Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2020, 17:45   #9
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kompletnie rozbita wewnętrzne Harleen przeszła przez okno szpitala, aby usiąść na metalowych schodach przeciwpożarowych. Ręce się jej trzęsły, kiedy wyciągała papierosa z paczki. Jeden wypadł jej z palców i spadł w dół, pomiędzy prętami schodów. Drugiego – ostatniego - udało się jej zapalić.

Potrafiła zracjonalizować zahipnotyzowanie przez pacjenta i dziwaczny trans rodem z Alicji w Krainie Czarów. W końcu spędziła miesiąc z tym szaleńcem, a na superwizji omawiała głównie jej relacje z Arkhamem, zamiast odczuć i myśli odnośnie pacjenta. Profesor Hendry zwrócił nawet na to uwagę.
Powinna była pójść za jego sugestią.

Potrafiła – choć z trudem – przyjąć, że to całe… zdarzenie, jak je nazywała w myśli, nie zmieniło jej pozycji i nadal Joker był przypisanym jej pacjentem. Nie urodziła się wczoraj, wiedziała, że w zakładach psychiatrycznych działy się różne rzeczy, czasem balansowano na granicy prawa, czasem je naginano, a czasem przekraczano. Finansowanie i opinia ośrodka były priorytetem, nikt sobie nie mógł pozwolić na obcięcie funduszy. Tak, pacjentom udawało się uciekać, czasem z pomocą kogoś z zewnątrz, A czasem z wewnątrz. Nie czuła się winna, raczej użyta.

Dotknęła, delikatnie, swojego policzka. Znów poczuła ból uderzenia, choć ten ból nie był w jej policzku, a raczej w mózgu. Wspomnienie bólu. Bólu, którego nigdy nie doświadczyła, nikt nigdy jej nie uderzył. Więc skąd to wspomnienie? Miała wspomnienia palących mięśni po treningu, zdartych kolan, skręconego barku po upadku z szarfy… Ale nie takie. Skąd się więc wzięło?

I – poczuła, że się czerwieni, bo jest jej tak wstyd, że aż nie może oddychać. - jak mogła go o to zapytać? Jak mogła się tak podłożyć?

Chciała znów zapalić, ale paczka była pusta. Wróciła do budynku, przypomniała sobie o wolnym na resztą dnia, zostawiła kitel na korytarzy i zeszła do garażu. Po chwili już jechała w stronę swojego apartamentu, szybko, ulice były pustawe, było jeszcze dość wcześnie, przed popołudniowymi korkami. Nie zauważyła, za samochód przed nią przyhamował – nie było powodu, żeby hamował, ulica była pusta, żadnych świateł, przechodniów – a jednak bmw przyhamowało.

Wjechała mu prosto w bagażnik.


Trzy godziny później Harleen otulona kocem siedziała, pochlipując, na swojej kanapie. Wiliam Quinzel – przystojny, opalony, z imponująca muskulaturą i jasnym spojrzeniem niebieskich oczu objął ją ramieniem.
- No już, siostra – powiedział. - Ogarnij się. Nic się nie stało. Zwykła stłuczka. Każdemu może się zdarzyć. Wszystko załatwiłem.
- Ale Bill… Dlaczego Jean-Luc nie przyjechał?


Skrzywił się lekko, zawodowym, protekcjonalnym skrzywieniem starszego brata „Nie wiem, pewnie znów wdał się w jakieś szemrane interesy, jak to on. To nie jest facet dla ciebie”
- Interesy, wiesz sama… Na pewno przyjedzie. Ne martw się. – poszedł do lodówki, pogrzebał chwilę i wrócił dla niej limonkowym radlerem. Sobie przyniósł normalne piwo. Stuknęli się. – Opowiedz mi więcej o tym swoim szefie – debilu.
Uśmiechnęła się przez łzy.
- Obijemy mu mordę z kumplami, chcesz?
Znów się uśmiechnęła.
- Wiesz, że serio mogę to zrobić?

Naprawdę mógł. Nie osobiście, ale miał kumpli… Wiliam uprawiał zawodowo parkour i free diving, ale jego koledzy byli pasjonatami różnych sportów. Boksu. Bare Knuckle Fightingu. Baletu.
- Dzięki, brat . – przytuliła się do jego ramienia. – Zapamiętam. W razie czego zadzwonię, dobra?
- O każdej porze. No, chyba że będę z jakąś gorącą laską w łóżku, to nie.. ale wtedy cię uprzedzę –
puścił do niej oko.
Trzepnęła go w ramię. – Czyli wszystkie noce odpadają?
- Noce, poranki, przerwy na lunch.. No, mała, koniec smutków. Jutro jadę nad zatokę, będę nurkować, normalnie z akwalungiem. Pojedziesz ze mną, oderwiesz się, wyluzujesz.


Pociągnęła nosem.
- Jutro nie mogę . Mamy coroczne spotkanie ludzi z roku. Co kto osiągnął, dzieci, mężowie.. takie tam.

Przerwał im dzwonek do drzwi.
Bill poszedł otworzyć.
- Dzwoniłaś Harleen, nie mogłem odebrać, wiec przyjechałem, coś się stało? – dopiero teraz Jean-Luc dostrzegł drugiego mężczyznę. – Hej Wiliam – powiedział. – Coś się stało?

Wiliam wykonał lekki ruch otwartą dłonią. Gest ten mówił „Nic wielkiego, miała zły dzień, trochę dramatyzuje, hormony”. A potem skonkretyzował: – Miała stłuczkę. Wszystko załatwiałem, nic jej nie jest. Pokłóciła się z szefem.– Znikam. - Na razie, siostra.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Nie musieli się lubić, ale dla obydwu Harleen była ważna. To ich łączyło.


Przyjęcie odbywało się w kawiarni umieszczonej na dachu wieżowca Sky Tower. Miało charakter niezobowiązującego spotkania, proste standing party, stroje wieczorowe nie są wymagane, dużo alkoholu, fikuśne przekąski.

Harleen w swoich najwyższych szpilkach i prostej, jedwabnej sukience podkreślającej jej kształty, przyjęła kolejny kieliszek martini od Lean-Luca.
- Jesteś kochany – powiedziała. Mężczyzna uśmiechnął się, tłumiąc ziewnięcie.
– Poszukam czego dla siebie – wytłumaczył się, dbając o to, aby jego francuski akcent był bardzo wyraźnie słyszalny. Przycisnął Harllen do siebie, pocałował, a potem uśmiechnął się do towarzystwa ich otaczającego i zniknął.
- Pewnie poszedł rozmawiać z jakimś kontrahentem. Jest bardzo zajęty, jak to marszand.. – lekarka machnęła dłonią, nieco alkoholu wylało się na podłogę. Była już lekko wstawiona, ale miała do tego prawo, do cholery! Dziś to ona była gwiazdą imprezy. Z facetem, na widok którego jej koleżankom spadały majtki. W szpilkach z najnowszej kolekcji najbardziej znanego projektanta. Ze stanowiskiem w szpitalu, który dla wielu był szczytem marzeniem.
- Podobno zamknęli tam samego Jokera.. – zaczął Peter Bowie z jej roku. Prymus, pierwszy na roku, najprzystojniejszy z przystojnych który przez całą specjalizacje nie zwracał na nią uwagi.
- Och tak – powiedziała, dbając o to, żeby jej wyznanie brzmiało lekko, jakby rzucone mimochodem. – Jestem jego lekarzem prowadzącym.
Peter prawie wypuścił swojego pokala z dłoni.
- Jest taki , jak go opisują? – nie potrafił się powstrzymać od zadania pytania.

Bogiem z prawdą Harleen nie za bardzo wiedziała, co wypisują o Jokerze. Psychopatyczny szaleniec, te nagłówki oczywiście widziała. Poza tym – jak na razie jej bycie lekarzem prowadzącym ograniczyło się do tego jednego kontaktu, miesiąc temu. Ale Peter nie musiał o tym wiedzieć.
Ujęła go pod ramię.
- Przecież wiesz, że to tajemnica zawodowa - przyłożyła wskazujący palec do jego ust. – Nie możemy o tym rozmawiać. Chociaż bardzo bym chciała, uwierz mi. To niesamowity przypadek.

Peter więcej nie pytał, a ona wiedziała, że teraz nie ma już odwrotu. Nie może się wycofać.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline