Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2020, 15:47   #69
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Piwnice, na pierwszy przynajmniej rzut oka, nie sprawiały zbyt dobrego wrażenia. I mimo zacnego towarzystwa Daveth stwierdził, iż wybór miejsca na zwiedzanie nie był najlepszy. I raczej wątpił, by znaleźli tutaj szczęście.

- Też wolę otwarte przestrzenie - powiedział chwilę później, całkiem otwarcie przyglądając się biustowi tropicielki. - Chociaż muszę przyznać, że w niektórych przypadkach dach nad głową ma swoje zalety.
- Ciekawe jakie? - powiedziała Caistina, rozglądając się po najbliższym otoczeniu.
- Na przykład ciemną nocą, gdy szaleje burza - odparł z lekkim uśmiechem Daveth. - Albo gdy zaprosisz dziewczynę na kolację. Wtedy nie trzeba się przejmować pogodą.
- E tam - wzruszyła ramionami Półelfka, nic sobie chyba z owych zalet dachu nad głową nie robiąc - Przed burzą można się schować w wielu miejscach, jak i zjeść przy ognisku…
- Ognisko ma pewne wady, gdy z nieba spadają strugi wody. - Daveth ponownie się uśmiechnął. - Oczywiscie nie ma jak miłe sam na sam pod rozgwieżdżonym niebem - dodał.
Tropicielka spojrzała na Druida z dziwną miną, przez chwilę się chyba nad czymś zastanawiając...
- A do tego flaszeczka wina, gadka-szmatka, a potem "barabara"? - Spojrzała na rozmówcę tym razem z ukosa.
- Czasami bywa i tak - przyznał Daveth. - A niekiedy flaszeczka wina jest zbędna - stwierdził. - To zamczysko na przykład nie zadbało o taki drobiazg - dodał. - Raczej wygląda na to, że ktoś zadbał o to, by zwiedzający nie mogli zaspokoić swego pragnienia w dziedzinie trunków mocniejszych od wody. Tamte butelki wyglądały na opróżnione... Z drugiej strony... Nie wszystkie spacery mają w założeniach takie zakończenie jak igraszki na sianku.
- A więc niestety...TWÓJ plan jest tak dziurawy jak ten zamek? Wina nie ma, ogniska nie ma, sianka też nie… - Caistina musiała się wspiąć na niewysoki gzyms, by mogli iść dalej, podejmując decyzję o dalszej wędrówce. Nieświadomie - a może i świadomie? - na drobną chwilę jej tyłek był wypięty do mężczyzny.
-...a do podziwiania gwiazd też jeszcze daleko. Jednym słowem, wszystko kiepskie? - Spojrzała przez ramię na Davetha.
- Najważniejsze jest dobre towarzystwo - odparł druid, który uznał, że tyłkowi Caistiny niewiele można zarzucić. - A na to z pewnością nie będę narzekać. No i chyba nie sądzisz, że zakładałem znalezienia siana i innych przydatnych akcesoriów... - dodał.
- A kto cię tam wie - Odparła z przekąsem Półelfka, idąc dalej, wśród blasku pochodni. Po chwili zaś dotarli korytarzami owych zamkowych piwnic do… ślepego zaułka. Czyżby koniec wędrówki?
Daveth spojrzał na ścianę.
- W opowieści jakiegoś barda właśnie w tym momencie byśmy trafili na ukryte przejście - powiedział. - Trzeba tylko znaleźć miejsce, gdzie trzeba coś nacisnąć, przesunąć... i jesteśmy w skarbcu - zażartował.
Podszedł do ściany i przyjrzał się jej dokładniej.
- Olgrim zapewne powiedziałby więcej - dodał, zauważając w końcu na owej ścianie jeden z kamieni innego koloru niż pozostałe, tak gdzieś na wysokości swojego torsu, nieco po prawej stronie samej ściany…
- Na wszelki wypadek się odsuń, zanim się okaże, iż to pułapka, a nie wrota do skarbu - powiedział, a chwilę później spróbował nacisnąć kamień. Na wszelki wypadek z pewnej odległości i nie ręką, a kijem.
Kamień dało się wepchnąć w ścianę, coś zazgrzytało i na samej ścianie pojawił się zarys drzwi… jednak to wszystko. Nic się samo nie otwarło. No tak, wszystko tu już stare i zapuszczone…
Daveth, nieco zaskoczony, przeniósł wzrok z drzwi na tropicielkę i ponownie na drzwi.
- Zaskakujące, zaiste... - powiedział. - Chyba trzeba by teraz popchnąć... - Przyjrzał się drzwiom, usiłując wypatrzyć zawiasy. Wtedy można by określić miejsce, gdzie należy pchnąć. Niestety, nie dość, że nie było klamki czy zamka, ale i zawiasów brakło.
- No to pchamy… - Stwierdziła krótko Caistina, po czym oboje zaparli się i zaczęli siłowanie z ukrytymi drzwiami, które po chwili zgrzytnęły jeszcze bardziej, i w końcu ustąpiły otwierając się, i ukazując im jakiś wyjątkowo mocno pokryty pajęczynami korytarz.
- Błech… - Wzdrygnęła się Tropicielka, i...zaczęła pochodnią przypalać wszędobylskie pajęczyny blokujące drogę.
Daveth nie obawiał się się pająków ani pajęczyn, ale udał, że nie widzi tej niewielkiej skazy w charakterze tropicielki.
- Widać, że dawno nikt tu nie był - powiedział, wypatrując równocześnie niemiłych niespodzianek. Jedna z nich rzuciła się w oczy - a raczej do nosa, bowiem powietrze nie było najlepszej jakości.
- Kto idzie pierwszy? - Caistina spojrzała na Davetha. Oboje dobrze wiedzieli, że w korytarzu mogą być jakieś pułapki…
- Co prawda mówi się zwykle "panie przodem", ale pójdę pierwszy - powiedział Daveth. - Albo... któryś z moich przyjaciół... - Przywołał czarnego niedźwiedzia, który ruszył przodem, coś tam mrucząc pod nosem(?). I gdzieś tak w połowie korytarza… “klik”, niedźwiedź na coś nadepnął w podłodze, a ze ściany wyyyyyyjątkowo powoli i z okropnym zgrzytem wysunęło się wielkie ostrze, które ugrzęzło po kilku centrymetrach. Gdyby pułapka i całe te miejsce nie było takie stare… niedźwiedź mruknął ponownie, po czym niewzruszony poczłapał dalej, aż w końcu doprowadził Davetha i Caistinę do jakiś zwyczajnych, drewnianych drzwi.
- Pewnie nie trafiliśmy na skarbiec - powiedział druid. - [i]Zwykłe drzwi zwykle nie chronią skarbów.
- Aha - przytaknęła krótko Półelfka.

Drzwi były nieco zbutwiałe, i zaklinowane, dało się je jednak w końcu otworzyć. Za nimi zaś… mała zbrojownia. Kilka pancerzy, tarcz, halabard, mieczy, i tym podobnych, wszystko zaś pokryte kurzem i pajęczynami. Były i świece, a nawet i lampa naftowa, co też pozapalano, by mieć więcej światła w pomieszczeniu.



W tak dobrze strzeżonym miejscu mogło być coś cennego, dlatego też po przystąpieniu progu Daveth rzucił wykrycie magii… i wykrył, owszem, ale na kręcącej się po pomieszczeniu Tropicielce, która oglądała wyposażenie zbrojowni. I na niczym więcej.
- To wszystko starocie... - Stwierdziła kobieta, po tym, jak jakaś włócznia po prostu jej się złamała w dłoniach - Drewno wypaczone, albo korniki czy coś... - Wzruszyła ramionami. Chociaż niektóry oręż wyglądał na coś więcej niż zwyczajowy miecz czy sztylet, wykonane były bowiem całkiem nieźle, no i nie wszystko tu było z drewna…
- Warto by wziąć coś na pamiątkę - powiedział Daveth, równocześnie sprawdzając pomieszczenie w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego przejścia lub schowka, niczego jednak więcej nie znaleźli.
Druid przygarnął świetnej roboty sztylet, po czym spojrzał na tropicielkę.
- A ty co zabierasz? - spytał. - Po tylu trudach nie wypada odejść z pustymi rękami - zażartował.
- Może być i sztylet - Caistina kiwnęła głową, po czym wyszukała jeden dla siebie.
- To co? Wracamy, rozglądając się po drodze i szukając innych ukrytych przejść? - spytał Daveth.
- Nadal ci mało? - Półelfka przelotnie się uśmiechnęła.
- Uznajmy, że fortuna nam sprzyja - w tonie Davetha trudno było dopatrzyć się powagi. - A w takim przypadku zbrodnią byłoby nie skorzystać z okazji. Poza tym... zostawić jakieś nieodkryte tajemnice... Zgroza... - Stłumił uśmiech.
- Nadal tu, w piwnicach, czy już innej części zamku? - Stanęła przed nim.
- Inne części są raczej zajęte - stwierdził. - A zatem piwnice. Chyba że masz już aż tak dosyć tej ciasnoty.
- Powoli już tak - powiedziała, przekazując Davethowi pochodnię, a sama zabierając lampę oliwną -To prowadź… gdzieś tam - Dodała.
Daveth ruszył w stronę wyjścia, po drodze przyglądając się ścianom korytarza.
Zatrzymał się na chwilę przy ukrytych (do niedawna) drzwiach, zastanawiając się, w jaki sposób można je zamknąć.
- Masz jakiś pomysł? - Spojrzał na Caistinę. - Chciałbym je zamknąć.
- Może znowu ten kamień wcisnąć? - Wzruszyła ramionami.
Daveth nieco w to wątpił, ale co szkodziło spróbować?
- Pewnie by trzeba wszystko naoliwić - powiedział, po czym spróbował nacisnąć kamień...i znowu zazgrzytało, i ukryte drzwi drgnęły i...nic. Tajnego wejścia nie dało się zamknąć, pewnie właśnie już z powodu przestarzałych mechanizmów. Caistina zaśmiała się.
- Idziemy… - Machnęła dłonią na całą tą ukrytą zbrojownię.
- Nie zostanę po tamtej stronie, by zamknąć te drzwi - odparł Daveth, ruszając w kierunku skąd przybyli.
- Sprawdzimy raz jeszcze te beczki? - spytał. - W połowie ballad za beczkami są ukryte przejscia, tajemnicze komnaty, uwięzione księżniczki, sale tortur... A nie, sale tortur są bardziej dostępne - stwierdził.

Na słowa "sale tortur" Półelfka dziwnie spięła się na całym ciele.
- Księżniczek ci się zachciewa? - spytała szybko, maskując swoje reakcje… i zaczesała nerwowo luźny kosmyk włosów za wydłużone uszko - Możemy sprawdzić beczki… też bym się napiła! - dodała, i zaśmiała się wyjątkowo, wyjątkowo sztucznie.
Daveth udał, że niczego nie spostrzegł, ale postanowił tego tematu już więcej nie poruszać.
- Po tylu latach księżniczka byłaby raczej mało atrakcyjna, prawda? Poza tym nie jestem rycerzem czy księciem, by ubiegać się w względy jakieś panny o krwi błękitnej. - Uśmiechnął się. - I pewnie miałaby pretensje, że tak późno przybyliśmy, by ją uwolnić - dodał żartem.
 
Kerm jest offline