Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2020, 09:39   #260
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Lotnisko Indium city, dwie godziny wcześniej
- Cel wizyty? - urzędnik w okienku wziął podany paszport i wizę. Zdziwił się, pierwszy raz widział taki paszport. Musiał skorzystać ze “ściągawką” by upewnić się, że to nie jakiś numer. Ale nie. Paszport z Watykanu był prawdziwy.
- Głoszenie słowa Bożego, rzecz jasna - odparł wysoki mężczyzna zdejmując okrągłe okulary i przecierając je chusteczką. - Mam poprowadzić warsztaty w miejscowym kościele.
Urzędnik z rozmachem przybił pieczątkę.
- Udanego pobytu ojcze Baionetta.
- Dziękuję, niech cię Bóg ma w opiece synu
- duchowny zabrał papiery i ze sportową torbą na ramieniu ruszył dalej.
Obecnie
Ustaliwszy spotkanie herosi Indium city rozeszli się. W drodze powrotnej w samochodzie było luźno, nie to co wcześniej. W sześć osób. Płatki śniegu powoli opadały zasypując koleiny samochodu i topiąc się na ciepłej masce. Dojechali i zaparkowali bez przygód. Gdy zeszli do piwnicy Max przywitał ich znad warsztatu.
- W internecie zbieracie kupę dobrych recenzji, za to szef policji pluł na was. że to wielka nieodpowiedzialność, że postronni ludzie mogli zginąć. I mają powołać wydział do walki z samozwańczymi stróżami prawa. Prawdę mówiąc spodziewałam się, że zrobią to wcześniej. Czekajcie…
Wskazał ekran komputera gdzie pojawił się nowy film Rickiego, włączył głos.
- ...i tym samym gliny chcą obarczyć odpowiedzialnością naszych herosów. A za co? za debilizm ludzi. Tak moi drodzy, zapewne część z was, moich fanów była dziś pod policyjnym magazynem, prawda? Zawiedliście mnie. Ja wiem, że fajnie by ich zobaczyć w akcji, zagadać… ale trzeba być debilem, żeby pchać się pod kule. Daliście sprzedajnym glinom argumenty by utrudnić życie naszym, nie bójmy się tego słowa, wybawcom. Bo na kogo możemy liczyć, jak nie na nich?
Słyszenie słów rozsądku z ust Rickiego było dziwnym doświadczeniem.
Wysiedzenie w korytarzach pod uniwerkiem było trudne. Ciasno i duszno. Do tego nudno.
- A ty gdzie znowu leziesz? - zapytała Julia, gdy Dima kuśtykając szedł w kierunku drzwi na korytarz.
- Pozwiedzać. Może coś przydatnego znajdę.
- Max mówił, żeby nie łazić, bo można się zgubić. Że można gdzieś wpaść, to niedokończona budowla.
- Nie przesadzaj. Parę korytarzy na krzyż. Za dużo amerykańskich filmów się naoglądałeś. Mam latarkę, zapasowe baterie. Dobrze będzie.

Podszedł do drzwi i zamarł. Ktoś był na korytarzu. Nie słyszał go, ale coś mu mówiło, że tam jest. Oblał go zimny pot. Klnąc swoją głupotę i amerykańskie filmy sięgnął do zasuwy… Potężne uderzenie w drzwi aż zarysowało tynk wokoło futryny.
- Ciort wazmi - mruknął cofając się i wyjmując zza paska łom.
Thomas McNamara wysiadł z samochodu. Piknął alarm. Ruszył przez podziemny parking do windy. Nagle usłyszał szmer, nie był sam. Rozejrzał się nerwowo. Sięgnął pod marynarkę i wyjął pistolet. Domyślał się, że ta suka Irons coś planowała. Nie mogła go ruszyć, miał radę w kieszeni… najwyraźniej zdecydowała, że nie będzie głosowania rady…
Rozglądając się szedł w kierunku wind. Nagle wyczuł czyjąś obecność. Odwrócił się gwałtownie unosząc broń.
- Caldwell? Ale jak? Co ty tu robisz? Poharatali cię tak, że myślałem, że umrzesz.
- Sporo się zmieniło
- odparł Caldwell głosem przypominającym szuranie kamiennej płyty o podłoże. - Na szczęście się mną ktoś zajął zanim wszystko spłukałeś kwasem.
Obserwujący to z cienia asystent Laili Irons spokojnie odkręcił tłumnik od pistoletu. Umiał wykonywać rozkazy, ale potrafił coś jeszcze. Umiał rozkazów nie wykonać, gdy te stawały się nieaktualne bądź szkodliwe kiedy sytuacja zmieniła się. A sytuacja zmieniła się. McNamara żywy mógł przynieść więcej korzyści.
Areszt śledczy Indium City
Opatrzony po walce Takeshi siedział w celi wpatrując się w ścianę. Przez kraty widział paru swoich towarzyszy w sąsiednich celach. Po przeciwnej stronie korytarza siedzieli aresztowani włości. Ci jakiś czas temu zmęczyli się wyzwiskami i obrzucaniem Takeshiego i jego ludzi tym co mieli w celach.
Takeshi uznał, że nadszedł czas. Zawinął rękaw. Paznokciem podważył bliznę na przedramieniu, ta po lekkim szarpnięciu odeszła niczym plastelina. Zwinął ją w kulkę jednocześnie sięgając do ust. Ze spreparowanego zęba wyjął mikrodetonator, połączył obie rzeczy i wcisnął w zamek. Odsunął się krok, eksplozja była mała, ale obudziła paru włochów. Zaczęli krzyczeć. Takeshi szybko wyszedł z celi i stanął za drzwiami, gdy wbiegli strażnicy zabił ich zanim zorientowali się o co chodzi. Pozostali ludzi Takeshiego właśnie wychodzili z cel. Włosi umilkli.
- Sorera o korosu - powiedział i wyszedł. Jego ludzi sięgnęli po broń zabitych gliniarzy. Krzyki rozwalanych mafiozów umilkły po kilkunastu strzałach.
Telefon o tej porze zwiastował ważne wieści, Hertz usiadł w łóżku i założył okulary. Spojrzał kto dzwoni, po czym odebrał.
- Panie Hertz, mamy intruzów, zgłoszenia, że ktoś kręci się w pobliżu projektu okazały się prawdziwe.
- Zajmijcie się tym.
- Zrobiliśmy to, rozumiem, że można ich włączyć do projektu?
- Myślę, że tak. O ile są zdrowi.
- Na oko tak, obudzę doktora by ich przebadał. Przepraszam, że z takim drobiazgiem zakłócam panu sen.
- Proszę nie przepraszać, dbanie o drobiazgi należy do pana zadań, jeśli to wszystko…
- Tak, to wszystko, miłej nocy.




I to koniec trzeciej części, kolejna już wkrótce.
Prośba do obsługi, by temat powisiał z tydzień przed archiwizacją.
 
Mike jest offline