Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2020, 20:32   #1757
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Axel uniósł do policzka kolbę naładowanej naprędce kuszy. Nie celował w potwora tylko w stojącą w drzwiach kobietę. Jej magia zaczęła się już materializować jako otaczająca ją ciemnobura powłoka. Axel nie zastanawiał się co to za czar, tylko nacisnął spust. Łuczysko brzęknęło i bełt ze świstem pomknął do celu. Kiedy strzelec odejmował od twarzy broń, pocisk już wbijał się w młodą arystokratkę. Szarpnęło nią, ale nie przestała czarować. Brudna aura zgromadzona wokół niej nabrała wyrazistości i przylgnęła do jej bladego ciała. Moment później czarodziejka znów rozpoczęła inkantację pomagając sobie trzymaną w dłoni różdżką.

Niekontrolowany przez nikogo potwór wolno stąpał w kierunku Lothara. Wlazł na kratę i zatrzymał się, rozglądając w koło. Gdzieś w pobliżu uderzyła jakaś zabłąkana błyskawica, rozświetlając jego wyblakłe, pozbawione wyrazu oblicze. Bezradnie popatrzył na baronównę i podjął marsz w kierunku biegnącego, oddalającego się od niego Lothara. Chodzenie po prętach nie należało do łatwych, zwłaszcza dla tak niezdarnego kolosa jak Frank. Niemal co krok stopy wpadały mu w oczka stalowej kraty i spędzał dużo czasu by się wygrzebać i iść dalej, co praktycznie wyłączało go z dalszej walki. Pod nim kłąb dziwnej mgły falował i wybrzuszał się, jakby w oczekiwaniu na to, co miało spaść z góry…

Berni, nieco wolniejszy od Axela jeszcze nie zdążył załadować kuszy by strzelić do kobiety, kiedy obok siebie usłyszał znajomy wizg. Stojący w bramie Techler, blady jak ściana ale z miną świadczącą o determinacji odpalił błyskawicę. Z jego rąk w kierunku Margritte von Wittgenstein poleciała oślepiająco biała wiązka elektryczności, która objęła ciało kobiety i cisnęła nim do wnętrza płonącego zamku, niwecząc równocześnie przygotowywany przez nią czar.

Leonard dopadł w tym samym czasie do drzwi niezbadanej jak do tej pory wieży i z nadzieją popchnął wykonane z czarnego drewna drzwi. Były otwarte! Wszedł do wnętrza, całkowicie ciemnego dziwnie pachnącego pomieszczenia. Otoczyły go dźwięki. Jakby bzyczenie, stukot niezliczonej ilości drobniutkich nóżek, szelest ocierających o siebie chitynowych płytek. Poczuł jak coś pełznie mu po nogawce w górę nogi. Czuł ciężar czegoś co oplata mu niczym puszysty dywan stopy. Z góry spadł na niego kawałek sufitu… Kolejny. Poczuł łaskotanie na karku. Chwycił w dłoń to coś co spadło z góry. To nie był okruch tynku. Patrzył na błyszczącego, smoliście czarnego karalucha!

Lothar mniej więcej w tym samym momencie, w którym wystrzelona z palców Techlera błyskawica uderzyła w baronównę dopadł do drzwi wiodących do części gospodarczej zamku. Wpadł do środka ciężko dysząc. Znalazł się w znajomym już korytarzu z portretami. Było pusto. Jednak poczuł coś. Zamek drgał. Znowu to samo uczucie, jakby ktoś delikatnie potrząsał skałą, na której posadowiono posępną budowlę.

Zwabione krzykami i zamieszaniem na dziedzińcu, z ogródka wylazło coś. Coś co dołożyło kolejną cegiełkę do gmachu rozgardiaszu panującego na Wittgensteinie. To coś było nawet większe od Franka, który chyba na dobre ugrzązł w kracie. Olbrzymi, wykoślawiony humanoid o płaskiej, wydłużonej głowie, z szeroką paszczą pełną kołkowatych zębów. Długie, ale niezwykle masywne ramiona opadały mu do samej ziemi. W jednej z rąk wielkości dużego wiadra trzymał potężną, z grubsza ociosaną pałę, a drugą ręką wciskał sobie do gęby jakieś purpurowe owoce, z kształtu kojarzące się z dynią, ale kolczaste. Jego korpus i wielkie, opasłe brzuszysko opinała zbyt mała skórzana kamizela nabijana stalowymi guzami. A na łepetynę wciśnięty miał skórzany czepiec wykonany chyba z kowalskiego fartucha. Przez moment obserwował sytuację, przenosząc wzrok z płonącego zamku na awanturników i z powrotem. Najwidoczniej jednak podjął szybko jakąś decyzję, bo ryknął coś niezrozumiale dając wszystkim wokoło znać o swojej obecności i ujął w obie łapska pałę, kierując się ku znajdującemu się najbliżej niego Berniemu.
 
xeper jest offline