Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 03:18   #138
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Trzymaj kochanie, na zdrowie. Niedługo zleci się reszta harpii i satyrów, będą napływać partiami, więc z każdym damy radę chwilę pogadać, przedstawić cię. Oswoisz się, zapoznasz i jakoś poleci. Nie martw się - posłała jej ciepły uśmiech - Będzie super, zobaczysz.

- Naprawdę tak o mnie mówiły? - nowa wyraźnie ucieszyła się, że jej wczoraj poznane znajome mówiły o niej w takich pozytywach. - No one też były świetne. Ale rany jak mnie zaskoczyły jak ja słyszę z dziury jakieś laski a w dziurze pokazały się dwa sztuczniaki! - roześmiała się przyjmując szklankę z przygotowanym drinkiem i nieco ją uniosła w niemym toaście po czym wzięła pierwszy łyk.

- A właśnie. Bo Madi mówiła, że w tym samym kiblu robiłyście to we cztery. Naprawdę? Jak żeście się tam zmieściły? Nam we trójkę było mało wygodnie. Ale i tak było bosko! - Laura mówiła z wyczuwalną fascynacją dla wyczynów o jakich słyszała a widać ciekawość ją zżerała jak to się udało osiągnąć.

- Jedna z nas stała na kiblu - gospodyni nachyliła się w jej stronę, przechodząc na teatralny szept - Poza tym miałyśmy tam kogoś z doświadczeniem w zarządzaniu ludźmi i zasobami. Dałyśmy radę… chociaż tak, było ciasno i należało ogarniać przez cały czas aby się nie zaplątać jedna w drugą i aby każda dostała odpowiednią dozę uwagi. Ciężka sprawa - przyznała, robiąc minę głębokiej nostalgii. Trwałą tak przez chwilę, zanim nie zaśmiała się cicho - Gdybyś nie podpasowała dziewczynom, to byśmy się tu nie spotkały, co nie? Powiedz mi coś o sobie, skąd jesteś i czym się zajmujesz na co dzień?

- Jej to naprawdę zrobiłyście to we cztery? To kto tam jeszcze był? Rany to szacun za taki wyczyn. Chciałabym to zobaczyć. - Laura mówiła jakby była pod wrażeniem takiego wyczynu w tej damskiej toalecie starego kina. Ale w końcu się roześmiała z własnych słów. - Chociaż jakbym widziała to pewnie szkoda by mi było tylko oglądać. - wyznała rozbawiona.

- A co o mnie no co tam o mnie. Nic ciekawego. Przez większość tygodnia mam nudną, pracę w magazynie. Prowadzę biuro. Wiesz wydaję kwity co pobrano, co przyszło co jakiś czas robię spis tego co mamy, pilnuję by te moje bystrzaki poustawiały wszystko tam gdzie trzeba no same nudy. - machnęła dłonią jakby niezbyt miała ochotę mówić o swojej pracy w ten niedzielny wieczór. - No i dlatego lubię w weekend gdzieś wypaść. A odkąd w starym kinie odkryłam te glory hole to przyjeżdżam tam prawie w każdy weekend. No ale pierwszy raz trafiłam na babki za ścianą! I to jakie czaderskie! - rozmowa o weekendowych sprawach, zwłaszcza ostatni weekend który pośrednio zaprowadził ją dzisiaj właśnie do tego pokoju hotelowego sprawiała jej widocznie więcej radości i luzu niż rozmowa o pracy. Znów się roześmiała beztroso aż poruszyły się jej cienkie warkoczyki.

- A ty? Coś mi powiesz o sobie? Kim jesteś, co lubisz i co tu się właściwie będzie działo? Bo wczoraj mi dziewczyny powiedziały tylko, że będzie świetna impreza i będzie dużo atrakcji do zaliczenia. - Mulatka była zwyczajnie ciekawa gospodyni i tego co ma się szykować na dzisiejszy wieczór. Ubrana w kremowy top który odsłaniał górę i dół. Jej aksamitne szyję i ramiona oraz zgrabny, płaski brzuch. Na dole zaś przyszła w dość luźnych spodniach jakby była fanką rapera sprzed wojny.

Sierżant przysiadła na jednym z foteli i założyła nogę na nogę powolnym, hipnotyzującym ruchem.

- Jestem dziewczyną Eve, poznasz ją niedługo. I dziewczyną Steve’a… jego też poznasz dziś wieczorem - powiedziała niskim głosem, łapiąc Mulatkę w sidła przenikliwego spojrzenia

- Nikt szczególny, ani wyjątkowy. Weteran frontowy, niedawno przeszłam w stan spoczynku i układam sobie życie od nowa - uśmiechnęła się lekko - Odbijam lata siedzenia w okopach i żarcia gruzu - parsknęła, rozkładając ręce trochę bezradnie - Poza tym towarzystwo trafia się takie, że nie ma kiedy przymulać… co lubię? - udała że się poważnie nad tym zastanawia, bujając szklanką z drinkiem az nagle zaśmiała się kosmato - Ciebie na przykład, podobasz mi się. Wiesz czego chcesz, ciekawe jak wyglądasz bez tego - wskazała ruchem brody na ubranie rozmówczyni i zabujała brwiami - Ale na to przyjdzie niedługo czas. Widzisz kochanie robimy imprezę niespodziankę dla paru znajomych. Będzie mały pokaz, dużo alko i chętnych ciał. Każdy znajdzie coś dla siebie - wychyliła się, aby zawisnąć przed twarzą Laury i bez ostrzeżenia pocałować ja czule prosto w usta.

Widocznie udało im się przełamać pierwsze lody i wyrzucić pierwsze koty za płoty. Mulatka roześmiała się po raz kolejny po tym niespodziewanym pocałunku. I zaraz gdy skończyła zrewanżowała się tym samym wpijając się w usta sierżant i obejmując jej głowę swoimi szczupłymi dłońmi.

- Też mi się podobasz. - wyznała z rozpalonym spojrzeniem wciąż trzymając ją za głowę. W końcu jednak znów się uśmiechnęła swoim bielutkim uśmiechem. - Jej dobra to się spacyfikuję bo zaraz zacznę z tobą tą imprezę we dwie. - rzekła rozbawiona i sięgnęła po wolne krzesło aby przysunąć je obok krzesła Lamii i móc usiąść blisko niej.

- Ale poczekaj… Masz chłopaka? I dziewczynę? Na raz? - zapytała zaintrygowana gdy chyba zaczęło do niej docierać co właśnie powiedziała gospodyni. - A oni o sobie wiedzą? - ten mało standardowy układ widocznie ją fascynował gdy tak usiadła prawie bok w bok z gospodynią i zerknęła na nią z zaciekawieniem.

- Oczywiście że wiedzą o sobie, wspólnie się zabawiamy, śpimy i chodzimy na lody czy na miasto - saper wyjaśniła tonem jakby nie było to nic niezwykłego - No i Steve lubi patrzeć jak się ze sobą zabawiamy. Albo z innymi laskami. Tylko na męską konkurencję przy moich norkach się robi nerwowy - rozłożyła znowu ręce bezradnym ruchem żeby szybko machnąć ręką - No ale Madi ze straponem już go nie boli, więc nie jest taki znowu zaborczy.

- A to… - Laura machnęła ręką jakby tym razem nie usłyszała nic nowego. - Chyba wszyscy faceci tak mają. “O inne laski nie jestem zazdrosny”. - powiedziała jakby przedrzeźniała kogoś od kogo usłyszała coś takiego. - No ale jak wam się tak układa to super. Chyba nie znam kogoś kto byłby w takim trójkącie. - wróciła do niecodziennego statusu Lamii i jej partnerów.

- I mówisz, że oni też będą? No to jestem strasznie ich ciekawa. Jak są tak gorący jak ty to będzie się czym bawić. - mleczna czekoladka roześmiała się kosmato a w oczach dał się dostrzec błysk rodzącego się podekscytowania. - A w ogóle kto będzie? Chociaż… Właściwie poza Di i Madi no i teraz tobą to pewnie i tak nikogo nie znam… - zapytała ale prawie z miejsca się zmitygowała, że odpowiedź gospodyni pewnie niewiele jej powie.
- Będzie nas… tak z piętnaście osób - Mazzi podrapała się po głowie, siorbiąc drinka i myśląc jak to najlepiej przedstawić. Wreszcie wyszczerzyła się wesoło.
- Steve i Eve to najlepszy towar w tym zapyziałym mieście - powiedziała, a duma rozsadzała jej pierś. Przepiła ją whisky. - Będzie trzech kumpli Steva z oddziału. W sumie to cały ich mały oddział Boltów, taka ich mać - parsknęła - Poza tym masa lasek. Val, kelnerka z “41”. Poznasz ją po dredach. Lubi stopy i wysokie obcasy. Madi i Di już znasz. Eve poznasz po krótkich jasnych włosach. Na co dzień zajmuje się fotografią. Będzie też Crys, barmanka ze starego kina. Długie, czarne włosy i szare oczy. Moja łaskawa Pani, Betty, pracuje jako pielęgniarka i… ach, sama zobaczysz - westchnęła rozmarzona - Nosi okulary i ma twardą rękę… Sonia to rudzielec, pracuje tutaj. Wynajęłyśmy ją bo co się będziemy tak bez niej bawić, nie? Ach.. i Jamie! Czarnula z lodziarni, ale ona akurat woli tylko i wyłącznie laski. Jest też Tasha, tylko cicho. To niespodzianka.

Mulatka słuchała tej listy gości z wyraźnym zainteresowaniem. Miała minę, że jakby dać jej pudełko z popcornem no to właśnie byłaby pełnia do wizerunku oglądania czy słuchania czegoś z przejęciem i zainteresowaniem.

- Czekaj, czekaj… Crys ze starego kina? Barmanka? Z czarnymi włosami? - tutaj Laura pokazała na sobie długość tych czarnych włosów i tak całkiem właściwie określiła tą długość włosów podwładnej Olgi. - To chyba ją znam. W końcu bywam ostatnio w kinie całkiem często. - roześmiała się ucieszona, że może jednak nie wszyscy będą dla niej obcy.

- W “41” byłam tylko kilka razy to nie bardzo kojarzę kto tam pracuje… - zmarszczyła brwi gdy próbowała sobie przypomnieć swoje wizyty w tym lokalu i pewnie wizerunki obsługi. - I mówisz dredy i lubi stopy? - wróciła myślami i wymownie zerknęła na swoje nogi opatulone tymi luźnymi, workowatymi spodniami a dokładniej na lekkie trampki jakie miała na swoich stopach. - No ciekawe czy moje jej się spodobają. - powiedziała z wesołym błyskiem w oku.

- Tą Sonię to chyba widziałam na dole. To chyba z nią rozmawiałam. To też wygląda ciekawie. A ona co lubi? - zapytała z zaciekawieniem gdy już sobie tak flirtowali i plotkowały jakby się znały od dawna. - I jeszcze ta laska z lodziarni? Tam jest jedna taka fajna. Taka trochę jakby Latina, ładne, długie ciemne włosy. - zmarszczyła brwi gdy znów próbowała sprawdzić swoją pamięć czy rozmawiają o tej samej osobie.

- I zaraz, zaraz… Co ty mówiłaś o chłopakach? - Nagle jakby dopiero dotarło do niej co wcześniej wspomniała rozmówczyni. - Bolci? Znaczy Thunderbolts? Ci specjalsi? - trochę cofnęła głowę sprawdzając czy jej domysły są prawidłowe.

Przy kwestii Jaime, Mazzi tylko uśmiechnęła się sugestywnie, mocząc dzioba w szklance. O tak, Mulatka się wpasuje, saper czuła to przez skórę. Chciała obgadać rudzielca z dołu, no ale wyszedł temat samczej części ekipy, więc podjęła go dzielnie i bez zmian w mimice.

- Tak to oni. Są specjal...nej troski, nie zaprzeczę - odpowiedziała z karykaturą powagi, ściągając usta w dziobek - Ale to dobre chłopaki, niech mają coś z życia. W sumie dla nich przede wszystkim ten balet dzisiejszy - skrzywiła się, a potem parsknęła - Zwykle balowali we czterech, a teraz ich kapitan baluje z nami. Coby się pokrzywdzeni nie czuli i nie zaczęły się między nimi kwasy, robimy integrację grupową - wzruszyła ramionami - Ale to tajemnica i jeśli im powiesz, będę musiała cię zabić.

- No bez obaw. - Mulatka puściła jej aż przesadnie porozumiewawcze oczko na znak, że łapie o co już tu chodzi. - A bolci są super! Słyszałam o nich, nawet czasem widziałam na mieście jak jadą swoją furą albo na jakichś pokazach ale nigdy żadnego nie poznałam tak osobiście. No wreszcie będzie okazja! I to czterech? Cała czwórka? O rany ale super! Ciekawe czy uda mi się zaliczyć każdego… - wydawało się, że w przeciwieństwie do Diane Laura nie ma najmniejszych obiekcji do mundurowych. No na pewno nie to komandosów z Thunderbolts. Na koniec popatrzyła gdzieś w sufit jakby już snuła jakieś plany i fantazje na temat wspólnej integracji z nimi.

- O rany jak się cieszę, że mnie dziewczyny wczoraj zaprosiły i tutaj jestem! - wyznała wracając na ziemię i wznosząc swoją szklankę do toastu.

- A ty? Ty co lubisz? W ogóle to nie będzie problemu jak bym się chciała zabawić z twoim chłopakiem albo dziewczyną? - dziewczyna z cienkimi warkoczykami zapytała kontrolnie jakby nie chciała sobie potem napytać biedy, że zacznie się dobierać do tematu tabu.

- Jest problem - saper sięgnęła po butelkę whisky i nalała sobie do szklanki. Dodała też do szklanki Laury - Jeśli bawisz się z jednym z nas, bawisz się z trójką. Razem, albo osobno czy duety. Do dogadania - powiedziała wreszcie, wachlując rzęsami - Żeby żadnemu z trójki przykro nie było… a poza tym problemów nie widzę. Z tym zaliczaniem całej czwórki chłopaków... hm, jak zagadasz da się pewnie i ze wszystkimi na raz - rzuciła pomysłem korzystając z tonu rozprawiania o nowym rodzaju drożdżówek w piekarni Mario - I nie dygaj. Niewiele jest rzeczy których nie lubię. Żadnych zwierząt, dzieci i przemocy z rodzaju sadyzmu. Resztę biorę… na klatę albo i gdzie indziej.

- Tak? No to może się kiedyś umówimy we czwórkę? - zaproponowała Laura słysząc, jak to Lamia widzi z tym zaliczaniem ich trójkąciku. Zachichotała przy tym jakby pomysł już jej się spodobał. - Jej to ty chodzisz z prawdziwym boltem? Farciara z ciebie. Podobno strasznie trudno któregoś z nich wyhaczyć. A lasek mają na pęczki. Tak słyszałam. - Mulatka mówiła jakby była pod wrażeniem, że Lamii udało się wyrwać kogoś z tej elitarnej jednostki dla siebie. No i Eve.

- I mówisz, że niewiele rzeczy nie lubisz? A masz ochotę na mleczną czekoladę? Bo coś słyszałam, że ci się podoba. - Laura zaczęła powoli skracać odległość w kierunku twarzy gospodyni i zerkając coraz częściej w kierunku jej ust jakby zamierzała je pocałować. Niestety zanim tak się stało z hukiem do środka pokoju wpadły rozradowane dziewczyny, momentalnie porywając obie kobiety w swój wesoły harmider, a umówiona pora zbliżała się nieubłaganie.




Czas do wyznaczonej wstępnie godziny spędu minął nie wiadomo kiedy, wypełniły go gorączkowe przygotowania, ostatnie poprawki, szlify i dogadywania detali. Mazzi kręciła się jak w ukropie, usilnie starając rozdwoić swoją osobę, niestety bezskutecznie. Nadrabiała więc jak i na ile mogła, czując jak powoli zaczynają ją zżerać nerwy. Nie wiedziała czy Steve dopilnuje swoich ludzi, sprowadzając w komplecie i w stanie pozwalającym na czynny udział w atrakcjach, zorganizowanych specjalnie dla nich.

- Dobra… postawmy to tam - rzuciła Sonii, nim obie nie przeniosły całej tacy z kieliszkami i drinkami na szafkę w części gdzie stał stół z przygotowanymi krzesłami. Im bliżej ósmej wieczorem, tym więcej osób pojawiało się w wynajętych pokojach, zajmując miejsca na łóżkach i kanapach, a damski szczebiot i śmiechy niosły się zapewne daleko poza drewniane drzwi prosto na korytarze… tylko jakoś żadna z pań nie wydawałą się tym przejmować. Podchmielone, pogrążone w atmosferze wesołego wyczekiwania czekały aż ostatni z zaproszonych gości pojawią się pod drzwiami.

Wreszcie za dwie ósma rozległo się energiczne pukanie, od razu przechodząc elektrycznym impulsem po wszystkich zgromadzonych. Tasha wskoczyła za zasłonę, przebrana za sekretarkę Eve zaczęła chichotać jak opętana. Mazzi za to miała ogromną ochotę aby się upić i to najlepiej w trupa. Zamknęła oczy, biorąc głęboki wdech.

Niedziela wieczór, Sioux Falls. Honolulu, impreza gdzie wszyscy się znają i lubią. Sami swoi, zero zagrożeń. Daleko od Frontu… bezpieczny teren i jeszcze Steve czekał za drzwiami. Żadnych maszyn, żadnych nalotów. Nie było szans że ktoś ich zbombarduje, bądź nagle wleje przez wybite okna napalm…

- Niedziela wieczór… Sioux Falls… - wyszeptała niczym mantrę, otwierając oczy. Przez bladą twarz przeszedł skurcz, usta wygięły się w krzywy uśmiech. Było bezpiecznie… to nie był Front.

- Dobra moje panie, zaczynamy. Uśmiechy numer pięć i niech wypadną z papci na wstępie - zaklaskała w dłonie, dając Sonii znak, aby otworzyła drzwi. Madi włączyła muzykę, aby cicho grała w tle. Cały babiniec zgromadził się w pierwszym pokoju, stając obok siebie po części objęty, po części przytulony, a po części trzymający szklane kieliszki z przeróżnymi drinkami.

Rozległy się kolejne stłumione piski i chichoty. “Chłopcy przyszli!” rzuciła któraś z dziewczyn co wywołało falę rozbawienia i ledwo kontrolowanych emocji. Pojawił się wreszcie ostatni fragment układanki. Taką można było mieć nadzieję bo żeńska część drużyny stawiła się w 120%. Te 20% to były Jamie i Laura które w tym towarzystwie wydawały się nowe. Bo Jamie zdążyły poznać tylko Lamia i Eve i to szybko oraz dogłębnie dzisiaj rano na zapleczu najmodniejszej w mieście lodziarni a Laura zdążyła poznać się wczoraj z Di i Madi w katakumbach starego kina. Więc reszta towarzystwa była ich mocno ciekawa. Ale wydawało się, że dziewczyny przypadły sobie do gustu.

Laura okazała się kolorową dziewczyną o karnacji mlecznej czekolady i długich, cienkich warkoczykach na pół pleców. Z początku w naturalny sposób zdawała się trzymać z trochę już poznanymi “swoimi” dziewczynami z wczorajszego wieczoru ale szybko nawiązała nić porozumienia. Zwłaszcza Eve wydawała się być bardzo ciekawa przygód w tych katakumbach jakby siebie też widziała w takiej roli. Jamie natomiast miała sobie coś z latynoskiej urody i gdyby jej pytać o zdanie zapewne wolałaby zacząć tą imprezę bez żadnych facetów a taka ilość gorących kociaków chętnych na wspólne przygody wydawała się ją przyprawiać o kolorowy zawrót głowy. No ale tan kwadrans czy dwa co mieli na wspólne śmichy i chichy właśnie minął bo do środka wpadła wesoła, gromka bolcowa gromadka.

- O ja cię nie pierdolę… - jęknął Don który wtarabanił się do środka pierwszy. I po zrobieniu dwóch kroków z rozpędu zatrzymał się jakby się zderzył z niewidzialną ścianą.

- Kurwa co jest? - Cichy też jakby nie dowierzał swoim oczom. Tak samo jak reszta na chybił trafił lustrował ten nadmiar kuszących, kobiecych kształtów.

- Ty Krótki nie pojebałeś pokojów? To chyba jakaś impreza dla sztywniaków. - Dingo zmrużył wzrok zachowując poważny wyraz twarzy. Ale jak go zdołała poznać Lamia mimikę twarzy wydawał się mieć dość ubogą więc to był chyba jego standardowy wyraz twarzy.

- Widzisz tu jakiegoś sztywniaka? - Steve jako jedyny z całej czwórki nie wyglądał na zaskoczonego. Uśmiechnął się, zamknął drzwi na klucz i ogarnął swoimi ramionami całą trójkę wprowadzając ich opiekuńczym gestem głębiej do pomieszczenia.

- O. Ja cię znam. - Dingo z typową dla siebie powagą w tej całej masie rozchichotanych panienek znalazł chyba wreszcie jakąś znajomą twarz gdy wskazał na blond dredziarę z klubu “41”.

- Ooo… I ty tutaj? - Don za to bez trudu rozpoznał Jamie. I widocznie jej kompletnie się nie spodziewał. - Wreszcie zmądrzałaś i przyszłaś się rypać z prawdziwymi facetami? - po pierwszym zaskoczeniu Donowi chyba zaczynała wracać zwyczajowa błazenada całkiem prędko.

- Przyszłam się rypać. Z prawdziwymi kobietami. Tylko i wyłącznie. - lodziara pokazała mu język i środkowy palec co jakoś dziwnie wyglądało na jakąś stałą ich serie pogadanek o jakich wcześniej wspominał Steve.

Widok min trójki ostatnich kolędników był warty więcej niż tysiąc gambli, przynajmniej dla Mazzi. Z czystą radochą obserwowała ich zbaraniałe oblicza, pociągając z wysokiego kieliszka coś co spreparowała jej Sonia, a co smakowało szampanem i jabłkami, więc było idealne jak na saperski gust.
- Witajcie chłopcy, dobrze że wpadliście - zrobiła krok do przodu, po czym rozłożyła szeroko ręce i powiedziała wesoło - Niespodzianka!

Kilka kroków połączonych z kołysaniem biodrami i znalazła się przed nimi, by jak gdyby nigdy nic wychylić się do przodu i oznaczyć ustami usta swojego Bolta.
- Świetna robota kochanie, dzięki - mruknęła przy tym, po czym upiła łyk drinka i zwróciła się do Dona, łapiąc go za brodę i delikatnie sugerując aby spojrzał prosto na nią.

- Postanowiłyśmy… zorganizować małą imprezę dla wszystkich swoich. - zaczęła pogodnie - Każdy z nas ma się dzisiaj tu dobrze bawić i mieć co wspominać, ale same przyjemne rzeczy, więc na wstępie zanim przejdziemy dalej, krótka odprawa, panowie. Przede wszystkim jak mówiła Jaimie: jest tu dla lasek i to laski ją interesują. Szanujemy siebie nawzajem, aby móc czuć się komfortowo. Dlatego bez przeginania, nagabywania jej i obmacywania… - uśmiechnęła się słodko, puszczając brodę Dona. Za to poprawiła kołnierzyk przy koszuli Cichego, patrząc mu głęboko w oczy. Ściszyła też głos, nadając mu mruczących nut - Myślę że jakoś przeżyjecie ten jeden wyjątek i nie będziecie się nudzić. Zaplanowałyśmy wam dziś całkiem sporo atrakcji - przeniosła się przed Dingo i poklepała go po szerokim barku - Ale to niespodzianka. To co chłopaki, mamy waszą uwagę? - cofnęła się, wracając do żeńskiej linii. Dała też znak rudzielcowi aby podał nowym drinki. Wskazała ją też dłonią - Sonię już znacie, to moja łaskawa pani, Betty - wskazała kobietę w czarnej, obcisłej sukience i jechała dalej - Val też znacie, to Madi, Diane, Laura, Crys… Eve niedługo się pojawi. Szykuje wam coś specjalnego… ale to zaraz. - teraz zwróciła się do pań - Ten wielkolud to Dingo, gadułę zwą Don, a ten trzeci dżentelmen to Cichy. Wszyscy do brania - dodała teatralnym szeptem - w tej ich jednostce dbają o tężyznę, dadzą radę. Ciekawe czy nam wszystkim.

- To czekaj… to te wszystkie laski są dla nas? - Don jak zwykle był pierwszy jeśli chodzi o gadki i bajerę. Ogólnie zrobił kółeczko palcem zaznaczając cały ten kobiecy tłumek jaki się zebrał w tym pomieszczeniu. Pokój nie należał do małych no ale dla jakiegoś tuzina osób to już takiego luzu nie było. Więc jak się stało tak na środku pokoju jak się ustawiła cała trójka mundurowych bez munduru to gdzie się nie spojrzało tam były jakieś kobiece wdzięki. Wesołe oczka, pełne usta, zachęcające krągłości z przodu i z tyłu wyglądało jak wyprzedaży w supermarkecie. To było tak niewiarygodne, że aż musiało się nie mieścić w głowie.

- Ale zaraz… A kto za to wszystko płaci? Stać nas? - Cichy odruchowo popatrzył na dłoń Lamii jaka poprawiała mu kołnierzyk zachowując bierność ale chyba nadal miał właśnie kłopot aby ogarnąć sytuację.

- Wszystko już opłacone. Teraz zaczynamy część rozrywkową. - Steve trzymając przed sobą oburącz Lamię w opiekuńczym uścisku rzucił mu rozbawioną odpowiedź. - Ale rozumiem was. Też jakbym był na waszym miejscu to chyba bym nie mógł uwierzyć. - roześmiał się wesoło widząc, że jego kompanii dochodzą do siebie ale jednak efekt szoku schodził z nich po trochu.

- Ty to zorganizowałeś? I nie puściłeś pary z gęby? - Don łypnął podejrzliwie na Krótkiego chyba jego podejrzewając o taki numer.

- O nie, nie nic z tych rzeczy. Podziękowania należą się pomysłodawczyniom i sponsorom tej imprezy. Czyli Lamii i Eve. I za to proponuję wznieść pierwszy toast. - Steve sięgnął po kieliszek jaki akurat podstawiła mu Sonia i wzniósł go do toastu. Pomysł się przyjął bo wszyscy podchwycili pomysł i stuknęli się szkłem pijąc zdrowie dwóch gospodyń tej imprezy.

Wachlując rzęsami saper przepiła toast za zdrowie swojej dziewczyny, czując jak prócz alkoholu wypełnia ją miłe ciepło. To był właśnie ten moment, gdy wszystkie punkty z listy zostały odhaczone, plany wykonane, a goście skompletowani i pozostawało jedynie dobrze się bawić.

- Wiesz misiu kolorowy - zwróciła się do Dona, korzystając z bezpiecznej zbroi ramion Mayersa, aby móc sobie poszczekać do woli. Zrobiła przy tym poważną minę - W zeszły piątek miałeś tak rozpaczliwie smutne spojrzenie, gdy z dziewczynami zgarnęłyśmy Tygryska do nas po imprezie, że prawie nam z Eve złamałeś serduszka. Dlatego dziś się bawimy wszyscy… właśnie! - pstryknęła palcami i później chłopakom tym palcem pogroziła - Nie myślcie, że jesteśmy tu tylo po to aby się tylko rypać… ma być to udany, wieczór dla ciała i ducha, dlatego zaczniemy od małego performance artystycznego. Bierzcie drinki, kto potrzebuje tam jest łazienka - wskazała odpowiedni kierunek pustym kieliszkiem - Macie chwile na przygotowanie, odświeżenie, wstępne rozmowy. Czas operacyjny pięć minut, raz raz. Nie każmy artystom czekać dłużej niż to absolutnie konieczne - zaklaskała.

- Artystom? Jakim artystom? - Cichy rozejrzał się po pomieszczeniu jakby szukał tych artystów. No i siłą rzeczy zaczął znów przyglądać się dziewczynom spodziewajac się pewnie, że chodzi o którąś z nich.

- Ej! Wcale nie miałem smutnego spojrzenia ani nic takiego! - Don trochę z opóźnieniem ale jednak zaczynał wracać do swojej pyskatej normy machając na Lamię oskarżycielskim palcem. Nagle przestał jakby coś mu przyszło do głowy. Zamilkł i niespodziewanie wyszczerzył się bezczelnym wyszczerzem. - Nooo taaakkk! Teraz rozumiem! Od razu wiedziałem, że na mnie lecisz! - wskazał na Lamię jakby właśnie ją rozgryzł po co ta cała szopka z imprezą.

- Pewnie. Wszystkie na ciebie lecą. - mruknął Steve nieco przypominając o swojej obecności. I prawach własności obejmowanego pakunku.

- No tak. - Don popatrzył na niego jakby inna wersja była dla niego kompletnie nie do przyjęcia.

- Mhm. Zwłaszcza lodziara. - Cichy zachichotał złośliwie trzepiąc kolegę w ramie gdy go mijał. Sam podszedł do stołu aby zobaczyć co tam dają. I niejako jako pierwszy z całej trójki wmieszał się w tłumek dziewczyn które stały w pobliżu tego stołu. Lodziara chyba usłyszała, że o niej mowa bo pokazała im jeszcze raz środkowy palec. A dla Dona wyciągnęła nawet drugi do kompletu.

- Młoda damo, takie zachowanie nie przystoi dobrze wychowanej kobiecie. - niespodziewanie Betty ujawniła swoje dominujące talenty. Niektóre z dziewczyn co ją znały lepiej patrzyły z wyczekaniem jakby właśnie miało się zacząć jakieś widowisko. Ale Jaimie nie znała Betty więc obrzuciła jej sylwetkę spojrzeniem z góry na dół i z dołu do góry w końcu wracając do jej okularów. Po czym wzruszyła ramionami jakby chciała zbyć temat i rozmówczynię.

- O co ci chodzi? Daj sobie siana co? Nie lubię ich. Zwłaszcza jego. To dupek. - Jamie prychnęła nie ukrywając swoich niechęci. Reakcja okularnicy była błyskawiczna. Złapała ją za łokieć i jak niesforną uczennicę odprowadziła ze dwa kroki pod ścianę sprawiając, ze dziewczyna z lodziarni prawie trzepnęła plecami o tą ścianę. Rzuciła Betty trochę spłoszone spojrzenie zaskoczona taką akcją a siostra przełożona skróciła dystans do jej twarzy co przykuło uwagę i jej i chyba sporej części widzów. Wyglądało jakby zamierzała ją pocałować. Ale zamiast tego zatrzymała ten ruch w ostatniej chwili i coś zaczęła do niej mówić. Na tyle cicho, że nie dało się słyszeć co dokładnie.

- Mówię ci. Ona musiała być jakimś sierżantem. No sama zobacz. A jak nie była to chyba powinna. - Steve szepnął cicho ubawiony chyba tą sceną mrucząc wprost do ucha Lamii.

- Kto to jest? Jakaś ostra babka. - Don też się chyba nie spodziewał tak szybkiej i gwałtownej reakcji.

- Mówiłam, to Betty. Łaskawa pani. Uwierz mi że to co widzisz jest jak wierzchołek góry lodowej. Będziesz grzeczny a dowiesz się co jest pod powierzchnią - saper odpowiedziała mu nawet nie kryjąc rozbawienia. Krótkiemu mruknęła potakująco, bo faktycznie kasztanka miała predyspozycje do zarządzania ludźmi lepsze niż niejeden oficer. W końcu nic tak nie daje w kość i nie uczy życia jak praca w służbie zdrowia.

O dziwo nie wyszczekany sani pierwszy zaatakował żeńską część grupy, a niepozorny Cichy. Widząc to Mazzi już nie umiała się nie szczerzyć. Jeden trafiony, jeszcze dwóch i potem tylko ich zatopić, ale od czego miały a Eve plan?

Wyplątała się z ramion Steve’a aby przejść pod czerwoną kotarę i stamtąd patrzyła na pacyfikację Jaimie. Nie musiała się już martwić jej fochami, za dobrze znała okularnicę, aby wiedzieć że od teraz lodziara będzie chodziła jak w zegarku z wywieszonym ozorem oczekując zabawy… a od tego mieli zacząć.

- Macie coś do picia? Przygotowani, zwarci gotowi? Jak tak to zapraszam - z tajemniczą miną przywołała wszystkich pod kotarę.

Odezwały się chętne pomruki ale jednak też hamowane przez scenę między Betty i Jamie. Przewidywania Mazzi okazały się trafne. Lodziara po chwili zaskoczenia, potem jakby buntu i niezgody przeszła przez fazę uporu aż doszła do etapu ugody. Dopiero wtedy z już całkiem sympatycznym uśmiechem. Lamia miała wrażenie, że między tymi dwiema coś zaiskrzyło jak tak jedna dominowała drugą pod ścianą. I ta iskra jakby rozeszła się po reszcie towarzystwa jak przekąska zaostrzająca apetyt przed głównym daniem. Ciemnowłosa Jaimie wróciła do stołu, przeszła obok Dona i Steve’a włączając się w grupki w innej części pokoju.

- Don, czy mogłabym cię prosić na słówko? - okularnica zapytała i jakoś trudno było się oprzeć wrażeniu, że mama czy nauczycielka woła małego chłopca na rozmowę.

- Mniee? - Don wskazał zdziwionym głosem na swoją pierś jakby mogło chodzić o ciebie. Zza jego pleców kilka osób prychnęło z rozbawienia. W tym także i Steve.

- No i masz twardzielu. Doigrałeś się. - klepnął kumpla w plecy zachęcając go do kroku w przód.

- Tak, jeśli byś był tak uprzejmy i poświęcił mi chwilkę. - Betty nie drgnęła nawet powieka ani nie wykonała żadnego ruchu odporna na całą aferę jak skała rozbijająca fale.

- Noo doobraa… - Don wzruszył ramionami i podszedł do niej chociaż minę miał wyraźnie nietęgą. Betty z nim rozmawiała też dość cicho i krócej no i nie łapała go za ramię ani nic innego. Ale efekt był podobny. Dzielny komandos na którego leciały wszystkie laski grzecznie wrócił do towarzystwa. A gdy te odciągające uwagę show się skończyło wszyscy zebrali się z kieliszkami przy kotarze do jakiej zapraszała gospodyni tej imprezy.

Ledwo ostatni z grupy znalazł się na miejscu, Mazzi wyciągnęła rękę do zasłony i z zadowoloną miną odsunęła ją powoli w bok, ukazując co kryje.
- Zajmijcie miejsca - powiedziała, wskazując zapraszająco czternaście krzeseł ustawionych dookoła solidnego stołu, na którym stała Tasha Love w stroju kowboja. Uzbrojona w lasso blondynka kołysała się delikatnie w rytm grającej muzyki. Obok niej, choć na podłodze, stała Eve przebrana za sekretarkę: ołówkowa spódnica, biała koszula, wysokie szpilki i okulary dodawały jej uroku, jakby i bez nich nie miała go aż nadto.

Bez dalszych wyjaśnień sierżant zasiadła na jednym z siedzisk, po prawej stronie mając Krótkiego, a po lewej Betty. Dalej towarzystwo usiadło dość mieszanie i integracyjnie.

- Tasha Love?! Macie tutaj Tashę Love?! - Don nie krył swojego zdumienia. Zresztą cała trójka boltów także. Może nie było do końca pewne czy któraś z dziewczyn miała świadomość co za kowbojka stoi z liną na stole ale nie mogło być wątpliwości, że męska część publiczności zdawała sobie sprawę doskonale. Więc tym bardziej byli pod wrażeniem samych aktorek tego przedstawienia.

- Oo… Ja cię znam… - Dingo znów się na chwilę zawiesił gdy widocznie rozpoznał Eve mimo innego stroju i okularów.

- To Eve. Była z wami tydzień temu w pokoju. - Steve podpowiedział wielkiemu koledze z kim ma do czynienia. Po czym dodał trochę ciszej chyba bardziej do Lamii niż innych. - Dingo ma trochę kłopoty z nazwami i imionami. - dodał wyjaśniająco.

- Tak. I mam na to żółte papiery. - Indianin skinął spokojnie swoją głową jakby to był jakiś powód do dumy a bynajmniej nie mącił mu spokoju na twarzy.

- Tasha! Jestem twoim największym fanem! - Don niezbyt się tym interesował za to wykrzyczał dumnie swoje fantazje na temat gwiazdy estrady która stała dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jeszcze w ubraniu. Chociaż ubranie miała dobrane idealnie. Kowbojska koszula była związana z przodu odsłaniając jej płaski, zgrabny brzuszek. I zachęcająco rozpięta na górze skąd wyłaniały się interesujące krągłości. Do tego sprane, podarte dżinsy. Które elegancko podkreślały jej ładnie opalone i zgrabne nogi. Te zaś kończyły się w klasycznych butach - kowbojkach. Na głowie zaś zwieńczył to wszystko kowbojski kapelusz a na szyi chusta. Kowbojka przyjęła to wyznanie chętnie i wdzięcznie posyłając swojemu największemu fanowi całusa. Czekała aż całe towarzystwo zajmie swoje miejsca przy stole co przy tak sporej gromadce chwilę to zajęło.

Dało się zauważyć, że po raz kolejny niespodzianka się udało. Nawet żeńska część publiczności wydawała się zainteresowana już samą gotową sceną, aktorkami i kostiumami. Widownia rozsiadła się trochę dalej niż zazwyczaj się siada przy stole na wyraźną sugestię Tashy bo nie chciała by ktoś oberwał lassem. W końcu wszyscy zajęli odpowiednie pozycje i kowbojka skinęła głową a Eve która została trochę jakby z boku tej całej grupki włączyła muzykę.

Muzyka się zaczynała rozkręcać i powoli rozkręcała się sama tancerka. Najpierw delikatne ruchy a te już były zmysłowe i pobudzające zmysły. Ledwo blondyna w kowbojskim kapeluszu poruszyła bioderkami a już rysowały się ładnie te wszystkie jej krągłości za które już w tym momencie chciało się złapać i się nimi nacieszyć. A to był dopiero początek.

Kowbojka zaczęła pląsać na tym całkiem sporym stole robiąc krok tam to tu. Okręcając się wokół swojej osi tak, że każdy miał okazję obejrzeć ją sobie ze swojej strony. Nikt nic nie mówił, wszyscy zdawali się chłonąć widowisko całą swoją osobą. Patrzyli jak dłonie Tashy wędrują po jej własnym ciele podkreślając grację jej kuszącego ciała. Jak stopniowo odsłania tego ciała coraz więcej. Najpierw poleciał kapelusz. Ale nie tak po prostu. Blond kowbojka najpierw opadła na kolana, potem na czworaka aż wreszcie przeszła na tych czworakach cały stół zatrzymując się centralnie przed Lamią. I ta mogła być pewna, że w tej chwili pewnie wszyscy wstrzymali oddech co się teraz stanie i chcieli by być na jej miejscu. Wtedy kowbojka zdjęła ze swojej głowy kapelusz i włożyła go na głowę Lamii.

- Ze specjalnymi życzeniami od Eve. - skorzystała z okazji aby szepnąć jej do ucha. Po czym równie kusząco oddaliła się i znów wróciła do pionu. Po kapeluszu przyszła kolej na koszulę. I wydawała się zdejmować ją na tysiąc różnych sposobów. Aż wydawało się to fizycznie niemożliwe, że te dwa czy trzy guziki, dwa rękawy można zdejmować tak długo. No ale dało się. Na torsie tancerki został już tylko stanik który ładnie podkreślał jej zgrabne półkule. Wreszcie przyszła kolej na spodenki. Dłonie kowbojki zaczęły rozpinać guzik, potem rozporek aż pojawiła się w nich interesująca szczelina i widać już było bieliznę pod spodem. Ale wtedy przyszła kolej na lasso.

Tasha jakby przez większość występu zapomniała o tym kawałku liny ale teraz sobie przypomniała. Podniosła je ze stołu i zaczęła nim wywijać jak na rasową dziewczynę z Teksasu przystało. Rzeczywiscie prośba o odsunięcie się od stołu miała sens. Lina świszczała w powietrzu niczym bicz a blondyna w staniku i rozpiętych spodenkach wywijała nią na wszystkie strony. I w pewnym momencie rzuciła nią poza stół zaskakując chyba wszystkich widzów. O Eve przez te parę chwil chyba wszyscy zdążyli zapomnieć ale teraz, gdy pętla bezbłędnie wylądowała na niej nagle sobie wszyscy przypomnieli. Zwłaszcza, że fotograf pisnęła z zaskoczenia i chyba też z uciechy tym bardziej przykuwając uwagę publiczności. Część musiała odwrócić się plecami aby wszystko widzieć. A było na co popatrzeć.

Kowbojka wyciągała sekretarkę jak wędkarz rybę z wody. Skracając dystans i holując ją do siebie. Wreszcie częściowo skrępowana sekretarka stanęła tuż przy stole. Wtedy blondyna o dłuższych włosach władczo złapała ją za gardło na co Eve zareagowała otwarciem ust i wtedy równie władczo się w nią wpiła ustami. Pocałunek dwóch blondyn wyglądał wprost urzekająco. Było na co popatrzeć i jak Lamia znała Eve to ta już musiała być rozpalona do czerwoności. Następnie najbliżsi widzowie musieli troszkę aktorkom pomóc by skrępowana sekretarka mogła się wdrapać na stół ale wspólnymi siłami dali radę.

Nikt nawet nie pisnął dźwięku skargi, dłonie bardziej niż chętnie niosły tak potrzebną pomoc, a wszystkie oczy stołowników łowiły chciwie każdy ruch i każdy gest głównego dania panoszącego się na stole. Saper łapała się na tym, że zagryza wargę i bawi kosmykiem włosów, okręcając go na palcu jak sprężynkę. Dodatkowo aż zbyt intensywnie wyczuwała obecność dwóch równie ciężko oddychających ciał po swoich bokach. Jeśli Betty kryła się lepiej, to Stevowi aż tak dobrze to nie szło, nie dziwne zresztą. Sierżant przepiła suchość w gardle i nie odrywając oczu od spektaklu, poprawiła po chwili kapelusz.

- Ta dziwka była wyjątkowo krnąbrna i nieposłuszna - odezwała się spokojnym, chłodnym tonem, odstawiając szklankę na brzeg stołu, po czym rozsiadła się wygodnie, odpalając papierosa.

- Wiesz co z nią zrobić - dodała, a przez jej usta przemknął szybki uśmieszek. Zdobyła się na to, aby zerkać dyskretnie po zebranych dookoła twarz, jakimś cudem ale powstrzymała ochotę żeby iść do Val i kazać jej wejść pod stół… na wszystko jeszcze miał przyjść czas. Poza tym pod stołem aktorki miały pochowane rekwizyty na dalszą część, a artystom grzeb było przerywać. Mazzi skleiła się więc i zamiast gadać oparła dłoń o kolano siedzącego obok Bolta. Zacisnęła na nim palce, a potem bardzo powoli zaczęła sunąć nimi do góry.

- O tak, pokaż nam co robisz z takimi nieposłusznymi sekretarkami. - Betty z pełną aprobatą oglądała spektakl i ta część zdawała się bardzo przypadać jej do gustu z każdą chwilą bardziej.

Tashy nie trzeba było za bardzo powtarzać.
- Sie robi psze pani! - zawieśniaczyła całkiem udanie po czym bez ceregieli szarpnęła schwytaną sekretarką stawiając ją do pionu.

- A więc się puszczasz na potęgę! Wiesz co za to grozi?! - roznegliżowana kowbojka huknęła ostro na schwytaną blondynę w okularach.

- Nie zrobiłam nic złego! - Eve zapiszczała cichutka jak zwykle świetnie wczuwając się w obraną rolę.

- Nie pyskuj! - Tasha znów na nią natarła i tym razem na słowach się nie skończyło. - Nie zasługujesz na to by nam służyć! Oddaj to co ci daliśmy! - krzyknęła pełnym oburzenia głosem rozpinając wąską spódniczkę sekretarki. Ta jak na przedwojenne biurowe standardy była nieprzyzwoicie krótka ale za to świetnie ukazywała zgrabne nogi pani fotograf a jak się patrzyło od dołu to nawet jej bieliznę. Teraz pod silną dłonią kowbojki ta spódniczka powędrowała w dół. Zatrzymała się na kolanach po czym po kolejnej poprawce znalazła się przy kostkach i szpilkach ofiary.

- Oj, nie! Proszę! - Eve skamlała błagalnie widząc co się dzieje ale kowbojka była nie zamierzała przestać.

- Teraz góra! Zdejmuj to z siebie! - najpierw Tasha musiała zdjąć z niej swoje lasso ale zaraz potem gdzieś na dół spadła garsonka seksownej sekretarki która na oko Lamii broniła się raczej bez przekonania i chyba tylko na pokaz.

- Na kolana! - krzyknęła zachęcająco Betty. Właściwie Lamia nie była pewna do kogo ona to krzyczy bo właśnie jakoś w tym momencie jej dłoń wylądowała na kolanie okularnicy. A druga na rozporku swojego chłopaka. Żadne z nich nie protestowało chociaż w pierwszej chwili drgnęli z zaskoczenia spoglądając w dół co ich tam dotyka. Ale widząc znajomą dłoń tylko się uśmiechnęli i wrócili do obserwacji spektaklu na żywo. Lamia wyczuła jednak jak Betty nieco rozchyliła swoje uda by ułatwić jej robotę. Ale show robił swoje. Podniecenie udzielało się chyba wszystkim. Gdzieś mimo chodem dojrzała jak dłonie publiczności stopniowo zaczynają wędrować w zakamarki własnych ubrań.

- Słyszałaś?! Na kolana brudna zdziro! - Tasha w tym czasie szarpnęła ofiarą zmuszając ją do uklęknięcia. Po czym kontynuowała ten spektakl który miał ukarać i upokorzyć tą krnąbrną sekretarkę. Ale po rozpalonej twarzy drugiej blondyny którą Tasha dziwnym zbiegiem okoliczności usadziła niedaleko Lamii to widziała, że efekt jest raczej odwrotny od oficjalnego i Eve to poniewieranie tylko nakręcało coraz bardziej. I chyba nie tylko ją.

Kowbojka nachyliła się nad sekretarką i jednym szarpnięciem rozerwała koszulę tak, że piersi w biustonoszu wysypały się na zewnątrz. Eve pisnęła, może naprawdę zaskoczona czy przestraszona. Ale kolejny ruch oderwał rękawy koszuli zmieniając ją w kawałek postrzępionego materiału który też poleciał gdzieś na bok. Ze stroju sekretarki została już tylko bielizna i zdecydowanie mało biurowe szpilki. Wtedy Tasha złapała tą drugą za włosy i zrównała jej twarz do poziomu blatu stołu. Docisnęła jej twarz do tego blatu swoim butem i znów twarz Eve wylądowała prawie w zasięgu ręki Lamii.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline