Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2020, 21:33   #68
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Zrujnowany zamek

Wysokie Wrzosowiska

Towarzystwo opuściło w końcu “swoją” komnatę, by nieco powłóczyć się po zamku, i poszukać w nim czegoś interesującego… z każdą jednak minutą, jaką spędzali w tej budowli, coraz bardziej byli utwierdzeni w przekonaniu, iż to miejsce nie będzie oferowało nic ciekawego.

Zamek był poważnie zapuszczoną ruiną, i pewnie odwiedziło go przed nimi już wiele innych istot, przybywających tu zapewne z różną motywacją. A co było do ograbienia, wyniesiono już lata temu. Wszędzie jedynie śmieci, resztki mebli, czasem jeszcze całe(ale co komu po powoli rozsypującym się krześle?), często już nadgniłe gobeliny na ścianach, stary garnek, pordzewiały kandelabr, rozbita butelka po winie, niegdyś piękny kryształowy żyrandol pod sufitem, teraz leżał na podłodze, rozbity, powyginany, już bez kryształów…

Nie wszędzie zaś były i kamienne podłogi. Często te drewniane już się zarwały częściowo, strasząc wielkimi dziurami, czasem i w izbie brakowało całej podłogi… a te które jeszcze były, skrzypiały pod butami, przypominając o słowach Caistiny, i naturalnym niebezpieczeństwie czyhającym w zamku w wielu miejscach.



Carys i Villem

Parka towarzyszy z bardzo dalekiego wschodu Faerunu, wybrała się na zwiedzenie jednej z zamkowych wież. Wieża była z kamienia, schody były z kamienia, więc nie powinno być niebezpiecznie. Było za to męcząco fizycznie - i to dosłownie - po górkę.

Pierwsze piętro, drugie, trzecie, ile to już schodów? Tego chyba nie liczył nikt. Czwarte piętro… A co tam na górze będzie? Taka prawdziwa izba, prawdziwej księżniczki, jak to w bajkach? Chyba tak… no to dalej do góry, do góry, stopień za stopniem, i w kółko, piąte piętro, wymijając małe okienka w ścianach… ufff… powiew świeżego powietrza gdzieś z góry, i wyraźne odgłosy deszczu?

Nie, na górze nie było izby księżniczki. Na górze nie było… niczego. Jedynie platforma obserwacyjna z małymi szrankami, nawet bez drewnianego daszku. No ale przynajmniej letni deszcz był ciepły, i nawet całkiem przyjemny.

I widok wokół zamku, na chyba i kilka kilometrów w każdą stronę bagnisk, również niczego sobie. To może teraz kolejna wieża? Ale już faktycznie taka z izbą na samej górze i dachem?? Tylko jak długo wytrzymają nogi Czarodziejki taką eksplorację zamku?


~


I znowu kolejny kamienny stopień za stopniem, piętro za piętrem, mozolnie w górę… ufff, daleko jeszcze? Trzeciej wieży to już raczej nie zbadają, no chyba, że Villem wniesie ją na szczyt.

180 schodów dalej, oboje stanęli przed zamkniętymi, drewnianymi drzwiami. Ale to nie była przeszkoda nie do pokonania. Po czterech solidnych razach, Rycerz w końcu je wyważył własnym ciałem, a ich oczom ukazał się mały pokój. Podniszczone, rozpadające się łoże z baldachimem, skrzynia, szafa, toaletka z lustrem. A wszystko zakurzone, właściwie to rozpadające się… oprócz stojącego niemal na środku owej izby wrzeciona.


Te wyglądało na nowe, te… wzbudzało niezdrową ciekawość, zwłaszcza Carys. Villem zrobił jako pierwszy krok do środka pomieszczenia, a wtedy drewniana podłoga bardzo głośno zaskrzypiała pod jego butem. Deski były zbutwiałe, a sam mężczyzna w ciężkim pancerzu ważył swoje. Ryzykować dalsze kroki?

A wrzeciono… zdawało się wprost przyciągać Carys, wołać ją do siebie, niesłyszalną melodią. Czarodziejka chciała podejść, bardzo go dotknąć, bardzo. Zrobiła pierwszy kroczek w jego stronę, drugi...






Lauga

Wojowniczka wybrała się na samotną wycieczkę po zamku, zostawiając resztę towarzystwa samym sobie… i po pewnym czasie, i ona musiała stwierdzić, że w tej ruinie raczej nie znajdzie nic ciekawego. Miejsce rozpadało się, porzucone i ograbione już dawno temu. Tu ukrytych skarbów już nikt nie znajdzie, każdy możliwy kamień już pewnie kilka razy obrócili przybywający w to miejsce przed nią ludzie i nie-ludzie. A więc strata czasu.

Jedynym “urozmaiceniem” tego miejsca, były kilka razy pojawiające się, zwyczajowe, cholerne szczury, które na widok Laugi uciekały…

W ogromnej sali tronowej, nadal stał masywny tron.


Co prawda, on również został już ograbiony ze wszystkiego, co tylko się dało, ale ze względu na swoją masę, nadal pozostał na miejscu. Wojowniczka rozejrzała się po sali, przyjrzała bliżej podniszczonemu siedzisku… ile razy ma się okazję w życiu usiąść na takim tronie? Jeśli w ogóle?

Lauga, królowa Wysokich Wrzosowisk! Oddać pokłony…

Lauga, królowa Wysokich Wrzosowisk! Ściąć jego łeb…


~


Zwiedzanie piętra również nie przyniosło nic ciekawego. Wiele izb, które kiedyś pewnie były sypialniami wyższych sfer, pozostawały w takim samym nieładzie jak reszta zamku. Zniszczone biegiem czasu - albo i z czyjąś pomocą - łoża, szafy, gobeliny, duże lustra, których teraz kawałki walały się po podłogach… i w jednej z owych izb, ciało.

Humanoidalne, rozmiarów dorosłej osoby, zawinięte w jakieś przekrwawione koce, z których wystawała para butów, porzucone pod ścianą, gnijące i rozpadające się, otoczone masą much. A do tego ten smród. Czy to był jakiś awanturnik, który wraz z towarzyszami zwiedzał ten zamek, czy był to jakiś humanoidalny potwór, który przybył tu w podobnych celach, tego Lauga stwierdzić nie umiała.






Daveth i Caistina

Druid i Tropicielka wybrali się do zamkowych piwnic… ponurych, mrocznych, i głębokich piwnic, gdzie można się było poruszać tylko i wyłącznie z pochodnią, którą Półelfka szybko zapaliła, w drugiej dłoni z kolei dzierżąc swój Sejmitar.

Mrok, kurz, sporo pajęczyn, i chyba i kilka razy szczury, były zjawiskami, jakie towarzyszyły tej dwójce w trakcie owej wyprawy za-choliba-wie-czym. Wszędzie cicho, wszędzie pusto, jedynie sporadycznie tu i tam odrobina wody kapiącej z sufitu. Zniszczone drzwi, wyrwane kraty… pustki i zaduch. Ale i z drugiej strony, wilgoć również zaczęła się dawać we znaki.

- Czego my tu szukamy? Szczęścia? - Spytała retorycznie Caistina, uśmiechając się półgębkiem, po czym przetarła nadgarstkiem kilka kropli potu na czole...zostawiając na nim po tym geście ciemną smugę brudu.

Wkrótce natrafili na zamkowy skład wina. Tuziny tuzinów beczek, różnych rozmiarów, od tych zwyczajnych, do takich, co to ich deka były średnicy ponad dwa metry… wiele poprzewracanych, zniszczonych na kawałki, rozbitych. Tropicielka od niechcenia zaczęła po niektórych stukać orężem, a wszystkie które sprawdzała były zdecydowanie puste. Choć kto by tam sprawdził naprawdę każdą, było ich zdecydowanie za dużo, ale pewnie jak i w całym tym zamczysku, tu też już ogołocono wszystko co było możliwe.


~


Jakiś czas później oboje natrafili na zalaną część piwnic, wszędobylskim bagnem, wdzierającym się również do zamku… choć tutaj była to jedynie jak na razie większa ilość wody, ponad błoto.


- Nie lubię takiej ciasnoty - Mruknęła Caistina, i wystawiła dłoń pod jedną z małych strużek wody, kapiących z sufitu. Następnie ową mokrą dłonią przetarła sobie kark, a po chwili i odrobinę biustu, na tyle, na ile on wystawał z jej koszulki kolczej.

- Ty chyba też wolisz otwarte przestrzenie ponad budynki? - Spytała Davetha, przyglądając mu się z góry do dołu - To co, idziemy dalej, czy wolisz bucików sobie nie moczyć? - Dodała z małym przekąsem.

Poszli dalej…

I po kilku minutach natrafili na kości jakiegoś humanoida, w jednym z zakratowanych - choć już o wyrwanych drzwiach - pomieszczeniu, które chyba kiedyś było celą? Mogły choćby o tym i świadczyć łańcuchy zwisające ze ścian. A sama kupka kości? Pewnie miała i już z setkę lat.

- Brrrr - Wzdrygnęła się Tropicielka - Tak skończyć w łańcuchach, zdanym na łaskę oprawcy... - Po jej skroni spłynęła kropelka potu.






Amaranthe i Olgrim

Zanim Krasnolud i Bardka gdziekolwiek mogli się wybrać, należało zająć się jej stopami. W takim stanie było bowiem wykluczone dalsze podróżowanie, ba, nawet zwykłe chodzenie. Amaranthe bagatelizowała ten fakt uśmiechem, ale naprawdę trzeba było się tym zająć… gdy więc całe towarzystwo rozeszło się po zamku, celem jego zwiedzania, Olgrim zajął się dolegliwościami dziewczyny.

Jedna maść, druga maść, a następnie obwiązanie bandażami, i gotowe. Problem jednak pojawił się z założeniem butów, które teraz nijak się dało założyć przez właśnie opatrunki. Amaranthe jednak uśmiechnęła się słodko do Kapłana, raz czy dwa nawet pogładziła jego brodę, i ten dał się przekonać, by i oni urządzili sobie małą wycieczkę po zamku, z Bardką chodzącą bez obuwia. Byleby tylko na nic nie nadepnęła.


~


Zamkowa biblioteka okazała się zapuszczonym i opuszczonym miejscem, choć wcale nie tak pustym, jakby się wydawało. W rozpadających się regałach wciąż znajdowała się masa książek, choć wiele z nich rozsypywało się już po pochwyceniu w dłoń.


Mimo jednak tego, miejsce i tak wydawało się interesujące… ktokolwiek grabił zamek, nie zaprzątał sobie głowy “gryzmołami”, i na szczęście nie puścił również tego miejsca z dymem. Prostaki nie doceniały wartości słowa pisanego, i nic sobie nie robiły z tej skarbnicy wiedzy, podczas gdy często, wbrew pozorom, mogły się tu skrywać księgi o sporej wartości historycznej, które po przeliczeniu w monety, robiły wrażenie.

No i ta bardziej już przyziemna sprawa, dotycząca owych zapisków - można było się dowiedzieć, kto był tu kiedyś panem?






***

Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline