Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2020, 06:20   #179
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2519.VIII.13; zmierzch

Miejsce: Ostland; Las Cieni; Kalkengard
Czas: 2519.VIII.13 Backertag (4/8); zmierzch
Warunki: jasno, gorąc; zachmurzenie, odgłosy bitwy


Karl i Tladin


Tladin mógł sobie darować próby mocowania się z bezwładnym rydwanem. Zbudowany z masywnego, ledwo co ociosanego drewna, obity blachami, wyłożony mokrymi skórami, z nabitymi koclami mógł ważyć niewiele mniej niż ich dwukółka. Nawet jeśli drgnął pod naporem jego mocarnych mięśni to jasnym było, że siłować się z tym przez całą drogę nie ma żadnego sensu. Zresztą podczas walk ucierpiał niewiele mniej niż załoga i teraz wyglądał jakby mógł się rozpaść na pierwszym zakręcie.

Krajobraz opustoszałego Kalkengard był podobny do tego co dwaj zwiadowcy a zwłaszcza Karl, widzieli tutaj ostatniej nocy. Teraz też szli przez bezludne i opustoszałe ulice. Przez napuchnięte trupy ludzi, zwierząt, potworów i odmieńców. Wszystkie musiały mieć już po kilka dni a jak teraz w rozgrzane walką zmysły fetor bijący od tej padliny był jeszcze bardziej wyczuwalny niż w chłodnej nocy. Zwłaszcza, że końcówka dnia okazała się zaskakująco ciepła. Mimo, że chmury zasnuły niebo i już zbyt wiele tego światła dziennego nie pozostało. Ale jeszcze było widno jak w dzień. No i gorąco. Zwłaszcza w pancerzu. A im więcej ktoś miał na sobie tego balastu tym gorąco wydawało się bardziej dokuczliwe.

Teraz szli kanionem wąskich uliczek. Stukając bronią, butami i brzęcząc kolczugami. Wydawało się, że banda ludzi jest tutaj kompletnie nie na miejscu. Jakby panoszyli się po jakimś grobowcu olbrzymów. Ludzie poruszali się ostrożnie zerkając w różne zakamarki. Chociaż na standardy zwiadowców grupa dwóch tuzinów uzbrojonych ludzi trudno było mówić by była dyskretna. To w bitewnym zamieszaniu jakie tworzyły siły główne mogło im się udać przemknąć. Bo gdzieś zza sąsiednich domów i ulic dochodziły ich hałasy starcia. Kto tam się z kim ścierał i z jakim wynikiem tego nie wiedzieli. Błądzili wśród tych opustoszałych i spustoszonych ciał, domów i ulic licząc, że dobrzy bogowie sprawią, że wygrają ci co powinni. Inaczej los osamotnionego i przetrzebionego oddziału przy końcówce dnia mógł być niezbyt wesoły. Gdy usłyszeli za sobą odgłosy jakiejś grupy wydawało się, że obawy o tym okrążeniu i odcięciu od sił głównych właśnie się sprawdziły. Ale sądząc po tarczach widzianych z odległości kilku domów to chyba były Furie Ulryka jakie ruszyły ich śladem. Widok sojuszniczego oddziału wlał otuchy w serca ochotników.

Sami ochotnicy nie wydawali się zbyt uszczęśliwieni swoim losem. Ale czy setnik potrafił zaprowadzić tak wysoką dyscyplinę czy po prostu Ostlandczycy w jakiś sposób poczuwali się do walki o to ostlandzkie miasto to jednak nie sarkali. Przynajmniej na razie. Odżałowali na gorąco poległych i rannych towarzyszy martwych polecając kojącemu dotykowi Morra a jeszcze żywych łasce Shallyi. Ale teraz byli bardziej skupieni na własnym przetrwaniu. Niemniej gdy skręcili w tą ulicę z jakiej wyjechał rozpędzony rydwan i w nią weszli szyk rozluźnił się. I ochotnicy zaczęli przypominać bardziej kupę swawolną niż regularny oddział.

Przeszli tak z dobry kawałek miasta. Karl co prawda nie był wcześniej w tej okolicy. Ale na ile mógł się zorientować to nadal poruszali się ulicą która powinna być równoległa do tej głównej jaką nocą doszedł do placu. Tylko właśnie nie do końca był pewny w którym momencie trzeba by skręcić w stronę placu. Był tylko pewny, że którąś z ulic po lewej stronie. Bo droga jaka wiodła od bramy do placu była gdzieś po lewej stronie. Tylko dzieliły ich ze dwie czy trzy przecznicę a, że ulice nie były ułożone w idealną siatkę to i rzadko ją było widać. Tladin miał podobne pojęcie gdzie się znajdują jak pewnie większość oddziału czyli właściwie żadne. Dało się jednak na słuch poznać, że odgłosy bitwy dochodzą właśnie gdzieś z lewej strony. Czasem trochę za nimi, przed nimi lub równolegle do nich. Musieli więc poruszać się na peryferiach głównego starcia. Wytłumione przez odległości zabudowania szczęk broni, wrzaski walczących, stukot przewracanych i niszczonych przedmiotów. Co jakiś czas zdawało się, że ktoś porusza się gdzieś po sąsiedzku ale nie aż tak blisko by nawiązać kontakt wzrokowy.

I w tym nie tak odległym zgiełku czynionym przez walczących dał się złowić nowy odgłos. Charakterystyczny tętent kopyt na bruku. Ochotnicy zamarli jak spłoszone króliki złapane przez drapieżnika na otwartej przestrzeni. Jeszcze niepewni czy i jakie zgaraża im niebezpieczeństwo. Jeszcze był moment niepewności w którą stronę zmierzają te kopyta. Ale dość szybko okazało się, że mają podejrzanie zbieżny kierunek.

- Chować się! Do domów! Ale już! Subito, subito! - jednooki dowódca ponaglił swoich ludzi. Ci rozpierzchli się na mniejsze i większe grupki czmychając drzwiami i oknami do splądrowanych a czasem i spalonych budynków. Powstał chaos gdy te wąskie gardła drzwi i okien próbowały pomieścić zbyt wielu amatorów swoich wnętrz. Ci co nie dali rady po prostu próbowali schować się w bocznych zaułkach. Wydawało się, że zdążyli w ostatniej chwili. Jeszcze Ostlandczycy nieruchomieli, padali na podłogę, chowali się za przewróconymi stołami czy po prostu przylegali do ścian gdy ulicą przemknęły dziwaczne poczwary.





Wyglądały jak spaczona wersja mitycznych centaurów. Góra należała do człowieka a dół do czworonoga. Tylko w splugawionej, rogatej wersji. Poczwary przemknęły ulicą nawet nie zwalniając i może nawet nie zauważając dopiero co ukrytych ludzi. Musiało być ich z tuzin albo coś podobnego.

- Zaatakują Furie. Stoją im na drodze. - w półmroku pomieszczenia odezwał się któryś z milicjantów. To był całkiem słuszny wniosek. Kilka domów dalej maszerowały Furie Ulryka i jeśli te kopytne poczwary nie zmienią kursu to były na najlepszej drodze do szarży na wojowniczki Ulryka.

Ale ochotnicy z kompanii Nucci odkryli inne zagrożenie. Dały się słyszeć odgłosy zaskoczenia i bolesne krzyki z sąsiednich budynków. Przemieszane ze zwierzęcym warczeniem. Jeszcze nie bardzo było wiadomo co tam się dzieje gdy przez okna i drzwi wpadły piekielne, łowcze ogary. I bez wahania rzuciły się na najbliższych wojowników. Na ulicy dało się dostrzec ich smukłe kształty gdy część pędziła w ślad za kopytnymi a część rzucała się na zaskoczonych ludzi by ich szarpać kłami i pazurami. Schronienie które przed chwilą uchroniło ich przed wykryciem kopytnych bestii teraz się stało klatką do jakiej wpadły szponiaste bestie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline