Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 03:28   #140
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Na przeciwległym krańcu stołu siedziała Betty. Na tym samym krześle na którym zaczynała imprezę. Chyba była jedyną osobą która nie ściągnęła z siebie ani kawałka ubrania. Więc wciąż wydawała się niedostępna, nietykalna a jednak była z tej bajki. Na jej podołku głowę złożyła poskromiona złośnica a okularnica tym razem czule głaskała ją po głowie i coś tam sobie chyba rozmawiały.

Madi, wciąż z ubraną górą chociaż w mocno rozchełstanym stanie siedziała na sąsiednim krześle. I sądząc ze znikających i pojawiających się rytmicznie blond dredów pozwalała się obciągać Val. Gdzieś akurat złapała się spojrzeniem przez długość całego stołu z Lamią bo posłała jej całusa. - Nie myśl, że ty się dzisiaj od tego wymigasz! - rzuciła jej wesołym i zaczepnym tonem.

Po przeciwnej stronie stołu indiański mięśniak chyba siedział na podłodze. I ciężko opierał się o wolne krzesło. Na sąsiednim leżała Crystal. W takiej pozycji jakby ktoś miał ją właśnie zacząć czy kończyć brać od tyłu. A sądząc po obrazku pewnie właśnie dopiero co był to Dingo. A już bliżej głów Lamii i Eve tylko od strony tej drugiej siedziała lokalna, rudowłosa kelnerka. Wciąż miała na sobie swoją spódniczkę chociaż była ona mocno podwinięta. A koszulę miała rozpiętą i w podobnym nieładzie jak masażystka swoją oraz widok samozadowolenia na twarzy. Też akurat złapała się spojrzeniem z Lamią i uśmiechnęła się do niej.

- Jak będziecie robić taką imprezę u nas następnym razem i mnie nie zaprosicie to się normalnie wezmę i obrażę na was. - powiedziała siląc się na groźny ton chociaż bardziej zabrzmiało to jak prośba.

- Następna? Przecież ta dopiero się zaczęła… - Mazzi mruknęła leniwie, równie leniwie wylegując się przy Eve na udach Mayersa przez co przypominała nażartego kocura grzejącego się w plamie popołudniowego słońca. Drapała swoją dziewczynę delikatnie po plecach, chłopaka trzymając za rękę. Jeśli istniała definicja szczęścia, dało się je opisać właśnie tą jedną chwilą.

- Poza tym nie wiem czy takie proste, mało wysublimowane rozrywki zdołają następnym razem zagonić dzielnych wojaków z jednostki specjalnej trosk… - kaszlnęła, ukrywajac uśmiech - Znaczy jednostki specjalnej Thunderbolts… tak. Tym razem zostali wzięci z zaskoczenia, wiedzą już co i jak. Drugi raz nie dadzą się nabrać, czy co. - westchnęłą teatralnie, wachlują na kelnerkę rzęsami - Ale spokojnie kochanie. Następna impreza i tak nie odbędzie się bez ciebie.

- Oj to takie miłe! - Sonia wyraźnie ucieszyła się taką obietnicą, że aż złożyła razem dłonie jak do klaśnięcia.

- Co, co? Co ona mówi? Jakiej specjalnej troski? - Don podłapał co nieco z tej rozmowy ale chyba nie wszystko bo miał minę jakby jeszcze kalkulował czy się o coś zaperzać czy nie.

- To chyba do Dingo było. - Cichy chyba też nie do końca się orientował o co poszło ale zerknął przez szerokość stołu na wystającą ponad niego głowę indiańskiego mięśniaka.

- No tak. Ale ja mam żółte papiery. I maczetę. - Dingo chyba w ogóle nie załapał o czym dokładnie jest mowa a przynajmniej żywiej na twarzy nie było widać nic poza nieziemskim spokojem. Ale ile razy go nie widziała Lamia to zazwyczaj miał na twarzy właśnie coś takiego.

- Jaką maczetę? - Crys która była najbliżej niego odwróciła się nieco zaniepokojona w jego stronę jakby ten miał zaraz wyskoczyć z tą maczetą i robić nie wiadomo co.

- Najlepszą. Zostawiłem w tamtym pokoju. Pokazać ci? - Indianin widocznie wziął zainteresowanie dziewczyny swoją maczetą całkiem na poważnie na co ta gwałtownie zaprzeczyła ruchem swojej czarnej głowy.

- Myślę, że wszyscy powinniśmy pójść do tamtego pokoju i zrobić sobie przerwę. - okularnica wstała ze swojego tronu i obwieściła swoją wolę wszystkim zebranym. A ci chwilę pomruczeli, popatrzyli na siebie nawzajem, pokiwali głowami i w końcu całe towarzystwo zaczęło się zbierać do pionu i powoli ciurkać przez drzwi do sąsiedniego pokoju ze szwedzkim stołem.
Pomysł ze zmianą adresu był dobry, rozsądny. Należało się zregenerować przed nową turą zabawy. Poza tym stwarzała się świetna atmosfera, aby pogadać, poznać grupowo i rozerwać tym razem duszę, nie tylko samo ciało.
- Musimy zrobić sobie pamiątkową fotę - saper wstała powoli, wpierw z Mayersa, potem ze stołu. Syknęła krótko kiedy jej tyłek zetknął się z twardą powierzchnią stołu. Rzuciła od razu rozbawione spojrzenie sani, posyłając mu w powietrzu buziaka.
- Ale to potem, teraz chodźcie przepłukać gardło. - pociągnęła parkę własnościową za ręce, zachęcajac aby się podnieśli - Łazienka jest na lewo od drzwi gdyby ktoś potrzebował, a reszta… relokacja oddziału, raz, dwa! - ostatnie huknęła po wojskowemu, chociaż uniform w postaci szpilek i pończoch był jakoś tak wybitnie mało wojskowy.

Poszli jak burza, śmiejąc się i żartując. Przechwalali się i tak na raty przemieścili się na te nowe lokacje. Pojedynczo, parami, trójkątami i grupkami podzielili się przy stole. I regularnie ktoś korzystał z łazienki więc co chwila ktoś wychodził z niej albo wchodził. Lamia widziała jak wojskowa czwórka jakoś samowolnie zgrupwała się razem i słyszała z ich strony zdrowe, testosteronowe reakcje. Śmiechy, przechwałki i opisy jak co który i ile zaliczył. Kobiety były pod tym względem bardziej dyskretne chociaż bynajmniej nie ciche. Paplały ze sobą wesoło poznając się lepiej także i z tej mniej fizycznej strony. Ten moment wykorzystała Tasha aby podejść do obu dziewczyn Steve’a.

- No muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. - zaczęła rozmowę wciąż ubrana w same kowbojki. Zresztą Eve nie miała nawet butów a i reszta towarzystwa miała mocno zdekompletowane ubiory albo w ogóle.

- Naprawdę uważasz, że nadaję się na brudną dziwkę? - Eve zapytała z miejsca chcąc się chyba upewnić, że to co tancerka mówiła na stole to tak na poważnie.

- Ależ oczywiście kochanie. Masz do tego prawdziwy talent. Jakbyś kiedyś myślała o tym na poważnie na pewno zbiłabyś na tym kupę hajsu. - Tasha chyba nie o tym chciała mówić ale druga z blondynek widocznie naprawdę ją rozbawiła na całego. Pogłaskała ją czule po policzku na co Eve odpowiedziała łasząc się jak prawdziwa kotka.

- Oj, niee… - pokręciła głową z tym charakterystycznym blond kędziorkiem. - Ja tak bez miłości i uczuć to nie mogę. Mogę się tak bawić ale tylko jak kogoś lubię i wydaje mi się interesujący. - fotograf pokręciła głową na znak, że mimo pozorów to nie widzi się w takim zawodzie.

- Rozumiem. Ale widzę, że jak to lubisz to masz do tego prawdziwy talent. A impreza naprawdę przyjemna. Towarzystwo też całkiem w porządku. - tancerka wróciła do zachwalania walorów tej imprezy no i przeszła do tego po co przyszła. - Ale co robimy dalej? Kontynuujemy ten plan tak jak było to mówione wcześniej? - zapytała sięgając ręką po jakąś kanapkę ze stołu.

- Tak, lecimy z tematem dalej. Za kwadrans - saper skorzystała z wolności i zapaliła na spokojnie, zaciagajac się głęboko a nikotynowe uderzenie przyprawiło ją o ciarki. Tak, niewiele było rzeczy tak dobrych jak papieros po udanym seksie. Uśmiechając się pod nosem obserwowała towarzystwo, analizując, szukając pierwszych oznak ewentualnych zgrzytów, lecz nie widziała nic. Nawet sani i jego marionetka nie rzucali sobie żadnych krzywych tekstów na temat dymania kogokolwiek należącego do tego drugiego.

- Dajmy im i sobie złapać oddech, przyda się - mówiła cicho, spoglądając w stronę Betty - Niech pogadają, zagryzą racją żywnościową. Inaczej padną przed północą, a nie o to chodzi, prawda? Nam też się należy po kielichu i… - nagle drgnęła, żeby dalej już bez gadania zniknąć gdzieś w łazience. Wróciła po trzech minutach, ubrana w gustowny czerwony szlafrok.

- Mam propozycję na nową zabawę, nazywa się szczurołap - rozejrzała się raz jeszcze po zebranych, po czym stanęła pośrodku pokoju i z miną księżniczki na włościach, pokazała chowaną w rękawie paczkę białego proszku.
- Kto w to wchodzi? Betty? Cichy? Tygrysku? Eve? Don? A może ty Tash? - na koniec zwróciła się do tancerki.

Lamii udało się prawie od razu przykuć uwagę całego zgromadzenia. Siłą rzeczy zamilki aby lepiej ją widzieć i słyszeć. Pierwsza odezwała się Di.

- To dawaj co tam masz! Ale daj przykład i sama zacznij. - roześmiała się gangerka która została w samym obdartym podkoszulku nie przejmując się że cały dół jej widać z każdej strony. Większość towarzystwa poparła ją śmiechami i okrzykami zachęty.

Nie trzeba było dwa razy powtarzać, o nie. Nawet w pełni drugi raz zacząć formować podobną myśl, a Mazzi już znalazła sie w ruchu. Energicznie podeszła do fotela zajmowanego przez okularnicę i tam dygnęła, nim przypadła na kolano tuż obok poręczy.
- Pani… - zaczęła, podnosząc dłoń dominy i zostawiając na niej szarmancki pocałunek. Patrzyła przy tym drugiej kobiecie głęboko w oczy - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz skorzystać z dekoltu? Nic tak nie smakuje jak koks z twych piersi.

- Oh, Księżniczko i jak tu można odmówić takiej uroczej prośbie? - Królowa wydawała się być zachwycona a może nawet wzruszona taką elokwencją i manierami swojej następczyni. Pogłaskała ją czule po policzku po czym odwróciła się do niej plecami.

- Mogłabyś? - zapytała wskazując kciukiem na zamek na plecach który blokował wygodne i bezpieczne zdjęcie sukienki. Wszyscy zaś chyba byli zaskoczeni wyborem Mazzi i tego co się teraz stanie. A suwak ukazał jasne plecy pielęgniarki ozdobione tylko cienkim paskiem bielizny. Tą też Betty poleciła rozpiąć swojej Księżniczce. I po chwili odwróciła się do niej frontem i zgrabnym ruchem zsunęła swoją małą czarną do bioder a zaraz potem stanik poleciał na podłogę. Teraz przednie atuty siostry przełożonej były ładnie widoczne dla wszystkich.

- Ale ty masz czaderską tą dziarę. - po raz nie wiadomo który Madi pozwoliła sobie na komentarz tatuażu czarnej wdowy jaką pielęgniarka nosiła na sercu.

- Noo… - Di która też lubiła dziary i trochę ich na sobie miała to chociaż już widziała go wcześniej to też musiała zgodzić się z tym wnioskiem.

- Ale masz śliczne piersi… - Jamie za to która pierwszy raz widziała Betty z tej strony jakimś dziwnym trafem zajęła miejsce w pierwszym rzędzie do oglądania tego widowisko. I dało się wyczuć, że z najwyższym trudem powstrzymuje się by się z tymi atutami nie poznać bliżej.

- Dziękuję. - Królowa przyjęła wdzięcznie ten hołd lenny z komplementów po czym wskazała na swoją pierś. - Jestem do twojej dyspozycji Księżniczko. - zaprosiła ją tym słowem i gestem. A w pokoju nie wiadomo kiedy i jak znów zdawało się rosnąć to erotyczne napięcie. Tak samo jak na początku imprezy.

Ostatnia z ich grupy wyskoczyła z ubrania, dołączając do świecenia golizną, a cholera miała czym świecić. Im więcej pokazywała, tym klęczącej obok saper bardziej lśniły ślepia, gdy bez skrępowania pożerała pielęgniarkę wzrokiem kłującym od pożądania. Zanim przystąpiła do działania, pociągnęła troczek szlafroka i potrząsnęła ramionami, a krwista materia spłynęła po jej ciele aż do nóg na ziemi, gdzie zaległa nieruchomo. Brunetka z bliznami za to nieruchoma nie pozostawała. Kiwnęła głową w podzięce, aby wychylić się i wpierw zaciągnąć zapachem jabłek bijącym od skóry nie tylko na dekolcie. Po tym pierwszym zapoznaniu odchyliła się znów, aby chwilę popodziwiać widok, a potem zaatakowała, wbijając się ustami w usta kasztanki, tak przez nią zaniedbywanej od początku imprezy… a nie wypadało zostawiać łaskawej pani na pastwę samotności i okrutnego losu.

Atak nie był wrogi, ani brutalny. Szybko też przeszedł w pieszczenie żuchwy i policzków. W międzyczasie wolna ręka Mazzi sięgnęła między pielęgniarskie uda. Zebrała tam wilgoć, którą przeniosła na pierś. Dopiero wtedy odsunęła twarz od jabłkowej twarzy i nasypała na wilgotny ślad białego proszku. Bez zwijki wciągnęła hojna porcję, a resztę nabrała na język, wracając do ust okularnicy.

Lamia szybko poczuła wilgoć bijącą od swojej łaskawej pani. I tą na górze w ustach gdzie pielęgniarka chętnie przywitała się z jej podarunkiem i jej ustami i językiem namiętnie oddając pocałunek. I tam na dole gdzie zawędrowały jej palce. I przy okazji saper odkryła, że chyba teraz trudno by było w towarzystwie znaleźć kobietę która jeszcze by miała na sobie majtki. Ale mając wprawę poradziła sobie z tą koronkową przeszkodą. Zwłaszcza, że Betty jej w tym ewidentnie pomogła opierając się pośladkami o krawędź stołu i stawiając jedną nogę na sąsiednim krześle by ułatwić jej dostęp do swoich tajnych zakamarków.

Ledwo rejestrowała jak gdzieś od strony towarzystwa poleciały brawa, gwizdy i okrzyki zachęty. Zupełnie jakby zaczęły jakiś nie zaplanowany show. A tymczasem Betty całowała się ze swoją prymuską bez opamiętania wpijając się w nią mocno i drapieżnie ustami, obracając głowę na wszystkie strony nawet wędrując ustami po jej twarzy, uszach i szyi zdradzając, że pod tą opanowaną i dostojną powłoką kryje w sobie żywy ogień i energię jaką niewiele osób mogło sprostać. Aż wreszcie zabrakło im tchu od tego zabójczego tempa i fizyczność zmusiła je do przerwy i złapania oddechu. Teraz mogły obie nacieszyć się tymi brawami i aplauzem publiczności.

Było w pielęgniarce coś takiego, co sprawiało trudność w oderwaniu wzroku, rąk, uwagi… albo ust. Pochłaniała jak najsłodsza trucizna i spalała od środka, póki z oponenta nie pozostawało więcej niż kupka popiołu u jej stóp. Ofiarowywała pasję, miłość, pożądanie i gorąco oszalałego pożaru tak przez Lamię ukochanych. Może dlatego tak się rozumiały i ciągnęły do siebie, nie dając się na długo rozstać. Prawda uniwersalna i niewypowiedziana, którą znały obie, brzmiała przecież prosto. Chłopaków i dziewczyn było na pęczki, ale Królowa…
Królowa było tylko jedna.

- Widzisz? Pamiętałam o śluzówkach - wyszeptała z ustami tuż przy ustach kasztanki, powoli wyjmując palec z jej wnętrza. Uniosła go i oblizała z resztek białego poczęstunku, serwowanego bezpośrednio w sam środek tropikalnego upału. Następnie odsunęła się, kiwając nisko głowa i całując ponownie władcza dłoń.
- Masz życzenia pani, czy pozwolisz mi się oddalić, niegodnej?

- Jestem z tego bardzo rada. - odszeptała jej dyskretnie Królowa całując przy tym w ucho. Tym razem czule i delikatnie. Gdy zaś Księżniczka oddała publicznie pokłon swojej Królowej ta zastanawiała się chwilę sycąc się całym swoim dworem jaki zorganizowała tutaj jej Księżniczka. A dwór czekał już znów nieźle rozochocony i ciekaw co będzie dalej.

- Tak. Myślę, że skoro rozpoczęłyśmy zabawę to powinniśmy ją kontynuować. To kto następny? - siostra przełożona jeszcze oddychała trochę szybciej ale już zdołała wrócić do swojego opanowanego, władczego tonu. I chyba nie spodziewała się, że odezwie się ich firmowy łobuz w grupie.

- Nie, nie Betty to nie tak się w to gra! - Diane przepchnęła się nieco do przodu bo już zaczęły się zgłaszać pierwsze głosy na czele z Jaimie które miały ochotę na powtórkę. Sama Di może nie dałaby rady przekrzyczeć wszystkich na raz no ale skoro Królowa dała jej posłuchanie to reszta też poszła w jej ślady.

- A jak? - zapytała siostra przełożona z uprzejmym zainteresowaniem.

- No normalnie. Teraz Lamia wybrała z kogo i jak ciągnie kreskę no to teraz ty wybierasz. I tak to leci. - gangerka wyjaśniła z pewnością w głosie sugerującą, że świetnie jest oblatana w tym temacie.

- Ciekawy pomysł. - Betty przygryzła wargę i chwilę wodziła po tym tłumku kilkunastu osób zastanawiając się kogo wybrać. W końcu jej wzrok wrócił do bezczelnej, indiańskiej gangerki.

- No to chodź Di. I zdejmij to z siebie. - pielęgniarka przejęła paczkę z białym proszkiem i przyzwała do siebie Indiankę słowem i gestem. Ta chyba się nie spodziewała, że zostanie wybrana ale gdy to się stało bynajmniej nie wyglądała na nieszczęśliwą.

- Tak! - syknęła z radością po czym już podchodząc do okularnicy zrzuciła z siebie podarty podkoszulek i cisnęła go precz. Betty ustawiła ją przy stole po czym wsadziła palec do torebki i zostawiła białe plamki na obu sutkach Indianki. A na tych ciemnych sutkach te białe drobiny były świetnie widoczne. Potem wzorem swojej Księżniczki zaczęła całować się ze swoją wybranką. Że obie były już rozgrzane wcześniejszym numerem to szybko przeszły do konkretów. Całowały się mocno i żarliwie póki Betty nie zeszła ustami niżej w kierunku czekających białych plamek na czubku piersi drugiej kobiety. Gdy się nimi zajmowała od dołu zadbała też o odpowiednie użyźnienie dolnych śluzówek gangerki co ta powitała z goracym entuzjazmem. Obie tak zabawiały się ku uciesze swojej i reszty póki znów płuca nie odmówiły współpracy.

- No to teraz młoda damo ty przejmujesz pałeczkę. - uśmiechnęła się na koniec Betty zostawiajac białe szczęście w rękach gangerki.

Sierżant wykorzystała sytuację aby zejść z widoku i wtopić w tłum. Pociągała przy tym nosem, czując pieczenie w zatokach i znajomą euforię, wyostrzającą zmysły jakby były przeładowane impulsami z mózgu. Kolory stawały się żywsze, kontrasty miedzy światłem a cieniem ostrzejsze. Zapachy, smaki… nawet uczucia wpadały w hiperbolę. Na przykład taka niczym niepohamowana międzyludzka miłość w najbardziej standardowym, okopowym wydaniu.

Jak gdyby nigdy nic zawitała w pobliże boltowej kanapy, siadając z rozmachem Mayersowi na kolanach. W tej chwili jakoś nie bardzo obchodziło ją że może nie wypada, albo że nie ma na sobie ubrania. Rozszerzonymi od narkotyków oczami wodziła po gębie prywatnego Bolta, nogi kładąc wzdłuż mebla, na Cichym i Donie.

- A wy co, macie minusa wiecie? - zaśmiała się, odgarniając włosy na plecy i palcem zatoczyła kółeczko symbolicznie wskazując pokój - Dziwki, wóda, koks… a gdzie lasery? Nie macie laserów, lipa panowie. Jednak mam nadzieję że dobrze się bawicie - dochichotała, spoglądając jak Diane wskazuje palcem na Tashe i zaczyna konsumpcję.

- A miały być lasery? Mieliśmy przynieść? To ja mogę przynieść. - Indianin który stał niedaleko kanapy obserwując widowisko serwowane tym razem przez nagą Indiankę i długowłosą blondynkę w samych kowbojkach coś jednak usłyszał. Ale wywołało to zgodną i żywiołową reakcję całej trójki kolegów.

- Nie, nie, nie, nie trzeba! Lamia żartowała! Nigdzie nie idź! Zostań tu! Jest dobrze, zostań tu! - cała trójka jak na komendę zaczęła przekonywać mięśniaka który lubił się chwalić swoimi żółtymi papierami, żeby po żadne lasery nie szedł.

- Nie to nie. A mogłem pójść. Wiem gdzie na dole są. - Dingo prychnął trochę jakby obrażonym głosem na znak, że to dla niego nie byłby żaden problem.

- Wiemy Dingo ale zostań z nami. Zobacz jaki laski robią czas. - Steve już jakby dla ułagodzenia sytuacji przytaknął i wskazał na obie dziewczyny z koksem co rzeczywiście uspokoiło sytuację i przykuło uwagę.

- Z Dingo to uważaj jak mówisz takie rzeczy. On naprawdę mógł tam pójść z maczetą po te lasery. - Mayers szepnął cicho do ucha Lamii tak, że pewnie nikt inny tego nie słyszał. Przy okazji pocałował ją w skroń, we włosy a potem wrócił do obserwacji tej nieplanowanej gry. A rzeczywiście zabawa wymyślona przez Lamię i zapoczątkowana w duecie z Betty zaczynała nabierać rumieńców.

- Cholera planowałam to trochę na odwrót no ale niech będzie… - mruknęła Diane która właśnie posypała sobie białego pudru na gładkie podbrzusze tancerki po czym z ustami zanurkowała by spijać ten proszek i soczki. No akurat Lamia była świadkiem jak się umawiały jeszcze na stole i faktycznie kompozycja miała być odwrotna. Ale jakoś ani jedna ani druga nie narzekały. A nawet bawiły się świetnie co było widać po jękach Tashy i tym jak głowa uciekała jej do tyłu. A przy jej podbrzuszu gangerka pracowała z niemniejszymi chęciami aż cała kreska została zmieciona i zlizana do czysta. Wtedy dziewczyna z Mason City wstała pochyliła się nad tancerką i pocałowała ją mocno ale krótko w usta.

- Chcę rewanżu. - mruknęła do niej na odchodne a Tasha znów się do niej uśmiechnęła kusząco, że sam diabeł dałby się skusić.

- Już ci mówiłam. Będzie jak tylko zechcesz. - obiecała ponownie i to chyba udobruchało gangerkę bo odeszła przejmując pałeczkę blondynie. Ta zastanawiała się chwilę wodząc spojrzeniem po gromadce ochotników i w końcu uśmiechnęła się znowu. Usiadła na krawędzi stołu i zaczęła ściągać jeden but a potem kolejny. W końcu jej długie i zgrabne nogi wylądowały na stole a ona sama spoczęła w bardzo kuszącej profilówce.

- Val? Czy mogłabym cię prosić? Chyba otarłam sobie stopy. Mogłabyś trochę użyć tego talku? - zapytała niewinnie wyciągając w kierunku dredziary paczkę z “talkiem”. Kelnerka z “41” pisnęła z radości i dosłownie podskoczyła z miejsca bez ceregieli przepychając się do przodu.

- Będę całować stopy Tashy Love! - pisnęła przebiegając obok kanapy zajmowanej przez Lamię i trójkę boltów. I wkrótce potem rzeczywiście najpierw na zgrabnych stopach tancerki pojawiły się białe plamki i kreski a następnie dredziara zaczęła pieczołowicie rozprowadzać ten proszek po całych jej stopach. Ustami i językiem. Dbając o to by także każdy z palców został należycie zadbany tak samo jak śródstopie, pięta czy nawet kostki.

Znając Val podobne zabawy mogły potrwać chwilę i chociaż oglądanie zabaw się nie nużyło, to rozsadzająca od środka energia nosiła sierżant że ciężko szło usiedzieć w miejscu. Wierciła się na kolanach żołnierzy, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Dalsze podjudzanie za to szło jej całkiem nieźle, albo po prostu otwór gębowy działał ze wzmożoną częstotliwością, napędzany chemią i rozbawieniem, gdy Val wreszcie skończyła i zaprosiła olbrzymiego Indianina do siebie.
- Szkoda że nie rzucamy kością, byłoby zabawniej - sierżant nadawała w najelpsze, po części wieszając się Krótkiemu na szyi, po części siadając mu wreszcie pełnoprawnie na kolanach bez zaczepiania innych. - Wyobraźcie sobie że wypada na was po kolei… cholera, obejrzałabym to. - parsknęła, żeby szybko zachichotać i już rozglądała się po sali, aby widzieć że Indianin szybko poczęstował się z tyłeczka dredziary, a potem Laura wymieniła z nim narkotyk metodą usta-usta, sypać proch prosto na wargi.
- Dawaj, nie odpierdalaj tam farmazonów tylko bierz z chuja! - krzyknęła wesoło - Towar z chuja ostro buja, nie wiedziałaś?!

Pomysł Lamii spodobał się chyba nie tylko Laurze. Mulatka wysypała sobie trochę towaru na jedną dłoń a potem rozsmarowała to na obu. Po czym oburącz przystąpiła do rozprowadzaniu tego talku na przyrodzeniu Indianina doprowadzając go do burczenia i mało zrozumiałych odgłosów. A jak zaraz potem jeszcze zaczęła wchłaniać ten towar za pomocą śluzówek umieszczonych w ustach to już w ogóle było na czym popatrzeć. Zaraz firanka jej drobnych warkoczyków zaczęły rytmicznie falować razem z jej główką którą pracowicie dbała by proszek został należycie rozprowadzony i wchłonięty. Widowisko na nowo rozpaliło publiczność. Nawet jakby zrobiła się płciowa konkurencja gdy panowie dopingowali swojego zawodnika to panie zaczęły zachęcać swoją zawodniczkę. Ostatecznie Lamia siedząc na swoim bolcie i tuż obok dwóch pozostałych dałaby sobie coś uciąć, że są wystarczająco dojrzali do kolejnej tury zabawy. A ta przerwa niespodziewanie przypadła do gustu wszystkim. Może poza tym pomysłem, że panowie by coś mogli z innymi panami… No tego nawet żaden z nich nie raczył skomentować. Zwłaszcza, że Dingo dawał niezły pokaz najpierw z blond dredziarą a potem z mleczną czekoladką.

Ale w końcu nadszedł koniec tej tury. I indiański mięśniak zasapany, czerwony z wysiłku ale jakże szczęśliwy odszedł gdzieś na bok. Na polu walki zaś została Laura która tak jak poprzednicy rozglądała się kogo tu sobie wybrać to radosnej konsumpcji. I w końcu wybrała.

- Eve! - wskazała na krótkowłosą gwiazdę wieczoru. Fotograf pisnęła z radości i truchcikiem podbiegła do swojej zmienniczki.

- To jak mam się ustawić? - blondyna była jak zwykle chętna i gotowa do wszelkiej współpracy.

- To może być dobre. - mruknął Steve zupełnie jakby oglądał jakiś mecz czy inny konkurs.

- Myślicie, że jak to zrobią? - Don też wyglądał na podekscytowanego.

A tymczasem obie panie zaczęły coś kombinować. Laura najpierw dłuższą chwilę mrużyła oczy szacując smukłą sylwetkę swojej wybranki po czym kazała jej klęknąć i sama też uklękła. Pacnęła białym proszkiem po tych najgorętszych częściach blondyny a potem niespodziewanie sama położyła się na dywanie. Zaskakując chyba nie tylko Eve. W końcu przyzwała ją gestem do siebie.

- Aaaa! Robimy windę! Jej ale to zazwyczaj ja jestem z tamtej strony… - naga fotograf rozpogodziła się gdy w końcu wyjaśniło się o co tu się rozchodzi po czym ustawiła się nad leżącą Mulatką.

- To potem się zamienimy. - Laura nie wyglądała na przejętą a obietnica zadowalała wspólną dziewczynę Steve’a i Lamii więc stopniowo opadła na twarz nowej koleżanki pozwalając jej się poczęstować ze swojego wnętrza.

Gdzieś już kiedyś starsza sierżant słyszała podobne okrzyki i dałaby głowę za fakt brania udziału w podobnej imprezie… tylko jak zawsze detale jej uciekały, tak jak twarze i imiona. Potrząsnęła głową, ześlizgując się na podłogę. Prosto między nogi Mayersa. Zza gumki lewej pończochy wyjęła inną torebkę białego proszku, o wiele mniejszą niż ta krążąca po towarzystwie. Roziskrzonym wzrokiem spojrzała do góry, do kapitana się uśmiechając, a saniemu pokazując język. Cichemu zostało darowane, jako że został wezwany przez Eve.
- Z tego też byś chciał fotę, co? - wymruczała do tego pierwszego, łapiąc jego przyrodzenie stanowczo i prostując je w miarę poziomo aby dało się na jego wierzchu usypać kopiastą ścieżkę.
- Zrób mi zwijkę - mruknęła przy tym nie wiadomo do którego.

Wyglądało na to, że obie dziewczyny Krótkiego preferują ten sam sposób rozprowadzania towaru. Obie znalazły się na kolanach przed mężczyznami. Tylko Lamia przed swoim a Eve przed kolegą. Mężczyzna Lamii siedział na sofie a Cichy stał oparty o krawędź gościnnego stołu. Don okazał się zaś całkiem obrotnym facetem. Ponieważ Krótki był z oczywistych powodów nieco unieruchomiony to zorganizował skądeś jakiś zwitek. Chyba był to po prostu jeden z talonów na paliwo zwinięty w rulonik. Dzięki czemu Lamia i Steve mogli się nacieszyć kolejną porcją szczęścia tylko we dwoje. Chociaż Don tak jakoś dziwnie został obok zamiast wracać na swoje miejsce na sofie. W końcu klęknął przy Lamii i zaczął wodzić dłonią po jej plecach i pośladkach.

W tym czasie parę kroków dalej Eve miała pełne usta gorącego szczęścia. I gdzieś w przerwie między innymi widzami Lamia złapała jej szczęśliwe spojrzenie i firmowe mrugnięcie oczkiem jak zawsze gdy blondi bawiła się przednie.

W końcu towar przy stole został rozprowadzony jak należy i Eve z miną jakby było jej trochę smutno, że już się skończyło podniosła się z klęczek do pionu. Na pocieszenie dostała od kierowcy klapsa co sprawiła, że pisnęła tak wdzięcznie, że aż z miejsca rodziła się ochota na repetę.

- A kto jeszcze został? - Cichy za to zaczął przeczesywać wzrokiem już mocno przerzedzone towarzystwo. I w końcu wybrał Madi. Trochę się stropił jak masażystka przepchnęła się do przodu z wciąż bojowo sterczącą przed sobą zabaweczką jaką tak lubiła i widocznie jeszcze jej nie zdjęła skoro przerwa miała być krótka.

- Pokaż cycki. - kierowca nie bawił się w ceregiele. I chętnie przywitał się z rzeczonymi krągłościami masażystki. Przyprawiając ją i siebie o przyjemne dreszcze.

- Ej! Nie obmacuj jej tylko bierz się do roboty! Nie blokuj kolejki! Ludzie czekają! - Don krzyknął do niego wyraźnie go ponaglając.

- Przymknij się! - Cichy i Madi ofuknęli go prawie jednocześnie. I roześmieli się z tego powodu. Kierowca w końcu zabrał się za pudrowanie piersi i ust czarnowłosej kobiety w rozchełstanej koszuli, krawacie i już bez marynarki. Całował, lizał i ssał jej piersi po czym przeniósł się z tą zabawą ku jej ustom. Oboje wyglądali na nieźle zasapanych gdy wreszcie skończyli. Cichy z luźnym uśmiechem wrócił na kanapę i nastała chwila przerwy gdy wszyscy zastanawiali się kogo wybierze masażystka.

Bladolica brunetka nie zastanawiała się długo. Szybko wyłowiła z tłumu dziewczynę z lodziarni, przywołując ją do siebie władczym gestem dłoni i równie dumnie sterczącym sztuczniakiem. Z drugiej strony pokoju Mazzi walczyła z nierównym oddechem i równie nierównym rytmem serca po zażyciu drugiej dużej dawki prochów. Ułamek sekundy, mgnienie oka, które dla niej trwało dłuższa chwilę, ale to było tylko złudzenie. Szybko doszła do siebie, prawie z wyskoku sadowiąc się z powrotem na boltowym kolanach. Gdzieś po drodze przestała mu obciągać zapamiętale, zmieniając punkt ataku ust na jego usta. Reszta białego proszku wylądowała między jej udami, mieszając się z lepkimi wydzielinami. Ostatnie drobiny narkotyku zalepiły tylne wejście, znajdujące się nad tym w którym znowu rozepchał się Mayers.

Masażystka popatrzyła na nagą, zgrabną brunetkę pracującą w weekendy w najlepszej lodziarni w mieście. Z namysłem wzięła pośliniła palce aby przypięta zabawka nabrała wilgoci. Potem pacnęła tam nieco białego proszku. A następnie złapała Jaimie za ramiona, odwróciła ją w stronę stołu i łapiąc za kark zmusiła ją by ta spoczęła z twarzą pomiędzy talerzami i kubkami. Gdy upewniła się, że lodziara nie protestuje zaczęła w nią wchodzić swoją ulubioną metodą powodując ciche jęki tej drugiej. A gdy weszła w nią na tyle ile chciała zaczęła ją znów zapinać. Najpierw powoli i ostrożnie ale stopniowo zwiększała tempo.

Podobnie zresztą działo się na sofie. Steve i Lamia napędzani chemią, widowiskiem i sobą nawzajem zaczęli swoje małe, niezbyt prywatne rodeo. Lamii zaczął się obraz rozmazywać gdy tak skakała na swoim ulubionym bolcu w górę i w dół. A mężczyzna którego dosiadała podobnie próbował łapać i bawić się jej piersiami ale te skakały jeszcze bardziej niż ich właścicielka. W końcu skończyło się na tym, że mocniej złapał ją za barki obejmując ją od tyłu i pomagając nadziewać się na siebie. Świat zaczął szaleć. A przynajmniej tak się zdawało. Gdy saper zaczęło szumieć w głowie a odgłosy zorbiły się jakieś nieskładne. Ale nadal widziała przed sobą tę jedyną twarz i czuła go tam w sobie, głęboko jak jeszcze nigdy chyba tak nie czuła.

A tymczasem przy stole Madi chlasnęła na pożegnanie wypięte pośladki wypompowanej lodziary zostawiając ją w tej pozycji. Ta potrzebowała chwilę aby dojść do siebie ale w końcu siadła na krawędzi stołu i na wzmocnienie napiła się czegoś ze szklanki. W końcu uśmiechnęła się do siebie, do Madi i do reszty publiczności. Wzięła paczkę z białym proszkiem i dumała chwilę kogo wybrać.

- Chodź Sonia. Poznamy się lepiej. - przywołała miedzianowłosą kelnerkę. Ta wyraźnie ucieszyła się, że ktoś ją wreszcie wybrał i podbiegła do Jamie ciekawa co ta wymyśli.

Jedno szarpnięcie i buziak, a potem nastąpiła zmiana ról i to rudzielec zaległ na stole, z szeroko rozłożonymi nogami między którymi zadomowiła się latynoska czarnula, śliniąc dwa palce i po posypaniu koksem wpychając je bez ceregieli w oba otwory leżącej, co wywołało cichy jęk i paroksyzm na piegowatej twarzy, gdy atakująca dołączyła do zestawu pracujących paluchów także język i wargi.

Za to świat wokół kanapy jakby stanowił kompletnie inną czasoprzestrzeń. Zalegający na niej ludzie przestali zwracać uwagę na upływ czasu i otoczenie, skupieni na sobie i w sobie, by dążyć szalonym tempem gdzieś do wspólnej mety. Oboje parzyli w gorączce, saper miała wrażenie że oddech partnera zaraz ją spali. Albo ona spali jego tym samym… tylko nie umiała przestać. Robili sobie krzywdę, na razie bez czucia bólu - ten miał się pojawić gdy wytrzeźwieją, znacząc skórę sinymi plamami i otarciami. Śladami po zębach wbijanych mocno, do krwi. Tak samo jak paznokcie orające skórę, aby złapać lepszy punkt zaczepienia, lepszy punkt wybicia. Wszystko falowało, rozmazywało i rozmazywało. Prócz połączenia ciał, zaciskającego się coraz mocniej lecz bez wybuchu euforii. był tam, zaraz na wyciągnięcie dłoni, więc Mazzi goniła go, galopując ile sił, w dzikim, narkotycznym szale. W pewnej chwili zamiast wyskakiwać dalej i wyżej, pochyliła się, przyciskając do torsu kochanka i pozwalając mu przejąć inicjatywę i nadać tempo, choć czuła że będzie jeszcze bardziej mordercze. Jakby oboje znajdowali się na polu walki, które ona teraz poddała, oczekując kontry przeciwnika.

Z tego wszystkiego nawet nie była pewna skąd i jak się znalazł przy niej Don. A raczej za nią. I w niej. Po prostu w którymś momencie zorientowała się, że nagle ma ich w sobie dwóch. I obaj używali sobie na niej dowoli. Wszystko wydawało się jednocześnie bardzo wyraźne. Dźwięki, głosy, jęki, fragmenty obrazów co się działo dookoła. Jak ta spieniona masa na obu palcach lodziary jaką penetrowała wnętrze tutejszej kelnerki. A jednak sporo rzeczy czy osób dobiegało jakby zza ściany. Jakby działo się to w innym pokoju.

Nie do końca też wyłapała moment w którym na sofie obok wylądowała kolejna grupka. Dopiero jak Eve się z nią przywitała.
- Czeeeśśćć! - zawołała roześmiana blondyna całując się ze swoim chłopakiem, dziewczyną a także z Donem który z takim zapamiętaniem dbał o ich tyły. Sama blondi wylądowała obok razem z Cichym i Dingo. Czy raczej między nimi. Obaj rozgrzani na tej przerwie zabrali się za nią z dużą werwą. Co blondyna przywitała ze zduszonymi jękami przyjemności.

Dlatego gdy jeszcze przy nich zjawiła się Sonia to już w ogóle nie wiadomo było jak i skąd. Przecież dopiero co lodziara robiła jej palcówę przy stole! No ale rzut oka potwierdzał, że przy stole została sama Jaimie i reszta ale rudowłosa kelnerka jest tutaj z nimi. Stanęła gdzieś z boku z torbą białego szczęścia w dłoni. Z rozmysłem oblizała swoje czerwone wargi po czym posmarowała je białym proszkiem. I tak uzbrojona dołączyła to trójkącika z Lamią w środku całując Dona.

Niespodziewany zwrot akcji ze zmasowanym atakiem na tył wroga wyprowadził Mazzi z równowagi, już miała coś powiedzieć i nawet otworzyła usta… i na tym sprzeciw się skończył, zduszony w zarodku tym, co wyprawiało z nią dwóch żołnierzy. Jeden zakleszczył ją dłońmi w pasie, nie pozwalając uciec ani się wywinąć, drugi ścisnął ją mocno za pośladki, rozsuwając je dzięki czemu razem z kumplem mieli pełen dostęp do tego, co ich zabawka miała do zaoferowania i korzystali z tego bez cienia wahania. Działali wspólnie, z wprawą i rozumiejąc się bez słów, biorąc wszystko co mogli i tak jak mieli ochotę, dzięki czemu po parunastu sekundach zyskali nad saper pełna kontrolę. Każde zderzenie z ich biodrami kwitował głośny jęk na wydechu i spazmatyczny, krótki wdech, kiedy przed oczami zaczynało robić się kobiecie czarno, brakowało powietrza aż cała zesztywniała, drąc pierś i ramiona Mayersa pazurami w dzikim amoku. Dyszała jak przyduszana, a raczej rozrywana od środka. Mięśnie odmówiły współpracy, zmieniając się w rozedrgane niekontrolowanie powrozy i trwały tak, nie pozwalając złapać oddechu jeszcze długo, bo żaden z kochanków nie zamierzał przestawać. Chyba sama ich o to prosiła, powtarzając ochryple w kółko. Zdarta płyta błagająca aby nie przestawali.
Więc nie przestawali. Właściwie nikt nie przestawał. Ani w tym trójkącie z Lamią w środku ani obok gdzie w centrum zainteresowania znalazła się Eve. Sofa skrzypiała i bujała się od nadmiaru chęci, masy i emocji gdy szóstka użytkowników używała sobie na niej ile wlezie.

- Chodź tu! - w pewnym momencie Don warknął do niej i szarpnął za ciemne włosy zmuszając by się wyprostowała. Teraz znalazła się znowu w pionie wciąż przy tym podskakując okrakiem na swoim Bolcie. Pyskaty sanitariusz zaś złapał ją mocno tak, że praktycznie przyszpilił jej plecy do swojego torsu. Więc czuła każdy ruch między nimi to jak ciało tarło o ciało i gorący oddech Dona tuż przy swoim uchu. Jego dłonie na sobie, zwłaszcza na swoich piersiach. Nawet Steve chwilowo wydawał się gdzieś dalej. Przynajmniej jego głos i obraz głowy. Ale nie trwało to zbyt długo. A może długo. Właściwie straciła rachubę pewnie tak samo jak oni. Nawet nie bardzo zarejestrowała co wywołało zmianę. Dopiero jak nią ktoś przestawiał, popychał, przesuwał zorientowała się, ze coś się zmieniło.

Teraz siedziała już w bardziej cywilizowanej pozycji, na sofie. I miała resztę pokoju na widoku. No a raczej miałaby gdyby nie nagi, męski przód przed nią samą. Dopiero chwilę później się zorientowała, że to czerwony na twarzy i zasapany sani. Właśnie po tym małym przemeblowaniu znów się w nią wpakował. Tym razem w ten bardziej standardowy otworek. W takim razie ten drugi na jakim siedziała i właśnie też użyczała mu swojego gościnnego wnętrza to musiał być Steve. Czyli właściwie siedziała na nim a nie na kanapie. Ale ledwo panowie się wpasowali i dopasowali znów zaczęło się to rodeo na dwóch ogierów i jedną klacz.

Dookoła działo się sporo i gdyby tylko Mazzi odwróciła głowę w bok, ujrzałaby choćby pozostałych Boltów i swoją dziewczynę. Nie za bardzo jednak miała ochotę na rozglądanie. Reszta gdzieś zniknęła, byli tylko we trójkę - napompowani pożądaniem, prochami i szałem nie do zatrzymania. W dal uciekły kwestie higieny podczas podobnych relokacji oddziałów, późniejszego bankowego stanu zapalnego… ale to jutro, sio!, nieważne. Na pewno nie teraz.
Teraz Lamia znalazła obiekt do obserwacji, tuż przed sobą. Dostrzegała w rozmazanej plamie twarz, znajomą. Tym razem to sani się na nią gapił, a ona na niego mimo że skupienie przychodziło ciężko, oddech zgubił się razem z resztkami ubrań. Zostały jedynie pończochy i szpilki na rozłożonych szeroko nogach, trzymanych na dokładkę przez… chyba technika, bo Krótki podtrzymywał dziewczynę za pośladki aby móc swobodnie nadawać tempo od drugiej strony takie, jakie mu się żywnie podobało.

Dłonie saper zostawały wolne, skorzystała z nich przyciągając Dona do siebie. Ledwo znalazł się w zasięgu, wpiła się w jego usta, kąsając wargi aż w ustach poczuła metaliczny posmak.

Wszystko się rozmazało i zeszło na dalszy plan. Ledwo dało się rejestrować co tam się dzieje chociażby krok dalej. Nawet co wyrabia Eve z drugą dwójką chłopaków jakoś ledwo wpadało w oko i pamięć. W końcu chyba wszystkich poniosło. I to dosłownie. Lamię jakby ktoś podniósł do pionu bo przecież sama nie wstawała. Chyba nie… W każdym razie nadal miała przed sobą twarz kochanka który trzymał ją za nogi. Ona musiała opleść jego biodra swoimi nogami aby nie spaść. I mimo to nadal ją pompował na stojaka!

Przez na moment straciła kontakt z tym drugim. Ale Steve nadal pozostawał w tyle. Poczuła teraz jego tors na swoich plecach. A potem jak znów do niej wrócił w te tylne wejście którego pozbawił go nagły manewr kolegi. I pomógł trzymać się jej na nogach łapiąc ją za pośladki i tak jakoś huśtając się i bujając pruli ją jednocześnie wciąż na stojaka. Wszystkich poniosło.Ledwo zauważyła, że obijają się o ścianę. Don chyba chciał się o nią oprzeć ale przeszkadzały mu jej oplecione na nim nogi. Stukali więc tak nogami i pośladkami o tą ścianę aż do tego krytycznego momentu. Kochanka poczuła jak najpierw jeden a potem drugi kochanek uwalnia w niej swój ładunek. Jak nimi wstrząsają spazmy, zaciskając kurczowo zęby i dłonie. A potem nagle cisza. Bezruch. Nagle jakby zaczęło się słyszeć własne świszczące oddechy. Krople potu spływające po skroniach i reszcie ciała. Jak ta czerwona mgiełka zapomnienia zaczyna opadać i znów ten świat zewnętrzny zaczynał się materializować powoli.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline