Drużyna z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku udała pomieszczenia gdzie spali pozostali pacjenci oddani Zandalusowi i bez problemu uzyskała swój kącik, a wszyscy patrzyli na nich z mieszanką podziwu i zgrozy.
Potem zapadli w sen.
Umorli patrzył na ubranych w odświętne szaty kultystów, którzy po cichu skandowali bluźnierczy psalm ku chwale jego pana. Uśmiechnął się i zacisnął dłonie ubrane w rękawce z ludzkiej skóry i odwrócił się by spojrzeć na skazańców, wyznawców słabych i dobrotliwych bóstw jak Asmodeusz czy Lamaszutu. Byli tam też jego dawni towarzysze: Imra, Sadim i reszta. Ruszył dłonią i jego ulubiny sługa, potworny człowiek w łachmanach podpalił stosy.
Imra szła przez pole bitwy, a za nią maszerowały hordy sług jej władcy. Wielki sojusz wszystkich krain jaki się zebrał aby powstrzymać armię abominacji nie był w stanie stawić czoła jej groteskowym legionom. Każdy kto stawił jej czoła ginął w kałuży krwi ze straszną świadomością, że jego dusza zostanie pochłonięta przez jej wiecznie głodne ostrze. Taki los spotykał królów i książęta, a nawet jwj dawnych towarzyszy, Umorliego, Arthmyna, Kennicka… Jej przyboczny, Człowiek e łachmanach zdzierał wszystkim twarze na monstrualny płaszcz, jak przywdzieje.
Arthmyn dosiadał straszliwie wypaczonego smoka, którego płomienie niemożliwej do określenia barwy pochłaniały mieszkańców i obrońców, nie dając im jednak łaski śmierci, tylko zmieniając ich w monstra godne koszmarów mrożących krew w żyłach piekielnych książąt. Recytował bluźniercze zaklęcia przyzywając nieopisywalne potwory. Dowodził nimi jego sługa, człowiek w łachmanach. W każdej sekundzie słyszał krzyki dusz jego dawnych towarzyszy, który dusze błagały o nicość uwięzione w klejnotach mocy.
Kennick metodycznie podpisywał wyroki na niewiernych i heretyków. Była to niezwykle mozolna praca, bowiem lista tego, co trzeba było uczynić każdemu z nich była długa i skomplikowana. Słyszał też piękną muzykę krzyków przesłuchiwanych, którzy mówili wszystko co chciano od nich usłyszeć. Właściwie owe przesłuchania nie były wcale konieczne, ale radowały jego pana. Człowiek w łachmanach, jego ulubiony sługa, człowiek w łachmanach, który nadzorował przesłuchania. Odwrócił się i zobaczył strzępy mięsa, które niegdyś były jego towarzyszami, Umorlim, Imrą czy jego bratem Sadimem.
Sadim prowadził ceremonię przywołania, która miała zakończyć obecną erę wszechświata. Gwiazdy były w porządku, a przedwieczni budzili się aby objąć we władanie ten świat. Tysiące, dziesiątki tysięcy wyznawców śpiewało mroczne opętańcze psalmy, a krew setek ofiar spływała po ołtarzu. Rytualny sztylet trzymał w rę człowiek w łachmanach. Tarcza-Kowdło jego pana. Jego dawnym towarzyszom nie dano łaski łatwej śmierci, mieli stać świadkami nadejścia, a ich dusze przez wieczność miały być trawione.
Obudzili się pośród dawnej apatii personelu i byłych pracowników, choć słyszeli podniecone szepty o nadchodzącym ataku na heretyków.
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija |