Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 21:37   #217
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację

Halvar stanął twarzą w twarz ze śmiercią, a raczej ze pośmiertnym rozkładem i procesami gnilnymi.
Smród, jaki otoczył Halvara przyprawiał o mdłości i zawroty głowy. Duszący fetor butwiejącego mięsa, przegniłych tkanin w których białe robactwo zaczęło tkać swe kokony, wnikał do płuc i rozchodził się wewnątrz.
Dzierżąc wysoko swój potężny miecz, paladyn czuł, jakby oddychał stęchłym powietrzem.

Trupiszcza wolno napierały na Halvara, otaczając go z każdej strony.

Przed oczami paladyna zaczął przewijać się cały korowód ropiejących ran, zwisających kawałków przyschniętej skóry, wylewających się z przebitych brzuchów wnętrzności i kapiących z rozłupanych czaszek mózgów.
Na sam ten widok, nie jeden wojak zacząłby jęczeć ze strachu i lęku.

Halvar nie był jednak pierwszym lepszym awanturnikiem, byle jakim żołdakiem, co to łupie wędrowców za kilka srebrników.
Halvara był nie tylko paladynem, ale przede wszystkim członkiem Bród Mocy, a to samo przez się zobowiązuje.

Gdy trupiszcza zbliżyły się na odległość miecza, Halvar zadał pierwszy cios. Potężne ostrze ze świstem uderzyło w ożywione zwłoki, praktycznie przełupując je na pół. Rozcięty zezwłok zwalił się na ziemię, drżąc w konwulsjach. Nie było czasu, aby zastanawiać się, czy uderzenie przyniosło ostateczny kres egzystencji stwora, gdyż wokół paladyna tłoczyły się następne trupiszcza gotowe zagryźć go na śmierć.

Siek na odlew, obrót i cios w bok. Łup prosto w czerep, po czym parowanie i kontra na tułów.
Kop na klatę, aby odepchnąć rywala i prask w łęg.
Wystarczyło kilkanaście razów, a pod stopami paladyna jęły piętrzyć się trupy. Ożywieńce w pojedynkę nie stanowiły praktycznie żadnego wyzwania. Jednak w swej masie zmuszały Halvara zarówno do wykonywania obron i uników.
Mimo to paladyn parł konsekwentnie do przodu, dosłownie wyrąbując sobie drogę poprzez ludzkie mięso i kości.
Fontana przy której tajemniczy bard wygrywał swoją smętną pieśń była coraz bliżej.

Nagle…
Ziemią zatrzęsła się i spod stosu kamieni zaczał wygrzebywać się kolejny zezwłok.
Halvar aż przystanął i odbijając kolejne nieporadne ciosy truposzy obserwował sytuację.

Kolejne kamienie staczały się w dół, aż w końcu spod głazów wygramolił się olbrzym o łysej czaszce pokrytej ropiejącymi wrzodami. Odziany w szarą płócienną koszulę i takież same portki, gigant mierzący ponad trzy metry stanął na nogach i wznosząc mocarne łapy ku górze zaryczał, jak ranny zwierz.

Nim Halvar zdołał się spostrzec kolos schylił się i podniósł z ziemi wielki głaz. Cisnął nim w kierunku paladyn. Ten w ostatniej chwili uchylił się.
Kamień ze świstem uderzył w grupę trupuszy za plecami wojownika, powalając ich wszystkich na ziemię.
Olbrzym ponownie zawył z wściekłości i schylił się po kolejny głaz.


***
Gharth i Malcolm
Owiani nimbem niewidzialności Ghath i Malcolm biegli boczną ścieżką. Ziemia pod ich stopami była miękka, jak po długiej i intensywnej ulewie. W powietrzu unosił się zapach mokrej trawy i zgniłej ziemi.
Za ich plecami odgłosy bitwy rosły w siłę. Halvar samojeden stawał naprzeciw małej armii nieumarłych. Szczęk metalu i bojowe okrzyki paladyna niosły się echem po tajemniczej wyspie. Nie były jednak one na tyle głośne, aby zagłuszyć wybrzmiewającą ciągle smętną pieśń.

Jasmina is that You, come closer
Spirits rising from their grave
Everywhere that ghostly stare
Icy fingers all over My hand
Lead me back to where she stands
"THEY" are back to share My life... "THEY" are back

Bard zawodził coraz wyżej i wyżej, a jego głos przenikał do szpiku kości. Gharth i Malcolm biegli przed siebie, gdy nagłe trzęsienie ziemi zmusiło ich do zatrzymania. Po chwili czyjś przerażający wrzask wzbił się pod nieboskłon.
Spojrzenia mężczyzn skrzyżowały się. Kiwnęli tylko do siebie porozumiewawczo i natychmiast podjęli swój bieg.

Na horyzoncie zaczęły majaczyć pierwsze trupy, obaj skręcili w lewo, aby ominąć zmierzające ku nim ożywione ciała.
Po kilkunastu metrach ponownie biegli żwirową ścieżką. Mijali zapuszczony i zdziczały ogród, który w czasach swej świetności musiał być nie lada dumą właścicieli. Teraz wyglądał on żałośnie i wręcz odrażająco.

Gharth i Malcolm wbiegli na kamienne schodki prowadzące ku okrągłej fontannie. Na jej brzegu siedział młody mężczyzna ubrany w kraciaste spodnie i czarną atłasową koszulę. W dłoni dzierżył niewielką, drewnianą katarynkę.
Gdy członkowie Bród Mocy postawili stopy na ostatnim stopniu, bard wstał i nie przerywając pieśni, zaczął rozglądać się wokół.

Słowa pieśni budziły grozę i fizyczne dreszcze.
Gharth i Malcolm zbliżali się z każdym krokiem ku przeklętemu śpiewakowi. Ten wyprostował się nagle i rozpoczął nową pieśń. Korba jego katarynki jęła kręcić się samoistnie, a w wyciągniętej dłoni barda pojawił się jasny płomień.



Seven Years Have Gone, It Can No Longer Be Left Undone
The Candle Must Be Burn Again, And Pain
Must Follow the Unholy Flame
So Burn... Burn... Burn
And Free the Spirit From Its Chain


Obaj członkowie Bród Mocy zastygli w bezruchu. Migoczący płomień sprawił, że nie mogli wykonać kolejnego kroku.

- Stójcie duchy nieczyste
i tu wstrzymajcie swe kroki
jam bowiem jest pan tych ziemi
a obszar mej władzy wielce szeroki
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!

Ostatnio edytowane przez PeeWee : 06-04-2020 o 21:24.
PeeWee jest offline