Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 04:05   #144
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Z przyjemnością - reakcja mogła być tylko jedna. Saper pocałowała z wdzięcznością kasztankę najpierw w usta, a potem w policzek. Po elemencie kurtuazyjnym nadeszła właściwa część zabawy. Wolnym, kołyszącym krokiem ruszyła do skrępowanej kobiety.

- Jamie… - zanuciła - Jamie, Jamie, Jamie… - obeszła ją w kółko, nie spiesząc się nigdzie. Przy trzecim okrążeniu naraz bez ostrzeżenia trzasnęła szpicrutą skuloną kobietę po pośladku, zostawiając na gładkiej skórze czerwoną pręgę. Jak gdyby nigdy nic ruszyła ponownie, sunąc końcem bata po plecach i żebrach zabawki.

- Wstań - rzuciła krótki rozkaz, bat świsnął w powietrzu. Tym razem koło twarzy czarnuli, uderzając w siedzisko krzesła - Na nogi i pochyl się. Dłonie na kostkach.

Betty stanęła sobie oparta o parapet hotelowego okna, paliła sobie paperosa i nawet w samych koronkowych figach, szpilach i pończochach wyglądała władczo. Do tego jeszcze ta zabaweczka jaką wciąż w gotowości bojowej sterczała jej z podbrzusza. Ale na razie zadowoliła się rolą widza obserwując jak Księżniczka radzi sobie z tresurą nowej służki.

A służka chyba miała na tyle oleju pod długimi, ciemnymi włosami, że nie stawiała oporu. A nawet wykazywała dużą wolę do współpracy. Jęknęła głośno gdy szpicruta smagnęła jej pośladki ale zaraz się uspokoiła. Pomimo czerwonej pręgi zostawionej na pośladkach. Śmigającej wokół niej szpicruty wyraźnie się obawiała bo trochę się przed nią uchylała i mrużyła oczy. Ale gdy dostała polecenie to bez wahania zaczęła je wykonywać. Schyliła się w wymaganej pozycji i chwilę potem obie jej władczynie mogły obserwować pozycję w jakiej najwyższym jej miejscem nagle zrobiły się jej biodra i pośladki. Oba zresztą całkiem zgrabne i niewątpliwie cieszące amatorów kobiecych wdzięków.

Wyglądało nieźle, naprawdę całkiem niczego sobie. Aż saper nabrała ochoty, aby całości zrobić zdjęcie, tak na pamiątkę. Na razie jednak darowała temu pomysłowi, stawiając na dalszą tresurę.

- Stój i nie puszczaj. Wzrok przed siebie - padł nowy rozkaz - Każde puszczenie kostek to dziesięć batów. Każde odwrócenie piętnaście. Dwie wpadki i kończymy. Na zawsze - dodała, łapiąc palcami brodę czarnowłosej i szarpnęła do góry, aby tamta spojrzała jej w twarz. - To twój egzamin, zobaczymy czy się nadajesz - dodała, puszczając twarz i znikając gdzieś za wyciętymi plecami.

- Dokładnie tak Jamie. To twoja wielka szansa. - Betty się odezwała bo czarnulka pozezowała w jej stronę jakby chciała sprawdzić czy to co mówi Lamia to ma u niej oficjalne potwierdzenie. Ale Betty bez skrupułów i wahania poparła słowa swojej faworyty. Więc dziewczyna trzymająca się za kostki. Zaś Lamia zyskała swobodę manewru by odejść na kilka kroków i wrócić z niewielkim, obłym i ciepłym w dotyku przedmiotem w dłoniach. Jamie poruszała trochę głową słysząc jej, zbliżające się kroki ale zapewne poza dywanem więcej nie widziała. Więc spadające na jej pośladki krople rozgrzanego wosku kompletnie ją zaskoczyły. Wierzgnęła mocno wydając przy tym zduszony przez knebel jęk. Na moment straciła równowagę i musiała podeprzeć się skutymi dłońmi aby nie upaść. Ale gdy tylko opanowała ten pierwszy, zaskakujący moment posłusznie wróciła do pierwotnej pozycji.

Zaś piętro wyżej Lamia mogła podziwiać fantazyjne kleksy jakie formowały się na zgrabnych pośladkach trochę przykrywając tą czerwoną pręgę od szpicruty. Ale szybko zasychały formując się w stabilne, jasne plamy zaschniętego lukru na tej jędrnej i gladkiej skórze.

- Pierwszy błąd - głos Mazzi był oschły i bezlitosny. - Wiesz jaka jest kara, prawda? Ostrzegałam, ale nie słuchałaś. Ręce na kostki… Betty, będziesz odliczać, dobrze? Głośno i wyraźnie. - dokończyła, odchylając ramię z pejczem i czekała aż kasztanka wyda pierwszy rozkaz.

No i szpicruta zaczęła świstać w powietrzu w rytmie odliczanym przez dominę w okularach. Po każdym smagnięciu skrępowana ofiara krzyczała boleśnie. Ale dzielnie stała dalej. Chociaż miała trudności ze staniem w bezruchu. A szpicruta zostawiała kolejne czerwone pręgi na gładkiej skórze drugiej kobiety. Zapewne takim narzędziem gdyby bić z całej siły można by ciąć skórę do krwi. Ale po uderzeniach prowadzoną saperską ręką pojawiały się tylko te czerwone pręgi. Sądząc jednak z jęków i kurczowych wierzgnięć lodziary to i tak musiało być to dla niej bolesne. Ale okazała mieć w sobie na tyle sił fizycznych i psychicznych, że z trudem ale jakoś ustała w wymaganej pozycji przez tą karę chłosty aż Betty odliczyła ostatnie uderzenie.

Chcąc nie chcąc mała lodziara pokolorowała saper na zaimponowany. Wytrzymała, wykonała też zadanie, trzymając kostki jak zostało rozkazane.

- Doskonale - tym razem zamiast rozkazu padła pochwała, szpicruta przesunęła się wężowym ruchem od obitych pośladków, aż do karku Jamie i tam skończyła, wracając do boku Mazzi, gdy ta uklękła obok czarnowłosej głowy.

- Coś z ciebie będzie - dodała, łapiąc ją w dłonie i podnosząc do góry, aby móc pocałować spocone czoło. - Jesteśmy z ciebie zadowolone… - dodała czule. Drugi pocałunek i wstała jednym płynnym ruchem - Teraz połóż się, na plecach. Nogi szeroki - dla zachęty podcięła dziewczynę, a potem własną stopą pomogła wykonać nowe zalecenia.

Jamie była już nieźle zdyszana i spocona. Zwłaszcza na skroniach i cebuklach włosów. Trochę też się zaśliniła przez ten knebel. Ale słysząc pochwałę i tak się ucieszyła. Nawet mimo kulki w ustach dał się poznać jej zniekształcony uśmiech. Spojrzała jeszcze kontrolnie na okularnicę a ta znów potwierdziła słowa swojej ulubienicy kiwaniem głową.

Po takiej pochwale i zachęcie pokiwała gwałtownie głową na znak zgody po czym energicznie najpierw uklękła a potem położyła się na plecach. Wreszcie gdy już była na odpowiednim poziomie zapraszająco rozchyliła swoje smukłe nogi.

Wtedy Księżniczka przyklękła do niej przystępując do dalszych testów. Najpierw skropiła woskiem skórę jej brzucha. A ten zareagował o wiele bardziej żwawo niż pośladki. Zupełnie jakby pod tym płaskim brzuchem było jakieś żywe stworzenie próbując uciec przed nieznośnym gorącem. Jamie piszczała też stłumionym głosem i w pewnym momencie nawet uniosła biodra stając na samych czubkach palców. Lamia zaś miała okazję podziwiać jak wosk zastyga w różne kleksy i zacieki na tym wrażliwym fragmencie ciała.

W końcu odstawiła świeczkę a jej ofiara zaległa nieruchomo. Wciąż pamiętając o szerokim rozstawieniu ud. Dyszała jednak ciężko jakby przebiegła spory kawałek. Wreszcie saper zaznajomiła się z wnętrzem poskromionej złośnicy. Tym razem inaczej niż wcześniej w łazience czy rano na zapleczu lodziarni. Tym razem miała odpowiednie wsparcie sprzętowe. I powoli zaczęła wsuwać do jej zapraszającego, gorącego wnętrza rękojeść szpicruty. Jamie znów jęknęła ale tym razem cichutko. I z wyczuwalną nutką przyjemności w głosie i na twarzy. Efekt ten wzmógł się gdy dłoń trzymająca szpicrutę przyspieszyła nadając tempo regularnego pompowania. Jamie zresztą zaczęła odpowiednio reagować na tą dogłębną stymulację jej wnętrza.

Mazzi obserwowała ją uważnie, to zwalniając, to przyspieszając, w zależności od etapu na jakim zabawka się znajdowała. Kiedy zaczyna dyszeć coraz szybciej, wtedy dłoń z rękojeścią zwalniała, drażniąc się z ofiarą nie pozwalając jej wyskoczyć do chmur, lecz za każdym razem, gdy tamta zaczynała się unosić, saper sprowadzała ją na ziemię, podcinając skrzydła i wciskając w ziemię… i tak raz po raz. Umilała też sobie ten czas, znienacka co pewien czas uderzając otwartą dłonią prosto w nagie, trzęsące się piersi.

- Masz ochotę skorzystać z tej niewyparzonej gęby? - spytała Betty.

- Skoro tak uroczo zapraszasz. - Betty bez pośpiechu upiła łyk ze szklanki i dumnym ruchem odstawiła ją na parapet. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem nawiązując kontakt wzrokowy ze swoją faworytą i zgasiła go w popielniczce. Następnie odbiła się tyłkiem od ściany jaką podpierała i ruszyła w stronę dwóch rozłożonych na podłodze kobiet. Stanęła tuż przy głowie Jamie nie zważając na to, że częściowo przydeptała jej długie, ciemne włosy rozrzucone promieniście wokół jej głowy. Nawet dla Lamii która klęczała domina wydawała się wysoka to dla leżacej na podłodze głowy musiała się wydawać wysoka po sam sufit.

- Dziecko, wyjmij to co masz w buzi. - Królowa rzekła spoglądając gdzieś daleko w dół, w okolice swoich czarnych szpilek. A służka którą tak pomysłowo i wdzięcznie do tej pory obrabiała Księżniczka posłusznie skinęła głową i wyjęła sobie knebel z ust.

- Bardzo dobrze. Zacznijmy od czegoś prostego. - Betty była prawie serdeczna gdy zaczęła przesuwać swoim obcasem po pełnych ustach Jamie podrażniając tak samo ją jak i widzów.

- Ooojeeejjjj…. - gdzieś z innej strony pokoju dał się słyszeć przeciągły jęk Val która zawsze miała słabość do takich zabaw. Jej jęk zwrócił uwagę Lamii, że właściwie nie wiadomo kiedy ale mają całkiem spore grono widzów. Jakby znów zaczął się jakiś show.

- Tak, bardzo dobrze, dobrze ci idzie dziecko. Pokaż nam co potrafisz. - Betty dopingowała leżącą na podłodze lodziarę nieco obniżając obcas w głąb jej ust. A te usta, razem ze zwinnym języczkiem zaczęły się pieczołowicie zajmować tym obcasem. I to tak, że Jamie mogła na tym polu iść w konkury z Val czy Eve.

Zależało jej, dało się wyczuć i dobrze. Dzięki temu robiło się zabawniej. Patrzenie na jej starania sprawiało przyjemność, Mazzi zaczęła podświadomie przygryzać dolną wargę. Zwolniła też zabawę szpicrutą, dostosowując tempo penetracji do tempa pracy ust.
- Jest chyba dla niej cień szansy, co? - powiedziała z namysłem, znów siegając po świeczkę.
- Nie przestawaj - dodała tonem rozkazu, przelewając gorące krople wosku tym razem na rozedrgane piersi.

Tym razem leżaca na plecach kobieta wierzgnęła i zawyła jeszcze mocniej. Rzucając się jak wyjęta z wody ryba gdy gorący wosk lądował i spływał po jej delikatnych i przyjemnych nie tylko dla oka piersiach. Ale jakoś dawała radę leżeć mniej więcej w miejscu. Chociaż wyraźnie traciła rytm przy tych zabawach z obcasem.

- Też tak sądzę. - Betty z tej swojej wysokiej perspektywy łaskawie skinęła głową zgadzając się z pomysłem swojej faworyty.

- Myślę, że zasługuje na szansę. - powiedziała uśmiechając się do Lamii. Zaczęła robić numer który Eve nazywała zjeżdżaniem windy. I wydawało się, że już rozgości się wygodnie na twarzy leżącej kobiety. Ta zresztą wpatrywała się w ten zbliżający się widok i już szykowała usta aby go przyjąć jak należy. Ze swojej perspektywy Lamia widziała jak już wyciągała język aby zadbać o swoją panią. Gdy ta niespodziewanie jej przerwała.

- O nie, nie moje dziecko. - pokręciła głową i trochę się odsunęła aby móc spojrzeć rozbawionym spojrzeniem na znów zdziwioną Jamie. - Tutaj to jest na samym końcu. Albo jak ktoś sobie zasłuży. - to mówiąc sięgnęła po głowę swojej ulubienicy i przyłożyła ją sobie do swojego krocza. Tak by nowa służka nie straciła tego widowiska ale było ono poza zasięgiem jej ust.

Świeczka poszła w odstawkę, twarz saper utonęła w ciele kasztanki, pachnącym jabłkami nawet między smukłymi udami. Częstowała się deserem z werwą i pasją, atakując go językiem, ustami i palcami. Zagłębiała się aż po skrzydełka nosa, drażniąc i pieszcząc rozgrzane wnętrze, póki jej broda nie zrobiła się mokra od soków, tak samo jak palce systematycznie niknące i pojawiające się poza wrzącą wilgocią. Rączka bata też pracowała, powoli, nieprzerwanie. Dobijając się do Jamie aż po trzymające ją palce.

Trudno było powiedzieć która z nich trzech w tym momencie jest bardziej nakręcona. Może Betty najlepiej nad sobą panowała. Ale jej ciało i ciche jęki zdradzały, że jej ulubienica stanęła na wysokości zadania. A i Jamie cierpiała piekło i niebo jednocześnie. Gdy tak miała tuż przy sobie to gorące i kapiące na nią widowisko ale nie mogła do niego dołączyć. A jeszcze ręka Lamii posuwała ją za pomocą szpicruty z tego drugiego końca podrażniając dodatkowo.

- O tak, o właśnie tak… -wysapała wreszcie Betty z zaczerwienioną twarzą i przyspieszonym oddechem. W podziękowaniu poczęstowała swoją Księżniczkę długim pocałunkiem.

- A teraz ty moje dziecko. - okularnica chociaż zasapana i wyraźnie rozgrzana do mokrej czerwoności dała radę przyjąć ten swój rozpoznawalny to siostry przełożonej. Jamie miała minę jakby w tym stanie była gotowa zgodzić się na wszystko. I wreszcie Betty łaskawie skorzystała z jej ust. Pakując do środka swoją zabaweczkę. Lodziara zaś okazała się całkiem pojętną lodziarą.

- A ty Księżniczko nie masz na coś ochoty? - zapytała okularnica zapytała zerkając przez leżącą przed nią młodym, kobiecym ciałem zaplamionym woskiem na piersiach i brzuchu.

- Och Betty, nawet nie masz pojęcia - druga brunetka wymruczała niskim tonem, oślizgłym od złej, mrocznej uciechy. Zafascynowana opuściła wzrok na pracującą dłoń, potem obejrzała podbrzusze, brzuch i szybko oddychające piersi, aż skończyła na napiętej szyi zabawki.

- Nawet nie masz pojęcia - powtórzyła, podnosząc się odrobinę i zmieniła pozycję, klękając leżącej na piersi przez co unieruchomiła jej ręce, uniemożliwiając uwolnienie się. Nie była w tym delikatna, ani trochę. Równie mało subtelnie zacisnęła palce na szyi lodziary.
- Nie przerywaj - rozkazała zimno, wzmacniając nacisk, a pracująca batem dłoń weszła na jeszcze szybsze obroty.

Dwie brunetki prezentowały niezłą wprawę przy korzystaniu z trzeciej. Ta trzecia, powalona na dywanie, wydawała się całkowicie zdominowana przez te dwie które były na niej i nad nią. Zwłaszcza przy górnych partiach jej smukłego i szybko oddychającego ciała była istna kumulacja kobiecych wdzięków.

Jamie jęknęła gdy kolano saper wgniotło jej się boleśnie w piersi i żebra. Ale za bardzo jęczeć nie mogła bo jej dłoń ścisnęła jej gardło dodatkowo przyszpilając ją do podłogi. A do tego jeszcze zabaweczka kierowana biodrami Betty penetrowała jej usta i gardło od środka. Aż Lamia pod swoją dłonią czuła ten ruch poprzez gardło skrępowanej kobiety. Ta szybko zaczęła się krztusić i dławić od tego wszechstronnego nacisku. A jeszcze druga dłoń Lamii wciąż kierowała rękojeść szpicruty z całkiem drugiego jej końca dostarczając wszystkim trzem stronom dodatkowych doznań. Betty musiała bawić się przednie gdyż skorzystała z okazji, nachyliła się do swojej faworyty całując ją w usta. Dość krótko bo cały czas była zajęta tam na dole penetracją ust i gardła lodziary.

Lamia też wyglądała na buszującą w swoim żywiole. Blokowała ruchy tej trzeciej, wciąż odcinając dopływ tlenu aż do momentu gdy tamta zaczynała głośno charczeć. Wtedy poluźniała odrobinę, żeby dało się złapać może nie oddech, ale ofiara się nie udusiła. Nie o to w końcu chodziło.
- Nieee, nie ma co jej przypalać. Szkoda skóry - mruknęła rozbawiona do kasztanki. Podniosła też chwilę głowę, przejeżdżając spojrzeniem po otaczających ich trójkę twarzach. Im za to posłała czarujący uśmiech, dłużej zatrzymując uwagę na Krótkim i Donie. Szczególnie ten ostatni miewał dziwne skłonności do fantazji na temat dziewczyny z lodziarni. Trzymał jednak odpowiednią odległość, a obie dominy przeszły do finału.

- Betty, weźmiesz świeczkę? - saper wskazała na ogarek czekający na swoją kolei. Akurat na wyciągnięcie ręki. Sama w tym czasie zacisnęła dłoń na krtani już do końca, całkowicie odcinając Jamie dopływ tlenu. Pieprzyła ją też w tempie maszynowym, bacznie obserwując pierwsze skurcze mięśni brzucha znamionujące zbliżanie się wielkiego finału.

Betty pozwoliła Lamii przejąć inicjatywę. I obserwowała zjawisko z najlepszego miejsca. Zresztą nie tylko ona. Nie wiadomo jak i kiedy ale chyba zrobiły niezapowiedziane programem show we trzy. Bo na ile zdążyła rzucić okiem to chyba większość gości im się przyglądała kibicując i mrucząc z uciechy jak to zwykle w zwyczaju miała widownia wszelaka. Nawet ktoś zdjął Eve z sufitu chociaż krótkowłosa blondyna nadal siedziała ze skrępowanymi nadgarstkami. Ale też na twarzy miała wyraz fascynacji.

Ale to co Lamia miała tuż pod sobą było zdecydowanie bardziej absorbujące. Wbrew pozorom, chociaż na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że dwie harpie dorwały i torturują biedną, nagą ofiarę to mowa ciała tej ostatniej mówiła coś innego. Zwłaszcza jak się miało to ciało na wyciągnięcie ręki. I to dosłownie. Chociaż Jamie opluła już sobie całą brodę i policzki, wydawała dźwięki jakby miała się zaraz udusić czy zachłysnąć to jednak na dole, w jej wnętrzu Lamia czuła narastającą falę rozkoszy. Betty jeszcze dolała oliwy do ognia. A właściwie wosku. Rozlewając na to rozedrgane i pobudzone do żywego ciało kolejne krople rozgrzanego wosku. Ten uderzał na brzuch i piersi dziewczyny drażniąc ją dodatkowo. Aż wreszcie nastąpił ten moment jakiego chyba wszystkie trzy się spodziewały od paru chwil. Gdy wreszcie ta fala przyjemności jaka rozeszła się po trzewiach Jamie wreszcie znalazła ujście.

Żeby się nie wyrwała do końca, saper musiała mocniej depnąć jej pierś aby przy falach nagłych spazmów lodziara nie zrzuciła z siebie saperskiego cieżaru. Pozwoliła nacieszyć się chwilą rozkoszy, z prawdziwym zadowoleniem obserwując jak zdane na łaskę i niełaskę ciało reaguje, aż nagle w jednej chwili i bez ostrzeżenia puściła gardło ofiary. Wyjęła też z niej rękojeść szpicruty.
- I znowu wszystko upaćkane - skrzywiła się z niesmakiem, oglądając narzędzie i jak gdyby nigdy nic, wytarła je w długie, czarne włosy zabawki. Nie przejmowała się czy zostaną kołtuny, ani że sama Jamie jest w o wiele gorszym stanie zabrudzenia. Skończywszy podniosła się dumnie, wyciągając zapraszająco dłoń do Betty.
- To co, po drinku? - dla odmiany do kasztanki zwracała się ciepło i czule - Chyba zasłużyłyśmy po takiej orce na ugorze - uśmiechnęła się wesoło, a na koniec rzuciła za plecy, ignorując leżącą kobietę całkowicie - Niech to ktoś posprząta.

- Myślę, że zasłużyłyśmy na kropelkę czegoś mocniejszego. - Betty wyglądała jakby wypełniało ją uczucie spełnienia. Też się podniosła i zamierzała przejść do pokoju obok. Ale przerwały im brawa widowni. Właściwie Lamia nie była pewna kto zaczął klaskać ale jak zaczął to reszta też się dołączyła. Nawet sponiewierana na podłodze Jamie nieco podniosła się na łokciach i trochę pomachała rączką w stronę widowni. A z dołu i z bliska posłała blady i wymęczony ale jednak uśmiech swoim dwóm dominom. Okularnica dumnie i z gracją przyjęła ten aplauz lekko kiwając głową. Po czym wzięła ramię swojej partnerki pod swoje ramię i jak dwie równorzędne damy wyszły do sąsiedniego pokoju. Który w tej chwili był pusty.

- Oh, Księżniczko, współpracować z tobą to prawdziwa przyjemność. Musimy to robić zdecydowanie częściej. - jak chociaż na chwilę zostały same Betty objęła kark swojej ulubienicy i pocałowała ją w usta partnerskim pocałunkiem. - A teraz chodźmy napić się czegoś! - zaśmiała się wesoło i podeszła do stołu aby z niego skorzystać. Zasoby były już znacznie uszczuplone ale nadal było z czego korzystać.

- Zdecydowanie - saper przytaknęła gorliwie, łapiąc się na tym, że uśmiech zadowolenia nie schodzi jej z gęby. Krew żwawo krążyła w jej ciele, skóra zrobiła się przyjemnie nadwrażliwa, wyłapując każdy podmuch powietrza, dotyk materiału i spływające w dół pleców ścieżki kropelek potu. Do tego szpicruta w ręku budziła skojarzenia, całkiem przyjemne mimo ich niekompletności. Nie wypuszczała bata kiedy stuknęły się z Betty gotowymi drinkami.

- Za następną tresurę - powiedziała, upijając łyk. Tym razem to ona wzięła kasztankę pod ramię, kierując ich kroki do pozostałych imprezowiczów. Idąc machała czarnym, skórzanym palcatem, obijając nim lekko swoje udo w rytm kroków - Wiesz, marzy mi się mała odmiana. Potresowałabym jakiegoś samca. - przyznała towarzyszce, wzdychając przeciągle - O tak, to byłoby cudowne.

Betty rozbawiło to stwierdzenie ale zanim zdołały wrócić do drugiego pokoju i reszty gości w drzwiach pojawiła się szczupła sylwetka poplamiona woskiem. Jamie już jako tako się ogarnęła ale wciąż na skórze błyszczał się pot a oddech jeszcze nie do końca wrócił do normy. I chyba nie spodziewała się, że prawie w przejściu nadzieje się na dwie swoje dominy bo zatrzymała się trochę speszona i niezdecydowana. Zwłaszcza jak Betty upiła łyk ze swojej szklanki i wymownie uniosła brew ponad oprawką okularów czekając na jakiś ciąg dalszy.

- Ano tak, na kolana… - Jamie prawie pacnęła się w czoło jakby sobie przypomniała co za rady, jeszcze w łazience, udzielała jej Lamia względem właściwego postępowania przy królowej. No i teraz właśnie gdy się zmitygowała uklękła przed nimi dwiema.

- Tak drogie dziecko? - kasztanowłosa domina zapytała całkiem ciepło i przyjaźnie. Jakby przecież zawsze była oazą dobroci i łagodności. I każda ze służek mogła przyjść do niej z jakimkolwiek problemem.

- Więc… - klęcząca lodziara zerknęła do góry na okularnicę a potem szybko przeniosła spojrzenie na jej faworytę jakby nie mogła się zdecydować co i jak powiedzieć.

- No śmielej moje dziecko. Jak możemy ci pomóc? - Betty zapytała z troską co chyba pomogło przełamać się klęczącej.

- No więc ja bym chciała… znaczy jak można! To ja bym miała taką prośbę… Aha, znaczy chciałam powiedzieć, że tam na podłodze to strasznie mi się podobało! I tak, podziękować chciałam… - Jamie mówiła trochę nieskładnie jakby na goraco sobie przypominała co chciałaby a co powinna powiedzieć i widać było, że znów ją trema zaczyna zżerać. Ale była na tyle zdeterminowana, że dała jakoś radę ciągnąć dalej.

- No ale w każdym razie… Lamia i Eve mi mówiły o tych spotkaniach u ciebie… I tych wszystkich gadżetach… Więc jeśli by można… Jakby się dało… I jakbyście miały ochotę oczyścicie… No to ja… - szczupła szatynka w obroży, poplamiona woskiem plątała się coraz bardziej patrząc do góry na stojące przed nią dwie kobiety.

- Chyba rozumiem co chcesz powiedzieć moje dziecko. - Betty znów okazała się łaskawą panią i przerwała te dukanie klęczącej przed nimi służki. Uśmiechnęła się łagodnie.

- Ależ Jamie… - Betty zrobiła te pół kroku do przodu a głos promieniał jej ciepłem i serdecznością. - Po tym co tutaj widziałam… - wskazała szklanką na przejście do drugiego pokoju za jakim przed chwilą skończyły się tak emocjonująco bawić we trzy. - Myślę, że masz potencjał którym warto się zainteresować. - łagodnie powiedziała królowa i pochyliła się nad klęczącą szatynką. Na twarzy tej w obroży zakwitł prawdziwy uśmiech zwłaszcza, że wydawało się, że Betty ją wreszcie pocałuje i to w usta. Ale dłoń wylądowała we władczym geście tuż przed twarzą lodziary. - Przemyślimy z Księżniczką twoją ofertę. - powiedziała tym samym serdecznym tonem całkowicie zaskakując tym klęczącą szatynkę. Ta miała minę jakby tuż przed nosem zatrzasnęły się jej wrota do raju do jakich miała taką nadzieję się dostać. Przedłużająca się zwłoka wymogła na Betty kolejne sugestywne uniesienie brwi.

- No… No tak… Dziękuję. To ja będę się dowiadywać. - jęknęła w końcu Jamie całując wystawioną dłoń i z trudem ukrywając rozczarowanie. Oraz nadzieję jakiej chyba do końca nie straciła. No a Betty znów wzięła Lamię pod ramię, wyminęła klęczącą i razem wróciły do pokoju z resztą gości.

Powitał je znany widok małego tłumu nagich ciał, zaciekawione spojrzenia i jedna związana blondynka. Przepłynęły obie aż do stołu, gdzie zasiadły na krzesłach obok siebie. Tam po raz drugi stuknęły się szklaneczkami, tym razem w milczeniu trwającym dwa zasłużone łyki.
- Ciekawe… - Mazzi mruknęła wreszcie, patrząc na wciąż dzierżoną szpicrutę. Skręciła gładko nadgarstek, a kawał oplecionego rzemieniem drutu świsnął w powietrzu - Pamiętam to.

- Jak molestowałaś seksualnie Jamie? - zapytała Indianka z fikuśnym spojrzeniem w oku.

- No Betty. Ale ty masz pary. Szacun. - Madi za to zwróciła się do okularnicy wskazując gestem drugi kraniec pokoju ze ścianą i podłogą na jakich ostatnio rezydowały we dwie czy trzy.

- Samą szpicrutę? - Eve siedziała po drugiej stronie stołu więc oparła swoją brodę na skrępowanych nadgarstkach i popatrzyła z zaciekawieniem tak na szpicrutę jak i na swoją dziewczynę.

Wszelkie pytania Mazzi skwitowała tajemniczym uśmiechem, bat po raz drugi świsnął w powietrzu, z trzaskiem kończąc lot na krawędzi blatu. Potem trzeci raz i jeszcze jeden.
- Niekoniecznie samą szpicrutę - powiedziała, przybierając minę grzejącego się w słońcu kota. Zgięła ramię, podstawiając narzędzie w okolicę twarzy aby móc je podziwiać z bliska.

- Raczej…co z nią robiłam. Chronologia mi się gubi, nadal to jedynie urywki. Wiem jedno - wydęła usta, dopijając drinka. Odstawiła szklankę na stół i podjęła opowieść - Musiało być lato, albo późna wiosna. Noc, gdzieś… gdzie dało się na trochę zapomnieć o tym syfie z północy. Późna pora, ciemno… i ciepło, stąd wnioskuję porę roku. Było na tyle ciepło, żeby dało się latać bez koszulek. Przynajmniej paru latało, a po spodniach nie da się poznać szarży - pokiwała mądrze głową, pieszczotliwie gładząc trzonek broni - Bluzy od mundurów zostały w kantynie oficerskiej. - parsknęła - Razem z moimi ciuchami. Ganiałam ich tam dookoła tego pierdolnika w samych butach i uzbrojona w o - podniosła szpicrutę wyżej i zakręciła nią jakby robiła młynka mieczem - Kogo dorwałam dostawał po plecach albo po tyłku. Nie żeby specjalnie energicznie uciekali. Spodni też długo nie utrzymali. - wzruszyła ramionami, miną przebijając niewinność świętych z obrazów w kościele - Niedługo po tym złamali mi życie, ale nie pamiętam za co przywalili starszego sierżanta. Stary pewnie po pijaku coś podpisał przez pomyłkę i pykło. A was za co wynieśli z szeregowców? - wycelowała pytaniem w resztę mundurowych, wachlując na nich rzęsami.

- Złamali ci życie? Znaczy coś ci zrobili? - Eve znów się trochę zaniepokoiła, że jej dziewczynę mogła spotkać jakaś krzywda.

- Nie. Tak się u nas mówi na stopień sierżanta. Bo niższe szarże mają proste belki a sierżant ma takie złamane właśnie. - Steve uspokoił jej obawy i pewnie wyjaśnił przy okazji i mniej wojskowej części towarzystwa ten militarny slang.

- Latałaś z gołymi cyckami i szpicrutą po koszarach? - Don zmrużył oczy jakby próbował to sobie zwizualizować.

- Szkoda, że u nas takich sierżantów nie ma. - Cichy westchnął z żalem upijając łyka ze swojej szklanki.

- No ja to nie wiem za co ja kibluję w tym syfie no ale wszyscy wiedzą za co Krótki został kapitanem. - Don po przyjacielsku klepnął w plecy swojego kumpla i dowódcę jednocześnie. Ten chyba się zdziwił bo spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Zresztą żeńska część publiczności też wydawała się zaciekawiona za co w lokalnej spec jednostce dają kapitana.

- Za łażenie po koszarach w różowej koszulce. - wyjaśnił zebranym z radosnym rechotem na gębie. A jemu zawtórowała większa część towarzystwa. Krótki zaś potrząsnął głową jakby słyszał to po raz nie wiadomo który i już nie chciało mu się tego komentować.

- No faktycznie byłeś w takiej różowej koszulce jak wtedy przyjechałyśmy do ciebie w nocy. - gangerka zmrużyła oczy jakby coś było na rzeczy w tych słowach Dona.

- A to za to zostałeś kapitanem? A myślałem, że za tamtą akcję z… - Dingo miał zmrużone oczy i poważną minę jak zwykle. Do czasu gdy Cichy szybko go uciszył trzepiąc dłonią w pierś i mięśniak speszony umilkł.

- Nie no Don dobrze mówi. Wiecie, trzeba wiecie jak się ustawić w życiu. Jak mogą dać awans za noszenie odpowiedniej koszulki to czemu nie? - Steve szybko włączył się do rozmowy i rzucił frywolnym żarcikiem i rozbrajającym uśmiechem.

- Albo za latanie bez niej - do rozmowy wcięła się i Mazzi, wstając płynnym ruchem ze swojego tronu. Kołysząc biodrami pokonała dystans dzielący ją od kierowcy Boltów. Stanęła przed nim, unosząc mu brodę końcem szpicruty aby spojrzał jej w te wyższe oczy.
- Powiedzcie żołnierzu, co byście zrobili, gdyby u was na rejonach hasał taki sierżant?

- Co bym robił gdyby w pobliżu hasał taki sierżant? - Cichy powtórzył pytanie z wyraźnym namysłem. Popatrzył wzdłuż linii szpicruty aż na dłoń jaka ją trzymała i nawet gdzieś tak bardziej ku samemu centrum ciała właścicielki. - A gdyby taki sierżant hasał bez koszulki? - upewnił się na wszelki wypadek czy rozmawiają o tym samym. Widząc potwierdzenie w spojrzeniu i ruchu głowy skinął głową na znak, że rozumie założenia takiego projektu. Po czym westchnął z namysłem.

- No to myślę… że gdyby w pobliżu hasał taki sierżant… - oczami wskazał dokładnie na piersi będące tuż przed nim, na wysokości jego twarzy. - No i bez koszulki… - dodał przypominając nie tylko sobie o tym założeniu dodatkowym. - No to zrobiłbym takie coś. - powiedział odpychając na bok szpicrutę i łapiąc chciwymi dłońmi za obie piersi owej sierżant a po chwili także dołączając własne usta do tego zestawu.

Świat zawirował, gdy tym razem to ktoś podciął Mazzi, a nie ona kogoś. Obraz rozmazał się jej przed oczami, lecz do upadku nie doszło. Cichy wciągnął ją na siebie, a może to ona się na niego wdrapała? Detale się zacierały, tak samo jak to, co działo się wokoło. Kątem oka widziała jak Tasha zabawia się z jej Boltem, a Dingo wrócił do podwieszonego pakunku z Eve. Trwało to krótko, zanim obrazu nie przesłoniła saper sylwetka technika, gdy zamienili się rolami i on górował nad nią, trzymając za nadgarstki gdzieś na podłodze nad bękarcią głową. Nie byłaby sobą, gdyby skapitulowała bez walki.
walczyli więc, pieprząc się jednocześnie, albo pieprzyli się walcząc kto nad kim zapanuje. Jedno jednak Mazzi musiała przyznać bez bicia i kręcenia.
Skurczysyn miał naprawdę magiczne dłonie, nie tylko za kółkiem.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GGm72iNBF8E[/MEDIA]

Wyjście z Honolulu prosto do prozy życia wydawało się snem, nierealnym i przygnębiającym. Zniknęły światła, kolory i muzyka, zamiast nich za oknem wojskowej terenówki przewijało się uśpione miasto: czarne, ciche. Przygnębiające. Wydawało się martwe, puste i równie ludne co powierzchnia księżyca. Jadąca wewnątrz fury grupka ludzi była za to kosmonautami, przemierzającymi pustkę kosmosu aż znów ich stopy trafią do cywilizacja, światła, ciepła i życia. Mknęli szybko, maszyna szła pewnie, prowadzona wprawną ręką Mayera, wprost pod znaną już kamienicę. Z drugiej strony dobrze, że pora należała do wybitnie późnych, lub wczesnych - zależy jak na sprawę spojrzeć. Biorąc pod uwagę, że siedzący po lewej stronie Mazzi mężczyzna przez cały wieczór pił i ćpał, powinna odczuwać pewien dyskomfort na myśl że ktoś w takim stanie kieruje furą… rozum jednak chyba jej usnął. Albo gadowi ufała i w niego wierzyła, cokolwiek by się nie działa. Wymordowana, wypluta, trzymająca się na przysłowiowych nogach już tylko dzięki chemikaliom krążącym w żyłach, płynęła na fotelu pasażera, obejmując usadzoną na swoich kolanach Eve i czuła się szczęśliwa. Tak cholernie szczęśliwa, że bała się zamknąć na dłużej oczy, aby dzisiejszy dzień nie okazał się tylko snem…

- Myślicie że reszta poleciała jeszcze dolać czy już zawinęli się trzeźwieć do koszar? - spytała parę przecznic od domu, myśląc o pozostałych Boltach - Są stąd? Czy was tu przenieśli… skądś?

- Pewnie odwiozą laski i wrócą do koszar. Może chociaż skleją powiekę do rana. - kierowca odpowiedział wpatrzony w czerwone punkty świateł błękitnej landary pielęgniarki jaki jechał przed nimi. I tak Betty miała klucze do swojego mieszkania to uzgodnili, że lepiej będzie jak pojedzie pierwsza. No ale na trasie dość szybko Steve dogonił ostrożniej jadącą pielęgniarkę ale ustabilizował prędkość trzymając bezpieczną odległość za pierwszym pojazdem.

- W ogóle to paru w naszej jednostce jest stąd. Albo z okolicy. Ale większość to zbieranina z całego kraju. Nabór ochotniczy. Więc jak chcesz i się nadajesz możesz się zgłosić na selekcję. Akurat nasza czwórka nie jest stąd. - mówił spokojnym, nawet trochę flegmatycznym głosem. Po tym gwarnym i hałaśliwym wieczorze cichy szum silnika i pustka nocnego miasta wydawały się ogłuszające. No i jednocześnie musiał zatrzymać się na krzyżówkach by sprawdzić czy obie boczne wolne. Ale były więc ruszył dalej.

- Cichy jest z jakiegoś zadupia na wschodzie. Gdzieś między Federacją a Collinsowem. Dingo jest z Arizony. Serio jest dzikusem z pustyni. - spojrzał w bok na zarys jasnej plamy twarzy pasażerki. Ona zresztą podobnie go widziała. Ale była pewna, że się w tym momencie uśmiechnął jakby go bawiło to co właśnie powiedział.

- Don to właściwie nie wiadomo skąd się u nas wziął. Bo co go nie spytać to coś kręci i za każdym razem sprzedaje inną bajerę. - machnął ręką na znak, że pewnie już dawno dał sobie spokój z tego typu pytaniami i dywagacjami. To też go chyba bawiło.Wyprostował ramiona na kierownicy napinając przy tym siedzenie kierowcy jakby próbował się przeciągnąć.

- A ja jestem z Kalifornii. - rzucił skromnie po tej chwili przeciągania się na fotelu. - A wy dziewczyny? Skąd się tu wzięłyście? - odwrócił pytanie i spojrzał na chwilę na obie pasażerki wtulone w siebie.

- Dona pewnie podrzucili w reklamówce do koszar, więc mu siara mówić, ale jebać to. Chłopak z Kalifornii, co? - Lamia powtórzyła informację, unosząc lewy kącik ust ku górze - Wszystko jasne...tak. Wyjaśniło się dlaczego masz tak sapy wprawione przy zabawach z koksem, miałeś blisko do Vegas - pokazała trepowi język, dłoń kładąc mu na kolanie. Spojrzała po dziewczynach z tyłu - Jak to skąd się wzięły? Z kosmosu, to oczywiste. A co myślisz, skąd niby biorą takie kosmiczne kociaki, hm?

- Ja jestem z Vegas. Chociaż kosmiczny kociak też mi się podoba. I inne kosmiczne kociaki również. - z tylnego siedzenia niespodziewanie odezwała się masażystka z “Dragon Lady” co chyba tak samo zdziwiło towarzystwo jak metryki czwórki Boltów.

- A ja jestem z Federacji. - z pewnym wahaniem oznajmiła siedząca na kolanach Lamii blondynka.

- O. To jesteś jakaś błękintokrwista? - Steve wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem.

- To jesteś szlachcianka?! Rany jeszcze nigdy nie rżnęłam szlachcianki! - za to dziewczyna z Vegas wydawała się tym bardzo rozbawiona. Eve zresztą też się wesoło roześmiała.

- No tak. Wiesz o tej fotografii i komputerach to trochę trzeba wiedzieć by się tym zawodowo zajmować. No i pisać też trochę by to się do gazety nadawało i ludziom do czytania. - blondyna na saperskich kolanach dorzuciła więc coś od siebie.

- To tylko ja jestem stąd? - Val zapytała raczej retorycznie też gdzieś z mrocznych głębin tylnej kanapy czarnej terenówki.

- No chyba tak. - kierowca wzruszył ramionami podnosząc wzrok by spojrzeć w tylne lusterko ale przy całkowitym zaciemnieniu tylnej kanapy pewnie i tak niewiele widział.

- O! Steve! Jesteś z Kalifornii?! A umiesz pływać na desce?! Kurde jak to się nazywało… - Eve nagle podskoczyła na kolanach pierwszej pasażerki gdy sobie przypomniała zapytać coś ważnego.

- Surfing. Tak, trochę. Trochę umiem. Ale raczej słabo. - Mayers uśmiechnął się w ciemności ze zrozumieniem gdy widocznie rozbawiło go to pytanie.


- Dobrze, że nie jesteśmy płaskie - była sierżant mruknęła teatralnym szeptem do swojej blondynki, choć i tak wszyscy w środku słyszeli - Jeszcze by się zapędził i nas pomylił z kawałkiem drewna w zaaferowaniu… jakby jakąś falę na rzeczce zobaczył, albo co - parsknęła, łypiąc przez wsteczne lusterko na tylną kanapę. Obłapiała też Eve z miną właściciela ziemskiego i to ziemi pierwszej klasy. - Madi jakbyś jechała odwiedzić stare śmieci to daj cynk. Droga daleka, przyda ci się dodatkowa spluwa i pomoc jakby padła chłodnica… droga długa, wiadomo - rzuciła masażystce wyszczerz, mimo że gdzieś wewnątrz piersi zwinęła się jej czarna żmija niechęci i zmęczenia. Zamaskowała to profesjonalną miną, nie pierwszyzna przecież: udawanie, że wszystko w porządku. Nie chciała pokazywać że zazdrości reszcie normalności, tego że pamiętają rodziny, domy, dzieciństwo i te wszystkie lata jakie zaprowadziły ich do wnętrza boltowej terenówki. wieźli ze sobą bagaże doświadczeń, a co wiozła Mazzi? Miała gdzieś tam kogoś, kto na nią czekał? Rodziców, albo rodzeństwo? Co zostawiła daleko za sobą, zanim ruszyła na Front?
Na to pytania wolała nie odpowiadać, wystarczająco skompromitowała się w klubowym kiblu. Odsunęła więc od siebie rezygnację i smutek, odrobinę ale zawsze.
- Ale jakbyśmy pojechały ekipą czas nie będzie się dłużył.

- Dzięki za ofertę. Ale na razie się tam nie wybieram. - Madi wydawała się na zadowoloną z tych wyznań i poznawania się nawzajem. - Bo jak zawsze mówię. Dziewczyn z Vegas w Vegas jest na całe pęczki. A tutaj jestem tylko ja jedna. - roześmiała się mówiąc to jak jakiś swój firmowy tekst. To chyba też rozbawiło resztę podobnie jak uwaga Lamii o płaskich deskach.

- Dobrze, że odkąd skończyłam 16 lat nikt nigdy nie powiedział, że jestem płaska. - Madi mruknęła z przekąsem chyba nawet rzeczywiście sprawdzając swoje atrybuty na przedniej, górnej części swojego korpusu. No ale ona akurat co potrafiła ich aktywnie używać podczas masażu rzeczywiście zarzutu płaskości nie musiała się obawiać.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 05-04-2020 o 04:20.
Driada jest offline