Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2020, 22:11   #15
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Zawiercie, 21 marca

Pola obudziła się w swoim łóżku. Było jej okropnie zimno i czuła się zlana potem. Jej kołdra leżała na ziemi. Zegarek pokazywał, że jest jeszcze przed szóstą rano. Dziewczyna doskonale pamiętała sen, który przyśni jej się tej nocy. Był dziwny, realistyczny, niezwykły.

Wow. No po prostu… wow. Nie pamiętała już, kiedy miała takie haluny. Może kiedyś, w liceum, jak Michał doniósł te fioletowe pastylki , które zapijali Red Bullem. No, ale wtedy trenowała, nie mogła sobie pozwolić na takie jazdy, więc musiała – choć z żalem – zrezygnować.

Naciągnęła na siebie kołdrę, a potem ułożyła wygodniej. Żeby zwykłe antydepresanty dawały taki odjazd po dwóch kieliszkach wina.. Może nie dwóch. Poza wszystkim – nie była pewna, czy to były antydepresanty, bo wcześniej tamta lekarka w Katowicach przepisała jej coś innego, twierdziła że nie ma depresji.. nerwice? Coś granicowe? Poganiacze? Pogranicze w ogniu, ale to nie to… Trudno było spamiętać te wszystkie nazwy. W każdym razie nie miała pewności, co wzięła. Podrapała się po nodze i wróciła do swojego odjazdu.

Pamiętała WSZYSTKO. Matkę z bąbelkiem – Wandzią – gostka, z postarzająca go broda i tą laskę też. Tamtych dwoje chyba się znało… Ona nie pamiętała z reala żadnego z nich. Niesamowite, co mózg potrafi.
Zagrzała się, więc wyszła z łóżka i poszła wziąć prysznic. Gostek gadał o świadomym śnieniu i podświadomości, widać jakiś oczytany… Ona zakończyła edukację na miejscowym liceum. Czasem żałowała, że nie poszła się dalej uczyć… Choć z drugiej strony – myślała szczotkując mokre włosy – niby taki kulturalny, a coś skrobał na ścianie.

No właśnie! – podeszła do komody i narysowała wyryty przez faceta znak. Z niczym jej się nie kojarzył. Zrobiła fotę i posłała do Bruna “Znasz takie coś, kotek? <serduszko>
Pożałowała, że nie skorzystała z okazji, aby zrobić te wszystkie szalone rzeczy , o których zawsze się marzy, a w rzeczywistości powstrzymywał ją brak odwagi na ich realizację. Ech. Mogła się nieźle zabawiać, zmarnowała okazję…

Trudno, co się stało, to się nie odstanie. Jedną ręka suszyła włosy, a drugą jadła śniadanie – za chwilę zaczynały się poranne zajęcia. Nazywały się „Zatańcz z Fasolką”. (przy zakupie całego kursu 10 spotkań dostawało się zniżkowy bon na pakiet “Piękna przyszła Mama” do salonu Basi). Może mama Wandzi, chodziła kiedyś na jej zajęcia dla ciężarnych i stąd wzięła się w jej halunie? Chyba jednak nie… Pola miała bardzo dobrą pamięć. Do twarzy, zdarzeń, obrazów… właściwie do wszystkiego, poza imionami i nazwami.
Zeszła na dół, dokładnie pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Ciężarne lubiły przychodzić wcześniej, żeby nieśpiesznie przebrać się w markowe ciążowe ciuchy do ćwiczeń i pogadać o łóżeczkach, skurczach przepowiadających i innych pierdołach.

I tak się stało – Mariolka, blondynka w 21 tygodniu (Pola zdążyła się już nauczyć, że należy używać tygodni nie miesięcy) weszła uśmiechnięta, z dumą prezentując swój brzuch.
- Mam USG 4d! – zawołała od progu. – Chcesz zobaczyć?
Pola - oczywiście - chciała.
Mariola z dumą prezentowała nagranie. Tłumacząc Poli co dokładnie widzi. Ręka, noga, głowa. Całe szczęście, bo gdyby tego nie robiła, wszystko byłoby ufoludkiem. Ciężko byłoby się na pierwszy rzut oka zorientować. To, co Pola wzięła za zęby, okazało się paluszkami. Hmm.
- To wspaniale czuć jak kopie, a wiesz, że czuję nawet jak ma czkawkę? - pytała, akurat gdy drzwi otworzyły się. Weszła przez nie kolejna ciężarna, Wiola, również blondynka, w 28 tygodniu ciąży. Z uśmiechem pomachała do nich na przywitanie dłonią.
- Mam USG 4d! - po raz kolejny pochwaliła się Marliolka - Chcesz zobaczyć?
- Jasne
- odpowiedziała Wiola, powoli człapiąc w ich stronę - Nam nie udało się zrobić, młody wciąż obracał się pupą do ginka. Ale za dwa tygodnie mamy kolejne USG, ciekawe co tym razem pokażą pomiary.
- Ostatnio wyszła wam jakaś waga z kosmosu, dobrze pamiętam?
- dopytywała Mariola, chwilowo robiąc pauzę w pokazywaniu swojego filmiku.
- Tak, wychodziło ponad kilogram. A ponad kilogram to dopiero po 28 tygodniu z tego co czytałam w necie, dlatego kazali nam zrobić jeszcze jedno USG prenatalne w trzydziestym tygodniu - wyjaśniła Wiola. W tym momencie drzwi otworzyły się po raz kolejny. Następna twarz należała do niskiej krótko ściętej szatynki, 26 tydzień ciąży, bliźniaki.
Kilka minut potem dotarła ostatnia uczestniczka zajęć, Klementyna.
- Wybaczcie spóźnienie, poranne mdłości – wyjaśniła , nieco zdyszana. Współtowarzyszki otoczyły ja, aby udzielić szeregu cennych rad na temat zbawiennego wpływu imbiru, biszkoptów i porannego seksu.

Pola zaklaskała w ręce, jakby uciszała niesforne dzieci w klasie.
- Dobrze mamuśki! Dość gadania, zabieramy się do natleniania fasolek i ćwiczenia mięśni Kegla! Chcemy urodzić pięknie i naturalnie. Postawa!
Kobiety ustawiły się przy drążkach, wyprostowały i zakotwiczyły .
- Wyobraź sobie, że twoja miednica to miska wypełniona wodą, w której pływa fasolka. Delikatnie rozhuśtaj teraz miednicę, ale ustaw ją tak, aby ani kropla wody się nie wylała. Zróbmy dzieciaczkom wodny masaż!
- Oddychamy przeponą! Oddech to życie, pamiętajcie!

Przyszłe mamuśki oddychały. Każda z równym zaangażowaniem. Huśtały też miednicami. Idealnie. Każda z nich z zadowoloną miną, niemalże rozmarzoną o idealnym rodzicielstwie i idealnym dziecku.


X X X


Zajęcia dobiegały końca. Wszystko było jak zawsze. Zostały ostatnie trzy minuty. Wtedy Pola zauważyła kątem oka ruch za oknem po swojej prawej stronie. Spojrzała odruchowo w tym kierunku. Stała tam młoda dziewczyna o blond włosach. Zza okna przyglądała się prowadzonym przez Polę zajęciom. Miała piękne niebieskie oczy, przypominające niebo w słoneczny dzień. Te oczy były takie dziwne, Poli przypominały wczorajszy wieczór. Takie same błyszczące niebieskie oczy miał bezdomny i starsza pani na przejściu dla pieszych.

Oczywiście, nie powinna była przejąć się tą dziewczyną. Zignorować ją, zracjonalizować jak uczyniła to z wczorajszymi wydarzeniami i dziwacznym snem-nie snem. Ale nie potrafiła. Może dlatego, że dziś nic nie brała? Może dlatego, że po wczorajszym upojeniu nie pozostał nawet lekki kac?
- Ręce do góry, splećcie dłonie, odpychamy sufit!
Zaprezentowała ćwiczenie, mamuśki powtórzyły, nie były to pierwsze zajęcia, wiedziały, jak wygląda rozciąganie na koniec. Pola ćwicząc zerkała za okno. Dziewczyna o niebieskich oczach ciągle tam była. – Ręce na boki, rozpychamy ściany, ręce do góry, wdech, wydech…- powtarzała automatycznie. – Ostatni raz wdech! Wydech! Dziękuję, do zobaczenia za tydzień, brawo dla was i fasolek.

Rozległy się oklaski, zadowolone mamuśki sunęły do szatni, Pola powinna pójść za nimi i trochę je podoceniać, ale dziś odpuściła sobie, narzuciła bluzę i wybiegła przed studio. Prosto pod okno, gdzie stała – jeszcze przed chwilą – dziewczyna.

Nie było jej tam. Pola rozejrzała się wokoło. Po chwili zlokalizowana ją. Snuła się powolnym krokiem za dwoma dziewczynkami. Były w wieku może dziewięciu, może dziesięciu lat. Obydwie z tornistrami, szły w stronę skrzyżowania. W ogóle nie zwracały na nią uwagi. W pewnym momencie minęła je starsza pani z małym pieskiem na smyczy. Pola mogłaby przysiąc, że piesek przeszedł czy przeniknął przez niebieskooką blondynkę, którą wcześniej widziała za swoim oknem.

Pola wciągnęła ze świstem powietrze. Podbiegła do blondynki. Chciała ją zatrzymać, ale miała przekonanie graniczące z pewnością, że za ramię jej nie złapie.
- Hej! - Zawołała. - Poczekaj!

Blondynka odwróciła się, spojrzenie jej niebieskich oczu padło na Polę. Ona doskonale wiedziała, że Pola mówi do niej. Dobrze widziała, że Pola patrzy na nią, choć nikt inny tego nie robi. Zatrzymała się.
Dziewczynki, za którymi podążała również się zatrzymały, odwróciły się by sprawdzić kto i po co coś za nimi krzyczy.
- To nie do was, żabki . - powiedziała Pola do dziewczynek. - Nie chciałam was przestraszyć.
Dziewczynki wzruszyły ramionami, wymieniły się spojrzeniami i poszły dalej. Niebieskooka blondynka została. Przyglądała się Poli stojąc tuż przed nią. Nic nie mówiła.
Pola świetnie zdawała sobie sprawę z tego, że wygląda jak wariatka, mówiąca sama do siebie na środku pustej ulicy. Nie powstrzymało jej to jednak.
- Widzę ciebie A ty widzisz mnie. Wiem, że mnie słyszysz. Wejdziesz do mojego studia? – wskazała dłonią na budynek.
Blondynka popatrzyła na budynek w którym mieściło się studio, po czym wróciła wzrokiem do Poli. Pokiwała przecząco głową. Musiało to oznaczać, że nie chce wchodzić do pomieszczenia.
- Park? - Pola wskazała dłonią kierunek.
Tym razem pokiwała głowa na zgodę. Widocznie park jej odpowiadał. Ruszyła w jego stronę.
Odległość nie była duża. Po chwili obie znalazły się na skraju parku. Pola i milcząca blondynka. Ludzi o tej porze było bardzo mało. Przed nimi były trzy puste ławki.
- Dziś spotkałam Ciebie, wczoraj staruszkę i bezdomnego - zaczęła Pola półgłosem. - Nikt was nie widzi, macie podobne oczy. Oczywiście, nie wierzę w duchy… Mogę ciebie tylko widzieć, czy też słyszeć?
Dziewczyna znów nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko. Nie próbowała nawet nic powiedzieć. Nie ruszała ustami. Po chwili coś przykuło jej uwagę. Spojrzała na coś co znajdowało się za Polą marszcząc brwi.

Ciekawość była odruchowa Pola też spojrzała. Drogą biegła dziewczynka. Poli w pierwszym momencie skojarzyła się z dzieckiem przebranym na bal przebierańców. Jej strój był rodem z lat sześćdziesiątych. Po chwili zorientowała się, że ona również ma charakterystyczne niebieskie oczy.
- Achtung! Achtung! Schießen! - krzyczało dziecko.
Pola - znowu odruchowo - wyciągnęła rękę, aby złapać dziecko.
Jej ręką przeszła przez dziecko. Poczuła chłód. Dziewczynka zatrzymał się i spojrzała na nią.
- Lauf schnell! Schießen! - krzyknęło dziecko pokazując za siebie.
Pola obejrzała się , tym razem bez przekonania - była prawie pewna, że nic nie zobaczy. Co najwyżej martwego Niemca , goniącego martwe dziecko.
Faktycznie nic tam nie było. Nawet Niemca. Dziecko też znikło. Została tylko milcząca blondynka, która z zainteresowaniem przyglądała się Poli.
Pola westchnęła, spojrzała na blondynkę z rezygnacja, a potem usiadła na ławce.
- Dzieciak mówił, rozumiem, że ty też potrafisz. I czegoś ode mnie potrzebujesz. Z jakiegoś powodu ciebie - was - widzę. Więc mów.
Dziewczyna usiadła obok, nadal milcząc. W końcu otworzyła usta. Miała stosunkowo białe zęby. Dwa przednie były zdecydowanie większe niż cała reszta, która przy nich wyglądała na dziwnie malutkie. Ale nie to rzucało się najbardziej w oczy. Wydawać się mogło, że za chwile pokaże Poli język. Ale… języka nie było. Dosłownie.

Pola poczuła się jak bohaterka kolejnego dziwnego snu. To było dość surrealistyczne. Blondynka - duch, siedzi sobie z nią na ławeczce w parku. Nic nie mówi. Cisza. Spokój. Po czym nagle otwiera usta w których brakuje jeżyka.
Pola też na chwilę zamilkła.
- Przykro mi, że cię to spotkało - powiedziała. - Znam kogoś, kto twierdzi, że potrafi z wami.. z tobą rozmawiać. ma te wszystkie tablice… i takie tam. Pomoże nam. Tobie. Jeśli potrzebujesz pomocy. Potrzebujesz?
Kobieta zmarszczyła brwi słysząc o tablicach, chyba nie bardzo rozumiała o co chodzi. Mimo to na pytanie Poli skinęła głową potwierdzająco.
- Chodźmy więc. - Pola wstała. - Najpierw wrócę do studia, zabiorę komórkę… chyba, ze tam coś spróbujemy na komputerze. Sama zresztą mogę napisać alfabet na kartce. Zobaczymy. - wpół mówiła do siebie, wpół do dziewczyny.
Odwróciła się, bo jeszcze coś przyszło jej do głowy.
- Jak masz na imię? - zapytała, a raczej sformułowała pytanie w głowie, nie wypowiadając go. - Wbiła spojrzenie w twarz dziewczyny. - Słyszysz moje myśli?

Dziewczyna też wstała. Wyglądało, że czeka by gdzieś iść za Polą. Nie zareagowała na myśli.
Podążyły razem w stronę studia. Okazało się jednak, że blondynka nie chce wejść do środka. Sugestywnie usiadła na schodku przed drzwiami wejściowymi.
- Zaraz będę - mruknęła Pola. Za chwile ktoś ją weźmie za wariatkę, była tego pewna. Co innego haluny po lekach, co innego widzenie zmarłych, a co innego - szczególnie w odbiorze społecznym Zawiercian - gadanie do samego siebie.

Weszła do środka studia, kursantki już zniknęły, Pola miała nadzieję, że wrócą, za tydzień. Ale ich wspomnienie nasunęło jej pewien pomysł – zawsze może powiedzieć, że rozmawia ze swoim nienarodzonym bąbelkiem, prawda? Mówienie do brzuchów było bardzo popularne, a jeśli nawet ktoś uważał to za głupotę – głośno się nie przyzna, bo przecież matka w ciąży to święta krowa. Uchodziło jej absolutnie wszystko.
Wzięła szybki prysznic, przebrała się , zabrała rzeczy i za chwilę była znów na schodach.
- Pójdziemy teraz na spacerek - powiedziała miękko, próbując nową rolę. Rozejrzała się, nikogo nie było w pobliżu.– Nie zdziw się, będę teraz do ciebie mówić jak do płodu. Inaczej ludzie się zorientują. – wyjaśniła dziewczynie. – Babcia Jaśminka mieszka niedaleko stąd, 15 minut spacerkiem i już jesteśmy. – dotknęła dłonią brzucha – Nie może się doczekać, żeby cię poznać.
Dziewczyna uśmiechnęła się na wiadomość, że Pola będzie się do niej zwracać jak do płodu.

X X X


Droga do babci Jaśminy była spokojna. Pola wychodząc z blondynką zza zakrętu widziała już z daleka babunię, krzątającą się w ogrodzie przed swoim domkiem. Była za płotem, ale wyglądało jakby coś tam sobie spokojnie sprzątała. W końcu pierwszy dzień wiosny był za nimi. Pogoda niczego sobie.
Gdy Pola podeszła jeszcze bliżej, zauważyła, że babcia nie jest sama. W jej ogrodzie było kilka osób.
Na schodach wejściowych do domu siedział młody, przystojny mężczyzna w garniturze. Gładził się po brodzie obserwując Polę.
O płot opierała się czarnowłosa staruszka. Wymachiwała zdobioną laską jakby łapała nią muchy albo kogoś odganiała.
Na ganku w jedną i drugą stronę przechadzał się siwy mężczyzna w kwiecie wieku. Miał na sobie granatowy sportowy dres.
A obok babci Jaśminki, która stała tyłem do drogi i nie widziała jeszcze Poli, stała ruda kobieta po czterdziestce. Przyglądała się jak babuńka sprząta ogródek.
Mężczyzna w garniturze spojrzał teraz na idącą obok Poli blondynkę. Uśmiechnęli się do siebie jak starzy znajomi. Wtedy Pola zdała sobie sprawę, że wszystkie nieznane jej osoby na ogródku u babci Jaśminy mają charakterystyczne jaśniejące niebieskie oczy.
Pola podeszła bliżej. Babcia Jaśmina zabiła by ja trzymanymi w ręku grabiami, gdyby usłyszała, że Pola nazywa ją “babcią”. Zapowiadała to wnuczce wiele raz. “Nie możesz mnie tak postarzać, kochanie” mówiła.


- Jaśmina![ - zawołała więc Pola.
- Polusia! - kobieta obróciła się. Kwiecista sukienka miękko opływała szczupłą, sprężystą sylwetkę,. Kiedy zrobiła daszek z dłoni, aby osłonic oczy przed słońcem, milion drobnych bransoletek zagrzechotał na jej przegubie. Jaśmina – hippiska, joginka, mentorka zdrowego życia oraz (w parze ze swoim obecnym partnerem, Dżordżem) edukatorka seksualna dla seniorów.
Wszyscy towarzysze Jaśminy zwrócili swoje niebieskie oczy ku Poli.
- O proszę - powiedział mężczyzna w garniturze - cudna dziunia, zgrabna pupka, to twoja córa?
Ale babcia Jaśmina zignorowała go jakby w ogóle go tam nie było.
- Chyba wnuczka - dodała ruda kobieta która stała obok babci - musi mieć jakieś cudzodziemskie korzenie.
- Mieszańcy
- prychnął starszy mężczyzna.
Babcia udając, że ich wszystkich nie ma podeszła do bramki by ją otworzyć.
Pola z dziewczyną weszły do środka.
- Mam problem, Jaśmino. - zaczęła Pola bez ogródek. - Widzę.. - zawahała się, ale tylko na moment. - Duchy. Nieżywych ludzi.
- Duchy powiadasz
- Jaśmina uniosła na moment brwi - tak, to faktycznie problem - potwierdziła.
- Zaraz problem - skomentował mężczyzna w garniturze.
- Takie duchy mogą być bardzo uporczywe - dodała babusia. - Widzisz? Słyszysz? Możesz mi o nich opowiedzieć?
- Uporczywe? Upierdliwe! -
zaśmiała się rudowłosa, która zaczęła machać do Poli ręką jak na powitanie.
- Widzę te, które są teraz w ogródku. Mężczyzna w garniturze, taka ruda kobitka, lekko nacjonalistyczny staruszek… i tak dziewczyna, która przyszła ze mną. – wskazała dłonią na blondynkę. – Myślę, że czegoś ode mnie potrzebuje, ale nie może powiedzieć, bo nie ma języka.

Pierwszy zareagował staruszek. Prychnął odwracając obrażony głowę w drugą stronę.
- Interesujące! - powiedziała Jaśmina z pewnym entuzjazmem - możesz mi dokładniej opisać tego w garniturze? Adamie, czy to ty nosisz garnitur?
- No cóż…
- młody mężczyzna w zakłopotaniu podrapał się po głowie.
- Wyobrażałam sobie go w jeansach i kolorowych skarpetkach - wyjaśniła od razu Jaśmina - jest chociaż przystojny? - zapytała Polę szeptem.
- Słyszę - mruknął młodzieniec.
Pola uśmiechnęła się lekko. I rozluźniła. Wyglądało na to, że jednak nie zwariowała…
- Oni słyszą każde nasze słowo, Jaśmina. Tak, ten w garniturze to Artur, zakłopotany teraz jest… Staruszek się nafochował… - spojrzała na babcię. - Zawsze mówiłaś, że ich słyszysz. Jak byłam mała to sądziłam, że to prawda i mi to imponowało, jak teraz Zuzi. Potem przestałam wierzyć… ale to się dzieje naprawdę.
- Adam, maleńka
- poprawił ją przystojniak - chociaż, dla ciebie mogę zrobić wyjątek możesz mówić jak ci się podoba. Chcesz żebym był Arturem, dobra niech będzie.
- Tak, tak
- odpowiedziała Jaśmina - słyszą. Choć kochanie, zaparzę ci herbatkę - babcia wskazała drzwi wejściowe do swojego domu. - To nic nie szkodzi, że przestałaś wierzyć. To normalne. Mało kto wierzy.
- Zostańcie! Niech wam nie przeszkadza nasze towarzystwo!
- rudowłosa krzyknęła z entuzjazmem i nadzieją. Babcia jednak zupełnie ją zignorowała. Ujęła Polę za rękę i pociągnęła w stronę domu uśmiechając się przy tym i patrząc jej w oczy.
Pola, kompletnie skołowana, poszła za Jaśminą.
- Adamie, przepraszam za pomyłkę - przed wejściem do domu spojrzała jeszcze raz na mężczyznę - Może uda Ci się ustalić, czego potrzebuje moja towarzyszka - wskazała na dziewczynę.

Coś jeszcze przyszło jej do głowy - Jaśmina, czy ja też umarłam?
Jaśmina popatrzyła na nią uważnie.
- Nie sądzę - odpowiedziała po krótkiej chwili. Zamknęła za nimi drzwi i poprowadziła do kuchni. Jej domek był równie stylowy i kolorowy co ona sama. Pełno tu było obrazów, ezoterycznych przedmiotów i ozdób, suszonych ziół i kwiatów, dywanów, kocy, poduszek. Przede wszystkim zaś było przytulnie i pachniało ziołami. Duchy zostały za drzwiami.
- Wyglądasz na całkowicie żywą. Zresztą, ja nie widuję duchów. Jedynie albo aż, je słyszę. Pewnie dlatego nie mogłabym nigdy pomóc osobie o której wspomniałaś. Tej niemowie - babcia wyciągnęła z szafki dwa kubki, odkręciła kran, nalała do czajnika wody i wstawiła go na gaz. - To uporczywa zdolność - dodała bacznie przyglądając się Poli - boisz się?
Pola zastanowiła się, co czuje.
- Samych duchów to chyba nie…- powiedziała w końcu. – One wydają się nie móc przebywać w budynkach... znaczy ty jesteś specjalistką... ale dziewczyna nie chciała do mnie wejść. Twoje też okupują ogródek.
- Ale zdarzyło się coś jeszcze… w nocy… miałam sen.. –
szukała słów. – Raczej nie sen, to było realne. Byłam w pociągu do Szczecina. Z kobietą z niemowlakiem i dwoma osobami, które śniły .. jakby doświadczały w śnie tego samego co jak. Kobieta z malutką Wandzią wydawała się nie być zdziwiona, że jedzie pociągiem, ale może było tylko sfokusowana na maluchu.. – potrząsnęła głową. – Nie wiem. Ale te dwie osoby, kobieta i mężczyzna, byli równie „nie na miejscu” – wykonała manualny cudzysłów - jak ja. Ten wagon zalewała woda.
Spojrzała Jaśminie w oczy.
- Nie wiem, co będzie, jak znów zasnę.
- Tak. Bywają duchy uwięzione w budynkach, albo wywołane w budynkach. Te zwykle też nie mogą ich opuścić. Nie jestem pewna, czy nie mogą wejść czy nie chcą, tak na wszelki wypadek
- odpowiedziała Jaśmina, jednocześnie wsypując liście herbaty do zaparzacza - A co do snu, to bardzo interesujące. Więc uważasz, że tobie i dwójce osób śnił się pociąg z kobietą z dzieckiem, która to była częścią tego snu a nie trzecią osobą? Dlaczego? Potrafisz odnaleźć te osoby? Przedstawiły się jakoś?
Pola potrząsnęła głową, z rezygnacją.
- Nie zapytałam. Ani się nie przedstawiałam. Oni wydawali się znać… Byliśmy na kolacji z ojcem, piłam wino.. nie wiedziałam, co jest realne, a co mi się wydaje. Myślisz, ze to ma związek? Ten sen i duchy? To wszystko zadziało się w jednym czasie.
- Wczoraj. To była wyjątkowa noc. Księżyc obudził w tobie to co nieodkryte
- powiedziała babunia. - Zaczęłaś widzieć więcej. Skoro jest ci to pisane musi być powód. Jednak ty sama musisz go odkryć.

Woda prawie zaczęła się gotować, Jaśmina przedwcześnie zdjęła czajnik z gazu i zalała herbaty. Zapachniało. Pola była pewna, że to jakaś zielona herbata z pachnącymi dodatkami. Babunia chwyciła przekręcany stoper w kształcie jabłka i ustawiła go na dwie minuty. Zapewne tyle miał wynieść czas parzenia herbaty.
- Pamiętaj dziecino, że o tych rzeczach nie powinnaś mówić każdemu. Ludzie nie rozumieją. Naucz się ignorować w towarzystwie to co słyszysz i widzisz, inaczej pociągną cię do konsekwencji. Rozumiesz?
Pola pokiwała głową , ale Jaśmina kontynuowała.
- Uznają za wariatkę i nafaszerują lekami. Leki może pomogą. Wrócisz do normalności ale utracisz część siebie. Musisz wybrać. Musisz ufać, że skoro obydwie słyszymy te same duchy, to jest to prawdziwe. Na takich jak ja, oficjalnie zajmujących się ezoteryką patrzą z przymrużeniem oka, lub traktują za oszustów. - Jaśmina spojrzała na stoper - Duchom można pomóc, jednak nie wszystkim. Jeśli zajmiesz się tymi tematami, spotkasz ludzi którzy nie widzą duchów, ale mają inne możliwości.
- Nie wiem, czy chcę
- Pola potrząsnęła głową. - Rozumiem co się dzieje, ale dlaczego właśnie ja?! Mam ignorować ta dziewczynę? Powinnam znaleźć tych ludzi z pociągu… - myśli kłębiły się jej w głowie, przeskakiwały , odbijały się od siebie, jak naładowanie podobnie cząstki. - Nie wiem, czy chcę… Może powinnam udać, że tego wszystkiego nie ma? A z drugiej strony obie wiemy, że Adam tam jest. W garniturze. Przystojny.
- Dlaczego on koczuje u ciebie?
- To wszystko twoje decyzje kochana. Ja będę cię wspierać w każdej
-
Jaśmina uśmiechnęła się lekko. Stoper zadzwonił a ona wyjęła zaparzacze z fusami. Przesunęła jedną z gotowych herbat w stronę Poli.
- Adam? Cóż. Został oszukany a następnie zabity przez swojego wspólnika w interesach. To nie były dobre interesy. Teraz ten koleś kręci się wokoło jego byłej żony. Adam martwi się o nią. Wobec czego ciężko mu spoczywać w spokoju - wyjaśniła Jaśmina. - Brzmi jak pospolity scenariusz z filmu? Ci którzy nie spoczywają w spokoju przesiąknięci są tego typu sprawami.

Pola pociągnęła duży łyk herbaty. Napój spowalniał gonitwę myśli, przywracał wspomnienia, kiedy Jaśmina częstowała podobną herbatką najpierw skarżąca się na dokuczające koleżanki pięciolatkę z kitkami, potem ubraną w galowy strój uczennicę, potem chuda nastolatkę, zapłakaną po porażce w Mam talent!. W końcu dorosłą Polę, zwierzającą się z sercowych kłopotów. Jaśmina słuchała, zawsze wspierająca, przyjmująca z otwartością wszelkie dylematy. I jak zawsze akceptująca każdy wybór wnuczki.
- Nie wiem, czy chcę zajmować się pomocą zagubionym duszom. Serio nie wiem - westchnęła Pola. - Wrócę do ogrodu, może Adam coś ustalił.
- Dobrze. Daj sobie czas
- odparła Jaśmina. Sama siorbnęła odrobinę napoju. - Zaraz do was dołączę.

Na zewnątrz sytuacja niewiele się zmieniła. Blondynka siedziała na schodach obok Adama.
- Marta? - pytał przystojniak, a blondi kiwała głową na "nie". - Magda? - kontynuował a ona znów kiwała głową na "nie". - Maria?! - kolejne "nie".
Pola przez moment obserwowała te nierówne zmagania. Wyglądało na to, że duchy nie potrafią porozumiewać się telepatycznie.
- Masz Jaśmina te… tablice? No wiesz, do komunikacji z duchami? A może po prostu tablet.. czy kartkę z alfabetem ?
- Tak, tak! Zaraz przyniosę!
- usłyszała głos babusi dobiegający z wnętrza domu.
Adam spojrzał na Polę.
- Ma imię na literę M, ale nie zgadnęliśmy jeszcze jakie dokładnie - wyjaśnił.
Po chwili Jaśmina wynurzyła się z mieszkania. W dłoniach trzymała drewnianą tablicę z alfabetem. Wyciągnęła dłonie z nią w stronę Poli.
Pola podziękowała i położyła tablicę na schodach. Spojrzała na dziewczynę.
- Wrócę tu. - obiecała. – To jest Adam, jego słyszę, ciebie nie. Może uda ci się przekazać Adamowi, i jego znajomym, w czym jest problem? Jeśli będę potrafiła, to spróbuje pomoc. Teraz muszę już iść.
Uściskała Jasminę i wróciła do studia.

X X X


Wyciągnęła szkicownik i próbowała odtworzyć z pamięci rysy Adama. Szło jej opornie, ciężej niż zwykle. Zmięła kolejny obrazek, kiedy – bez zapowiedzi – wpadł Bruno.
- Hej. Doszłaś do siebie po wczorajszym?- zapytała, oglądając ja dokładnie z wszystkich stron, jak rzeźbę w wystawie. – Zamknij oczy i dotknij ręką swojego nosa. – zażądał. - Albo jeszcze lepiej otwórz oczy i dotknij tu - wskazał na swój rozporek.
- Bruno ogarnij się… - śmiała się.
- Musimy sprawdzić, czy masz jakieś nietypowe doznania po wczorajszym wieczorze – stwierdził poważnie. – Zaczniemy od badania fizykalnego, potem przejdziemy do dalszych prób… - wyciągnął dłoń i zaczął rozpinać jej bluzę.
- Stop! – przytrzymał jej dłoń, kiedy chciała zaprotestować. – To poważna sprawa, trzeba sprawdzić odruchy – pocałował ją. – Oraz wszystkie te inne .. rejony. Doktor Bruno cię zbada.
Chichocząc wylądowali w łóżku.

Tego dnia Pola nie zdążyła zjeść lunchu.

X X X


Dzień chylił się już ku końcowi, ostatnie kursantki (nie wiedzieć czemu, zawsze miała więcej kobiet na zajęciach) opuściły studio. Na dworze szarówka powoli zamieniała się w noc, gdy Pola znów zawitała u progu domu Jaśminy. Zaszło tam niewiele zmian.

Właścicielka najwyraźniej przebywała w środku. Świadczyło o tym zapalone w domu światło. Na zewnętrznych schodach siedział Adam, przystojniak w garniturze. Obok niego wyraźnie znudzona blondynka, która Pola poznała dziś rano. Była też ruda kobieta, obecnie próbująca przejść się po murku odgradzającym ścieżkę od trawnika, w tym celu rozłożyła szeroko ręce i powoli stopa za stopą szła do przodu.
- O jesteś! - zawołał z entuzjazmem Adam - ona ma na imię Maria!
- Piękne imię. Ja jestem Pola. Czy może już wiesz, czemu Maria do mnie przychodzi?
- Maria ma córkę
- odpowiedział Adam - której grozi coś złego. Mała nadal mieszka z jej mężem, który jej to zrobił - Adam w prawdzie nie wyjaśnił co oznacza "to", ale wysunął z ust swój język.
Pola patrzyła zaszokowana.
- Czy.. Czy to przez niego nie żyje?
- Tak uważa, że ją udusił. Oficjalnie jest w rejestrze osób zaginionych
- odpowiedział Adam.
- Czy wie, gdzie znajduje się jej .. ciało? - zapytała Pola. - To chyba jedyny sposób, żeby wznowić sprawę i ochronić małą. Mam znajomego, który mógłby nagłośnić tą sprawę, ale potrzebne są jakieś fakty.
- Jaśmina zapisała adres
- powiedział Adam, a blondynka potwierdziła kiwaniem głową. - Mogę ci dać też namiary na moje - Adam uśmiechnął się szeroko.
- Twoje, w sensie, ciało? Też go nie odnaleziono? Potrzebuję jeszcze wasze nazwiska.

Nim Adam zdążył coś powiedzieć drzwi mieszkania otworzyły się. Stanęła w nich babcia Jaśmina.
- Witaj kochaniutka, co tak stoisz? Wejdź prędko do środka. Dżordż właśnie zrobił kolację - powiedziała.
- Rozmawiam z Adamem, dziękuję za zaproszenie, będę za chwilę. - odpowiedziała Pola.
- Tak, jego również nie odnaleziono. Tych, którzy odpoczywają w spokoju raczej nie spotkasz, chyba że umiesz ich przywołać. A tacy jak my, niepochowani będę cię prześladować - Adam mrugnął do Poli jednym okiem - możemy być też przydatni.
- Czasami - dodała rudowłosa.
- Czasami - potwierdził Adam.
- Może coś się uda… zostawcie wasze imiona i nazwiska, daty śmierci, miejsca, gdzie są ciała. Może coś da się zrobić. Do zobaczenia. wrócę tu. Czy Maria może z wami zostać?
Maria mogła zostać, zaś wszystkie szczegóły o które Pola prosiła podobno miała spisane już Jaśmina.

W środku w domu było dziś wyjątkowo ciepło. Pachniało kolacją.

Dżordż – chudy, wzbudzający zaufanie brodaty staruszek, który mimo odświętnego garnituru wglądał, jakby zszedł właśnie z czarno- białej fotografii sprzed lat - stawiał właśnie do stołu dodatkowy talerz dla Poli.
- Polusia! Witaj! - przywitał się zadowolonym z jej widoku tonem.
Na pierwszy rzut oka, Pola zauważyła prawdziwą wegetariańską ucztę. Była sałatka, pieczony samodzielnie chleb, smalec wegański, ogórki kiszone, ciepłe i pachnące mini pizze na cukinii, i również ciepły gulasz z tofu.
Pola czule przywitała się z Dżordżem, a potem stanęła, lekko oszołomiona, wpatrując się w ucztę.
- Czy dziś jest jakaś okazja? Bo jeśli tak macie zawsze.. to ja się przeprowadzam do was, ok?
Dżordż zaśmiał się szczerze, po czym odsunął krzesło na którym Pola mogła usiąść.
- Jaśmina wspomniała, że przyjdziesz na kolację - wyjaśnił. Pola co prawda nie umawiała się na kolację, więc Jaśmina mogła co najwyżej przypuszczać, że tak się stanie. Babusia wyciągnęła z barku wino i trzy kieliszki.
- Chyba się nie spieszysz kochaniutka, co? - zapytała.
- Nie, nie spieszę się. - zapewniła ich Pola.

Jedli powoli, ciesząc się dobrym jedzeniem i swoim towarzystwem. Rozmawiali codziennych zajęciach, dzielili się dykteryjkami, żartowali.
Dopiero przy deserze Pola wróciła do duchów.
- Chcą, żeby pomóc im domknąć sprawy tutaj. - powiedziała. - Myślę, że jak będę miała więcej danych, to uda mi się tym zainteresować Bruna a potem policję. Jak dawno one z tobą są, Jaśmina? Od kiedy je słyszysz?
- Od dawna
- odpowiedziała Jaśmina - byłam mniej więcej w twoim wieku, gdy to się zaczęło. Niestety, moje próby pomocy im wychodziły różnie. Kiedyś byłem podejrzana o morderstwo. Cóż, zwykle tylko mordercy wiedzą, gdzie są ciała ich ofiar. Wiele razy naprawdę udało się pomóc. To przynosiło spokój na jakiś czas…
- Póki nie pojawił się kolejny - dodał Dżordż - nie, ja nie widzę duchów - powiedział nim Pola zdążyła o cokolwiek zapytać. - Podaj mi dłonie kochana - poprosił, sam wyciągając swoje w jej kierunku, aby było wygodnie odstawił w między czasie kieliszek z winem nieco dalej, odsunął jakąś miskę.

Pola spełniła jego prośbę.

Gdy ich dłonie zetknęły się nagle w głowie Poli pojawiły się wizje. Były trochę niczym sen, ale jednocześnie oczy Poli widziały przecież siedzącego naprzeciwko Dżordża a dłonie czuły jego dłonie.

Pola stała w parku, całowała się z wtulonym w nią długowłosym mężczyzną
Zdecydowanie nie był to Bruno. Romantyczny pocałunek przerwało głośne "ma-ma", jakieś dziecko o blond loczkach, ubrane w brązowy dresik złapało ją za nogę. Miało około półtora roku.
Pola jechała autem ze swoim tatą, on prowadził. Nagle czerwony mercedes jadący z naprzeciwka zjechał na ich pas. Dziewczyna niemalże poczuła rwanie do przodu.
Pola siedziała w przedziale pociągu. Dobrze znała ten przedział. Wyglądał identycznie jak ten z jej snu. Naprzeciwko niej siedziała zielonowłosa dziewczyna. Mrugnęła do niej jednym okiem.
Pola spacerowała po lesie. Jej rower stał na ścieżce nieopodal miejsca do którego teraz doszła. Gdy odwróciła od niego wzrok by spojrzeć przed siebie, ujrzała Adama (ducha, który aktualnie siedział na ganku u Jaśminy).
Pola gotowała coś w swojej kuchni. W tle leciało radio. Muzyka została przerwana by nadać komunikat o katastrofie pociągu, który wykoleił się na trasie Warszawa-Szczecin.

Pola poczuła się przytłoczona ilością obrazów. I emocji, które te obrazy generowały. Strach, podniecenie, rozczulenie, wściekłość, zdezorientowanie … Gwałtowne szarpnęła się do tyłu, wyrywając dłonie z ciepłego uścisku Dżordża. Jakaś zahaczona jej łokciem szklana potoczyła się po stole, znacząc obrus mokrym śladem. Potem spadła na podłogę i roztrzaskała się o kafelki.
Pola oddychała szybko i płytko, rozglądając się dookoła niewidzącymi oczami.
- Co.. Co to było? - wydusiła z siebie w końcu.
Dżordż i Jaśmina wymienili zaskoczone spojrzenia. Nikt nie przejmował się stłuczoną szklanką.
- Dżordż ma nieco inny talent niż my - odpowiedziała w końcu Jaśmina.
- Potrafię zerknąć w czyjąś przyszłość - odezwał się Dżordż - tyle że, zwykle to tylko ja ją widzę, a osoba której się to tyczy nie. Po twojej reakcji mam wrażenie, że razem widzieliśmy to samo.
- Nie wiem, czy to samo
– Pola potrząsnęła głową, a potem – dla odmiany – pokiwała. – Widziałam jakiegoś gostka, który kompletnie nie jest w moim typie, dzieciaka… Wypadek z ojcem.. – mówiła szybko, coraz szybciej. – Grób Adama.. Artura. I pociąg z mojego snu. Ten z Warszawy do Szczecina. – popatrzyła na Dżordża. – To przyszłość? Śni mi się przyszłość? Czy mogę ją zmienić, czy jest zdeterminowana? Co bym nie robiła, to to wszystko się wydarzy? Jak sobie z tym wszystkim radzisz, Dżordż? – wyrzuciła na koniec. – Jak to ogarniacie? Nie wariujecie?
- Twoja przyszłość jest w twoich rękach - zapewnił ją Dżordż. - To tylko prawdopodobne, czy najbardziej prawdopodobne na chwilę obecną scenariusze.
- Radzimy sobie obecnie doskonale
- zapewniła ją Jaśmia. - Najważniejsze było cóż… wrzucenie na luz. Kiedy bardzo chciałam pomóc wszystkim słyszany duchom, gubiłam się we wszystkim i pakowałam w kłopoty. Teraz pomagam tylko jeśli jest to realne, nie za wszelką cenę. Dżordż stara się nie spotykać ludzi - Jaśmina puściła do Polo oko, mówiła to trochę żartobliwym tonem - wiele ćwiczeń wymagało od niego uzyskiwanie wizji tylko wtedy kiedy tego chce, a nie zawsze przy nawet najmniejszym kontakcie.
- Na początku mój dar był równie kłopotliwy co ciągłe słyszenie czyjś głosów
- powiedział Dżordż.
- Rozumiem, że nauczyłeś się ten dar świadomie “wyłączać” - Pola dochodziła do siebie. - To cenna umiejętność. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co musiałeś widzieć co chwila na tych waszych warsztatach… To trochę jak podglądanie. Musiałeś się czuć nieswojo. Choć może i nie – puściła do niego oko. - Posprzątam.

Wstała, zmiotła szkło i zaczęła zbierać puste naczynia. Jaśmina chowała resztki jedzenia do lodówki.
- Wygląda na to, ze śni mi się przyszłość. Choć nie do końca… w wizji Dżordża słyszałam o wypadku pociągu, a w moim śnie sama w nim byłam… Wszystko to strasznie zakręcone.
Jaśmina uśmiechnęła się do niej.
- Jestem pewna, że jeśli będziesz chciała to jakoś to rozgryziesz - powiedziała.
Chwilę później wręczyła Poli kartkę papieru złożona na pół.
- Tu masz spisane imiona, nazwiska, daty zgonów, dane zabójców, miejsce ukrycia zwłok, prawdopodobne powody - powiedziała Jaśmina - dla Mari i Adama.
- Dziękuję. Ja też coś dla ciebie mam. Nie jestem w tym zbyt dobra, ale może da ci jakiś obraz…
- podała Jaśminie kartkę. - To Adam.



- Dziękuję za kolacje i wszystko… - przytuliła Jaśminę. - Musze iść, jakoś ogarnąć całość. Rano mam zajęcia.
- Oczywiście. Odprowadzę cię
- powiedziała Jaśmina odrywając wzrok od kartki - dziękuję.

Pola wróciła do domu, wino znów szumiało jej w głowie. Na szczęście – nie spotkała tym razem żadnych duchów. Wzięła szybki prysznic i po 10 minutach już sapała, niepomna swoich obaw co do zasypiania i snów.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 05-04-2020 o 22:14.
kanna jest offline