Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2020, 19:41   #178
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

Krasnolud przetarł twarz, rozsmarowując pył, krew, pot i nie wiadomo co jeszcze. I klął w myślach na dowódców, którzy do ochrony dachów dali im ludzi którzy nie mieli broni strzeleckiej, ani żadnego sensownego pancerza. Chciał odzyskać tarczę i kuszę, zaczął się za nimi rozglądać. Z dołu doszły go rozkazy do opuszczenia dachu. Po upewnieniu się, że Franz nie żyje, pozostawił go na dachu. Na razie i tak nic nie mógł dla niego zrobić. A potem poszedł na poszukiwania Frederika.

Kuszę i tarczę znalazł na dachu. Kusza zsunęła się po krzywiźnie dachu ale zatrzymała się przy gzymsie na jego krawędzi. Tarcza wciąż była przymocowana do ramienia Franza. Musiał chwilę gmerać by zsunąć ją z jego bezwładnego ramienia. Najdłużej szukał Frederika. Musiał zejść na dół przez cały splądrowany budynek. Znalazł jego ciało przy jednej ze ścian wzdłuż głównej ulicy. Był martwy. Chociaż nie był pewny czy umarł od ran czy dobił go ten upadek z dachu.

Polecił dusze zmarłych Morrowi i przeszedł na drugą stronę do Karla.

- Kiepska sprawa - Tladin zagadnął Karla wychodzącego z budynku. - Co oni sobie do kurwy nędzy wyobrażali, posyłając nieuzbrojonych kiepsko wyszkolonych ludzi do osłony dachów? Nawet im kurwa, łuków nie dali! - zżymał się krasnolud. - Ja pierdolę, jak myśmy się w to wplątali? Wydostańmy się stąd jak najszybciej i ruszajmy dalej z naszą misją.

- Poszli jak na rzeź
- potwierdził Karl, na tyle cicho, by nikt inny go nie słyszał. - Niepotrzebne tracenie ludzi. Pięciu dobrych łuczników i byśmy rządzili na tych dachach, a tak... Dwóch w objęciach Morra, pozostali ledwo zipią. Cud, że przeżyliśmy.

- To przynajmniej ktoś Ci przeżył. Ja dostałem tylko dwóch i obaj martwi. Przecież opisywałem im, co się działo w nocy na tych dachach! Nic z tego nie wywnioskowali! Widziałeś co zrobili niżej? Wysłali halabardników przed tarczownikami. To jeszcze nie koniec rzezi, mówię Ci… A ci twoi to gdzie? Wysłałeś ich przodem? Się do Nucciego wybieram dowiedzieć, czy jesteśmy jeszcze im potrzebni.

- Moi siedzą w domu i czekają, aż się ta nawałnica przewali i pojawią się medycy
- odparł Karl. - Jeden trzyma się lepiej na nogach, to opatrzy jakoś pozostałych. Przez ładnych parę dni mogą zapomnieć o wojaczce.
- Ktoś tu nie ma pojęcia o prowadzeniu wojny
- dodał jeszcze ciszej. - Też idę zobaczyć, co tym razem wymyśli Nucci. Powinni całą kompanię odesłać na tyły.

 * * *

Jak się okazało, poważne straty, jakie odniosła kompania, nie stanowiła powodu do odesłania niedobitków do obozu.

 * * *


- Na demony! - zaklął Karl, gdy okazało się, że zamiast zasłużonego odpoczynku czeka ich kolejne starcie, a głównym przeciwnikiem będzie... rydwan.

- Szybko, łapcie jakieś drągi, włócznie, belki - krzyknął Tladin do tych, co stali najbliżej. Sam zaczął rozglądać się za czymś, co mógłby wbić w ziemię jednym końcem, i wystawić drugim daleko, daleko przed siebie.

- Rzucić kilka skrzyń, beczek, stołów i podeprzeć... Rozciągnąć linę... Podpalcie coś! - Karl dorzucił parę propozycji, po czym rozejrzał się za odpowiednim miejscem na stanowisko strzeleckie.

Okrzyki konnego oficera pobudziły setnika do życia. Ten z kolei zaczął wyganiać swoich ludzi z domu na ulicę aby ustawić ich na przyjęcie wroga. Czasu było niewiele. Kilka domów dalej rydwan już zawracał szykując się do szarży na przeciwnika. Tladin i Karl zaczęli się rozglądać po okolicy ale jak na złość nic ciekawego nie wpadło im w oko aby było na tyle blisko by zdążyć tego użyć i na tyle solidne by była szansa chociaż spowolnienia jednostki zwierzoludzi.

- Wracać! Nie rozłazić się! Do szeregu! - krzyki setnika próbowały zaprowadzić wojskowy porządek w szeregi milicjantów. Tladin dał sobie spokój z tymi improwizowanymi zawalidrogami widząc, że nie ma czasu ani miejsca na takie manewry. Karl odbiegł trochę za daleko i dopiero słowa setnika ściągały go z powrotem do formujących się szeregów.

Trudno, pomyślał Tladin i przyszykował się do oddania strzału z kuszy. Naciągnął cięciwę, założył bełt i wycelował w bydlę pociągowe.

Garstka chłopków, uzbrojonych byle jak, miało powstrzymać rozpędzony rydwan? To była, zdaniem Karla, prosta droga do klęski. A że śmierć pod kopytami czy kołami wozu nie leżała w jego planach, Karl zajął miejsce na skraju mizernego szeregu i, nie czekając na nic, Strzelił dwa razy do stwora ciągnącego rydwan.

Tladin i Karl złapali za swoje łuki i kusze aby ostrzelać szarżujący konstrukt. Bełt krasnoluda świsnął gdzieś obok rozpędzonej machiny. Potem już ta hucząca kołami i kopytami machina była zbyt blisko by miał czas przeładować swoją kuszę. Zdążył tylko ją odłożyć i wyjąć topór i tarczę. Karl okazał się lepszym strzelcem. Najpierw jedna a potem druga długa strzała trafiła w zwierzę zaprzęgnięte do rydwanu. Ale to nadal pędziło wprost na dopiero co uformowany szereg milicjantów.

I nawet Karl nie zdążył zamienić łuku na coś bardziej stosownego do bezpośredniego starcia gdy rozpędzona machina trafiła w przerzedzone we wcześniejszych walkach szeregi Nucci. Wydawało się, że huk poszedł na całe miasto gdy z jednej strony zderzyła się rozpędzona masa mięśni, drewna i metalu a z drugiej opór jej stawiła żywa ściana imperialnych wojowników jacy zasłaniali sobą to co się działo przy bramie.

Rydwan z rozpędu staranował i zmiażdżył kilku milicjantów którzy padli ofiarą bezpośredniego zderzenia. Ich krzyki znikły razem z ich sylwetkami pod kopytami i kołami. Ale żywa ściana była na tyle gruba i zwarta w swojej masie, że spełniła swoje zadanie o tyle, że nie przepuściła tego żywego pocisku dalej. A nawet go zatrzymała. Teraz to Nucci zdawali się zyskiwać stopniową przewagę dzięki swojej masie. Chociaż te zniekształcone dziki zaprzęgnięte w rydwan szarpały swoimi ciosami a na rydwanie dwóch rogatych wojowników siekło i miażdżyło ludzkich wojowników to jednak tych było zbyt wielu by dali radę wysiec ich wszystkich. I w końcu przewaga liczebna zaczęła zdobywać przewagę.

Gdy Karl odkładał swój łuk i dobywał miecz Tladinowi udało się trafić jednego z tych dzików. Tego z dwoma strzałami w kłębie. Topór trafił go w kłębie. Ostrze zagłębiło się głęboko w trzewia stwora przecinając mu kręgosłup. Dzik zakwiczał gdy tylne nogi odmówiły mu posłuszeństwa padając na zakrwawiony bruk i rozdeptane ciała staranowanych milicjantów. Ale śmierć była silniejsza od jego zmutowanych mięśni i dzik padł wreszcie na bruk. Jednooki i jego ludzie zaatakowali drugiego stwora. Miecze, maczugi i topory zaczęły mocno zraniły zaprzężone zwierzę. Rogaty woźnica razem z pancernym wojownikiem z wielkim mieczem całkiem skutecznie stawiali opór atakującym ich milicjantom.

Tladin z Karlem zaatakowali ostatniego żywego dzika aby pomóc kolegom z oddziału. Miecz młodego szlachcica ześlizgnął się po blachach jakie stwór miał przymocowane do siebie. Topór krasnoluda miał więcej szczęścia i znów udało mu się dobić zranionego przeciwnika wyłączając go z walki na dobre. Gdy zaprzęg został zlikwidowany milicjanci skoncentrowali swoje wysiłki na samej załodze rydwanu. Powoli zdobywali przewagę chociaż spora część ich ataków zderzała się z solidną chociaż prymitywną obudową rydwanu. Dwójka załogantów zaś odgryzała się nieźle trafiając jakiegoś milicjanta. Wszyscy zdawali się wrzeszczeć i ryczeć, te krzyki przemieszane z hukiem zderzających się broni skutecznie zagłuszały indywidualny głos.

Dwójka wysłanników wolfenburskiego ratusza dotarła do samego rydwanu. Ataki Karla w woźnicę który był bliżej, nie okazały się do końca udane. Miecz nie dał rady przebić się przez rydwanowe osłony albo ześlizgiwał się po nich. Krasnolud znów miał więcej szczęścia. Udało mu się jednym trafieniem odrąbać cały bark i ramię mniejszego z załogantów. Ten dyszał i krwawił z drobniejszych ran zadanych mu przez milicjantów ale stał na nogach całkiem pewnie i podobnie oddawał ciosy póki nie trafił go topór krasnoluda. Wtedy zaryczał boleśnie łapiąc się za miejsce gdzie do tej chwili miał ramię, zawył i padł na podłogę rydwanu jak ścięta kłoda. Milicjanci zaś skoncentrowali się na ataku na ostatniego z załogantów. Ten był zdecydowanie większy i masywniejszy. Do tego miał na sobie ciężkie płyty pancerza i wielki topór którym rozdawał ciosy swoim przeciwnikom. A mimo to udało się kilku z nim trafić go i to całkiem poważnie.

Setnikowi i milicjantom udało się wreszcie wykończyć ostatniego z przeciwników. Olbrzymi zwierzoczłowiek padł pod ciosami ich toporów, siekier, mieczy i pałek. Karlowi i Tladinowi co prawda też udało się go trafić ale tym razem przed ich atakiem uchronił go jego prymitywny pancerz jaki przyjął na siebie impet uderzenia nie czyniąc mu szkody.

Ale chociaż załoga rydwanu została pokonana to zdołała wyłączyć z walki z pół tuzina milicjantów, może nawet więcej. I chociaż ci osłonili bramę przed tym rozpędzonym atakiem to jednak walka z zagrożeniem zabrała im czas. W międzyczasie przy bramie łucznicy zostali zastąpieni przez gwardię ostlandzką. Z bramy wyłaniali się dumni wojownicy w ciężkich pancerzach i z wielkimi mieczami zdolnymi ścinać karki i piki przewieszonymi przez ramię. Byli prowadzeni przez kobietę. Która ubrania w chabrowe barwy nie zdradzała ostlandzkiego pochodzenia.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/736x/59/c1/ce/59c1ce6152ebd045500bfc6e6a34a68b.jpg[/MEDIA]

- Z tych dzików nie będzie szynek. - Karl podszedł do Tladina. - A poza tym świetna robota. Topór świetnie się sprawdził.
Khazad tylko pokiwał głową.

- Setniku! - do zdyszanych i zakrwawionych milicjantów podjechał oficer na pięknym, bojowym rumaku.

- Aye panie kapitanie! - odkrzyknął hardo jednooki weteran salutując oficerowi.

- Dobra robota! Świetnie się spisaliście! Brama zabezpieczona! Weźcie swoich ludzi i sprawdźcie drogę skąd przybyły te maszkary! Trzeba ją zablokować! Jeśli się da to zmierzajcie w stronę placu! Wszystkie jednostki zmierzają na plac! Tam ich zgnieciemy! - kapitan ze swojego siodła wydał rozkazy wskazując na uliczkę jaką niedawno ten rydwan wypadł na ulicę okalającą miastowy mur. Gdyby nie musiał wyhamować i nawrócić na bramę to zaskoczenie byłoby zupełne. Imperialne oddziały nie zdążyłyby się ustawić w mur zanim ta piekielna machina nie ruszyłaby miażdżyć i rozrywać ludzkie mięso.

- Aye panie kapitanie! - odkrzyknął setnik kiwając swoją czarnowłosą głową. - Słyszeliście kapitana chłopcy! Zbieramy się! Ruchy, ruchy! - setnik pogonił podwładnych aby ruszyli się ze swoich miejsc i wznowili marsz w głąb spustoszonego miasta.


- Proponowałbym iść w środku - zaproponował Karl, starając się, by nikt, prócz krasnoluda, nie słyszał jego słów..
- Mnie to tam zajedno - Tladin zsunął hełm, by otrzeć spocone czoło. - W środku trudno znaleźć miejsce i trudno coś zrobić. Jesteś zdany na tłum. Poza tym z toporem i tarczą idzie się po brzegach - krasnolud stuknął żeleźcem o tarczę. - Ty to co innego. Nie masz pancerza. Trzymaj się środka i strzelaj, ja pójdę z brzegu. Odpocznij - dodał na koniec przyglądając się rydwanowi. Czy dałby radę go ciągnąć? Czy ze środka strzelec mógłby spokojnie strzelać?
 
Gladin jest offline