Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2020, 19:37   #128
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Klaus miał złe przeczucia co do tego dnia. Odpoczynek który otrzymali członkowie Fundacji Anonimowej (podobno nazwę tą nosili oficjalnie już od ponad półtoratygodniowa wedle korespondencji Jonathana z Horyzontem, o ile ktoś oczywiście ktoś raczył rzucić na nią okiem) dobiegał końca. Zwiastunem końca spokoju był dla Klausa była zmiana zachowania ucznia. O ile dotychczas chłopak, poza kilkoma niepokojącym śmiechami i nieśmiałym przebąkiwaniu o lekarstwie, leczeniu i byciu lekarstwem, był raczej normalny, przynajmniej na tym poziomie co słyszący w głowie głosy Klaus, to dziś zmieniło się to.
Cały pokój wymazał krwią. Nie widać było czyja to krew, miernik DNA sugerował raczej krew chłopaka, lecz na jego ciele nie znaleźli ran. Uśmiechał się w ten swój szeroki, upiorny spokój tłumacząc się, iż szukał lekarstwa.
Wtedy też ojciec Iwan wrzucił jego świadomość w otchłań snu. Dominikanin obiecał poświęcić cały dzień na zrozumienie tego co się wydarzyło. I tak dzisiaj został w fundacji, gdyż opiekował się dziewczyną Patricka. Tomas zrobił co mógł, pozostawało tylko czekanie na jej przebudzenie, najpewniej jutrzejszego ranka. Dla pewności jednak trzeba było zostawić przy niej kogoś biegłego w umyśle.
Zatem Klaus miał czas na przygotowania do dzisiejszej akcji. Siłą sprawczą która odebrała mu spokojny wieczór przed jutrzejszą wizytą w szkole i rozmowie z dyrektorem był Fireson, chociaż bardziej precyzyjne byłoby powiedzenie, iż to Mervi. Ostatecznie Fireson stwierdził, iż już kogoś Mervi ma prosić o pomoc, niech będzie to eteryk.
Sprawa wyglądała na poważną, szkoda tylko, iż Adamowi kompletnie odbiło z tego paranoją. Pierwszą wiadomość Mervi otrzymała od niego dwa dni temu. Nawet gdyby miała komputer tridalny, deszyfrowałaby tekst od sześc do dziesięciu godzin, a bez tego, przyśpieszona stacja robocza dała wyniki dopiero dzisiaj po południu.
W wiadomości informował, iż wie gdzie znajdują się dane węzła, książka Mervi (oraz dane wstępnego opracowania) oraz efekty pierwszego dkanu w poszukiwaniu agenta nephandii. Będąc precyzyjnym, Fireson stwierdził, iż wie gdzie znajdują się rzeczy które wiedzą gdzie są owe cenne rzeczy.
Paranoja połączona z czyszczeniem własnych wspomnień to szalone połączenie. Mervi była ciekawa na ile burzowy jegomość przesłuchał Firesona oeaz czy faktycznie cokolwiek z niego wydusił. Wyglądało to tak jakby Adam zamiast trzymać najważniejsze wspomnienia, przechowywał dane do ich rozszyfrowywania.
Cóż, Mervi miała amnezję zanim było to modne.


***


- Wolałbym z nim na spokojnie porozmawiać, bez burdy oraz typowego przechwycenia w celu przesłuchania.
Tomas siedząc na miejscu pasażera podsumował cały swój wywód na temat działań związanych z Opustoszałymi. Patrick zdołał się dowiedzieć, poza tym, iż Tomas nie lubi prowadzić oraz faktem, iż niektóre rejony miasta po zmroku pełne są nieciekawych typów (ciekawe ilu z nich było związanych z któraś stron wampirze konfliktu, nawet bez testów wydawało się Patrickowi, iż jest to słuszna hipoteza), nieco bardziej wartościowych rzeczy. Eutanatos nieco bardziej gadatliwie wyłożył swoje wątpliwości co do pojmania maga przedstawiającego się jako Jony. Tomas uważał, iż Opustoszali wikłają ich we własną, wewnętrzną grę oraz uważał, iż w sprawie zdrajcy burza kłamała. Podobne wątpliwości, nieco lakoniczniej, wyraził przy Jonathanie. Niepełnosprawny hermetyk uważał, iż trzeba pochwycić okazję kiedy ta się nadarza.
Demiurgiem okazji był Eric któtego już Patrick miał okazję spotkać. Irlandczyk nie był świadkiem długiej rozmowy telefonicznej między hermetykiem podczas której narodził się pomysł zorganizowania z nim spotkania – chociaż jak słusznie zauważył Tomas, raczej brzmiało mu to na wystawienie do pojmania.
Miejscem spotkania był ten sam klub w którym Patrick po raz pierwszy natknął się na Jonego i jego pieści. Tym razem poinstruowany bramkarz zaprowadził ich na zaplecze. Minęli gabinet menadżera - był zajęty, siedział tam ktoś nieznany, wydało się to Patrickowi dość ważne. Tomas chyba też zwrócił na to uwagę.
Przyjęto ich w pokoju przeznaczonym chyba do konferencji lub negocjacji. Niewywietrzona woń papierów mieszała się z zapachem starych tapicerek oraz dobrymi perfumami, mękami i żeńskimi. Na kanapie siedział Erik, tam samo groteskowo chudy i żylasty. Ciasno opięte, skórzane spodnia oraz włożona w nie kremowa koszula dopełniały wizerunek bladego stracha na wróble. Jasne blond włosy opadały swobodnie na ramiona dodając dziwnej godności jego rozłożonej na boki, niemal królewskiej postawie pana aktualnej sytuacji.
Od razu nie wstał im na przywitanie. Minęła nim zaorientowali się dlaczego. Spod stolika (która na szczęście zasłaniał całe zajście) wyszedł lekko speszony chłopak w dziewczęcych ubraniach, brunet o długich włosach uplecionych warkocz, lekko umalowany. Dziś nie mia na sobie sukienki, a tylko dżiny i top. Odwrócił wzrok gdy ich ujrzał.
Wtedy dopiero inicjatywę przejął Erik, wstając i witając ich serdecznie, przedstawiając Camillę Tomasowi. Eutanatos pozwolił sobie tylko na lekką wymianę spojrzeć z Patrickiem, lecz nie skomentował tego zajścia.
Zasiedli do stolika czekając na Jonego.


***


Fireson przekazał Mervi koordynaty miejsca oraz zestaw macierzy mających odkodować kolejny łańcuch miejsc na podstawie ogólnego wzorca miejsca. Pytanie brzmiało dlaczego Adam sam się tym nie zajął oraz dlaczego zaznaczył, iż rzecz jest potencjalnie niebezpieczna.
Odpowiedź na drugie pytanie znaleźli w dawnym mieszkaniu Firesona, czy raczej temu co z niego zostało. Wybuch gazu, spalona kamienica, opustoszałe mieszkania i koordynaty wskazujące na cel w postaci sporej wyrwy po wybuchu.
Klaus bez sprzętu wiedział, iż miejsce w dalszym ciągu, w jakiś sposób jest zaminowane. Tylko gdzie, jak, ta rudera na skraju miasta? Mervi miała inne przeczucia, koordynaty się zgadzały, lecz macierze transformacji odbiegały od spodziewanych. Ktoś tutaj intensywnie bawił się strukturą kontinuum przestrzennego.
Plus był taki, iż pobliskie budynki były oficjalnie ewakuowane, nie licząc ćpunów i ogólnej patologii miasta która nie respektowała tego typu nakazów, zatem nie wzbudzali aż takiej sensacji. Zresztą, w tej okolicy, gdzie jakieś sto metrów od spalonej klatki schodowe zaczynał się las, nawet stado łosi nie zrobiłoby na nikim wrażenia.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline