Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 03:46   #141
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Spektrum postrzegania poszerzało się powoli, ospale. Równie ospale co poruszały się trzy ciała, splecione ze sobą. Teraz już spokojne, praktycznie statyczne jakoś w pionie. Chyba na podłodze, tak przynajmniej starsza sierżant myślała, choć myślenie w tej chwili nie było jej mocną stroną. Wiedziała jedno: przez najbliższe minuty nie było szans aby podniosła się o własnych siłach. Ciągle czuła resztki dreszczy, zalewających falami zmaltretowane ciało, wciśnięte między dwa większe ciała. Tuliła się do jednego, trzymając mu głowę na klatce piersiowej, drugie grzało jej plecy, drapiąc zarostem bark, gdy oparło się policzkiem o jej policzek. Ktoś ją obejmował, ktoś głaskał po głowie i ramieniu. Ktoś wielkopańskim gestem złapał ją za trzęsące się udo i przerzucił przez swoje biodra. Słyszała swój ciężki, świszczący oddech, mieszający się z dwoma w podobnej tonacji. Do tego mocne, miarowe bicie trzech serc, tętno rozsadzające zwichrowaną czaszkę i szczęście, przyprawiające gębę o rozmarzony grymas basseta, którego po wieczności na mrozie wreszcie wpuszczono do ciepłego domu, nakarmiono i jeszcze pozwolono wleźć do wyra aby grzać nogi pana.

Pod policzkiem poczuła wilgoć, nic niezwykłego. Tylko zapach się nie zgadzał, wyróżniał od zapachu wydzielin wszelakich którymi całe trio było w tej chwili oblepione. Ta woń była niepokojąca, zapalała alarmową lampkę w głowie. Lamia otworzyła jedno oko, odrobinę. Przez długą chwilę ogniskowała wzrok, aż w końcu dostrzegła czerwone smugi na skórze ciała przed sobą, którego pierśc rozorano paznokciami aż do krwi.

- Kurwa… - wychrypiała, czując że gardło ma opuchnięte od krzyków. Kaszlnęła, przełykając ślinę. Po omacku szukała czegoś w zasięgu ręki, aż wreszcie natrafiła na coś, co chyba było podkoszulkiem któregoś z kochanków. Wciąż na wpół przytomna przyłożyła materiał do ran, przecierając je delikatnie chociaż trochę.

- To nic takiego, nie przejmuj się. - Steve machnął ręką no ale jakoś nie wyrywał się z tych pielęgnacyjnych zabiegów swojej dziewczyny. Don też zgrywał twardziela chociaż wyglądał w podobnym stanie.

- Cholera gdzie są moje fajki… - sani miał inny problem i odruchowo się obmacał po piersi jakby na gołej skórze miał mieć kieszeń na fajki. W końcu zaczął się rozglądać dookoła w poszukiwaniu swoich ubrań i tych fajek.

- Ej! Ale odstawiliśmy numer nie!? - zaśmiał się przez ten zdyszany oddech gdy złapał swoje spodnie i w nich szperał za tymi fajkami.

- Noo… - Mayers pogłaskał bękarcicę po policzku i coś widocznie nie miał jej za złe tych zadrapań jakie sobie porobili nawzajem.

- My też skończyliśmy! - Eve zameldowała się sadowiąc się głową na ramieniu swojego chłopaka a swoim dołem częstując resztę kanapy. Więc jej zgrabne nogi wylądowały na nagich udach Cichego a stopy na kolanach Indianina który usiadł na oparciu sofy.

- Ale impreza no nie? - Cichy wystawił żółwika do Mayersa i ten go przybił. Cała szóstka wydawała się chwilowo wypruta i rozpruta. Ale tak jak byli wykończeni tak też i szczęśliwi. Z wszystkich twarzy wyzierało poczucie spełnienia. Nawet na oszczędnej indiańskiej mimice pojawiło się nieme zadowolenie.

- Podoba się wam? - Mazzi wykonała ten karkołomny wysiłek i uniosła głowę aby łypnąć na kierowcę chłopaków. Uśmiechnęła się uśmiechem wielce zadowolonego kota, wtulając w Krótkiego i wyciągając rękę do Dona, aby ten oparł się o nią - Zajebiście, o to chodziło. Trochę z Eve działałyśmy na ślepo przy organizacji, bo nie wiedziałyśmy do końca co wam się może spodobać… ale jak jest git to git. Ale bym zajarała - przymknęła z zadowoleniem oczy - Przyznajcie się, nie pierwszy wasz taki numer - zwróciła się do dwóch kochanków, nadając tonowi głosu barwę podziwu i wdzięczności - Za dobrze wam szła ta współpraca aby tak… improwizować na świeżo. Cholera, że też wcześniej na was nie wpadłam… wyjebaliście mnie tak, że pogubiłam laczki.

- Noo… - Mayers chyba miał ten etap błogiej szczęśliwości, że nie całkiem ogarniał otaczającą go rzeczywistość. Eve zresztą też na razie po prostu siedziała oparta o jego ramię.

- No ale to był pomysł Lamii. Ja tylko trochę jej pomogłam. - wyjęczała cicho naga blondyna rozciągnięta na dwóch facetów i oparta o trzeciego. Ale podniosła jednak główkę by spojrzeć na swoją dziewczynę. - I jeszcze mi załatwiła najlepszą rolę na imprezie! I to z samą Tashą Love! - oczka blondynki ożywiły się przytomniejszym spojrzeniem nie mogąc wprost uwierzyć jakiego ma na tej imprezie farta.

- Mam. Znalazłem. - Don w końcu dokopał się do paczki fajek i pomachał nią triumfalnie. Wysunął pstryknięciem palców jednego i szarmanckim gestem poczęstował kobietę jako pierwszą.

- Ale się zmachałem. Napiłbym się czegoś. - Cichy siedząc obok Eve popatrzył na nadal pełny stół. Ale który był tak strasznie daleko. Trzeba by wstać i przejść te kilka kroków.

- To chyba Sonia mogłaby wam pomóc. Prawda Soniu? - Betty niby gdzieś tam znów już widać było od paru chwil ale tak samo jak reszta towarzystwa chwilowo wydawała się po prostu ruchomym elementem tła. Dopiero jak się odezwała jakoś zwróciła na siebie uwagę.

- Oczywiście, już podaję! - rudowłosa kelnerka już w samej spódniczce żwawo ruszyła do stołu aby spełnić życzenia Królowej i reszty gości.

- Może to ci się przyda. - Betty w tym czasie podeszła do sofy i nie wiadomo skąd podała Lamii prawdziwe waciki. Sądząc po wilgoci i zapachu nasączone jakimś dezynfektantem. - Chyba, że to potrzymasz i ja się tym zajmę. - w drugiej ręce trzymała smartfon na którego ekranie było widać zatrzymane nagranie. A na nim… Całe pół tuzina bohaterów akcji na sofie na jakiej właśnie siedzieli!

- Dziękuję Betty - saper odpowiedziała słabo, biorąc waciki, chociaż czy dziękowała za nie, czy za nagranie całości zabawy nie szło stwierdzić. Powinna podziękować bardziej, coś jeszcze powiedzieć, lecz zwyczajnie nie miała siły.

- Pokażcie się… - z papierosem w zębach zaczęła przemywać płytkie zranienia Mayersa, dmuchając na nie aby nie piekły zbyt mocno, a gdy z nim skończyła, to samo zrobiła z Donem. W końcu skoro narozrabiała, należało naprawić. Pracując nie umiała pozbyć się myśli, że wyszło cudownie, a co najlepsze nikt nie wyglądał jakby miał zaraz robić sceny komukolwiek za dobieranie się do siebie.

- Byliście cudowni… obaj - wymamrotała, kwitując stwierdzenie czułym pocałunkiem raz jednego, raz drugiego partnera. Zrobiło się błogo, spokojnie. Wszelkie lęki odleciały tak daleko, jakby nigdy nie istniały. Nawet Front wydawał się mrzonką wyjętą z dawno przebrzmiałego koszmaru.

- Noo… ty też… - Steve chyba powoli zaczynał wracać do tego świata bo do tej pory machinalnie głaskał nagie ramię Eve jedną ręką i udo Lamii drugą. Za to Don wydawał się być wręcz nadpobudliwy.

- Się wie dziewczyno! W końcu jesteśmy Thunderbolts! - roześmiał się buńczucznie jakby bycie specjalsem dawało nieograniczone możliwości także na takim polu. Do rozmowy wtrąciła się Sonia przynosząc kubki pełne kompotu co na wysuszone gardła było jak balsam na rany.

- Jej… Musimy to powtórzyć… Chociaż może nie tak od razu, muszę najpierw złapać oddech. - blondynce też widocznie podobała się ta zabawa westchnęła z rozmarzeniem za następnymi takimi przygodami. Ale jej szybkie sprostowanie zostało powitane wesołym śmiechem.

- Chyba wszystkim wam się przyda trochę przerwy po tej przerwie. - Betty przejechała przez wypompowaną gromadkę na sofie swoimi okularami i raczej wyciągnęła słuszne wnioski.

A przy okazji okazało się, że chyba dali przykład. A może to już sama się tak rozwinęła zabawa z białym szczurem. W każdym razie na wolnym kawałku stołu widać było siedzącą sylwetkę Tashy. A tym razem u jej stóp klęczała Jaimie. Sądząc po ładnych, długich i prostych ciemnych włosach na pół pleców. Wyglądała jakby kontynuowała zabawę z talkiem do stóp jaką zaczęła Val. Sama Val była właśnie na czworakach wciśnięta między Di i Madi. Gdzie masażystka zajmowała się jej tyłem w ulubiony dla siebie sposób a blond dredziara dbała o zaspokojenie potrzeb ud Indianki oraz ich zwieńczenia. Reszta dziewczyn też była w różnym stopniu rozproszona po pokoju zajęta piciem, jedzeniem, flirtowaniem czy dopingowaniem poszczególnych grupek i zespołów.

W oczy rzuciła się saper ruda czupryna, ułożona na podłodze koło stołu. Leżała chyba na kocu albo innej narzucie, wbijając głowę i łopatki w miekki materiał. Miała zamknięte oczy i uchylone usta, podobnie jak leżąca przy niej Crys z którą dzieliły się tą sama zabawką, jaką wcześniej wykorzystywały Eve i Tasha podczas pokazu. Obie poruszały miarowo biodrami, nie spiesząc się i najwidoczniej skupiając na samej zabawie, skoro do północy było jeszcze daleko - mieli czas na wszystko.

Mazza za to nie zamierzała na razie ruszać się nigdzie, nawet o centymetr. Zakopana między sani i jego oficera dowodzącego, z Eve gdzieś u góry, ćmiła leniwie papierosa, sufitujac szczęśliwa wyjątkowo. Aktywność ograniczała do powolnego rozglądania po pokojach i obserwacji bawiących się ludzi… i byłoby pięknie, gdyby oczywiście Don nie rozkleił dzioba, choć za złe mu tego nie można było mieć.

- Tak, jesteście, jesteście. Nie da się ukryć. - zgodziła się przy wzmiance o Thunderbolts i pokiwała mądrze głową - Widzisz Don, może gdybyś zamiast Boltem był Bękartem, wtedy bawiłbyś się tak co weekend, albo i w tygodniu - powachlowała na niego rzęsami, przeczesując do kompletu jego jasne włosy - Niestety nie każdy może być Bękartem.

- Dziewczyno ale my się tak bawimy co weekend! Wiesz dlaczego? Bo jesteśmy zajebiści! I lecą na nas laski i takie tam. - Don musiał być urodzonym bajerantem bo nawet “tuż po” potrafił się wymądrzać na całego.

- Taaak? - saper obdarzyła go uprzejmą uwagą, nie przestając głaskać po głowie - Widziałam te wasze zabawy… mhm. Racja, coś tam się przy was zwykle kręci - pokiwała znowu głową, zgadzajac się z nim i nagle odchyliła się do drugiego Bolta - Tygrysku… ile tego dziś było zaliczonego? - spytała, żeby zamyślić się powaznie. Podrapała się po nosie.
- Co ja dziś zaliczyłam… z lasek, a co tam. Żeby była skala porównawcza, bo przecież faceci was nie kręcą… no tak, tak… hm - pociągnęła fajka i z miną niewiniątka zaczęła - Dziś zaliczyłam Eve, Madi, Di, Crys, Jaime, Betty… Val też, Betty również pozwoliła uszczknąć trochę siebie - puściła pielęgniarce oko - Była też Olga na tapecie, nie znacie - machnęła zbywająco ręką z papierosem - A to tak zanim przyjechaliśmy tutaj, prawda Tygrysku? - zaszczebiotała wesoło - Widziałeś jak się bawimy w niedziele na babskich spotkaniach… no dobra. Tym razem nie do końca babskich - uśmiech stał się drapieżny, aby nagle powrócić do niewinności, kiedy zerknęła na dół, na sani - A ty jak tam z tym zaliczaniem dzisiaj, co?

Cichy miał minę jakby miał zamiar coś powiedzieć zanim Lamia się nie odezwała. No ale jak już się odezwała to chyba zmienił zamiar. Podobnie zresztą zmieniały się miny całej trójki komandosów rozwalonych teraz na sofie jeden obok drugiego. Tylko na minie ich dowódcy nadal panowało błogie szczęście. Najszybciej znów zareagował Don.

- Nie no… No co ty… - miał trochę minę jakby Lamia nasypała mu piachu w precyzyjnie dotąd chodzące tryby. - Krótki ona prawdę gada? Z tymi laskami i w ogóle? - w końcu po chwili gdy jakoś dziwnie jak na niego się zapowietrzył trzepnął ramię Mayersa aby go pobudzić i zmusić do mówienia.

- Noo… - Steve skinął głową na znak potwierdzenia. Ale to tylko wzmogło konsternację pozostałej trójki.

- Zaraz… To wy już miałyście dzisiaj jakąś imprezę? - Cichy zerknął uważnie na siedzącą tuż obok Eve i nieco dalej na Lamię wspieraną dzielnie przez uda swojego chłopaka.

- Bo my dzisiaj miałyśmy naszą premierę u Betty! A potem była impreza! I ja byłam na królewskiej audiencji u Betty! I dziewczyny mnie wtedy brały z obu stron na raz! A potem jeszcze znowu mnie podwiesiły do sufitu i też mnie tak brały! Było bosko! - Eve niespodziewanie się ożywiła gdy zaczęła opowiadać o popołudniowym spotkaniu u Betty. A znów, jak zawsze gdy dała się ponieść emocjom mówiła bardzo szybko, bardzo chaotycznie ale i tak jakoś w naturalnie uroczy sposób. Ale to tylko jeszcze bardziej skonfundowało trójkę boltów. Zaniemówili na dłuższą chwilę i nawet Don chyba nie bardzo wiedział co powiedzieć.

- Jaką królewską audiencje? - zapytał w końcu kierowca chyba aby powiedzieć cokolwiek.

- Dyby. Betty ma u siebie dyby. I dzisiaj zrobiły sobie babskie przyjęcie po tej premierze. - Steve wreszcie pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź wskazując na stojącą obok okularnica która potwierdziła jego słowa dumnym skinieniem głowy.

- A jak babska impreza to co ty tam robiłeś kolego? - Don zapytał tonem sugerującym, że może mieć jakiś żal, że Steve się obył na takiej imprezie bez nich.

- Kamerowałem to wszystko. Dziewczyny potrzebowały kamerzysty. - Steve wyjaśnił mu z rozbrajającym uśmiechem.

- No tak! A jeszcze zanim tam pojechałyśmy to z Lamią przeleciałyśmy Jamie na zapleczu lodziarni! Sama nas zaprosiła! Też było super! - Eve wydawała się znów pełna radości i energii gdy tak streszczała przygody właśnie kończącego się dnia.

- Lodziarę?! W lodziarni?! No nie no… Idę się odlać. - Don jęknął jakby właśnie zburzono jakieś jego marzenie. W końcu wstał i rzeczywiście ruszył w kierunku drzwi do łazienki.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M1tIH55Bo8k[/MEDIA]

Sani został zgaszony jak pet, zniknęła jego buta i cwaniactwo. Za to mina Krótkiego górującego nad sytuacją była tak urocza, że nie dało się go nie ucałować ze śmiechem. O tak, pod kopułkami reszty wojaków widziała pracujące tryby, gdy mielili usłyszane informacje na temat babskich imprez dla bab… jedynie z obecnością ich szefa jako kamerzysty. Saper napawała się ich małym zwycięstwem, przypieczętowanym przez wesołą paplaninę Eve, póki technik nie zebrał się i nie wytoczył do łazienki. Widząc jego podrapane plecy oddalające się od terytorium kanapy Mazzi zrobiło się odrobinę głupio. Lubiła dziada, może i sam się prosił o utarcie nosa, no ale był przecież od nich to raz, a dwa - jeśli mieli teraz do końca imprezy znosić jego urażoną dumę, mogło się to źle skończyć… nie o to chodziło.

- Odpoczywaj kochanie - mruknęła wstając z wygodnego boltowego leżaka, zostawiając na jego ustach szybki pocałunek - Ty też kochanie - to samo zrobiła z Eve, nim nie stanęła chwiejnie na nogach, czując aż nazbyt dobitnie jak ciężko będzie się teraz chodziło.

- Idę się ochlapać - wyjaśniła cicho, ruchem głowy wskazując na dolną połowę ciała lepką i mokrą od ostatniej zabawy, chociaż bardziej jej finału, podwójnego. Zataczając się i przytrzymując ściany, ruszyła śladami Dona, aż w końcu wtoczyła się mało majestatycznie do łazienki.

- Potrzebujesz wsparcia? - rzuciła lekko do postaci w głębi pomieszczenia - Coś kojarzę, że składałam nie tylko fury, spluwy, bomby i maszyny. Ludzi też, a konsultacja drugiego medyka zawsze w cenie, nie? Aby niczego nie przeoczyć. - zbliżyła się do niego, opierając o umywalkę obok. Stała tak chwilę, nim nie zmieniła pozycji na taką za jego plecami, z brodą opartą o podrapane ramię i tak zerkała mu w twarz. - Daj spokój Donnie, nie fochaj się. Nie do twarzy ci z fochem.

- Nie no… - mruknął już bez tej charakterystycznej dla siebie buty i pewności siebie. - Chyba poradzę sobie z własnym byndolem. - wskazał wzrokiem na wspomniany narząd jakiego właśnie używał by ulżyć pęcherzowi. Ale zaraz skończył i odwrócił się frontem do saper.

- No nie wiedziałem, że takie imprezy robicie rutynowo. - uśmiechnął się znów krzywo. Przesunął palcami po kobiecym policzku po czym przesunął dłoń w jej włosy, ucho i w końcu zatrzymał gdzieś na potylicy. Przysunął jej głowę do siebie aby ją pocałować.

- Daj spokój. Nikt się nie focha. Jesteśmy na imprezie no nie? I to w “Honolulu”! No to czas poimprezować! - brzmiał trochę sztucznie. Ale tylko trochę. Może po prostu potrzebował tej chwili przerwy aby wrócić do swojej bezczelnej normy.

- To już wiesz jak sprawa wygląda, nie przejmuj się. Steve też z początku nie wierzył. Póki nie zobaczył. Zgrywa cwaniaka bo zdążył się otrzaskać z tematem… i z nami - Mazzi odpowiedziała po oddaniu pocałunku. Objęła go mocno w pasie ramionami, przyciskając i ciągnąc w stronę umywalki. Posadziła na niej kuper, a jego oplotła nogami w miejsce ramion. Te uniosła do góry, opierając dłonie na jego barkach.
- Ta impreza jest specjalnie dla was, chłopaki. - stwierdziła po prostu - Miałam tego nie gadać, żeby wam nie wyjebało ego poza skalę, ale co tam. Niech będzie - uśmiechnęła się krzywo - Dla byle lamusów i frajerów byśmy się tak nie zarzynały… za byle lamusem bym nie lazła tutaj i nie odrywała się od swoich dupeczek, zresztą rozum to jak chcesz - chwyciła go za brodę i odwróciła jego głowę w stronę lustra - Ale zanim wrócisz tam popatrz na tę cholernę gębę cherubinka, umyj łapy, jebnij kielicha i bierz co chcesz. Żadna ci tam nie odmówi, a na pewno nie dziś. Jutro pewnie też - dodała poważnie, kończąc terapię w wersji na zwyrolskiego kaleczniaka klapsem w goły tyłek sani.

- No pewnie, że nie! - bezczelny, arogancki Don wrócił w pełnej chwale. Czy to po tym jak się dowiedział skąd ta zblazowana poza kumpla czy to dla kogo ma być ta impreza czy też te wszystkie chętne foczki za ścianą go przekonały. A może prawie naga kobieta siedząca tuż przed nim na zlewie w bardzo interesującej pozycji. On też ją klepnął chociaż po piersiach ale widocznie już wrócił do normy.

- To pozwolisz, że skorzystam co? - zapytał napierając na nią tak, że właściwie znów byli ze sobą pierś w pierś. I to tak dosłownie. A on nieco nad jej barkiem nachylił się aby odkręcić kurek i skorzystać z umywalki.

- Od kiedy to pytasz o pozwolenie? - bunetka odpowiedziała mrużąc oczy i robiąc podejrzliwą minę. Syknęła też, gdy strumyczek zimnej wody popłynął po rozgrzanej skórze pleców na wysokości kości ogonowej. - Skoro już gadamy powiedz. Naprawdę mnie tam obmacałeś w lodziarni kiedy zemdlałam? - dodała pytanie, znów zaciskając uda wokoło jego pasa, a kostki skrzyżowała gdzieś na wysokości pośladków.

- Ależ moja droga… - nagi mężczyzna przy umywalce, opleciony udami nagiej kobiety siedzącej na tej umywalce przyjął profesorki ton jakby nauczyciel miał poinstuować niezbyt pojętną uczennicę.

- Jestem paramedykiem wojskowym. - dodał tonem dumnego wyjaśnienia i z namaszczeniem, prawie jak na pokaz zaczął myć i mydlić dłonie zupełnie jak jakiś chirurg przed lub po operacją. A dumy z bycia tym paramedykiem wojskowym miał tyle, że jakaś tam cywilna, chirurgowa łachudra to może by mu mogła najwyżej to mydło podawać.

- Co więcej jestem jednocześnie też członkiem elitarnej formacji wojskowej. Specjalsem. - Don już widocznie wrócił w pełni do swojej normy bo jego bajera znów objawiała się w pełnej krasie gdy tak mydlił te swoje dłonie i spoglądał na kobiece piersi tak elegancko wyeksponowane tuż przed nim.

- A ludzie tego pokroju nie muszą się zniżać do jakiegoś tam płytkiego obmacywania omdlałych kobiet. Nawet jeśli one omdlały właśnie z jego powodu. - rzucił dumnie wręcz pokazowo szorując swoje dłonie jakby prowadził jakiś instruktarz. Na koniec dodał jakby to był jakiś sztampowy standard, że ślicznotki mdleją na jego widok.

- A wtedy w lodziarni to tylko niosłem pomoc. Znam się na wszelkich technikach pierwszej pomocy takim omdlałym ślicznotkom. - powiedział wpatrzony w piersi Lamii i w końcu znów naparł na nią tym razem aby podobno opłukać swoje dłonie z mydlin tuż za jej plecami.

- Że co? Co tam mówisz, kim jesteś? Paralitykiem? No to to wiem… od samego początku tak czułam w kościach - w podobnej sytuacji saper mogła się tylko zgodzić i przytaknąć grzecznie. Przekręciła głowę w bok, obserwując przez moment ablucje medyka. Poziom bajery wrócił mu do normy, znów robił się nieznośny w ten specyficzny sposób który bawił zamiast irytować. Widząc że pacjent jest zdrów i w pełni sobą, sierżant też wróciła do gry już bez taryfy ulgowej.

Korzystając z wody lejącej się tuż obok, nabrała jej odrobinę w dłoń aby przenieść na przeorany tors żołnierza, zmywając to, czego nie domyła wacikami ze spirytusem.
- I trochę ci się pomieszały fakty, żołnierzyku. Przyznaję, całkiem niezły był z ciebie towar w tym mundurze, brudzie i z pełnym rynsztunkiem, ale to taki jeden byle tam ledwo kapitan wywalił mi bezpieczniki… ale tak. Z perspektywy gdy trzymałam głowę na twoich kolanach też wyglądałeś nieźle. Szkoda że mnie nie zmacałeś wtedy… w ramach zasady “towar macany należy do macanta” bujałabym się teraz z tobą, a nie z nim na poważnie - stwierdziła spokojnie, chociaż dociskała jego biodra do swoich coraz mocniej. Zmieniła też obiekt zainteresowania dłoni z jego piersi na swoją. W końcu też się ubrudziła, nieprawdaż?

- A skoro już tu jesteś i niesiesz pomoc - dorzuciła ochrypłym głosem, czując jak znów robi się jej gorąco i duszno. - Nie uważasz że powinieneś posprzątać co nabrudziłeś? - złapała go za wyszorowaną łapę, prowadząc tam, gdzie łączyły się ich biodra.

- Poza tym… potrzebuję pomocy - z miną moknącego na marznącym deszczu basseta, brunetka spojrzała mu prosto w oczy - Mam rentę wojenną, jestem kaleką… ciagle nie czuję się dobrze po wyjściu ze szpitala.

- Ohh doprawdy? - sanitariusz uniósł brwi patrząc na nią ironicznie zupełnie jakby go niesamowicie bawiło to co właśnie usłyszał. Strzepnął dłonie ale nie sięgnął po ręcznik tylko znów popatrzył na narządy oddechowe pacjentki przed sobą.

- Przyznaj to wreszcie. Jestem ci niezbędny. - rozłożył dłonie na bok jakby czekał na oczywiste potwierdzenie oczywistego faktu który jakimś cudem wciąż saper w stanie spoczynku umykał.

- No już dobrze, skoro trzeba nieść pomoc… - westchnął równie teatralnie jak ofiara wymagająca owej pomocy na niego patrzyła. Nabrał trochę wody w dłoń i przemył scenę pod obojczykami pacjentki. Potem powtórzył ten zabieg kilkukrotnie aż tak nawilżył jej obojczyki, pierś, drugą, brzuch, podbrzusze…

- I ja rozumiem, że nie chcesz się przyznać. Bo kapitan i oficer no wiadomo, wyższa szarża. Ale wiem, że to właśnie do mnie się moczysz i wzdychasz po nocach. Ale spokojnie, jestem tutaj aby ci pomóc. - Don bez pośpiechu zaczął proces namydlania całego saperskiego frontu od szyi po zwieńczenie ud. A sądząc z jego profesjonalnych technik czyszczących to najbardziej brudne musiały być jej piersi i to mokre miejsce na dole podbrzusza. A w każdym razie im właśnie poświęcał najwięcej czasu, troski i uwagi.

Aby ułatwić mu dostęp kobieta poluzowała chwyt na udach, aż wreszcie oparła stopy na rancie umywalki, plecy przyklejając do lustra. Ciężko kucało się na śliskiej armaturze, lecz było warto. Temperatura w łazience skoczyła o kilkanaście stopni, za ścianami w reszcie apartamentu gnieździło się całe towarzystwo, słyszalne przez uchylone drzwi… daleko, jakby w innym świecie. Muzyka zagłuszała sens większości słów, zostawiając sam pomruk prowadzonych rozmów, przerywanych wybuchami śmiechu albo przekomarzaniami. W małym pomieszczeniu sanitarnym tkwili we dwójkę - para rozbitków pośrodku bezludnej wyspy.
- Jasne że śnię o tobie - brunetka przymknęła oczy, mrucząc z zadowolenia i przymykając jedno oko. Dotyk na ciele działał kojąco i drażniąco. Jednocześnie.
- Zawsze potem budzę się z krzykiem - dodała rozbawionym, kosmatym tonem. Otworzyła usta, aby powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyła.

Nagły huk gdzieś z oddali był jak chlaśnięcie biczem. Eksplozja na tyle głośna, aby przebić się przez muzykę i harmider czyniony przez trzynaście gardeł w pokojach obok.
- K… krzy… k… - Mazzi stężała, zamierając w pół słowa, jej oczy zrobiły się równie wielkie co puste, przez twarz przeszedł skurcz, prawa powieka zadrgała tikiem… a czarna ściana tylko na to czekała, wyskakując znienacka i łapiąc ją pazurami, aby ściągnąć w dół.

Zniknęła łazienka, zniknęły dłonie i ciepły oddech na szyi przesycony alkoholem wymieszanym z budzącym się ponownie pożądaniem. Zgasły światła, zamiast nich wrócił mrok, wdzierający się do okopu z każdej dziury w murze. Mróz przenikał jej ciało do szpiku kości, gdy skulona przy innych przerażonych ciałach, próbowała liczyć w myślach do dziesięciu i do stu i do tysiąca, gdy zaraz nad ich głowami ziemię ryły kły eksplozji nalotu. W nosie wiercił zaduch ziemi, smaru i prochu, w gardle drapał swąd prochu i napalmu, a oni leżeli wciśnięci w ziemię, modląc się i nie marząc i niczym innym, jak tylko wtopić się w kamienie. Albo żeby wreszcie ich trafili, wtedy strach by się skończył… ale nie. Sekundy zmieniały się w minuty, a te w wieczność. Wieczność, po której następowała kolejna wieczność. Słyszała jak z nie tak daleka nagle ktoś zaczyna krzyczeć, wyrzucając z siebie ból i cierpienie tak wielkie, jakie odczuwa się tylko raz w życiu… i to płonąc żywcem.

Tak jak spłonęli ci, którzy próbowali wyciągnąć starszą sierżant z dziury tam pod Fargo - umęczoną głowę zalała fala krótkich przebłysków, podobnych oświetlonym fleszem fotografiom, gdzie śmierć, cierpienie, rozpacz i opętanie strachem wyzierały z każdego detalu. Mózg katował korowód wspomnień, ciało zadziałało odruchowo, odpychając zagrożenie daleko, jak najdalej! Wielki, górujący nad nią cień bez twarzy, jak wiele cieni przed nim. Obcy, czarny, złowrogo wiszący zaraz nad jej głową. Naraz w pełni uświadomiła sobie brak czegokolwiek do obrony, nawet głupiego noża. Powinna mieć nóż, cokolwiek…

Zostało jedno, liczyć na siłę mięśni, odepchnąć, odsunąć. Znaleźć bezpieczne schronienie i przeczekać. Majaki wyparły real, bólu upadku na podłogę Mazzi nie odczuła. Zapiekło ramie, trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz w życiu. Strach odbierał możliwość wydobycia z siebie głosu, uszy wypełnił jazgot bomb, karabinów i krzyków tych po jakich zostały tylko gorzkie wspomnienia… znaczy zostałyby, gdyby nie śmietnik pełen poplątanych kabli nijak nie chcących się dopasować pod jeden spójny obraz przeszłości.

Wszystko zaczęło się mieszać. Chłód i ciepło. Błoto i kafelki. Zlew nad głową z szarością pochmurnego nieba nad szczeliną okopu. Krzyki gdzieś obok i głos gdzieś obok. W końcu ten głos zaczął zdobywać przewagę. I ramiona. Zorientowała się, że jest w jakichś ramionach. Tutaj. W łazience. Na podłodze. Pod zlewem. I jest naga. A w ramionach trzyma ją jakiś nagi mężczyzna. Jest ciepło i panuje ciepły półmrok od działających żarówek w przydymionych kloszach. Don. To don ją trzymał w ramionach.

- No już, już dobrze, ciii… Już po wszystkim… - mruczał cicho bujając się lekko razem z nią jakby ćwiczył z nią działanie jakiejś kołysanki. A głos faktycznie miał spokojny i kojący, pozbawiony zwyczajowej brawury i arogancji.

Normalność i koszmar, zlane w jedno, ciężkie do rozróżnienia. Co było realne, a co stanowiło tylko echo wewnątrz głowy. Rzeczywiście uciekła, a może wciąż tkwiła w okopie i jedynie śniła piękny sen o wolności? Normalności po piekle Frontu i tego, co uważała za swoją codzienność.

Ale to ciepło było prawdziwe, namacalne tak jak namacalne było ciało otaczające Lamię bezpiecznym kokonem ramion. Kołyszący, uspokajający rytm, ciche słowa tuż przy uchu. Oddech przy włosach, gorące łzy spływające po twarzy i drgawki targające mniejszym ciałem jak gdyby wyciągnięto je dopiero co z lodowatej wody.
Nie powinna tu być, nie ona. Nie zasługiwała żeby… wrócić. Kosztem żyć o wiele bardziej wartościowych niż jej własne.

Zabiegi sani jednak działały, ściana paniki cofała się opornie, ale robiła to, pozwalając racjonalnej części mózgu znowu działać na tyle, na ile się dało. Doszło do saper, że oto znowu spieprzyła, tak po całości. Zepsuła coś, czego nie powinna: przez słabość, przez szaleństwo. Przez przeszłość, zapamiętaną z tej najgorszej strony - tej od której nie ma ucieczki, a przynajmniej ona nie umiała jej znaleźć.

- W… wracaj… do… r-reszty - przełknęła ślinę, chrypiąc przez zaciśnięte zęby. Zamknęła też oczy, aby nie musieć widzieć irytacji i niechęci w spojrzeniu medyka. Zepsuła mu imprezę, zawracała dupę. Miał się wyszaleć a co robił? Siedział z kaleką i stawiał ją na nogi.

- N.. n-nie… nie musisz na to patrzeć. P-przepraszam - dodała, zwijając dłonie w pięści. Sioux Falls, niedziela wieczór. Honolulu… jest… bezpiecznie.

- Nie gadaj głupot. - powiedział do niej cicho i pocałował ją delikatnie w czoło. Nieco cofnął głowę chcąc się lepiej jej przyjrzeć. - Trochę się rozmazałaś. - stwierdził z subtelnym krytycyzmem w głosie i żartobliwym spojrzeniu. - Ale zaraz to naprawię. - dodał i sięgnął dłonią gdzieś do umywalki skąd nadal słychać było cichy szum wody. Jak spływa odpływem i rurą ukrytą za przedwojenną obudową. Ciepłą wodą zaczął przemywać twarz trzymanej w objęciach kobiety. Spokojnymi, łagodnymi ruchami jakie mogły nieść ukojenie. Kawałek po kawałku, bez pośpiechu i nachalności.

Niańczył problem łkający mu gdzieś w objęciach, choć im więcej czasu mijało, tym mniej było łkania, a więcej pociągania nosem i bladego uśmiechu, wracającego na ściągniętą napięciem twarz. Drgawki też robiły się coraz słabsze, aż w końcu ustały, pozwalając Mazzi złapać spokojniejszy oddech i po prostu trwać w ciszy. Kolejna eksplozja gdzieś za ścianą tym razem wywołała nerwowe wzdrygnięcie, mózg tym razem połączył fakty bez przepięć na łączach, poprawnie interpretując fakty.

- Fajerwerki… ktoś odpalił za oknem pierdolone fajerwerki… - powiedziała, a zażenowanie znowu odebrało jej głos. Popatrzyła gdzieś w bok, byle nie na sani - Nie mów tamtym, to… to nic takiego. Już przechodzi - przełknęła ślinę siląc się na uśmiech. Uderzyła nim blondyna prosto w twarz - Jednak umiesz w pomoc, Donnie Darko. - podniosła ręce do góry, zaplatając ramiona za jego karkiem. Tak, bez dwóch zdań był prawdziwy, smakował jakby był co szybko sprawdziła, wpijając się w górujące gdzieś powyżej jej głowy usta. Stary sprawdzony sposób na przegnanie lęków działał, liczyła że tym razem nie zawiedzie.

- Jasne. Nikomu nie powiem. Tajemnica medyczna czy jak to tam zwą. - uśmiechnął się ciepło i łagodnie po czym zrobił gest zasuwania sobie ust. - No chodź, trzeba dokończyć te ablucje. - rzucił wesoło po czym bez większego trudu podniósł ją i usadził ją na pierwotnym miejscu na umywalce. - To na czym, żeśmy skończyli? - zapytał rubasznie.

- Czekaj… - Lamia zaczęła ostrożnie, udając że się zastanawia, a potem po prostu machnęła ręką - A walić to, powiedzmy amnezja - wyjaśniła rozbrajająco, ostatni raz pociągając nosem, nim nie przyciągnęła go do siebie. Oparła stopy o rant zlewu, plecy odgięła do tyłu, zaś blondwłosą głowę nakierowała prosto na piersi. Zaatakowała też od spodu, po omacku szukając osprzętu sani, a gdy go znalazła, pobudziła do życia szybkimi ruchami ręki.

- Pokaż co potrafisz, tym razem bez wsparcia. Pieprz mnie Donnie, chyba pamiętasz jak lubię - szeptała mu gorączkowo do ucha.

- Widzisz? Mówiłem od początku, że na mnie lecisz. I mnie potrzebujesz. - Don zrobił mądralińską minę jakby właśnie potwierdziło się jakieś jego stwierdzenie w praktyce. Ale za bardzo chyba nie miał ochoty na te standardowe przekomarzania. Skoro rozłożona na zlewie kobieta tak ochoczo prezentowała mu siebie i swoje wdzięki. Nie zamierzał się ociągać. Zaczął ją całować mocno i prędko. Chaotycznie jakby nie mieli zbyt wiele czasu. To na górze. A na dole zaczął też w nią wchodzić. Tak jak lubili oboje. Zaraz też dał się słyszeć gwałtowny łomot jednych bioder o drugie gdy postanowili sprawić sobie przyjemność, odpędzającą lęki, przeganiającą mgłę i opary spalonego prochu. Umywalka trzeszczała groźnie, ale wytrzymała, tak samo jak oni trzymali się siebie,póki wpierw przez to mniejsze, a potem większe ciało nie przeszły znajome spazmy. Zdyszani, mokrzy od potu zamarli na minutę, nim niemrawo i bez przekonania wrócili do domywania starszej sierżant. Szło powoli, przypominało też podejrzanie zabawę w badanie głębokości zakamarków niż ablucje. Palce sani niknęły w jej wnętrzu, czasem coś wymywając, lecz bardziej posuwał ją niespiesznie, szczerząc się gdzieś nad jej głową... i chyba nikt nie spodziewał się, że w tym momencie ktoś może wejść do środka. A do tego w duecie.

- Czeeśśćć! - Eve zamachała wesoło rączką jak to często miała w zwyczaju gdy się z kimś witała. Nawet jak to już było któryś raz z rzędu. - Nie przeszkadzamy w chlapaniu? - zapytała roznegliżowana do rosołu blondynka. O ile może jej widok aż tak nie zaskakiwał to druga kobieta wydawała się tak zaskakującym wyborem jak to tylko możliwe. Ona zresztą sama też miała mocno niepewną minę ale fotograf trzymała ją za rączkę jakby ją tutaj tak przeprowadziła.

- Ojej Don, ja cię bardzo przepraszam za tą lodziarnię i resztę. Tak mi się chlapnęło bo ja głupia blondynka jestem i tak czasem mi się zdarza. - Eve mówiła jakby w międzyczasie doszła do podobnych wniosków jak Mazzi przed paroma chwilami. Tylko nie było wiadomo po co przyprowadziła ze sobą lodziarę. Ta zresztą też miała minę jakby nie do końca była pewna co jest grane.

- Nic się nie stało. Już mi Lamia wszystko wyjaśniła. - Don wyraźnie patrzył po kolei na każdą z trzech nagich kobiet jakie razem z nim znalazły się w łazience chyba też próbując zgadnąć o co tutaj chodzi.

- No właśnie, to dobrze. Ale ja tak sobie pomyślałam, że jak cię ominęła ta scena na zapleczu lodziarni to my z Lamią i Jaimie mogłybyśmy ją dla ciebie odegrać. Jamie się już zgodziła. Może być? - Eve wyłuszczyła sprawę z jaką przyszła patrząc na parkę przy zlewie swoimi słodkimi, sarnimi oczami i na koniec wskazując na pracownicę lodziarni.

- Tak, ale on ma tylko patrzeć. Niech się nie zbliża. - długowłosa i smukła kiwnęła głową na znak zgody ale zgłosiła pewne zastrzeżenie.

- No chyba mogę pójść na taki układ. - Don uniósł do góry brwi w geście zaskoczenia. Tego się chyba nie spodziewał. Ale w końcu wspaniałomyślnie zgodził się na taki prywatny pokaz wywołując radosne podskoki blondynki.

Była wojskowa za to przewróciła oczami, schodząc z umywalki jak gdyby nie działo się absolutnie nic niezwykłego.

- Się puka - rzuciła do dwóch kobiet, patrząc to na nie, to na blondyna obok. Pokręciła też zaraz głową, wzdychając boleśnie.

- Dobra… niech będzie - zgodziła się również, spuszczając zasłonę milczenia na fakt, że zawsze wiatr w oczy, kolejne problemy i ani chwili spokoju dla grzeszników. Szczególnie tych spod sztandaru Bękartów.

- Dawaj Jaime, jak poprzednio. Chyba był tam jakiś klop i zlew - zabujała brwiami na brunetkę, klaszcząc w dłonie szybko - Raz, raz. Tę leniwą dziwkę rozumiem że się opierdala, ale ty? - wyszczerz na jej pysku stał się wybitnie zębaty. Wyciągnęła rękę i nie wiadomo kiedy złapała lodziarę za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Specjalne zaproszenie?

- Jupi! - Eve aż klasnęła w dłonie z uciechy i bez wahania potruchtała na tą stronę łazienki gdzie był sedes no i umywalka. Jaimie zachowała więcej wstrzemięźliwości ale cała akcja też przypadła jej do gustu sądząc po całkiem przyjemnym uśmiechu na pełnych wargach.

- Oj, tutaj nie ma kabiny ale są ściany to możemy to zrobić na ścianie jak tam dzisiaj rano. - fotograf szybko dostrzegła tą nieco inną scenerię w tej toalecie. Co prawda była większa niż ta kabina na zapleczu lodziarni. Ale na trzy aktorki i jednego widza było to akurat w sam raz. Nawet trochę nie bardzo było wiadomo do kogo Eve to mówi, czy do dziewczyn czy do owego widza.

- Nie ma sprawy. Użyję wyobraźni. - teraz Don zajął zwolnione miejsce na umywalce o którą się oparł i z widoczną przyjemnością czekał na początek tego pokazu. Jaimie stanęła tak mniej więcej pośrodku pomiędzy Eve a Lamią i chyba trochę nie bardzo wiedziała jak się do tego zabrać. Odwróciła się do pani reżyser i otworzyła swoje pełne usta by coś powiedzieć.

- Ale przecież… - zaczęła coś mówić wskazując na ten narożnik o jakim właśnie mówiła blondyna. Ale pani reżyser przystąpiła do realizacji swojego scenariusza. Wpiła się w jej pełne usta i zaskoczyła ją tym bo w pierwszej chwili to Lamia była stroną całkowicie dominującą. Ale lodziara szybko się zaczęła odgryzać żarliwie oddając pocałunek, obejmując ją i w końcu dłonie zaczęły błądzić po ciele starszej sierżant saperów. Ale za bardzo nie miały do tego okazji gdy Lamia odepchnęła ją nagle tak, że tamta wpadła na ścianę. Ale po rozpalonym spojrzeniu, zaczerwienionych policzkach i przyśpieszonym oddechu dało się poznać, że ta nagła akcja nadspodziewanie ją pobudziła i przypadła do gustu.

Zastój nie trwał długo, minęły może dwie sekundy, nim akcja nie ruszyłą do przodu. Tym razem saper zaatakowała blondynkę, szarpnięciem za włosy posyłając ją na podłogę.
- Bierz się szmato do roboty! - syknęła przy tym, dociskając jasnowłosą głowę do okolic krocza czarnulki. Sama pochyliła się, wpijając się w chętne usta i tam zagościła na długą chwilę, tak jak jej ręce zaczęły uciskać pełne piersi i szczypać sterczące sutki. Ustawiła się przy tym tak, aby dawać obserwatorowi najlepszy punkt widzenia i niczego nie zasłaniać.
Po paru mokrych minutach, Mazzi zaczęła schodzić w dół, znacząc drogę od ust do piersi czarnowłosej gorącymi pocałunkami, a gdy dotarła do celu, zaraz przyssała się do lewej półkuli, rozpoczynając drażnienie brodawki języki, wargami i zębami.

Trudno było powiedzieć której z ich trzech bardziej przypadła rola i zabawa do gustu. Wydawało się, że cała trójka nadaje na tej samej fali i spełnia i uzupełnia się nawzajem. Eve bez sprzeciwu znalazła się na kolanach pomiędzy udami brunetki. Ta zaś przywitała ją bardzo chętnie. I tak samo jak dziś rano w lodziarni postawiła stopę na klapie sedesu aby ułatwić klęczącej blondynie penetrację swoich wdzięków.

Zaś piętro wyżej w gorączce oddawała pocałunki Lamii chaotycznie to ją obejmując to wodząc dłońmi po jej plecach, piersiach albo przytrzymując kurczowo blond włosy przy swoim podbrzuszu. Zaraz potem Lamia słyszała jej gorączkowy oddech i ciche jęki nad sobą gdy przyssała się do jej jędrnych i kuszących piersi. Ku widocznej obopólnej satysfakcji. Atakowana z góry i z dołu brunetka miała widoczne problemy ustać w jednym miejscu nawet z pomocą pomocnej ściany jaką miała za swoimi plecami. Eve na dole też harcowała na całego używając swoich utalentowanych w tych technikach ust i paluszków. Lamia złapała jej spojrzenie gdy mimo pełnych ust zajętych ustnym zaliczeniem z Jaimie posłała swojej dziewczynie firmowe mrugnięcie a nawet oderwała się od swojego ulubionego zajęcia by spróbować ją pocałować w usta.

Ta ułatwiła jej to, pochylając się na krótką chwilę i pieczętując ruch mokrym buziakiem, zanim nie wróciła z powrotem do zabawy na górnym piętrze. Złapała piersi czarnulki mocno w obie dłonie, ściskając solidnie. Ten moment wykorzystała aby przenieść się jeszcze piętro wyżej i tam dać zajęcia rozchylonym wargom, a gdy skończyła, ponownie przyssała się do niższego piętra, odwracając głowę na tyle, aby rzucić Donowi rozbawione spojrzenie. Oto spełniały na żywo jeden z jego pewnie mokrych snów. Na życzenie i w spektaklu tylko dla jednego widza. Jeśli później choc przez jedna sekundę będzie sie fochał, sierżant obiecała sobie, że go po prostu zastrzeli, niewdzięcznika, który nie docenia jak razem z Eve się dla niego poświęcają.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline