Jeszcze z rana, przed opadami, druid wyprawił w drogę dwa nieduże ptaki które akurat uznały za stosowne pomóc brodaczowi w zamian za trochę wyjątkowo wonnej padliny. Wydłubane w korze runy - jedne w alfabecie druidów, drugie w języku krasnoludów - ruszyły odpowiednio do Hali Zebrań w Crystalhurst i do posterunku gońców przed murami Kraggodan. Wiadomość była siłą rzeczy ograniczonej długości, ale niosła ważką treść i niezbyt lotny w słowach druid wielokrotnie podpytywał pozostałych - a w szczególności Jace'a - jak to sformułować.
Żelazne Kły napadły Nimarthias, padło Phaendar i Łowcy. Mają dość sił na inwazję, trolle, fey i smoka.
Powstrzymajmy to zanim dojdzie to do nas.
Hannskjald Skałoliz,
- Zaraz tam pójdziesz. Ale najpierw sprawdzimy czy jest tam bezpiecznie - powstrzymał Leszego przed rzuceniem się porozmawiać z konającym drzewem, choć jego samego też rwało żeby zobaczyć co musiało się wydarzyć by takie potężne drzewo musiało ulec zagładzie.
Wypalenisko absolutnie nie wyglądało na naturalne, było zbyt mocno skupione w jednym miejscu, jakby ściółka w ogóle się nie zajęła a wiatr nie zaprószył ognia dookoła. Wiedzieli że tutaj miała być kryjówka Łowców, więc można było założyć że stoczono tutaj walkę.
Niski, gardłowy zaśpiew wtłoczył moc natury w niewielkiego żuka który na chwilę przysiadł na dłoni druida, po czym poleciał w stronę kikutu drzewa i dwóch martwych postaci.
W tym czasie krasnolud spróbował ocenić, jak dawno to się zdarzyło. Czy popiół rozwiał już wiatr, a może wciąż było czuć swąd dymu? Czy na spalonym konarze były już zacieki spływającego kurzu?
- Cholera, w rzeczy samej. Chyba ich tu znaleźli