14 Martius 816.M41, Błysk Cieni
Osnowa nigdy nie była przyjazna śmiertelnym istotom. Ludzie - a przed nimi inne rozumne gatunki, niektóre od dawien dawna wymazane z kart historii wszechświata - wdarli się w jej eteryczną kipiel korzystając z dobrodziejstw panujących w Morzu Dusz odmiennych praw czasoprzestrzeni, ale nigdy nie stali się tam mile widzianymi gośćmi. Wręcz przeciwnie - wkraczając do alternatywnego wymiaru zachowali się niczym ufni roślinożercy penetrujący siedlisko szczytowych drapieżników.
Pierwotna esencja Osnowa, w opinii głoszących heretyckie teorie badaczy okultyzmu postrzegana za samoświadomy byt bądź konglomerat bytów określanych mianem Bogów Chaosu, pełna była zdradliwych niebezpieczeństw potrafiących w skrajnych przypadkach przybierać namacalne kształty będące odbiciem śmiertelniczych lęków i pragnień. Te właśnie projekcje emocji i żądz kotłowały się w Morzu Dusz, a kiedy ich masy zderzały się ze sobą, tworzyły prawdziwie apokaliptyczny nadnaturalny kataklizm.
Permanentne sztormy Osnowy tworzące niesławny pas Wielkich Burz na granicy Imperium i Ekspansji Koronusa pochłonęły setki tysięcy, jeśli nie miliony ludzkich istnień i przebywający na pokładzie Tempesta ludzie doskonale wiedzieli, na jakie szaleńcze wyzwanie się targnęli, kiedy dynastia Coraxów postanowiła szukać swego szczęścia po przeciwnej stronie Paszczy. Błysk Cieni dygotał i trząsł się nieustannie, trzeszczał w szwach, jęczał naprężonymi płytami pancerza i wręgami. Co jakiś czas wyjątkowo silne wstrząsy zakłócały przepływ energii elektrycznej, rozsadzały głośniki radiowęzła, odrywały od ścian i sufitów nie dość solidnie zamontowane elementy wyposażenia.
Modlitwy kierowane do Boga-Imperatora przybierały wówczas na intensywności, albowiem tylko łaska Złotego Tronu, moc Pola Gellara oraz blask Astronomiconu mogły ocalić przed wieczystą męczarnią nieśmiertelne dusze kosmicznych podróżników.