Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2020, 14:38   #126
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Dzień czwarty.

Klaus spędził czas na wzmacniunu materialnej struktury siedziby. Zmienił ceglaną budowę w lity kawał tytanu, zezwalając jedynie zewnętrznym cegłom na pozostanie w swej pierwotnej postaci, chociaż ją odświeżył. To samo uczynił z okkiennicami, zwiększając wytrzymałość strukturalną szkła. Na końcu umocnił drzwi, sprawił, aby zawiasy stały się częścią otaczającej je ściany. Na końcu zmienił kolory farb na ścianach na coś przyjemnego dla rezydentów.
Healy w Sanctum. Wzmacniał Rękawicę tam gdzi mu powinien, ulepszał materiały. Tworzył co mu radził batiuszka i wicek J.. Patrick był magiem ulicy, magiem walki i szybkich decyzji. Rytualna magia i tworzenie osłon dla siedziby, umacnianie i projektowanie zabezpieczeń… to wszystko było poza jego strefą komfortu. Niemniej proste rzeczy potrafił przygotować.
Mistrz Iwan ostatecznie zorganizował katolicą świetlicę dla bezdomnych. Zakonnik z chęcią przyjął pomoc Klausa, który czuł, iż chociaż w małym skrawku zmieniają miasto na lepsze. Sam duchowny wyglądał na bardziej sceptycznego czy może upadającego - jakby czynił takie rzeczy tylko z powodu tego, iż tak należy, a nie z faktycznej wiary w odmianę losu.
Klaus miał okazję bliżej poznać kilka miejscowych zakonnic i trzech księży oraz działaczy społecznych. Ruchy, pozycja Iwana, sposób w jaki rozmawiał…
Technomnta zrozumiał, iż Iwan nie był pasterzem.
Iwan był psem pasterskim, a oni wszyscy byli jego stadem.
Wieczorem Fireson który opuścił Fundację skontaktował się z Mervi, informując ją, iż pracuje nad odzyskaniem lokalizacji węzła po swoich ostatnich przygodach z nephandycznymi istotami.


Dzień piąty.


Cały dzień Jonathan i Hannah spędzili na jakimś złożonym rytuale. Jak to z hermetykami bywa, za bardzo nie byli skłonni się dzielić swoimi celami (nawet z uczniem, co zauważył Klaus, Hannah po ostatnim za bardzo nie chciała się do niego zbliżać). Systemy monitorujące w sprzęcie Mervi wariowały nie mogąc w pełni złożyć koordynatów czasoprzestrzennych.
Zapytany o to Jonahan stwierdził, iż dobra sztuka wymaga tajemncy.

***
Healy wpadł do Mervi tuż przed południem. Uśmiechnął się do niej wesoło.
- Gotowa na masakrę kartonowych tarcz? - zapytał od progu. Bo wszak wcześniej ustalili “wymianę przysług” między sobą.
Mervi spojrzała na niego z jakimś... smutkiem?
- Jasne... Zawsze się przyda, nie? - wysiliła się na uśmiech.
- Co się stało? Chyba nie boisz się, że się zbłaźnisz na początku?- zapytał wesoło Patrick i zaczął pocieszać. - Nie martw się tym. Nikt nie rodzi się z rewolwerem w dłoni.
- Już umiem podstawy, nie traktuj mnie jakbym broni nigdy nie trzymała. - odwróciła wzrok od Patricka - Idziemy?
- To dobrze że umiesz. Spróbujemy pistoletów, pistoletów maszynowych, może śrutówek jeśli nie boisz mocnego odrzutu.- odparł wesoło Irlandczyk wychodząc z jej pokoju.

***

Technomantka nawet mocno nie słuchała co mówił Patrick. Była pogrążona w swoich myślach na tyle, że nawet nie zauważyła jak dojechali do strzelnicy.
Healy’ego to zaniepokoiło, gdyż dziewczyna nie reagowała na jego żadne zaczepki. Nawet te otwarcie seksistowskie mającą ją nieco rozjuszyć. Niemniej nie uzyskał żadnej reakcji, od zwykle wybuchowej Finki.
- Co się stało. Tylko nie mów że nic, bo nie uwierzę.- rzekł cicho gdy wchodzili do środka.
- Nie zrozumiesz.
- Niby dlaczego nie miałbym? To jakiś skomplikowany wzorzec zrobiony z pomocą komputerów kwantowych?- zapytał ironicznie Healy przypuszczając błędnie, że Technomantka (podobnie jak on) planuje wyrafinowaną zemstę na “nieśmiertelnych” wrogach.
- Fireson znowu nas opuścił. - Mervi oparła się o ścianę znowu nie reagując na zaczepkę.
- A to skończony idiota. Zapomniał jak się to ostatnio skończyło? Jak został rzucony niczym kawał mięsa prosto na nas? - podsumował Irlandczyk zaskoczony jej słowami.
- Mówił, że znaleźli go, bo się odkrył ratując mnie... - westchnęła - A teraz odszedł przeze mnie...
- Gówno prawda.- podsumował Healy splatając ramiona razem.- Nie wie jak go znaleźli za pierwszym razem. I nie wątpię, że go znajdą ponownie. To głupota teraz się rozdzielać.
- Jeżeli mu się coś stanie to przeze mnie... Odszedł, bo nie chciał być obok mnie...
- To znaczy?- zapytał zdziwiony Irlandczyk.
- Wyznałam mu uczucie! - uniosła głos - Mówiłam, że nie zrozumiesz.
- Oczywiście że rozumiem. Ty potrzebowałaś wsparcie w sytuacji stałego zagrożenia, a on… spietrał przed odpowiedzialnością jak niedojrzały smarkacz.- podsumował jej słowa Healy i uśmiechnął się ciepło mówiąc.- Słuchaj. Fireson jest dużym chłopcem. Jego decyzje są jego decyzjami. On ponosi za nie winę i odpowiedzialność. Jeśli zginie to przez swój upór i nieufność, nie przez ciebie.
- Zakochałam się... po raz pierwszy się zakochałam... i zwaliłam to! On nawet dotyku nie lubił... Powinnam dać spokój... - zakończyła płaczliwie.
- Może pierwszy, ale nie ostatni.- Healy pogłaskał dziewczynę po głowie.- Z czasem albo ci przejdzie, albo znów go znajdziesz i może pójdzie lepiej. Na razie pomyślmy nad strzelaniem, potem nauka informatyki… a w przerwie jakiś bar, byś mogła połamać parę męskich serc w ramach zemsty na moim rodzaju?
- To ty myślisz tylko o seksie...
- Mówię o łamaniu serc, a tobie się to z seksem kojarzy?- westchnął Healy i dał prztyczka w nos Mervi.- Tu o poprawę poczucia własnej wartości chodzi.

Po czym zaciągnął pogrążoną w melancholii Mervi do środka. Następnie była rozmowa przy biurku. Healy znał tu pracowników, bo jak się okazało bywał tu z pewną dziewczyną. Dzięki temu, że znał obsługę Patrick bez problemu załatwił sobie mały arsenał. I wraz z nim oraz z Mervi udał się na strzelnicę. Tam zaczął od podania Fince pistoletu. Niezbyt dużego, ale za to lekkiego.
- Dobry na rozruszanie się.- dodał z uśmiechem Irlandczyk.
- To mówisz każdej jak się rozbierzesz? - Mervi lekko uśmiechnęła się.
- Nie bój się. Duże jest piękne.- odgryzł się Healy i wziął drugi pistolet do ręki, a potem w obie dłonie. Trzymając go stabilnie jak policjant rzekł.- Taki chwyt i taka postawa są dobre dla nowicjuszy. Spróbuj.
- A u kogo to duże widziałeś, Rambo?
Mervi zrobiła jak chciał Patrick.
- W lustrze.. a teraz skup się.- Healy dał klapsa dziewczynie, co by zachęcić ją do strzelania zamiast do gadania. Choć poprawa jej humoru go ucieszyła. -... i strzelaj.
Mervi spojrzała na broń, na cel, na Patricka... i wycelowała w eterytę.
Ten zareagował odruchowo, pospiesznie chwycił za dłonie Mervi i niemal instynktownie ją rozbroił.
- Nie czas na takie żarty.- westchnął po wszystkim.
- Nawet nie załadowałam. - wyszczerzyła się - To za klapsa. Nie pozwalaj sobie.
Po tych słowach zabrała od eteryty pistolet, ustawiła się i przeładowawszy broń strzeliła do celu.
- Już ci przeszła smuta? To dobrze. Widać właśnie klapsa potrzebowałaś.- odgryzł się Healy i zaczął dawać porady dziewczynie i sugestie, by każdy kolejny strzał był celniejszy od poprzedniego.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline