Walka na dachach się skończyła, a jej wynik był, przynajmniej teoretycznie) pomyślny, jako że dachy pozostały w rękach wojsk imperialnych. Ale straty nie napawały optymizmem i dobitnie świadczyły o braku rozumu wśród tych, to przydzielali zadania poszczególnym oddziałom. Wszak paru łuczników wspartych przez dwóch-trzech tarczowników wystarczyłoby, by walka skończyła się pełnym sukcesem.
- Świetnie się spisaliście - pochwalił tych, co przeżyli starcie. - Teraz na dół... i trzeba dla was znaleźć medyka, żebyście się wykurowali.
Pomachał do Tladina, dając mu znać, że schodzi z dachu, po czym sam ruszył w dół, w ślad za swymi ludźmi.
Z tym złażeniem na dół i medykiem sprawa nie była taka prosta. Trzej ciężko ranni towarzysze Karla mieli spore kłopoty by zejść po schodach na parter. Jęczeli przy tym i wyglądali dość mizernie. Zaś na dole maszerowały kolejne szeregi żołnierzy ale żadnego łapiducha nie było widać. Możliwe, że byli dopiero w taborach a te zwykle ciągnęły na końcu armii. A na tą chwilę większość tej armii była jeszcze po zewnętrznej stronie murów. Przez bramę przechodziły dopiero pierwsze kompanie.
- Na razie siedźcie tu i się nie ruszajcie - powiedział. - Idę do sierżanta, a ty - spojrzał na Thorstena - rozejrzyj się po domu. Znajdź jakieś prześcieradła, czy co się tam nada na bandaże i zadbaj o to, by wszystkim opatrzyć rany.
Zabrał parę strzał, jakie pozostały Oscarowi, a potem wyszedł na ulicę, by dołączyć do tego, co zostało z kompanii Nucci.
Po drodze naładował pistolety. |