Na szczęście podążanie za gobimi okazało się pozbawione kolejnych zasadzek (co prawda nie byli pewni co do truchła zielonoskórego, na które się wcześniej natknęli, ale zwiadowca ubity przez Detlefa świadczył o celowości pozostawienia tam ciała - a brak padlinożerców i choćby roju much był wymownym znakiem, że coś z tym padłym grobim było nie tak), a sam marsz był mniej forsowny, niż próba dogonienia zielonej bandy.
Najpierw zwiadowcy, a później reszta oddziału mogła dostrzec skradających się w kierunku groty widocznej w zboczu góry - najprawdopodobniej nie chowali się przed krasnoludami (wtedy czym prędzej skryliby się wewnątrz jaskini), zatem podchodzili kogoś, kto w grocie przebywał. Czyżby opętany przez demona Karl? Z jaskini było blisko do miejsca starcia broniących przełęczy najemników Brocka z granicznymi - może stwór Chaosu tu własnie czekał na przelanie odpowiedniej ilości krwi? I kto mógł wiedzieć, ile tej krwi trzeba było?
Widząc szykujących się do walki wojowników dał znak ręką, by czekali i skryli się między głazami. Gdy chwilę później dawi zgromadzili się wokół niego i Runiarza skryci przed wzrokiem zielonoskórych, powiedział cicho:
- Pamiętajcie - najpierw oni muszą zaatakować i ubić demona. - Rzekł. - Później my wkraczamy i dobijamy pozostałych przy życiu grobich lub demona, jeśli ten wciąż będzie żyw. A jeśli ten będzie żyw, to czarownik już nie będzie sprawiał problemów. - Dodał.
- Podejdźmy bliżej, tylko ostrożnie, jak zaczną walczyć, to podejdziemy do wejścia i wyczekamy na ubicie grobich lub demona. Wtedy wkroczymy. Bijemy najpierw demona, później grobich, jeśli jakieś ustoją, na koniec gadamy z czarownikiem umgi - możliwe, że będzie wyglądał jak szaman tych zielonych pokrak. - Powiedział.