Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2020, 00:01   #150
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DjydOI4MEIw[/MEDIA]
Towarzystwo z ostatniego weekendu stopniowo się wykruszało gdy nowy tydzień, zobowiązania względem świata zewnętrznego, praca i zmęczenie po kolei wyrywał je z przystani u pielęgniarki z miejskiego szpitala. Przed południem zawinęła się czarnowłosa Crystal. Jak Lamia dopiero była na etapie łapania rzeczywistości w tym nowym i niezbyt słonecznym dniu. Chociaż jak na złość gorącym. Gorąc zdawał się dodatkowo wzmagać przykre efekty imprezowania.

Potem zawinęła się Val gdy musiała wrócić do domu a potem na wieczorną zmianę do “41”. Gdy Lamia wróciła z Eve od Mario zastały Mulatkę szykującą się do domu.
- Wiecie, muszę zanieść do firmy te L4, że jestem chora i w ogóle. Potracą mi dniówkę za taki numer. No ale chrzanić to! Było warto! No to zapraszam do starego kina i mam nadzieję, że widzimy się tam jak najprędzej! No i czekam na następną imprezę! I jak mnie wyrolowałyście z tym zaproszeniem do siebie to się normalnie na was wezmę i obrażę! - Laura chociaż już po większości dnia doszła do siebie to zapewne cierpiała na te same dolegliwości jak i reszta imprezowiczów. Widać było, że wspomina imprezę tak samo gorąco jak reszta zaproszonych wczoraj gości no i jednak pamięta o czym rozmawiały na stole na początku imprezy.

Niedługo potem Lamia też postanowiła jednak spróbować swoich sił z pobraniem tego żołdu. Eve jednak nie dała rady. Za to Jamie zgłosiła się, że może z nią pojechać. Bo i tam niedaleko mieszka i w ogóle.
- O rany, Lamia, chyba jeszcze nikt mnie tak nie zwyobracał jak wczoraj ty i Betty. Chociaż trochę się w pewnych momentach bałam. Ale o rany, co za przeżycie! Ale jej… jak mnie teraz wszystko boli… - siedząc w furgonetce ciągniętej przez konie podobnie jak inni też skorzystała z okazji aby przedstawić swoje wrażenia z niedzielnej imprezy w “Honolulu”.

- Mówiłam że będzie warto się kopnąć do nas - saper odpowiedziała dość pogodnie, choć gapiła się okno na mijane ludzkie sylwetki. Część nosiła zwykłe, cywilne ubrania. Parę jednak miało na sobie znajome, wojskowe drelichy z różnymi pagonami. Kobieta przyglądała im się, przekładając między palcami płaską, niewielką blaszkę nanizaną na łańcuszek… tak inną od tego, co do tej pory tam nosiła. Razem z chłodnym dotykiem metalu pojawiły się pytania o jej poprzedniego właściciela. Co teraz robił, jako sobie dawał dziś radę? Czy dali mu złapać oddech przy poniedziałku, czy już wygnali w teren? O czym myślał, czy był bezpieczny? Wspomniał ją choć raz w ferworze koszarowych obowiązków? Uśmiechnął się pod nosem, gdy patrzył na blondynkę na zdjęciu? W ogóle je przeglądał? A może zaległy w portfelu i tyle? Znalazł prezent w kanapkach?

- Jeśli się postarasz częściej będziemy się tak bawić - dorzuciła wesoło, skupiając uwagę na czarnuli obok- Jak na pierwszy raz wyszło naprawdę świetnie.

- Naprawdę? Ojej no to było wspaniałe! - Jamie ucieszyła się słysząc tą pochwałę. Aż złączyła rączki razem i przyłożyła je do piersi by pokazać jak bardzo bierze sobie to do serca.

- Dawno się tak nie bawiłam. Ani chyba tak ostro jak wczoraj z wami. No i reszta dziewczyn też była cudowna. Ale najbardziej mi się podobało z tobą i z Betty. - młoda, ciemnowłosa kobieta siedząca obok Lamii pozwoliła sobie znów na chwilę wyznania swoich wrażeń.

- A to… - zawahała się jakby naszła ją jakaś refleksja. - A to myślisz, że mogłybyśmy się jakoś umówić? - zapytała z wahaniem i odruchowo poprawiła sobie kosmyk włosów przesuwając go za ucho. Zerkała niepewnie na siedzącą obok sąsiadkę.

Mazzi zamyśliła się, przerzucając nieśmiertelnik między palcami jakby był jej szczęśliwą monetą.

- A co byś powiedziała na rzut okiem jak pracujemy? - spytała zamiast odpowiedzieć na pytanie - W środę będziemy kręcić film, nasz pierwszy publiczny. Będziemy z Eve, Di, Val i Madi, zobaczymy co z tego wyjdzie. Jeśli masz ochotę… hmmm - zadumała się, drapiąc blachą po nosie - Nie znam adresu, więc albo byś bladym świtem musiała podjechać zanim z Kociaczkiem skoczymy do koszar, albo po prostu w weekend cię złapiemy w lodziarni i tam pogadamy. Ja przy okazji urobię Betty, będzie więcej czasu. Ten tydzień jest dość napięty, dużo do ogarnięcia, a czasu nie za wiele… wisz, rozumisz.

- Film? Z dziewczynami? Znaczy porno? Jak na lesbijskie sceny to ja bardzo chętnie! A te dziewczyny są super! To kiedy? W środę rano? Ale to gdzie mam przyjechać? - Jamie nie do końca chyba była pewna o jakich filmach mowa ale, że zdążyła już nieco poznać i Lamię, i Eve, i ich koleżanki to widocznie taki pomysł na wspólne spędzanie czasu bardzo przypadł jej do gustu. Tylko się trochę zmartwiła tym adresem gdy nie wiedziała gdzie to się będzie działo.

- A z Betty o tak, bardzo chętnie! Co za wspaniała kobieta! - jeśli chodziło o opinię o okularnicy to Jamie od wczorajszego wieczoru traktowała ją jako osobiste bożyszcze. I była chyba gotowa zrobić bardzo wiele by znów przeżyć z nią i jej Księżniczką, tak wspaniałą przygodę jak wczoraj w hotelu. - Tak, bardzo cię proszę, pomyśl coś o powtórce. Najchętniej we trzy ale oczywiście nie będę grymasić jak byście chciały kogoś jeszcze. Tylko bez facetów jeśli bym mogła prosić. I jakbyś coś wiedziała to daj znać. Zostaw wiadomość w lodziarni… Chyba, że chciałoby ci się przyjechać do mnie. Ja niedaleko mieszkam. Jakbyś chciała to mogę ci pokazać. - zaproponowała myśląc już chyba jak tu najbardziej ułatwić ten kontakt do następnego spotkania.

- Tak, dokładnie takie filmy - saper uśmiechnęła się pod nosem, bujając wymownie brwiami. Z kieszeni ramony wyciągnęła notes z wsadzonym doń ołówkiem - Daj mi adres, ogarnę gdzie to jest i jutro podskoczę. W środę będzie jeden palant, ale on już ma zaklepany film z Di. Tobie wynajdziemy stuprocentowo babskie scenariusze, jeśli sobie życzysz - Oczywiście że Betty jest cudowna - uśmiechnęła się cieplej - Coś pomyślimy, nie bój nic. Skoro jesteś w paczce, bawimy się w paczce, nie?

Jamie pokiwała głową i zapisała na kartce notesu jakiś adres. Potem gdy już wysiadły na ratuszowym placu tłumaczyła jeszcze ręcznie w którą odnogę z placu trzeba iść by do niej dojść. I tak z tego tłumaczenia wynikało, że nie ma zbyt daleko ani do ratusza ani do swojej lodziarni. Praca pod domem, bez konieczności dojazdu, ani ryzyka najazdu wojsk nieprzyjaciela - Lamia zaczynała rozumieć na czym polega ta cała normalność cywila i im więcej słyszała, tym bardziej chciała być tego częścią.



W ratuszu zjawiły się już pod sam koniec pracy urzędu. Na ostatni moment. Tam starsza sierżant w stanie spoczynku odebrała swoją cotygodniową porcję talonów. Nie było tego mało. Zwłaszcza jeśli nie musiała się martwić czynszem i jedzeniem. Spokojnie powinno dać się przeżyć do następnego poniedziałku. No ale to już nie był ten wysyp gotówki jak wtedy gdy pobrała zaległy z paru miesięcy żołd. Na zorganizowanie kolejnej imprezy takiej jak z wczoraj pewnie by jeszcze starczyło. Może jednej czy dwóch kolejnych. Ale pod względem takich większych wydatków to ten limit talonów już zaczynał brzęczeć gdzieś na granicy postrzegania.

Mazzi zdążyła wrócić do mieszkania Betty tuż po Betty. Zastała zaparkowaną przed domem jej błękitną landarę. A gdy weszła na górę okazało się, że gospodyni musiała ją wypzedzić ledwo o parę minut. Jeszcze nie zdążyła się przebrać bo właśnie to robiła w swojej sypialni. A okazało się, że w międzyczasie do domu wróciła Amy. Ona też była główną zarządzającą w kuchni rozstawiając sztućce i talerze. No i znów musiała przygotować coś dobrego bo panowały tam smakowite zapachy.

- O, Lamia, dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to rozładować? - dziewczyna z grubym opatrunkiem na twarzy poprosiła dawną koleżankę ze szpitala o pomoc. Sama w grubych rękawicach właśnie wyjęła z piekarnika jakąś sporą brytfankę. Ale trzeba było jeszcze te dania porozkładać na talerze.

- Jasne, że proste. Daj mi tylko chwilę, ok? - saper odparowała od razu, stawiając własne siaty na ziemi przy oknie. Dyszała przy tym jak stary zboczeniec, musiała też otrzeć ramieniem pot z czoła, zanim nie dorwała się do kompotu i nie wydudliła całego kubka na hejnał. Dopiero wtedy zajęła się kooperacją z kucharką.

- Jak ci minęła niedziela? - zagaiła, podstawiając pierwszy talerz - Co tam robiliście z Jackiem?

- Oj nic. Nic takiego. Spędziliśmy ten czas u niego. Było bardzo miło. Tak domowa. Na pewno żadne takie imprezy jak tutaj. - okaleczona blondynka mówiła cicho i uśmiechała się blado do tych swoich weekendowych wspomnień. Na koniec dopiero roześmiała się gdy wspomniała o weekendowym życiu towarzyskim koleżanki z jakim pewnie ciężko byłoby się komuś równać.

W tym czasie podniosła pokrywkę brytfanki. I smakowita burza aromatów po prostu biła po nozdrzach. Amy jako kucharka była na pewno niezrównana. W brytfance była jakaś pieczeń chociaż warstwa ziół i bez krojenia by zobaczyć jak wygląda w środku to trudno było zgadnąć co to dokładnie jest. Do tego krąg zapiekanych ziemniaków i ugotowane w tym wszystkim suszone owoce.

- Ja pokroję mięso. Czekaj ile nas będzie? Nałożysz resztę? Trochę pieczonych a trochę gotowanych ziemniaków. I jeszcze tam jest jest surówka ale to chyba postawi się na środek i każdy sobie weźmie co uważa. - blondynka nabiła mięso na dwa widelce i wyjęła z brytfanki aby je pokroić. Tylko właśnie musiała wiedzieć na ile kawałków. A reszta obiadu była gotowa do podzielenia na porcje.

- Amy… musisz mi zadawać takie ciężkie pytania? - z jękiem skargi saper pokręciła ostrożnie głową - Ty, ja, Betty, Eve, Di i Madi… za jakiś czas. Wychodzi pięć osób plus jedna na dolocie. Łącznie sześć… ale mogłam kogoś pominąć. Kurde, musisz mnie nauczyć gotować - dodała, śliniąc się na sam widok, o zapachu nie wspominając.

- No tak, mnie też coś takiego wyszło. To weźmiemy na pięć talerzy. A dla Madi zostawimy w piekarniku to może będzie jeszcze trochę ciepłe jak wróci. - koleżanka ze szpitala uśmiechnęła się czy to do słów Lamii czy jej komplementu o gotowaniu. I we dwie to poszło im całkiem sprawnie. W sam raz gdy cała obiadowa załoga znalazła się znów w kuchni. Betty zdążyła się przebrać ale nawet przez okulary widać było, że ma podkrążone i zaczerwienione oczy.

- Dobrze, że to już koniec dnia. Mam nadzieję, że nie przyszyłam nikomu ucha do wargi w pracy. Jak tak to jutro będę się tym martwić. - gospodyni przywitała się dość bladym uśmiechem. - Cóż nam za pyszności dzisiaj przygotowałaś Amy? A jak wam gołąbeczki minął dzień? Odpoczęłyście chociaż trochę? - okularnica zagaiła rozmowę zabierając się do jedzenia tej smakowitej pieczeni i zapiekanych ziemniaków.

- Plany były ambitne… ale żeśmy skapitulowały - była sierżant wymamrotała nad talerzem, świeża na równi ze skarpetami stojącymi na baczność w kącie bunkra. Przetarła twarz ręką, wznawiając apatyczne dziobanie w talerzu. Pachniało cudnie, tylko nie było pewności że żarcie utrzyma się w żołądku.
- Mam wrażenie jakbym przeorałam tyłkiem po żwirze. Liczę że chłopaków też połamało, aby było sprawiedliwość płciowa, klasowa i światopoglądowa - mruknęła weselej - Jęczą całkiem uroczo, szkoda że tego nie usłyszymy.

Jej uwaga rozbawiła damskie towarzystwo. Dziewczyny roześmiały się nad swoimi talerzami. - A ja mam ochotę na kąpiel a potem spanie aż do rana. Mam nadzieję, że mi wybaczycie gołąbeczki. My, starsze pokolenie nie regenerujemy tak szybko sił jak wy młodzi. - gospodyni krojąc kawałek pieczeni popatrzyła z uprzejmym uśmiechem na swoich gości i domowniczki. Chociaż z każdego krańca stołu poleciały zapewnienia o zrozumieniu.

- Jaka stara? Daj spokój Betty, chciałabym mieć tyle pary co ty. Jak tak wczoraj z Lamią obrabiałyście Jamie to aż było na co popatrzeć. - Indianka prychnęła na znak, że nie ma o czym mówić no i by wyrazić swój podziw dla sił i żywotności Królowej i Księżniczki.

- Jamie aż do rozstania pod ratuszem nie mogła tego przeżyć do końca - saper przytaknęła, parskając w kubek kompotu - Ćwierkała o tobie, jakaś ty wspaniała, piękna, dobra… tutaj akurat zgadzam się w pełni - pokiwała mądrze głową - Też się zawinę po obiedzie spać, my kaleki frontowe też potrzebujemy w spokoju wylizać rany, kontuzje i inne bóle tyłka. Szczególnie że jutro spotkanie z Olgą, więc mus być na chodzie. Nie będzie ci przeszkadzało jeśli z Eve ci się zalęgniemy gdzieś z boku łóżka? - łypnęła na pielęgniarkę - Tym razem grzecznie i bez sekscesów.

- A to nie wracamy do mnie? Ja bym wolała rano… - Eve zmarszczyła brwi jakby coś tu jej nie pasowało. Ale szybko machnęła dłonią jakby odpędzała natrętną muchę. - Albo ty zostań a ja wrócę do siebie póki autobusy jeżdżą. Po prostu jak rano mam jechać do firmy to łatwiej mi od siebie. No i tam mam samochód. - blondynka wzruszyła ramionami nie robiąc z tego wielkiej afery.

- No to już ustalcie ze sobą gołąbeczki. Ja zapraszam was obie razem i osobno a jeśli wolicie wrócić do siebie to też nie stanie się nic złego. - okularnica skubnęła znów pieczeni z talerza zagryzając zapiekanym ziemniakiem. Uśmiechnęła się ciepło do obu swoich gołąbeczek.

- To mówisz, że Jamie się podobał ten wczorajszy numerek? To chyba jej nie doceniłam należycie. Muszę się za nią zabrać przy następnej okazji. - Di zaśmiała się ze złośliwą uciechą na wieści jak lodziara wspominała wczorajszy wieczór.

- Na pewno będzie zachwycona - Mazzi przepiła do Indianki - Jest też zainteresowana wystąpieniem w filmie, oczywiście sceny czysto damskie. Będziesz miała co obrabiać przed i poza kamerami - na koniec zwróciła głowę do fotograf i posłała jej buziaka - Jak ty jedziesz to i ja jadę. Gdy ty, tam i ja. Chyba jakoś sobie poradzimy do jutra, póki mnie nie wygnasz na mróz, chłód, głód, śmierć i beznadzieję, co? - przybrała tragiczną minę - Poza tym ktoś musi pilnować żeby takiego kociaka nikt sobie po drodze nie przywłaszczył… musiałabym zabić, a dopiero poniedziałek.

- Oj Lamia, ale z ciebie bajerantka! - fotoreporter pacnęła swoją dziewczynę w ramię ale sprawiała wrażenie najszczęśliwszej blondynki na świecie. - I jeszcze zbajerowałaś Jamie by zagrała w naszym filmie? O rany, jesteś niesamowita! - Eve ucieszyła się z tych dobrych wieści tak bardzo, że cmoknęła Lamię w policzek.

- O to mówisz, że będzie nowa foczka do obróbki? No to ja jestem za. - Diane też wyglądała na zadowoloną, że lodziara aż tak bardzo wpasowała się w ich towarzystwo i zainteresowania, że nawet na koprodukcję w środę rano wyraziła zgodę.
Szło jak z płatka, idealnie i porządnie. Żal było się rozstawać, lecz wreszcie dwie kobiety kapitana Boltów pożegnały towarzystwo i szurając nogami, wsparte o siebie, ruszyły na przystanek nie marząc o niczym więcej, poza wylądowaniem wspólnie w łóżku.
Tym razem w statycznym bezruchu regenerującego snu.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline