Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2020, 12:04   #66
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Olgrim zaprowadził towarzystwo na pierwsze piętro zrujnowanego zamku, do równie rozsypującej się co cała reszta tego miejsca, jakiejś dawnej sypialni, gdzie jako jedynym już meblem było duże łoże z baldachimem, a właściwie to resztki, zarówno jednego, jak i drugiego. Drzwi wejściowe były drewniane i solidne, wcale nie mocno przegnite czy wypaczone, i można je było bez problemu otwierać i zamykać, choć brakowało już w nich klamki czy zamka…

W izbie znajdowała się kamienna podłoga, dosyć zakurzona, lecz stabilna, a do tego kamienny kominek. Ciekawe, czy jeszcze się nadawał do rozpalenia w nim ognia? Był i spory kamienny balkon, z drewnianym zadaszeniem, choć i wyrwanymi i brakującymi już drzwiami balkonowymi, całość prezentowała się zaś dosyć znośnie, i było wystarczająco miejsca dla wszystkich. Ledwie zaś towarzystwo obejrzało owe miejsce, nie przebywając na samym opuszczonym zamku nawet jeszcze kwadransu, na zewnątrz zaczęło lekko padać.
- Kibelek robimy sobie na balkonie? - Spytała Caistina, po pierwszych pobieżnych oględzinach miejsca noclegu.

Czarodziejka rozejrzała się po komnacie. Zrujnowana. Upiorna. No idealna na nocleg. Jak w opowieściach, którymi rodzice raczyli ją gdy była mała.
Wyszukawszy sobie odpowiedni kąt, Carys uprzątnęła go nieco i rozłożyła swoje i Villema rzeczy.
Rozsiadła się wygodnie, o ile to oczywiście możliwe było i zajęła własnymi sprawami. Przez chwilę siedziała tyłem do zgromadzonych coś mrucząc pod nosem i lekko gestykulując rękoma. Chwilę później, jeżeli ktoś przyglądał się poczynaniom czarodziejki, mały, ciemny kształt pognał z jej kolan w kierunku wyjścia z komnaty i zniknął na korytarzu.

- W ostateczności. Lepiej się jednak opróżnić przed snem - odparł krasnolud skupiony na przygotowaniu legowiska dla osłabionej bardki i leczeniu jej. Olgrim był obecnie w raczej minorowym nastroju i wyraźnie niechętny rozmowom.

Rycerzowi komnata przypadła do gustu. Widok na okolicę był z niej nienajgorszy, zapewniała dach nad głową, a i jakby tego było mało, miała działające drzwi, na które już nie wystarczy jeden kopniak pani Trannyth. Zapewniała więc najlepsze wygody jakie mogły zaoferować im bagna.
Gdy Carys zajęła się przygotowywaniem miejsca na nocleg, on poświęcił czas na sprawdzenie kominka. Zapewne zbytkiem dobra byłoby gdyby dało się w nim rozpalić ogień tak by dym ulatywał kominem, ale kto wie? Może fortuna i tu im sprzyja?
Akurat kiedy trzonkiem zdobycznego topora sprawdzał, czy w dolnej części komin jest drożny, kątem oka dostrzegł drobny kształt, który oddalając się od czarodziejki smyrgnął w kierunku wyjścia. Chciał spojrzeć pytająco na Carys, ale wtedy z komina posypała się sadza i trochę gruzu.
- Pani Trannyth, jeśli można, wie pani coś o tym zamku? Od jak dawna jest opuszczony? Kto nim władał?
Co rzekłszy ruszył sprawdzić ile opału da się uzyskać ze zrujnowanego łoża. Do barbarzyńskiej sugestii by z balkonu kloakę uczynić, nie odniósł się mając nadzieję, że to poczucie humoru tropicielki. Choć wspomniał zasłyszaną niegdyś w Chessencie plotkę, że zachodni władykowie zwykli dawać upust potrzebom swych trzewi w kominkach, lub przez najbliższe okna. Uznał to jednak wonczas za przejaskrawienie.
Czekając na odpowiedź zabrał się za rozpalanie ognia w kominku.

- Wiele setek lat temu na sporym obszarze rządziły Elfy, ich kraina zwała się Feranbir, czy jakoś tak… czy to ich zamek, sama nie wiem, chyba nie… były i Królestwa Trzech Koron, może to jednej z nich? Wszystkie krainy już dawno temu upadły, a tereny przechodziły z rąk do rąk, podobnie jak zamki, więc w sumie ta ruina mogła mieć wcześniej wielu władców z różnymi sztandarami - odpowiedziała Caistina, rozkładając swoje posłanie. - A skąd tu bagna? Pewnie jakaś magiczna katastrofa, jak to zwykle bywa... - Zerknęła z drobnym uśmieszkiem w stronę Carys.

- Elfy? - Villem był tym tak zdziwiony, że aż przerwał na chwilę krzesanie ognia i spojrzał na tropicielkę, czy aby nie żartuje. Nic na to jednak nie wskazywało. - W Chessencie też mieszkają elfy. Ale to przeważnie muzycy, bakałarze, rzeźbiarze, lub hodowcy zwierząt. Nie posiadają żadnych ziem, czy włości. O królestwach nie wspominając.
Wrócił do krzesania kręcąc głową w zamyśleniu jakby miało wyglądać królestwo rządzone przez służących. Jak wyglądałaby zbudowana przez nich twierdza? Po chwili szczapki zajęły się płomieniami i pozostało poczekać. Bo rycerz chciał przekonać się o drożności komina.
- Carys, czy wiesz, co może wywołać taką katastrofę magiczną by całe królestwo pogrążyć w bagnie?

Druid nie mieszał się w rozważania na temat przyczyn powstania bagien, bowiem wiedza ta była mu potrzebna jak dziura w moście. Jak by nie było, nie wynajęto ich do zlikwidowania bagien, ani do odkrycia ich tajemnicy. Prawdę mówiąc wcale ich nie wynajęto...
Zabrał się za przyszykowanie kawałka miejsca na nocleg dla siebie i Laury, a potem podszedł do bardki i, ponieważ Amaranthe była wyraźnie osłabiona, rzucił na nią zaklęcie, którego celem było przywrócenie jej energii życiowej. Była to co prawda słabsza wersja tego zaklęcia, ale Daveth uznał, że lepsze coś, niż nic.
A potem podleczył, troszeczkę, Caistinę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline