Piwnice, na pierwszy przynajmniej rzut oka, nie sprawiały zbyt dobrego wrażenia. I mimo zacnego towarzystwa Daveth stwierdził, iż wybór miejsca na zwiedzanie nie był najlepszy. I raczej wątpił, by znaleźli tutaj szczęście.
-
Też wolę otwarte przestrzenie - powiedział chwilę później, całkiem otwarcie przyglądając się biustowi tropicielki. -
Chociaż muszę przyznać, że w niektórych przypadkach dach nad głową ma swoje zalety.
-
Ciekawe jakie? - powiedziała Caistina, rozglądając się po najbliższym otoczeniu.
-
Na przykład ciemną nocą, gdy szaleje burza - odparł z lekkim uśmiechem Daveth. -
Albo gdy zaprosisz dziewczynę na kolację. Wtedy nie trzeba się przejmować pogodą.
-
E tam - wzruszyła ramionami Półelfka, nic sobie chyba z owych zalet dachu nad głową nie robiąc -
Przed burzą można się schować w wielu miejscach, jak i zjeść przy ognisku…
-
Ognisko ma pewne wady, gdy z nieba spadają strugi wody. - Daveth ponownie się uśmiechnął. -
Oczywiscie nie ma jak miłe sam na sam pod rozgwieżdżonym niebem - dodał.
Tropicielka spojrzała na Druida z dziwną miną, przez chwilę się chyba nad czymś zastanawiając...
-
A do tego flaszeczka wina, gadka-szmatka, a potem "barabara"? - Spojrzała na rozmówcę tym razem z ukosa.
-
Czasami bywa i tak - przyznał Daveth. -
A niekiedy flaszeczka wina jest zbędna - stwierdził. -
To zamczysko na przykład nie zadbało o taki drobiazg - dodał. -
Raczej wygląda na to, że ktoś zadbał o to, by zwiedzający nie mogli zaspokoić swego pragnienia w dziedzinie trunków mocniejszych od wody. Tamte butelki wyglądały na opróżnione... Z drugiej strony... Nie wszystkie spacery mają w założeniach takie zakończenie jak igraszki na sianku.
-
A więc niestety...TWÓJ plan jest tak dziurawy jak ten zamek? Wina nie ma, ogniska nie ma, sianka też nie… - Caistina musiała się wspiąć na niewysoki gzyms, by mogli iść dalej, podejmując decyzję o dalszej wędrówce. Nieświadomie - a może i świadomie? - na drobną chwilę jej tyłek był wypięty do mężczyzny.
-
...a do podziwiania gwiazd też jeszcze daleko. Jednym słowem, wszystko kiepskie? - Spojrzała przez ramię na Davetha.
-
Najważniejsze jest dobre towarzystwo - odparł druid, który uznał, że tyłkowi Caistiny niewiele można zarzucić. -
A na to z pewnością nie będę narzekać. No i chyba nie sądzisz, że zakładałem znalezienia siana i innych przydatnych akcesoriów... - dodał.
-
A kto cię tam wie - Odparła z przekąsem Półelfka, idąc dalej, wśród blasku pochodni. Po chwili zaś dotarli korytarzami owych zamkowych piwnic do… ślepego zaułka. Czyżby koniec wędrówki?
Daveth spojrzał na ścianę.
-
W opowieści jakiegoś barda właśnie w tym momencie byśmy trafili na ukryte przejście - powiedział. -
Trzeba tylko znaleźć miejsce, gdzie trzeba coś nacisnąć, przesunąć... i jesteśmy w skarbcu - zażartował.
Podszedł do ściany i przyjrzał się jej dokładniej.
-
Olgrim zapewne powiedziałby więcej - dodał, zauważając w końcu na owej ścianie jeden z kamieni innego koloru niż pozostałe, tak gdzieś na wysokości swojego torsu, nieco po prawej stronie samej ściany…
-
Na wszelki wypadek się odsuń, zanim się okaże, iż to pułapka, a nie wrota do skarbu - powiedział, a chwilę później spróbował nacisnąć kamień. Na wszelki wypadek z pewnej odległości i nie ręką, a kijem.
Kamień dało się wepchnąć w ścianę, coś zazgrzytało i na samej ścianie pojawił się zarys drzwi… jednak to wszystko. Nic się samo nie otwarło. No tak, wszystko tu już stare i zapuszczone…
Daveth, nieco zaskoczony, przeniósł wzrok z drzwi na tropicielkę i ponownie na drzwi.
-
Zaskakujące, zaiste... - powiedział. -
Chyba trzeba by teraz popchnąć... - Przyjrzał się drzwiom, usiłując wypatrzyć zawiasy. Wtedy można by określić miejsce, gdzie należy pchnąć. Niestety, nie dość, że nie było klamki czy zamka, ale i zawiasów brakło.
-
No to pchamy… - Stwierdziła krótko Caistina, po czym oboje zaparli się i zaczęli siłowanie z ukrytymi drzwiami, które po chwili zgrzytnęły jeszcze bardziej, i w końcu ustąpiły otwierając się, i ukazując im jakiś wyjątkowo mocno pokryty pajęczynami korytarz.
-
Błech… - Wzdrygnęła się Tropicielka, i...zaczęła pochodnią przypalać wszędobylskie pajęczyny blokujące drogę.
Daveth nie obawiał się się pająków ani pajęczyn, ale udał, że nie widzi tej niewielkiej skazy w charakterze tropicielki.
-
Widać, że dawno nikt tu nie był - powiedział, wypatrując równocześnie niemiłych niespodzianek. Jedna z nich rzuciła się w oczy - a raczej do nosa, bowiem powietrze nie było najlepszej jakości.
-
Kto idzie pierwszy? - Caistina spojrzała na Davetha. Oboje dobrze wiedzieli, że w korytarzu mogą być jakieś pułapki…
-
Co prawda mówi się zwykle "panie przodem", ale pójdę pierwszy - powiedział Daveth. -
Albo... któryś z moich przyjaciół... - Przywołał czarnego niedźwiedzia, który ruszył przodem, coś tam mrucząc pod nosem(?). I gdzieś tak w połowie korytarza… “klik”, niedźwiedź na coś nadepnął w podłodze, a ze ściany wyyyyyyjątkowo powoli i z okropnym zgrzytem wysunęło się wielkie ostrze, które ugrzęzło po kilku centrymetrach. Gdyby pułapka i całe te miejsce nie było takie stare… niedźwiedź mruknął ponownie, po czym niewzruszony poczłapał dalej, aż w końcu doprowadził Davetha i Caistinę do jakiś zwyczajnych, drewnianych drzwi.
-
Pewnie nie trafiliśmy na skarbiec - powiedział druid. - [i]Zwykłe drzwi zwykle nie chronią skarbów.
-
Aha - przytaknęła krótko Półelfka.
Drzwi były nieco zbutwiałe, i zaklinowane, dało się je jednak w końcu otworzyć. Za nimi zaś… mała zbrojownia. Kilka pancerzy, tarcz, halabard, mieczy, i tym podobnych, wszystko zaś pokryte kurzem i pajęczynami. Były i świece, a nawet i lampa naftowa, co też pozapalano, by mieć więcej światła w pomieszczeniu.
W tak dobrze strzeżonym miejscu mogło być coś cennego, dlatego też po przystąpieniu progu Daveth rzucił wykrycie magii… i wykrył, owszem, ale na kręcącej się po pomieszczeniu Tropicielce, która oglądała wyposażenie zbrojowni. I na niczym więcej.
-
To wszystko starocie... - Stwierdziła kobieta, po tym, jak jakaś włócznia po prostu jej się złamała w dłoniach -
Drewno wypaczone, albo korniki czy coś... - Wzruszyła ramionami. Chociaż niektóry oręż wyglądał na coś więcej niż zwyczajowy miecz czy sztylet, wykonane były bowiem całkiem nieźle, no i nie wszystko tu było z drewna…
-
Warto by wziąć coś na pamiątkę - powiedział Daveth, równocześnie sprawdzając pomieszczenie w poszukiwaniu jakiegoś ukrytego przejścia lub schowka, niczego jednak więcej nie znaleźli.
Druid przygarnął świetnej roboty sztylet, po czym spojrzał na tropicielkę.
-
A ty co zabierasz? - spytał. -
Po tylu trudach nie wypada odejść z pustymi rękami - zażartował.
-
Może być i sztylet - Caistina kiwnęła głową, po czym wyszukała jeden dla siebie.
-
To co? Wracamy, rozglądając się po drodze i szukając innych ukrytych przejść? - spytał Daveth.
-
Nadal ci mało? - Półelfka przelotnie się uśmiechnęła.
-
Uznajmy, że fortuna nam sprzyja - w tonie Davetha trudno było dopatrzyć się powagi. -
A w takim przypadku zbrodnią byłoby nie skorzystać z okazji. Poza tym... zostawić jakieś nieodkryte tajemnice... Zgroza... - Stłumił uśmiech.
-
Nadal tu, w piwnicach, czy już innej części zamku? - Stanęła przed nim.
-
Inne części są raczej zajęte - stwierdził. -
A zatem piwnice. Chyba że masz już aż tak dosyć tej ciasnoty.
-
Powoli już tak - powiedziała, przekazując Davethowi pochodnię, a sama zabierając lampę oliwną -
To prowadź… gdzieś tam - Dodała.
Daveth ruszył w stronę wyjścia, po drodze przyglądając się ścianom korytarza.
Zatrzymał się na chwilę przy ukrytych (do niedawna) drzwiach, zastanawiając się, w jaki sposób można je zamknąć.
-
Masz jakiś pomysł? - Spojrzał na Caistinę. -
Chciałbym je zamknąć.
-
Może znowu ten kamień wcisnąć? - Wzruszyła ramionami.
Daveth nieco w to wątpił, ale co szkodziło spróbować?
-
Pewnie by trzeba wszystko naoliwić - powiedział, po czym spróbował nacisnąć kamień...i znowu zazgrzytało, i ukryte drzwi drgnęły i...nic. Tajnego wejścia nie dało się zamknąć, pewnie właśnie już z powodu przestarzałych mechanizmów. Caistina zaśmiała się.
-
Idziemy… - Machnęła dłonią na całą tą ukrytą zbrojownię.
-
Nie zostanę po tamtej stronie, by zamknąć te drzwi - odparł Daveth, ruszając w kierunku skąd przybyli.
-
Sprawdzimy raz jeszcze te beczki? - spytał. -
W połowie ballad za beczkami są ukryte przejscia, tajemnicze komnaty, uwięzione księżniczki, sale tortur... A nie, sale tortur są bardziej dostępne - stwierdził.
Na słowa "sale tortur" Półelfka dziwnie spięła się na całym ciele.
-
Księżniczek ci się zachciewa? - spytała szybko, maskując swoje reakcje… i zaczesała nerwowo luźny kosmyk włosów za wydłużone uszko -
Możemy sprawdzić beczki… też bym się napiła! - dodała, i zaśmiała się wyjątkowo, wyjątkowo sztucznie.
Daveth udał, że niczego nie spostrzegł, ale postanowił tego tematu już więcej nie poruszać.
-
Po tylu latach księżniczka byłaby raczej mało atrakcyjna, prawda? Poza tym nie jestem rycerzem czy księciem, by ubiegać się w względy jakieś panny o krwi błękitnej. - Uśmiechnął się. -
I pewnie miałaby pretensje, że tak późno przybyliśmy, by ją uwolnić - dodał żartem.