Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2020, 23:52   #149
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W5Vj35NX2Po[/MEDIA]

Jeśli ten poniedziałek miałby mieć swój portret, byłby to obraz pobojowiska, pełnego oderwanych kończyn, rozwleczonych wnętrzności, bólu, czerni i szkarłatu. Znalazłoby się tam miejsce dla madejowego łoża oraz innych narzędzi tortur, z mosiężnym bykiem na czele. Mazzi miała nieodparte wrażenie, że zeszłej nocy przeszurała się po wszelkich tego typu katowskich atrakcjach, łącznie z nabijaniem na pal… albo i dwa.

- Jeeeeeezuuuu… - było to pierwsze, co powiedziała, siadając przy stole obok reszty dziewczyn, zagnana do kuchni przez burczący żołądek. Każdy mięsień w jej ciele palił żywym ogniem, chodziła okrakiem i przez dobre pół godziny siedziała na misce z zimną wodą, zanim w ogóle dała radę naciągnąć na siebie dolną część garderoby. Jakby tego było mało po rekonesansie w lustrze dojrzała całą gamę mniej lub bardziej obszernych sińców, zadrapań, a nawet parę krwistych wybroczyn, choćby na nadgarstkach. Widząc je jak przez mgłę przypomniała sobie zabawy z Cichym… a potem migrena stała się nie do zniesienia, więc była sierżant skapitulowała, dokonując relokacji oddziału prosto do kuchni. Po drodze wstąpiła jeszcze do swojej sypialni, zawijając z niej łańcuszek, na który nawlekła nieśmiertelnik Mayersa. Zawiesiła go na szyi, przyklepała dłonią i jakoś od razu zrobiło się jej lżej. Dobrze pójdzie za pięć dni znowu się zobaczą, a przecież mogły z Eve wpaść do niego jeszcze w tygodniu, tak jak ostatnio.

Zadowolona porwała jeszcze notes i ołówek, a potem przeszła koślawo do kuchni, gdzie rezydowała reszta przytomnego towarzystwa. Lamia przysłuchiwała się im, mrucząc ciche komentarze, kiwając głową i uśmiechając się gdy trzeba było. O tak, musiały powtórzyć ostatni balet, jednak na pewno nie w najbliższym czasie. Przed sobą na stole trzymała otwarty niewielki zeszycik, gdzie punkt po punkcie wypisywała listę spraw ważnych do załatwienia. Zabawa zabawą, ale nie tylko nią człowiek żył, a ona zobowiązała się do paru dość istotnych rzeczy.

Pomysł z gangiem ją rozbawił. Ludzie nie różnili się za bardzo od siebie, nieważne czy nosili gangerskie skorupy, czy wojskowe drelichy. Zawsze łączyli się w stada, a każde stado chciało się wyróżniać na tle innych.

- Skoro i tak zakładamy firmę… - włączyła się do rozmowy, stukając ołówkiem w kartkę - Sprawa loga, nazwy… to wszystko przed nami.

- No! Widzicie! Lamia też mówi, że to dobry pomysł! - indiańska gangerka ucieszyła się, że faworyta gospodyni poparła jej ideę.

- Cześć. Jaki pomysł? - do kuchni weszła lodziara. Była w samej koszulce, figach i jednym klapku z obfitych zasobów gospodyni. Zapewne ją słyszały od jakiegoś czasu w łazience. W końcu do nich dołączyła. Chociaż wyglądała podobnie mizernie jak każda z nich świeżo po wstaniu. Nawet na twarzy wciąż miała odciśnięte ślady poduszki czy czegoś takiego.

- Zakładamy gang! - pomysł pobudził gangerkę na tyle, że bez skrępowania poinformowała o tym nową koleżankę w ich składzie.

- Co? Jaki gang? Macie coś do picia? Rany jak mnie baniak napieprza… - ciemnowłosa rozejrzała się smętnie po kuchni w poszukiwaniu pomocy i wsparcia.

- Tylko baniak? - Laura upiła łyk ze swojego kubka patrząc chytrze spod swoich cienkich warkoczyków. Uwaga rozbawiła chyba całe towarzystwo, nawet wciąż mocno wymizerowaną Jamie.

- No chyba nie tylko. - lodziara odsunęła sobie krzesło dosiadając się do stołu. Laura zaś schyliła się na krześle do kredensu, trochę podobnie jak wczoraj ćwiczyła mostek między Donem a głównym stołem i podała jej kubek.

- Lamia właśnie szuka dla nas nazwy. Dobra skończyłam. Ktoś jeszcze chce jak już mamy zakładać ten gang? - Val skończyła malować paznokcie Laury i pomachała małą buteleczką na znak, że jak już się tym zajmuje to może obsłużyć i resztę. Czyli w tej chwili Lamię i Jamie.

- Jaka nazwa? Jaki gang? I co mielibyśmy robić w tym gangu? - Jamie chciwie osuszyła jeden kubek kompotu z miejsca. I zaraz dolała sobie znów z dzbanka stojącego na stole. To chyba pomogło na tyle, że zaczynała jakoś trzeźwiej wyglądać i kontaktować co się w tej kuchni wyprawia.

Saper za to przewróciła stronę w notesie i coś tam bazgrała bez przekonania, przygryzając dolną wargę zębami. Nazwa, logo… cholera, dlaczego akurat na kacu?

- Jak to co miałybyśmy robić? - zerknęła przelotnie na Jamie, zanim nie wróciła na dobre do gapienia w notes. - Choćby to, co wczoraj w Honolulu. Poza tym jeśli już zakładamy firmę, a raczej wytwórnię filmów akcji, musimy mieć logo i nazwę. Jak mówi Di, coś co nas odróżni i wyróżni. Firma i gang, kto powiedział, że to musi być coś odrębnego? - szybko posłała oczko gangerce - Hmmm, Playboy miał swoje króliczki… ale to było przed wojną - pochyliła plecy nad stołem, przewróciła o jeszcze jedną stronę notesik - Teraz mamy nowe czasy, nowe standardy. Ustalimy nową jakość… lubię króliki, sama mam jednego - dodała z uśmiechem, skrobiąc na papierze. Ołówek zostawił na kartce okrągły kształt z długimi uszami u góry, saper dumała, obrysowując go jeszcze raz - Chcemy coś różowego?

- Różowego? A jak chcesz sobie wydziarać coś różowego? To musi być jakiś wzór. Coś co nawet po samych konturach będzie wiadomo co to jest. Szkoda, że Madi nie ma ona ładnie rysuje takie rzeczy. - Diane zapaliła się do pomysłu zakładania gangu i całej tej otoczki. Podeszła do sprawy profesjonalnie zaczynając omawiać detale tego zagadnienia.

- Króliczki to sama nie wiem. Jak weźmiemy króliczki to i tak wszyscy będą kojarzyć z Playboyem. To trochę wtórne. No ale z drugiej strony co króliczki Playboya to króliczki Playboya no nie? - Laura dołączyła do tej dyskusji i też się dała porwać temu nietuzinkowemu zagadnieniu.

- No ale jak Lamia mówi. Playboy już był. Zrobić ci paznokcie? - Val wstała od krzesła Laury i stanęła między krzesłami Lamii i Jamie wskazując na pojemniczek z lakierem do paznokci.

- A to to byłby taki gang od imprez? Taki imprezowy gang? - Jamie podparła głowę łokciem zerkając trochę z roztargnieniem to na Val która trochę do niej mówiła a trochę sama pytając Lamii o to co ta właśnie mówiła.

- Jezu Di, logo to nie sam kontur. To cała otoczka, kolorystyka. Na dziarę później spoko, może być kontur, ale na banner czy klatkę przed każdym filmem wypada się wysilić - Mazzi skrzywiła się, kreśląc coś w zeszycie. Pytanie Jamie zignorowała, do Val wysunęła zachęcająco stopę - Poza tym nazwa… coś charakterystycznego. Poza tym Playboy nie miał monopolu na króliki. Bardziej by mnie jarały takie w wersji Hieronima Boscha - parsknęła, mrużąc jedno oko. Wyrwała kartkę i zamarła z ołówkiem tuż nad nią.
- Ale teraz prawie nikt nie pamięta kim był van Aken. Znamy coś innego, swojskiego… - mrucząc zaczęła szkicować, po kolei stawiając kreskę za kreską. - Do tego musi się kojarzyć jednoznacznie z branżą, aby nie pozostawiać wątpliwości. - odłożyła ołówek, wyciągając kartkę na środek stołu. Pośrodku białej przestrzeni rozlała się czarna plama, układająca się głowę króli od frontu i nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że królik ten nosił maskę przeciwgazową.

- Jak coś z branżą i tak jak wczoraj to pewnie jeszcze by pejcze i dildoski się przydały. - odezwała się Jamie patrząc na wizerunek króliczej głowy w gazmasce. Reszta dziewczyn, poza Val która klęczała teraz przy krześle Mazzi aby pomalować jej paznokcie tak jak reszcie dziewczyn.

- Może być. Jak będzie wzór to będzie można zrobić i dziarę, i koszulkę, i całą resztę. - gangerka po dłuższej chwili oglądania wizerunku na kartce pokiwała głową wyrażając wstępną zgodę.

- No ale jak królik no to nazwa też by musiała mieć coś wspólnego z królikami. - Laura odwróciła kartkę w swoją stronę gdy Indianka skończyła ją oglądać.

- Niekoniecznie - saper wzruszyła ramionami - Zawsze możemy nazwać firmę MaziXXX.

Dziewczyny mieliły chwilę w głowach rzuconą nazwę. Patrzyły na siebie, na kartkę, na pomysłodawczynią. - Właściwie to jak macie z Eve zakładać tą wytwórnię filmów akcji i masz być głównym reżyserem to pasuje jak ulał. - Diane uśmiechnęła się bo chyba z obecnego składu była najbardziej wprowadzona w ten branżowy temat. Inne pokiwały głowami. Gdzieś na dole Lamia czuła delikatne ruchy małego pędzelka na swojej stopie i charakterystyczny zapach lakieru.

- Ale nazwa firmy i logo pasuje jak ulał. No ale jak dla nas na nazwę? Trzeba by chyba coś dodać do tego MaziXXX. - Laura miała pewne wątpliwości co zilustrowała jakby w dłoniach obracała jakieś niewidzialne pokrętła.

- MaziXXX Dolls? - sierżant podrzuciła, nalewając sobie herbaty. Ssało ją w dołku z braku nikotyny, lecz nie zapaliła. Do tego należało iść na balkon, a nie wiedziała czy jest gotowa na podobna eskapadę - Mogłybysmy nosić takie maski, byłoby śmiesznie. - parsknęła - Jak z Frankiem.

- Ale jak maski to nie widać twarzy. - zauważyła Laura jakby to mogło pomieszać im szyki.

- MaziXXX Dolls? Ale wtedy nie będzie królika w nazwie. - dredziara odezwała się z dołu dmuchając delikatnie na już skończoną stopę pani reżyser.

- Chyba, że ten królik by się nazywał MaziXXX. To wtedy te Dolls to, że jesteśmy jego foczki. - Jamie rzuciła swój wkład w tą interpretację nazwy firmy i bandy o jakich właśnie rozmawiały.

- Zostawmy to na jutro, co? Albo na pojutrze… dziś nie mam siły myśleć - saper mruknęła, wzdychając ciężko. Przeprosiła towarzystwo, wytaczając się z kuchni na korytarz i dalej prosto do sypialni Betty. Tam zaległa przy Eve przez trochę, jednak wreszcie obie w miarę w pionie powróciły do kuchni. Zrobiło się małe zamieszanie, Mazzi za to zasiadła do porzuconego notesu. Przewróciła go o dwie kartki do tyłu, znowu zaczynając coś skrobać w notesie. Trwała w tym zajęciu, popijając zimnej kawy, gdy nagle podniosła głowę.

- Ej Eve, masz tę kartkę od Chudego? Z adresem jednostki Wilmy tutaj w Sioux. Poza tym...kojarzycie ten kościół gdzie księża mają ochronkę dla ćpunów i innych potrzebujących? Jest taka tutaj… kurwa no - jęknęła, pocierając twarz dłonią - Steve coś wczoraj mówił… albo w sobotę. Nie pamiętam.

- No nie brałam tej kartki na imprezę. W domu została. Ale wiem co to za jednostka. Możemy tam pojechać. Ale mam nadzieję, że nie dzisiaj. Dzisiaj jestem nie do życia ani użycia. - blondynka usiadła na krześle obok Lamii i też skorzystała z kubka kompotu. A ten kończył się więc Diane wstała aby przygotować nową porcję z półproduktów w jakie była zaopatrzona kuchnia gospodyni.

- Ochronka prowadzona przez księży? No jest coś takiego. “Azyl” czy tak jakoś. Nie byłam tam nigdy. To gdzieś na peryferiach. - tym razem odezwała się dredziara. Teraz klęczała przy krześle Jamie aby pokolorować jej paznokcie w te same barwy o resztę.

- Podasz mi adres? - jęk Mazzi wyszedł prawie neutralny. Mamrocząc pod nosem podniosła się aby podejść do zlewu. Z haczyka przy kranie ściągnęła ścierkę i zanurzyła ją w zimnej wodzie. Z tak przygotowanym kompresem wróciła na krzesło, sycząc gdy obity tyłek zetknął się z dechami siedziska.
- Tej ochronki… i jednostki - zerknęła przekrwionym okiem najpierw na Val, potem na Eve, zanim nie przetarła twarzy mokrą szmatką i nie przyłożyła jej na koniec do czoła. - I tak ruszam stąd dupę, dziś poniedziałek. Zawinę żołd zanim się rozmyślą, zgłoszę się do wyrobienia blach… to kurwa będzie ciężki dzień. Możesz zostać - posłała blondynie blady uśmiech i puściła jej oczko - Będę miała motywację żeby jak najszybciej wrócić.

- Jak jutro się zgłosisz po żołd czy nawet później to też ci wypłacą. - Eve wzięła kartkę i ołówek do ręki i zaczęła myśleć nad tym adresem.

- Nie wiem jaki to jest adres. Musisz po prostu pytać o ten “Azyl”. To gdzieś ma być przy północnym wyjeździe z miasta. Tak słyszałam. Ale nie wiem gdzie to jest dokładnie. - blond dredy nachylone między nogami lodziary pokręciły odmownie na znak, że więcej na temat tego miejsca nie wie.

- A to jest jednostka na wschodzie. Prawie za miastem. Jak samochodem to nawet nie tak daleko stąd. Tam chyba jeździ 57. Po jednej stronie jest jednostka a po drugiej osiedle gdzie mieszkają głównie ci z tej jednostki. - fotograf w tym czasie tłumaczyła co oznaczają zapisane na kartce liczby i skróty. Nawet trochę pokazywała ręką jakby to było zaraz po sąsiedzku. - Zawiozłabym cię no ale jak nas Steve wiózł to nie brałam samochodu. - westchnęła przepraszająco.

- Harmodon Park… - saper przeczytała na głos nazwę, przesuwając się z krzesłem bliżej Eve, aż oparła jej głowę na ramieniu, przymykając oczy i westchnęła cichutko. - Nic nie szkodzi, Kociaczku. Odpocznij sobie, jutro czeka nas ciężki dzień, musisz być śliczna i wypoczęta. Któraś z nas powinna robić dobre wrażenie, a mnie w to nie idzie ostatnio karta… cała nadzieja w tobie - przekręciła głowę, aby pocałować ją czule w policzek.

- Jeśli wezmę żołd, skołuję gdzieś na targu torbę z narzędziami. Obiecałam Garry’emu, że… ehhh - znowu jęknęła, wracając do opierania się o blond bark - Ma szafę grającą, ostatnio postawiłam mu ją do pionu, no ale zasyfiona niemiłosiernie. Trzeba sukę wziąć na warsztat, wyczyścić, nasmarować i wymienić lampki. Zrobiłabym to dziś, skoro do niczego innego się nie nadam. Mogłybyśmy zabunkrować się w “41” - łypnęła na blondi jednym okiem - Ciemno, w miarę spokojnie, Val będzie miała towarzystwo… i mają tam drinki - blady uśmiech pojawił się na jej wargach - Tylko wrócę od Wilmy. Pewnie jej nie będzie, zostawię info gdzie mnie szukać.

- O! Przyjedziecie do mnie? Znaczy do nas? Byłoby świetnie! Bo ja no właśnie niedługo będę się tam zawijać. Jeszcze w domu muszę się pokazać, że żyję i takie tam. - co jak co ale pomysł wizyty w “41” z miejsca podpasował kelnerce która pracowała w tym klubie. - A tą szafą się nie przejmuj. Fajnie, że ją zrobiłaś ostatnim razem to teraz lepiej chodzi. Chyba nagle nie wybuchnie czy coś. - powiedziała prostując się i zamykając wreszcie buteleczkę z lakierem gdy już wszystkie dziewczyny miały nałożone komplet tych samych barw i na górze i na dole.

- Jechałabyś do ratusza? To mogłybyśmy pojechać razem. Ja tam niedaleko mieszkam. Dlatego wzięłam tą robotę w lodziarni. - Jamie za to zainteresował inny aspekt wypowiedzi saper. - Chociaż chciałabym poczekać na powrót Betty. - przyznała z rozmarzonym wyrazem twarzy gdy władczyni tego zamku nawet na kacu robiła na niej niesamowite wrażenie.

- Mnie to jutro może dużo nie być. Mówiłam ci, muszę jechać do biura i zrobić w pół dnia coś co robiłabym w półtorej. Nie wiem czy się wyrobię do Olgi. - fotograf dorzuciła swoje plany w te różne grafiki i adresy jakie się tutaj sypały. - Ale do “41” też bym chętnie pojechała. - zawahała się jak na rozdrożu i opcjach dróg do wyboru. - I daj spokój Lamia co ty wygadujesz? Jesteś najśliczniejszą Księżniczką na świecie! Zawsze dobrze wyglądasz. Najlepiej bez niczego. - Eve nieco fuknęła na swoją dziewczynę i pomysł, że miałaby być jakaś gorsza czy co.

- Niestety obawiam się, że gdybym wyszła bez niczego, szybko by mnie mili panowie w mundurach zaciągnęli na dołek. Z Olgą się nie przejmuj. Zrobię co się da i co w mojej mocy, aby pchnęła nasz biznes dalej i gdzie trzeba - saper powachlowała rzęsami na fotograf i nagle się wyprostowała - Właśnie! Eve! - wskazała ją palcem - Środa rano, bardzo rano. Tak na trepową pobudkę i śniadanie. Robimy Tygryskowi nalot, z rana chłopaki powinni być jeszcze w jednostce, to im zawieziemy bułki od Mario i chwilę się powdzięczymy, żeby jakiś tam ledwo kapitan pamiętał żeby się postarać wcześniej urwać...bo możliwe że się urwie - zabujała brwiami - W piątek wieczorem, chociaż to nic pewnegooo… noooo, ale jak dostanie kapkę motywacji, będzie się bardziej starał. Po widzeniu pojedziemy od razu ogarniać plan zdjęciowy na film.

- Ojej, w środę rano? - blondynkę widocznie ten pomysł dość mocno zaskoczył. Jakby jeszcze nie do końca łapała wszystko co i jak. - Dobrze. No tak z takiego prezentu to się na pewno ucieszy. Kto by się nie ucieszył? - powoli chyba trybiki zaczynały się kręcić we właściwą stronę bo fotograf zaczęła mówić szybciej i się przy tym uśmiechać. Ale nagle zmarszczyła nosek jakby coś jej przyszło do głowy. - Ale wpuszczą nas tam tak wcześnie? I na którą byśmy tam miały być? Bo to ode mnie to się by chyba z kwadrans jechało. - Eve zawahała się gdy próbowała widocznie jakoś ułożyć sobie grafik na ten środowy poranek.

- Na pewno nie o piątej rano, musimy się wyspać. Spróbujemy normalnie, o 7 tam zajechać. Powinni być po apelu, jakoś w okolicach śniadania - Mazzi postukała palcami w policzek, zastanawiając się nad detalami. Powinno też dać radę tak rano dostać już coś słodkiego z piekarni. - Podjedziesz po mnie i pojedziemy razem… zobaczymy. Zdążę się odstawić… kupić bułki, bo przecież jak dostanie tylko Steve, reszta zaliczy focha, a po co tam im siać ferment - westchnęła, przecierając oczy wierzchem w dłoni - Dasz radę kochanie?

- Noo… - Eve zawahała się, zmarszczyła brwi gdy zastanawiała się nad tym wszystkim. Sądząc po minie chyba nie wszystkie kalkulacje jej się zgadzały z tym co przedstawiała Lamia no ale ostatecznie kiwnęła blond główką na zgodę. - No dobra. Może się uda. - zgodziła się wreszcie.

- Dobra. Ja się muszę zbierać. No to chodźcie się pościskać na do widzenia. - Val dopiła kompot ze swojego kubka i spojrzała na ścienny zegar gdzie zrobiło się już po 14-ej. Dredziara zaczęła żegnać się z każdą z dziewczyn jakie obsiadły kuchnię. Doszła też do Lamii.

- Świetna impreza Lamia. Dawno się tak nie wybawiłam. Cholera chyba nigdy! - zaśmiała się kelnerka obejmując faworytę gospodyni. - Mam nadzieję, na szybką powtórkę. No i zapraszam do nas! - dodała wesoło.

- Na pewno wpadniemy, jak nie dziś to jakoś niedługo… późno już, a przecież wypada ogarnąć coś Betty do żarcia - saper uściskała dredziarę, wzdychając boleśnie. Nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się aż tak późno - Jeśli zobaczysz tego szarpidruta przypomnij mu, że jesteśmy umówieni na środę… na te penetrację brudnych kibli, nie? - parsknęła - Garry wytrzyma parę dni jeszcze z brudną szafą… dupa mnie boli - przyznała wreszcie - Dziś… chyba po prostu zgarnę żołd, kupię parę gratów i zdechnę gdzieś w kącie. Brzmi jak plan, nie?

- No. Nie wiem jak ja dzisiaj będę chodzić do klientów. Chyba jak na szczudłach. - zaśmiała się dredziara na znak, że świetnie może zrozumieć te boleści i punkt widzenia prezentowany przez wojskową w stanie spoczynku. - Ale było warto! No ale jak wrócę w nocy to chyba będę spać do południa. - kelnerka pożegnała się tymi słowami z Lamią, jeszcze trochę poćwierkała z innymi dziewczynami i w końcu zamknęły się za nią drzwi na klatkę schodową.

Nie minął kwadrans, gdy wrota zamku trzasnęły ponownie, wypluwając saper i fotograf prosto na rozgrzaną patelnię przed kamienicą. Podobno nigdy nie było się w tak złym stanie, aby nie oszamać szarlotki i kawy, a przynajmniej Mazzi twardo się tego trzymała.

Wycieczka na drugą stronę ulicy wydawała się prawdziwym maratonem, do tego z masą przeszkód poutykanych po drodze. Cudem, bo z pewnością boskie wstawiennictwo było im potrzebne, Lamia i Eve dotarły do piekarni Mario, gdzie przywitał je jak zwykle uśmiechnięty po wujaszkowemu właściciel oraz jego cudowne wypieki. Mazzi zamieniła z nim parę słów, zamawiając parę słodkich bułek na śniadanie, oraz parę na wynos, bo kto wie czy przypadkiem nie napatoczy się dziś po drodze ktoś potrzebujący pocieszenia w cukrze.
Jeśli rozmowa z cukiernikiem poprawiła sierżant nastrój, to już widok obcego ankietera już nie. Nie dość że była w stanie dalekim od codziennej normy w myśleniu, to jeszcze wyglądało, że jej blondi dała się naciągnąć… tyle dobrego, że nie zaczęła gadki z jechowym. Słuchając pytań humor się saper trochę poprawił. Ciekawy test, lecz wyraźnie niedostosowany do wszystkich mieszkańców.

- Nie masz tam pewnie nic o trójkątach, co? - zagaiła wesoło Grega, dosiadając się do stolika.

- Trójkątach? - Greg zmarszczył brwi zerkając tym razem na siedzącą obok czarnulki blondynkę. A ta radośnie pokiwała swoją blond główką na znak poparcia dla swój swojej dziewczyny.

- Tak, trójkąty, tak… - ankieter z zakłopotaniem podrapał się ołówkiem po głowie zaglądając gdzieś na dalsze strony trzymanej ankiety. Miał minę jakby niekoniecznie coś tam było o jakichś trójkątach. Ale też taką jakby może jednak coś dało się tam do tego dopasować.

- Mam coś o konkubentach i romansach. - w końcu podniósł wzrok znad tych kartek patrząc czy związek z jakim mają tutaj do czynienia mógłby się w to wpisać.

- Romanse? - fotoreporterka zapytała zaglądając ciekawie do gazetowego pakunku jaki przyniosła ze sobą Lamia. - No nie wiem… Myślisz Lamia, że takie coś jak teraz było w weekend to był romans? - zmrużyła oczka zerkając na twarz saper. A ta z bliska widziała, że jej dziewczyna ma kupę radochy z tej ankiety.

- Ni chuja - saper pokusiła się o błyskawiczną i dobitną odpowiedź, poklepując dziewczynę po dłoni. W międzyczasie z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnęła prostokątny kartonik, biały od zewnętrznej strony. W końcu po chwili zwłoki pokazała fotografię facetowi. Tę, gdzie w trójkę z galowym krótkim stoją na tle jesiennej alei.

- To nasz chłopak - powiedziała z dumą, uśmiechając się promiennie - Mój i Kociaczka. Widzę, że masz problem z nieszablonowym myśleniem, a przynajmniej mają je ci, którzy tę ankietę układali - ruchem brody wskazała na papiery do wypełnienia, choć minę wciąż miała przyjemną - Ale nie martw się, pomożemy ci z tym. Zróbmy tak… jeśli tak jak w tym przypadku nie masz odpowiedzi, to ją dopisz. Na przykład masz a,b i c, które nie pasują, to dopisz na dole d i co to ma być, rozumiesz? Jako społeczeństwo i ludzie różnimy się od siebie, nie każdego da się zaklasyfikować do ogólnie przyjętych norm. Niektórzy wychodzą poza ramy - wzruszyła ramionami - Lecz ciągle pozostają częścią społeczeństwa… to co, lecimy dalej z tymi pytaniami,a ty dopisujesz jeśli czegoś nie ma?

- No tak, ładnie razem wyglądacie. - Greg pokiwał głową oglądając chwilę pokazaną fotografię. Ale wrócił do tematu głównego czyli tej ankiety. Popatrzył na nią ponownie tak samo jak na czarnowłosą która proponowała jakieś wyjście na kompromis.

- A niech będzie. Ja tylko jestem od zaznaczania kwadracików. Niech potem dalej myślą co z tym zrobić. - w końcu uśmiechnął się i machnął ołówkiem na znak, że próbował, zrobił co mógł no ale, że sprawa wygląda jak wygląda…

- Dobra to z tymi partnerami zaznaczę a), b) i c). - mruknął przeprawiając coś w tych pierwszych odpowiedziach i dopisując coś szybko. Eve wyglądała na zadowoloną. Złapała dłonią dłoń Lamii a drugą sięgnęła po jedną z drożdżówek.

- Dobra to mamy. Teraz dalej. Od jak dawna jesteś w obecnym związku? - Greg skończył poprawki z poprzednią odpowiedzią i zajął się kolejnym pytaniem.

- Od soboty - Mazzi odpowiedziała krótko, upijając kawę z filiżanki - Z Eve chodzimy tydzień, we trójkę bujamy się właśnie od soboty.

- To świeża sprawa. Dobrze czyli będzie odpowiedź a) tydzień. - Greg skinął swoją kasztanowo - rudą głową zaznaczając kolejną odpowiedź. Kolejne kilka pytań poszło dość gładko. Wydawały się jak najbardziej na miejscu skoro ankieta była o związkach. Jak obecny związek ma się długością trwania do poprzednich, ile takich związków partnerzy mają na koncie, no i znów chwilę stanęli przy pytaniu o wyjątkowość partnera. Okazało się przy okazji, że Eve ma na swoim koncie ze dwa czy trzy związki jakie określiła jako dłuższe i sporo przelotnych. Oczywiście Steve’a nie było więc ten nie mógł udzielić odpowiedzi za swoją stronę chociaż blondynka wydawała się bardzo zaciekawione jakich odpowiedzi by udzielił.

Najłatwiej w tej sytuacji miała Mazzi.
- Nie wiem, mam amnezję - stwierdziła po prostu, wzruszając ramionami i dodała dla świętego spokoju - Jestem weteranem.

- Kolejne pytanie. Co w swoim partnerze uważasz za najbardziej wyjątkowe i niepowtarzalne. - ankieter przeczytał z kartki kolejne pytanie. Nawet się po tej pierwszej stronie rozluźnił i ten mało standardowy związek też chyba go ciekawił jak i odpowiedzi na pytania.

To pytanie saper z premedytacją zmilczała, wpierw pociągając z filiżanki, a potem zagryzając drożdżówką. Łypała rozbawiona na Eve, czekając co odpowie. Bawiła się pojedynczym nieśmiertelnikiem, przekładając go w palcach.

- Osz ty wredoto! A myślałam, że ty pierwsza coś powiesz. - Eve pacnęła dłonią ramię partnerki jakby wpadła na taki sam pomysł jak ona i zepsuła jej całą koncepcję. Ale zagryzła drożdżówką śmiejąc się do tego wszystkiego. Chwilę się zastanawiała wpatrując się gdzieś w głąb ulicy i pochmurne niebo nad nimi.

- Trudne pytanie. A ile jest miejsca na odpowiedź? - fotograf po chwili mielenia swoich myśli w końcu zadała pytanie pomocnicze. A ankieter wstazał jej tak ze 3 linijki na odpis dla każdej ze stron.

- No to trudno tak streścić bo Lamia cała jest taka niesamowita. No i Steve też. - przyznała trochę zakłopotana blondynka lekko głaszcząc czule policzek swojej dziewczyny swoim palcem.

- Może być w punktach. Jedna, dwie rzeczy. - Greg chyba starał się pomóc jakoś ując w słowa to zagadnienie.

- Scenariusze. Uwielbiam twoje scenariusze! - oczy Eve nagle się rozjaśniły jakby wpadła na coś oczywistego co do tej pory jej umykało. Roześmiała się wesoło blondwłosa dziewczyna.

- Scenariusze? To znaczy? - ankieter trochę zmarszczył brwi nie bardzo chyba wiedząc jak ma potraktować taką odpowiedź w swojej ankiecie.

- Oj no scenariusze naszych zabaw i filmów. U nas to Lamia wszystkim kręci i wymyśla. I ma same genialne pomysły! - Eve wyglądała na bardzo szczęśliwą jak zawsze gdy okazywała swój podziw dla geniuszu swojej dziewczyny pod względem jej pomysłowości.

- A-ha… - mężczyzna znów miał minę jakby jednak nie wyjaśniła mu zbyt wiele taka odpowiedź.

- No bo my z Lamią mamy bardzo partnerski związek. Ona wydaje polecenia a ja je wykonuję. No i Lamia jest w tym genialna! - Eve ponosło na tyle, że objęła radośnie swoją dziewczynę i pocałowała ją w policzek.

- A-ha… - Greg powtórzył to co przed chwilą. Tylko jakoś tak wolniej i z większą ostrożnością. Chyba wpisał nawet te scenariusze w odpowiedź ale ołówek nadal sie zastanawiał jak rozwinąć ten punkt.

- Oj, w ogóle Lamia jest niesamowita cała. Ma tyle foczek do wyboru a chciała chodzić właśnie ze mną. - oczka, uśmiech i cała twarz fotograf wręcz promieniały szczęściem i radością gdy tak opowiadała o swoich relacjach z dziewczyną jaka siedziała tuż obok niej.

- Zaraz… Tyle foczek? To was jest więcej? - ołówek i twarz ankietera oderwały się od kartki gdy pojawił się kolejny wątek który mieszał mu szyki w tych odpowiedziach. Zwłaszcza, że blond czupryna energicznie pokiwała twierdząco głową.

Saper złapała dłoń blondynki i ucałowała ją szarmancko zanim zwróciła się do ankietera, robiąc niewinną minę.
- Mamy parę koleżanek, w porywach do parunastu. Parami, trójkami, na sztuki i w całym stadzie. Różne układy, konstelacje i figury geometryczno-łóżkowe - rozłożyła trochę bezradnie ręce, a potem machnęła jedną z nich dając znać, że to nic niezwykłego i nie ma o czym rozmawiać - Wczoraj mieliśmy właśnie imprezę, gdzie bawiliśmy się we trójkę, Eve, Steve i ja. Były też nasze koleżanki i kumple Steve’a z pracy. Dzisiaj ledwo chodzimy… reszta tak samo. Nie mam pojęcia jak Tygrysek dał radę wrócić rano do jednostki - mruknęła do blondi, głaszcząc ją po dłoni ze smutną miną, zanim się nie ogarnęła.
- Pytania… tak - kaszlnęła w pięść - Scenariusze, znaczy lubimy bawić się jak na filmach dla dorosłych i często to nagrywamy. Takie hobby, pasja nawet bym rzekła. A jeśli chodzi o poprzednie pytanie… - tu się zamyśliła, gapiąc się gdzieś w bok, na ulicę - Przy Tygrysku czuję się bezpieczna, wiem że nic mi nie grozi. To ważne dla kogoś takiego jak ja, kto wrócił z Frontu na noszach i boryka się z PTSD… między innymi. Ufam mu, w pełni. Poza tym ma najzajebistszą dupę po tej stronie Zasranych Stanów, a nie skłamię, jak powiem że w całych. - wyszczerzyła się szeroko - Poza tym jest czuły, zabawny i czarujący, jak na oficera przystało. - zrobiła przerwę, upijając łyk kawy zanim nie dorzuciła - Przy Eve czuję się żywa, chociaż dwa tygodnie temu bardziej przypominałam żywego trupa. Sprawia, że chce mi się… być. To moja motywacja, aby ciągnąc dalej, znaleźć nowy pomysł na egzystencję zamiast woja. Może kiedyś będzie ze mnie dumna… zobaczymy. Jest o co się starać. Poza tym spójrz na nią. - kiwnęła na Evelyn głową - Jak można nie szaleć za kimś, kto ma taką buźkę aniołka, a do tego serce ze złota i najzdolniejsze usta jakie kiedykolwiek robiły mi dobrze?

- To ja już wpiszę te filmy i zabawy w hobby od razu. - Greg pokiwał głową pisząc coś szybko w ankiecie. Rzeczywiście przewrócił kartkę i tam też coś zaznaczał i wpisywał. Eve zaś potwierdzała słowa swojej dziewczyny energicznym kiwaniem głowy i promiennym uśmiechem.

- A ze Stevem Lamia dobrze mówi. Też jest taki… - fotograf zmrużyła oczy by zastanowić się na chwilę. - No taki fajny. Jak góra trochę. Chyba nic go nie rusza. Ja to zaraz panikuję i w ogóle. A on zawsze wie co robić. No zresztą, Lamia go dobrze opisała. - dodała od siebie krótkowłosa blondynka. A ankieter przyjął to do wiadomości, jakoś uformował te odpowiedzi pod te pytania no i polecieli dalej.

Słoneczko grzało przyjemnie, drożdżówki zapełniały ssące dziury w brzuchach. Saper skubała swoją bułkę, zalewając ją kawą i grzała się w cieple, gratulując sobie w duchu założenia okularów. Raz że nie było widać przekrwionych oczu, a dwa o wiele łatwiej znosiło się nadprogramową jasność na kacu. Przy kolejnym pytaniu prychnęła, kręcąc głową zanim nie zapiła rozbawienia arabicą.
- Powód rozpadu poprzedniego związku? - powtórzyła za ankieterem, znów bezradnie rozkładając ręce - Amnezja. Nie pamiętam.

- U mnie się po prostu skończyło. Drogi nam się rozeszły i takie tam. - Eve krótko skwitowała swoje poprzednie związki pocieszająco poklepując Lamię po plecach.

- Dobrze. To teraz takie trochę opisowe pytanie. - Greg zaznaczył odpowiedzi po czym uprzedził, że kolejne będzie trochę dłuższe. - Twój partner/partnerka mówi ci, że dostał ofertę pracy całkiem gdzie indziej. Praca nie jest zbyt dobrze płatna ale za to wpisuje się w zainteresowania i pasje partnera/ki. Oznacza to, że on/ona musi się przeprowadzić w całkiem inne nieznane wam miejsce. Jak reagujesz na taki pomysł? a) starasz się to wyperswadować ten pomysł b) wyrażasz pełne poparcie dla tego pomysłu, c) inne - opisz jakie. - ankieter przeczytał to pytanie i teraz czekał na odpowiedź swoich respondentek.

- Ja pierdolę, kto układa te pytania? - była sierżant pochylił się do swojej dziewczyny, szepcząc do niej, ale tak aby koleś usłyszał. Po chwili się wyprostowała, ukazując w szerokim uśmiechu całą klawiaturę zębów.
- Odpowiedź c. Pakuję mandżur i jadę razem z nią i nim. - zabujała brwiami - Jak to sprawi jej albo jemu szczęście, to chuj w to. Gamble zawsze idzie naruchać, nie one się liczą. Poza tym lepiej żreć gruz ale razem, niż wpierdalać frykasy samotnie. Poza tym nowe miejsce to nowe laski do wyrwania. Nie nudziłybyśmy się - koniec powiedziała do partnerki.

- No ja chyba też bym wolała być z Lamią i Steve’m. Znaczy wolałabym tutaj bo lubię to miejsce i ludzi. Mam swoje studio i pracę. Podoba mi się tutaj. No ale jakby było “albo - albo” to jednak pojechałabym z nimi. - odpowiedź czarnulki rozbawiła chyba nie tylko ją. Pomasowała ją wesoło po plecach i pokiwała głową na znak zgody.

- Dobrze, to raczej by było b) czy c)? - Greg chciał jedna uporządkować tą odpowiedź blondyny i po chwili dociekań wpasowali ją jednak też na c).

- To kolejne pytanie. Czy macie lub planujecie dzieci? - ankieter przeczytał kolejne pytanie z kartki. Tym razem pierwsza odpowiedziała fotograf.

- Nie, żadnych nie mam. - zaśmiała się wesoło machając dłonią jakby nie było o czym mówić. - A czy bym planowała… - zapytała patrząc koso na siedząco obok kobietę. - No do tej pory to chyba raczej nie. Jakoś tak nie spotkałam nikogo odpowiedniego bym z kimś chciała mieć i jednocześnie ten ktoś ze mną też. - odpowiedziała po namyśle lekko zmarszczyła nosek. - No z Lamią bardzo się kochamy. I często. No ale chyba o dziecko to byłoby nam troszkę ciężko. - zaśmiała się wesoło obejmując ramię swojej dziewczyny, cmokając ją w policzek i kończąc na przytuleniu się do niej. Greg ze zrozumieniem pokiwał głową na znak, że rozumie ten punkt widzenia. - Więc jak już to chyba Steve by musiał się postarać. - zachichotała wesoło. - No ale ten nasz związek to tak szybko i nagle, że szczerze mówiąc jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. A tu takie poważne pytania. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem trochę się nawet rumieniąc.

Dom, rodzina, własne dzieci - pojęcia abstrakcyjne dla każdego psa wojny. Słysząc pytanie saper skrzywiła się wyjątkowo kwaśno. Może już przeszła do cywila, lecz odruchy zostały, każąc zaoponować nieśmiertelnym “dzieci nie są dla mnie”. Nabrała nawet powietrza, aby wygłosić kwestię… skończyło się na kłapnięciu zębami. Zza okularów zerknęła na radosną Eve, zakładając na twarz uśmiech bez cienia wesołości. Wątpiła aby Krótki rwał się do podobnych zabaw, dzieci wszystko komplikowały, szczególnie karierę wojskową.

- Lepiej nie mieć niczego co ciągnie człowieka do domu, bo wtedy w chwilach stresu łatwiej popełnia się błąd. Myślisz nie o tym jak przetrwać, lecz co po śmierci zrobi twoja rodzina. Umierać też przychodzi prościej wiedząc, że nikogo z bliskich się nie zawiedzie. - mruknęła, odpalając papierosa. Pewnie powinna rzucić żartem… ale jakoś nie chciał jej żaden przejść przez gardło. - Nie wiem, chyba nie mam dzieci. Nie chcę ich mieć - prychnęła, wypuszczając dym do góry - Przynajmniej nie teraz. Nie umiem ogarnąć siebie, a co dopiero brać odpowiedzialności za ogarnięcie takiego małego człowieczka, ni chuja. Może jak poukładam bajzel w głowie i coś się nawinie to sobie ogarnę dzieciaka ale po kolei. Wpierw ogarnąć siebie, potem zapewnić kąt, jakąś robotę i stabilizację finansową. Bezpieczeństwo, więc im dalej od Frontu tym lepiej. Gdzieś… Sioux nie jest takie złe. Daleko do Zielonego Piekła, nie ma za wielu gangerów, a i do żołnierzyków z collinsowa daleko. - zaciągnęła się - Teksas… a chuj, nieważne - machnęła ręką - następne pytanie.

- Dobrze. - Greg zapisał coś w odpowiedziach na swojej kartce tak u jednej jak i drugiej strony. A dłoń Eve splotła się z dłonią Lamii aby dodać jej otuchy gdy ta udzielała swojej wypowiedzi. - Więc kolejne pytanie. Czy planujecie ślub albo jakoś sformalizować swój związek? - tym razem pytanie było krótkie.

Teraz to Mazzi zmarszczyła brwi, mocniej ściskając rękę blondynki. Formalny związek nie szedł w parze z ideą trójkąta, przynajmniej oficjalnie.
- A po co komu potrzeby papier? - przewróciła oczami - Ale dobrze, jeśli któreś z moich partnerów będzie o tym myślało, wtedy podejdziemy do sprawy na poważnie. Przede wszystkim wyznanie katolickie nie akceptuje poligamii, dlatego zanim jakiekolwiek śluby miałyby miejsce, trzeba przejść na inne wyznanie. Islam przykładowo - zaczęła gadać tonem rozmowy o pogodzie - Z tego co kojarzę tam nie ma problemu z posiadaniem wielu żon, kwestia aby być w stanie je utrzymać i wyżywić. Zapewnić byt dzieciom i tak dalej i tak dalej. Samego islamu nie trawię… jednak jeżeli użyć go tylko jako wytrycha, wtedy jasne. Kiedyś, w przyszłości - puściła Eve oko - Możemy wskoczyć w białe kiecki.

- Ojej, ale by było! - Eve zaśmiała się jakby ta wizja ich dwóch w rolach panien młodych ją rozbawiła ale nie była jej niemiła. - No właśnie ja też tak myślę. Sam ślub z Lamią i Stevem no to czemu nie. Chociaż właśnie nie wiem jakby to powiązać nas trójkę na raz. Bo jakby się pohajtała tylko dwójka z nas to byłoby to nie fair dla tego trzeciego. Tak myślę. Dlatego na razie myślę, że dobrze jest jak jest i za wcześnie na gadki o ślubie. - fotograf przedstawiła swoją ślubną filozofię pod kątem ich związku.

- Noo tak… Tak… To w takim razie zaznaczę odpowiedź, c) Na razie nie mam tego w planach. - Greg wyglądał jakby ten niestandardowy związek na jaki się natknął znów go trochę przytłoczył swoimi niestandardowymi odpowiedziami. Ale dzielnie próbował jakoś okiełznać ten żywioł i wpisać go w przygotowane opcje i tabelki ankiety.

- No to kolejne pytanie. Czy twój własny status materialny cię satysfakcjonuje? Oraz od razu to samo pytanie pod względem partnera. Odpowiedzi to a) tak, zadowala mnie w pełni, b) mogłoby być lepiej ale na razie może być, c) nie zadowala mnie, d) inne. - ankieter starannie przeczytał kolejne pytanie z listy.

- Ojej… Teraz to sama nie wiem. - fotograf zamyśliła się nad tymi pytaniami. Przeżuwała ostatni kawałek drożdżówki i cicho stukała palcem o blat stołu.

- No do tej pory co do siebie bym wybrała a) bo nie narzekam. Mam na swoje potrzeby. Właściwie o Lamii i Steve też mogłabym powiedzieć to samo. Przecież nie spotykamy się dla talonów. No ale teraz mamy z Lamią taki wielki projekt. - zafrapowana twarz blondynki spojrzała na swoją wspólniczkę w tym projekcie. - No i na to może być potrzebna spora kasa. Nie wiem czy nam wystarczy to co mamy teraz. - przyznała z wahaniem i tym razem na jej twarzy odmalowało się zmieszanie i zmartwienie.

O tak, gamble były po to, aby się o nie martwić. Szczególnie przy rozkręcaniu interesów należało wpierw wyłożyć, żeby potem móc wyjąć. Dobrze więc było mieć co tam wkładać.
- Ogarniemy - nachyliła się, całując czule ten skrzywiony blond dziobek. - Po weekendzie zacznę sobie załatwiać robotę w budżetówce. Jestem saperem, do diabła, i to Bękartem. Nie było lepszych od nas i długo nie będzie. - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Chudy wyciąga przecież moje papiery z Mason, z podkładką w ręku inaczej się rozmawia. Na Front się już nie nadaję, ale mogę przecież szkolić koty, no nie? - wyszczerzyła się szeroko - Przyda się wreszcie na coś ta kaleka… i odpowiedź b - na koniec spojrzała na ankietera.

- No tak uda się. Musi. Przecież musimy rozkręcić interes jakiego jeszcze w tym mieście nie było. - fotograf wyglądała na podbudowaną tym optymizmem jaki okazywała jej partnerka. Uśmiechnęła się ciepło jaśniej już patrząc w przyszłość. - To ja też wezmę b) na oba pytania. - odpowiedziała do ankietera. Ten skinął głową, zaznaczył wskazane kwadraciki i przeszedł do kolejnych pytań. Po nich nastały kolejne i jeszcze parę, aż w końcu wywiad się zakończył, tak jak skończyła się kawa i ciastka. Tym razem, gdy facet odchodził, Mazzi nie gapiła mu się na tyłek. Coś ostatnimi czasy miała wybitnie dość nowych znajomości. Przynajmniej póki nie będzie w stanie siedzieć bez krzywienia na krześle.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline