- To bransoleta Kari. Dzieło naszego kowala. Singriego. - odparł na pytanie Bjorna - Ona tu była.
Nie wysilał się na tłumaczenie myśliwemu, że Kari wcale nie zginęła rok temu, a wczoraj. Wystarczało mu, że obcy o tym wie.
Zaprowadzony do ostatniego miejsca, w którym myśliwy znalazł trop, kapłan przez dobrych kilka chwil rozglądał się dookoła. Wiedział, że coś mu umyka. A nie dowiedział się zupełnie niczego nowego od Eilerta, który w zasadzie potwierdził tylko to czego Geir już się domyślał. Czego więc brakowało? W końcu kapłan miast szukać śladów, uniósł głowę ku niebu jakby oczekując tam w chmurach zobaczyć kpiący uśmieszek odynowego brata. Miast tego jednak zobaczył co innego. Zobaczył szczyt Hekla rzucający teraz cień na trójkę wikingów. I wiedział gdzie się znajdują.
- Zabrała ją ze sobą Frigg... - szepnął do siebie po czym odwrócił się do dwójki towarzyszy - Chyba wiem gdzie on idzie. Eilercie, tak szybko jak to możliwe wróć do osady. Weź trochę prowiantu. I Eydis. I Singriego. Ale zwłaszcza Eydis. Daj jej to. - podniósł jedno z kruczych piór i podał myśliwemu - I od razu ruszajcie za nami na Hekla.
Po czym spojrzał na drugiego mężczyznę.
- Bjornie, mam nadzieję, że zjadłeś sute śniadanie.