucha, pocierając policzkiem po chwili o jej policzek.

- Ależ Księżniczko, wyrastasz na pięknego i dumnego motyla. Widać, że jesteś w swoim żywiole. I cudownie razem wyglądacie. Całą trójką. Naprawdę trzymam za was kciuki. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała czy ktoś od was nie wahajcie się przyjść do mnie. Nawet w środku nocy. Nie wiem czy będę mogła pomóc ale na pewno was nie odrzucę. - Betty przyjęła pieszczotę chętnie i z wyraźną przyjemnością pozwalając się nacieszyć Lamii swoim królewskim obliczem. Ale w trakcie gdy mówiła odwróciła się by stanąć do niej twarzą w twarz i popatrzeć jej głęboko w oczy. Wyglądało na to, że mówi jak najbardziej poważnie.

- I co tu nie mówić Księżniczko niezły numer z ciebie. Wniosłaś wiele ożywienia do tego domu. - uśmiechnęła się przyjaźnie zerkając na stadko młodych kobiet w różnym stadiach negliżu. Część buszowała w łazience szykując kolejną kąpiel, część się poprawiała przed lustrem, któraś coś jeszcze szamała coś ze stołu a cały czas chichrały się, cieszyły, piszczały, kłóciły i poganiały się nawzajem.

- Pod takim okiem jak te łaskawej pani, nie ma innej możliwości, niż tylko starać się nie przynieść wstydu i robić to, co trzeba, jak trzeba… i ile wlezie - saper opowiedziała, wachlując rzęsami, a potem nagle przez jej twarz przeszedł skurcz. Mina stała się poważna, cień wrócił gdzieś na dno bassetowych oczu.
- Dziękuję Betty, za wszystko. Chyba nie muszę pokazywać palcem dzięki komu się nie posypałam i nie skończyłam jak Daniel. Nie muszę też chyba mówić kto mi dał siłę i… - zmrużyła oczy, nie mogąc znaleźć słowa. Stała tak przez moment, sztywna jak kij, aż w końcu odwróciła głowę do okna obserwując tam coś wielce ciekawego - Dziękuję… mam nadzieję, że ten harmider ci nie będzie na dłuższa metę przeszkadzał - parsknęła, odwracajac się ponownie i znów uśmiechnięta - Niedługo bedziesz musiała fosę wokół zamku wykopać, albo przeganiać te stada kijem… a w ogóle pomyślałam czy się nie wkurzysz, jeśli zaiwanię coś z kuchni i zanim wyjdziemy zrobię coś do żarcia dla Steve’a na rano. Wstaje pierwszy i tak lipa żeby leciał do jednostki o suchym pysku… no a że wstanę to się nie łudzę - wzruszyła ramionami.

- Oh wiesz, myślę, że póki taka czereda czerpie mnóstwo radości z wizyt w moim zamku to chyba obie strony będą zadowolone. - okularnica machnęła dłonią na znak, że nie ma o czym mówić i uśmiechnęła się z sadystyczną przyjemnością tak samo jak wówczas gdy niedawno w owym zamku penetrowała tą czy ową w ramach obopólnej radości i satysfakcji.

- A kuchnia no to oczywiście. Częstuj się czym uważasz. I tak jeszcze sporo zostało po wczorajszym grillu więc jeśli Steve lubi grillowe to chyba nie powinien grymasić. Ale wygląda mi na porządnego mężczyznę który nie będzie grymasił na jedzenie podane na talerz. - gospodyni wskazała z kolei na kuchenny kierunek a potem gdy mówiła o facecie jaki łączył i Lamię i Evę popatrzyła na niego jak siedział na fotelu przyglądając się temu kobiecemu show na żywo. A te zupełnie jakby o nim zapomniały podziwiając nowy prezent Eve, śmiejąc się, żartując, piszcząc i trochę nawet szykując się do tego wieczornego, wspólnego wyjścia.

- Myślę, że coś tam zawsze do domu przyniose - Lamia parsknęła, a potem zrobiła minę czystej niewinności - Jakieś blond, albo czarne… rude, czy brązowe. Będzie co na stół położyć - pocałowała kasztankę w policzek i ruszyła gdzie fotel, zachodząc go z tyłu, a im bliżej podchodziła tym bardziej zębaty wyszczerz zdobił jej oblicze. Wreszcie stanęła zaraz za oparciem, kładąc dłonie na szerokich barach ich męskiego rodzynka. Ciężko było się nie szczerzyć mając w pamięci ostatnie parę godzin wspólnej zabawy.
- Żyjesz? - mruknęła mu do ucha, a aby to zrobić, nachyliła się nad nim jak kat nad, może nie udręczoną, ale z pewnością zmęczoną duszą.

Betty roześmiała się ubawiona taką wizją jaką lansowała jej Księżniczka ale nie wydawała się jej niemiła. Wręcz przeciwnie. - No jak na razie twój gust pasuje mi wyśmienicie. A na razie przepraszam muszę wejść w rolę siostry przełożonej. - okularnica oddała elegancki całus w policzek jak to między dobrze wychowanymi damami wypadało w dobrym towarzystwie. Po czym praktycznie z miejsca przypomniała wszystkim kto tutaj rządzi.

- Dziewczęta! - niby nie powiedziała nic specjalnego ani nawet niezbyt podniosła głos. A jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki krzyki i hałasy ucichły jak ucięte nożem a damska czereda obróciła swoje twarze w jej kierunku.

- Czy kąpiel jest już gotowa? Tak? No to Madi, Di, na co czekacie? - Królowa zapytała z królewskim dostojeństwem a jej dwórki coś próbowały mówić ale nie mając żadnych konkretnych odpowiedzi Indianka i masażystka grzecznie i bez szemrania podreptały do łazienki aby wziąć wspólną kąpiel. Betty odprowadziła je spojrzeniem a potem obdarzyła nim resztę towarzystwa. Towarzystwo zaś znów jak po jakimś magicznym przyciskiem nagle znalazło sobie jakieś konstruktywne zajęcie.

Całe zamieszanie pozwoliła Lamii podejść niepostrzeżenie do fotelu. Steve miał minę taką jakby właśnie był widzem jakiegoś fascynującego spektaklu na żywo. - Żyję, żyję. - uśmiechnął się i okazało się, że jemu Eve zostawiła na przechowanie chiński czajniczek bo trzymał go na kolanach.

- Jej. Ona jest straszna. Nie była jakiś sierżantem? - zapytał cicho niekoniecznie żartem widząc siostrę przełożoną w akcji.

- Gorzej… jest gorzej niż możesz przypuszczać - mruknęła ponownie, tym razem grobowym tonem - Jeśli nie będziesz słuchał może zarządzić ci lewatywę… albo eutanazol dożylnie, chociaż lewatywa gorsza. Szczególnie jeśli robi się ją wodą sodową i dziesięć razy dziennie - pokiwała smutno głową, wzdychając boleśnie, nim po krótkiej przerwie nie podjęła - Idzie zima, jest pewna kampania społeczna. “Przygarnij Bolta”. Dbaj, chuchaj i karm skoro idą mrozy, więc reflektujesz na padlinę z grilla na śniadanie jutro? Wiem że nie wstanę z tobą rano, a nie będziesz o suchym pysku leciał do jednostki. Zrobię ci kanapki do przegryzienia w furze, tylko powiedz z czym chcesz. Potem nie będzie ani czasu, ani głowy na takie przyziemne sprawy - parsknęła krótko - A skoro już niby tam jakaś marna namiastka sierżanciny na chorobowym się tu pałęta, to się do czegoś konstruktywnego przyda.

- Zrobisz mi kanapki? Naprawdę? - Steve zrobił minę podobnego zaskoczenia jak parę chwil temu Eve gdy zapakowany prezent wylądował na jej kolanach. Też chyba tak samo jak blondynka o krótkich włosach kompletnie się tego nie spodziewał. Zadarł głowę do góry by spojrzeć na siedzącą obok kobietę która w tej pozycji była wyższa od niego. Nawet podobnie jak fotograf szukał czegoś na jej twarzy chyba spodziewając się jakiegoś żartu czy psikusa.

- Heh. - prychnął chyba przez chwilę nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć. W końcu uśmiechnął się i wzruszył swoimi bynajmniej nie wątłymi ramionami. - No z czym nie zrobisz to będzie dobre. - odpowiedział w końcu z ciepłym uśmiechem. - Padlina z grilla może być. To ta co tutaj była? To dobre było. Będzie super. - rozpogodził się zupełnie wskazując na stół na jakim jeszcze co nieco zostało. Jak dla jednej osoby to nawet za dużo na te kanapki a Betty mówiła, że jeszcze w kuchni coś jest.

- Nie, nie naprawdę, ale dla jaj - kobieta parsknęła, a potem pochyliła się, przetaczając po fotelu i komandosie, aż wylądowała mu na kolanach z czajniczkiem w ręku. Odstawiła prezent Eve na szafeczkę obok, aby się nie stłukł.

- Jesteś moim Tygryskiem, przyzwyczaj się - z miną wdzięcznej foczki, potarmosiła jego włosy na tyle, na ile się dało. Głos też miała ciepły, podobnie spojrzenie - Zostawię je na parapecie w kuchni, zgarniesz sobie przed wyjściem. Dobrze, że nie marudzisz i nie grymasisz, dogadamy się i na tym polu. Czegoś teraz ci potrzeba? Nie jesteś zmęczony… albo przerażony tym natłokiem bezeceństw, które twoje biedne oczy dziś widziały?

- Na którym parapecie? Tutaj u Betty? To nie wracamy na noc do Eve? - pragmatyzm zawodowego oficera przemówił z jego orzechowych oczu gdy gościnnie użyczył swojej dziewczynie kolan. Mogła teraz umościć się wygodnie i na nim i na fotelu. A on zrewanżował jej się czesaniem włosów gdy bez pośpiechu i delikatnie przesuwał palcami przez jej prawie czarne włosy.

- A te bezeceństwa jak to ładnie nazwałaś… - uśmiechnął się i rzucił okiem na nagle całkiem uporządkowany chaos i hałas. Pod kierownictwem siostry przełożonej poszczególne elementy zdawały się pracować jak mniej więcej składny mechanizm. Chociaż piski i chichoty nadal dobiegały z każdego zakątka mieszkania. Aktualnie okularnica stała przy szafkach z garderobą próbując dobrać jakieś ubranie dla Eve.

- No tego się nie spodziewałem przyznam szczerze. Ale cieszę się, że mnie tu przyprowadziłyście i pokazały to wszystko. Było co oglądać. - roześmiał się wesoło na znak, że widowisko z bardzo bliska i na żywo rodem z filmów dla dorosłych bardzo mu się spodobało.

- Nie sądziłem, że w tym mieście jest aż tyle, takich gorących kociaków co lubią się tak wesoło zabawić. - przyznał wskazując leniwym ruchem ręki na cały ten roznegliżowany babiniec który całe popołudnie spędził głównie w królewskiej sypialni i jej osobistym loszku ciesząc się sobą nawzajem.

- Wracamy… hm, fakt - Mazzi skrzywiła się trochę, chociaż nie do końca wizja powrotu do Eve była jej niemiła. Siedziała na bolcie, wbijając na jego piersi rytm opuszkami palców.
- Nie chcę dziś zostawiać samej Betty, a już zakomunikowała, że z łóżka nas nie wygoni - powiedziała w końcu, całując chłopaka w policzek - Pewnie i tak pośpimy po wszystkim, rano podrzuci się Eve do jej mieszkania. Zresztą łaskawa pani ma naprawdę wygodne łóżko… wiem co mówię - parsknęła, tuląc policzek do jego dłoni - To ja się cieszę, że dałeś się namówić. Mogłam poszpanować jakiego zajebistego faceta mam… i zdolnego i z kondycją, że mucha nie siada - wyszczerzyła się perfidnie - Nie martw się, chłopaki i tak ci nie uwierzą jak im opowiesz co tu dziś wyprawialiśmy.

- Cholera sam bym sobie nie uwierzył jakby mi ktoś takie bajki opowiadał. - kapitan w kwiecistej koszuli zaśmiał sie szczerze, rubasznie i wesoło kręcąc przy tym głową jak bardzo niecodzienne przygody właśnie razem przeżywają. Nawet na standard elitarnej jednostki komandosów to już widocznie nie było byle co.

- A z powrotem tutaj nie ma problemu. Mnie obojętne czy tutaj czy u Eve. Podobnie się wraca po imprezie i będzie jechać rano. - skrzywił się nieco ale miał zadowoloną minę obżartego kocura co się właśnie przyszedł wylegiwać w swoim ulubionym fotelu i właśnie jakaś fajna foczka go tak fajnie zaczęła miziać i prawić same słodkości.

- Znaczy ale czekaj. To mamy spać we czwórkę w łóżku Betty? A Betty o tym wie? - nagle jednak jakaś myśl przetoczyła się pod tą krótko ostrzyżoną czupryną bo otworzył oczy szerzej zerkając na siedzącą na nim kobietę. I jakoś w tym momencie też zwróciła się do nich ich wspólna blond dziewczyna.

- Słuchajcie którą mam wziąć? Bo obie są cudne i nie wiem którą. - Eve trzymała w każdej z dłoni po wieszaku z całkiem ciekawymi kreacjami. Okularnica cierpliwie stała o krok za nią czekając na werdykt i wcale nie przejawiając zniecierpliwienia. Raczej pogodę ducha i zadowolenie.

Uwaga okolicy automatycznie skupiła się na blond tragedii, sierżant zmrużyła oczy. Przyjrzała się obu kreacjom, z czego jedna była lejąca i brokatowa na cienkich ramiączkach, do tego dopasowana; z naprawdę głębokim dekoltem i pęknięciem na udzie, kończyła się zaś asymetrycznie lekko za kolanem. Druga za to była krótka, rozkloszowana i chyba tiulowa lub z podobnie lekkiego materiału - półprzezroczystego i srebrnego. Gorset kreacji zdobiła cała masa łapiacych świetlne refleksy kryształków rżniętych na kształt łez przeróżnej wielkości - od tych wielkości paznokcia kciuka, do takich jak ćwierć łebka od szpilki.

- Weź… hm - mruknięcie Mazzi zawierało całe wiadro zadumy. - Wiesz co? Srebrna, jest lżejsza, bardziej dziewczęca. Pasuje ci… no i daj spokój. - fuknęła trochę ostrzej - Grzechem byłoby zasłaniać takie nogi. Ja wezmę złotą, będziemy z jednej bajki - pusciła blondi oko - Choć kontrastowe.

- No tak! Lamia jesteś genialna! - blondynka podskoczyła z miejsca po czym doskoczyła prędko do fotela wklejając się na trzeciego w ich parę aby uściskać swoją dziewczynę, pocałować a zaraz potem tak samo obdzielić swojego chłopaka.

- Steve, widziałaś jaka Lamia jest genialna? Ja to bym pół dnia siedziała zastanawiając się którą włożyć! - obwieściła Steve’owi radośnie gdy saper wybawiła jej z tych poważnych dylematów moralnych.

- Rzeczywiście. Dobrze, że była tu ta Lamia bo ja bym pewnie siedział jeszcze dłużej i niewiele bym wymyślił z tymi sukienkami. - mężczyzna przyznał się z ciepłym uśmiechem to swojej niewiedzy w tym temacie więc wyglądało na to, że Lamia wyratowała całą trójkę z tej opresji.

- A właśnie Eve, wiesz, że po imprezie wracamy tutaj do Betty? - bolt skorzystał z okazji aby zapytać blondynę to o czym właśnie rozmawiali z Lamią.

- Ooo… Taakk? To nie wracamy do mnie? - ta wiadomość widocznie zdziwiła fotograf bo popatrzyła pytająco najpierw na niego a potem na nią.

- No słyszałem, że Betty nas zaprasza do siebie. - Steve spojrzał ponad ramieniem swojej blond dziewczyny na okularnicę która chyba była na tyle blisko by słyszeć całą rozmowę. Usłyszawszy swoje imię podeszła do fotela i położyła dłoń na ramieniu Eve po czym przesunęła ją na ramię Krótkiego.

- Ależ naturalnie. Myślę, że wszyscy się pomieścimy. Miejsca tutaj jest całkiem sporo. - gospodyni uśmiechnęła się ciepło i zapraszająco tym samym uśmiechem z jakim witała ich trójkę w wejściu pół dnia temu.

- No dobrze to jak z wami i jeszcze z Betty to ja się zgadzam. - blondynka bez wahania zgodziła się na taką propozycję śmiejąc się po kolei do całej trójki.

- Jesteśmy umówieni, świetnie. W takim razie zbieramy się, jest jeszcze od cholery do ogarnięcia przed wielkim finałem - sierżant zatarła ręce, ze śmiechem kierując się do kuchni. Było jej dziwnie gdy kroiła chleb i pakowała późniejsze przekąski w torebki, a całość w jedną dużą torbę. Czegoś brakowało, dojście o co chodzi zajęło całego fajka czasu oraz konsultacji z Eve. Zanim pakunek ze śniadaniem dla krótkiego został ostatecznie zapieczętowany, trafiły do niego jeszcze dwie pary koronkowych majtek i małpka gorzały. Odkładając paczkę na parapet Lamia żałowała, że nie zobaczy miny trepa, gdy otworzy prowiant, trudno. I tak wiedziała, że absolutnie było warto... starać się, aby był szczęśliwy.


 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline