Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2020, 21:13   #112
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Po bardzo przyjemnie spędzonym dniu wolnym, Leilena powróciła z werwą do nauki. Przynajmniej przez kilka dni. Rektorka wydała bowiem zgodę na uczestnictwo w badawczej wyprawie Rere dla Lei, Umbero i Aldena. Dzika czarodziejka zorganizowała już swoich pomocników: tragarzy, kucharkę a nawet medyka, choć niezmiennie zapewniała, że nie ma żadnego ryzyka w jej ekspedycji.
Para awanturników postanowiła na wszelki wypadek przygotować się jak na wyprawę wojenną, a przynajmniej Leilena miała takie wrażenie. Ich ciężkie plecaki i sakwy przy pasach musiały mieścić chyba tyle rzeczy, ile dziewczyna w ogóle posiadała w swoim pokoju. Meleghost przygotował dla każdego ucznia dwie leczące mikstury oraz fiolkę magicznego antidotum, która rzekoma neutralizowała niemal wszystkie trucizny; Theoduin podarował kilka zwojów z ochronną magią a lady Aurora sypnęła z uczelnianej kiesy złotem na nieprzewidziane wydatki.
Trójka młodych tantrystów, wyekwipowana i wyściskana przez przyjaciół, którzy żegnali ich przy bramie, udała się do centrum miasta, gdzie zebrała się już mała karawana. Fourtail była dobrze sytuowana, ale nie aż tak by pozwolić sobie na jeden ze słynnych, halruaańskich, powietrznych statków. Dlatego karawana składała się z trzech zwykłych wozów, które przez portal miały przejechać do małej mieściny Maeruhal, o której panna Mongle wiedziała tylko tyle, że założyli ją górnicy wydobywający złoto we wschodnim masywie Muru, łańcuchu górskim otaczającym kraj. Rere nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wykazała się jakąś ekstrawagancją. Tym razem był to czarny jak smoła wierzchowiec, z którego czoła wyrastał kręcony, wyglądający na ostry róg. Rumak był piękny, ale na tyle, na ile dziewczyna słuchałą wykładów Danillo, jednorożce były białej maści i nie opuszczały swoich kniei.


Alder i Umbero zwracali jednak uwagę na inne rzeczy.
- Strasznie mało tu kobiet - westchnął blondwłosy. Uczestnikami karawany byli bowiem niemal wyłącznie mężczyźni - ludzie i dwójka krasnoludów. Wśród najętych przez Fourtail pomocników płeć piękną reprezentowała tylko krągła kucharka i jeszcze jedna młoda kobieta, której funkcji Lei nie znała.
- Lepiej, żeby po drodze było sporo zamtuzów - przytaknął szatyn. - Inaczej nasz biedny rudzielec nie wyjdzie z naszych namiotów - przy tych słowach szturchnął koleżeńsko Leilenę w ramię.
- A co innego robić po drodze? - odparowała Lei, wzruszając ramionami. - Te krasnoludy wyglądają na długodystansowców, może się z nimi zapoznam? - mieszkanie w Akademii tantrystów i bycie jednocześnie panną Mongle zupełnie uodparniało na zawstydzenie. Nie wzięła wielu rzeczy, jedynie najpotrzebniejsze drobnostki i kilka ubrań, samych lekkich. Na drogę ubrała swoją zieloną tunikę, nie chcąc od razu siać zgorszenia. W niej odsłaniała tylko całe nogi. Pierścień od niepogody miała na palcu, laska zaklęta w bransoletę spoczywała na przedramieniu. To były jedyne “artefakty” mogące służyć poszukiwaczowi przygód. Kto wie, może się jej spodoba i na takie wyprawy będzie ruszała częściej?
- Jak lubią pić, to idę w twoje ślady - zaśmiał się Umbero.
Pani organizatorka jako jedyna spóźniła się na umówioną godzinę, czego Lei w gruncie rzeczy się spodziewała. Widać jednak było, że miała istotny ku temu powód - przebrała się!


Czarna, gruba suknia z motywem piór była wielkim kontrastem w stosunku do odważnego kostiumu, w którym dziewczyna zwyczajowo ją widziała. I czego nie omieszkał skomentować Umbero.
- Czy ty przypadkiem nie wspominałaś, że ona chodzi praktycznie z cyckami na wierzchu? - szepnął. - Nawet sobie nie pooglądam nic w trakcie tej wyprawy.
- Może cyckami świeci tylko u siebie w domu? - Lei zastanowiła się na głos. - Dla mnie jej ekscentryczność przekreśla seksualność. O ile podniecenie w niej nie wzrośnie na tyle, że zapomina o swoich eksperymentach i artefaktach. Gdybyś miał coś dla niej interesującego wymagającego rozebrania się to na pewno od razu zrzuciłaby ciuszki - zachichotała rudowłosa.
- O, na pewno to zapamiętam.
Rere powitała wszystkich zebranych i jakby nigdy nic oznajmiła, że czas ruszać. Wykorzystanie kręgu teleportacyjnego poszło sprawnie i w niecałą godzinę cała grupa była już w zupełnej innej części Halruaa.

Maeruhal było małą mieściną, szczególnie, gdy jak panna Mongle, widziało się Caliport. Ułożona na zielonych wzgórzach osada była niemal przytłoczona przez góry do których było może trochę ponad milę drogi. To, czego w Calimporcie jednak nie było, to podniebne statki. Aż dwa takie przycumowane były przy największych domach w osadzie, bez wątpienia należących do członków Starszyzny magów.


Zgodnie z tym, co wyjaśniła Fourtail, był to ostatni cywilizowany przystanek na ich drodze. Dalsza wyprawa przebiegać miała wzdłuż północnego dopływu jeziora Maeru. Tym samym była to ostatnia szansa na zakup dodatkowych zapasów, które mogły na miejscu być tańsze niż w stolicy.
- Chcesz pozwiedzać? - zagadnął Umbero. - Czy od razu idziesz z krasnoludami do tawerny na piwo i bara-bara?
- Chętnie zobaczę nowe miejsce, odkryłam, że lubię je poznawać - przyznała, przypominając sobie Wrota Baldura. - Potem poznam resztę grupy. Warto wiedzieć z kim się podróżuje.
Zwiedzanie nie trwało za długo, bo i po prawdzie nie było czego zwiedzać. Prócz zwykłych chat, w miasteczku znajdowały się dwie krasnoludzkie gildie najemnicze, które pomagały w wydobyciu złota. Z tego powodu znacząca część mijanej na uliczkach populacji była szeroka w barach i sięgała dziewczynie do brody. Duże posesje lokalnych wielmoży (nazywających się Pulgro i Errowd, o czym gadatliwa i towarzyska Lei dowiedziała się bardzo szybko) swoją magiczną architekturą z różowego koralowca mocno kontrastowały z raczej prostymi budowlami dookoła. W temacie rozrywki królowała Pijana Wiwerna, lokalna tawerna i szulernia w jednym. Miejscowi nie należeli jednak ani trochę do ponuraków, bo uliczki rozbrzmiewały muzyką zaskakująco licznych grajków, a na skrzyżowaniach swymi wdziękami kusiły kobiety, które niemal na pewno nie były tantrystkami. To ten ostatni widok sprawił, że kompani Leileny spojrzeli po sobie porozumiewawczo i zwrócili się do koleżanki.
- Idź przodem do tawerny. Dołączymy do ciebie później.
Dziewczyna zachichotała, kręcąc głową. Po co płacić za coś takiego jak seks? Przecież ktoś taki jak oni mógł kochanków zdobyć na setki sposobów. A może to tylko przekonanie Leileny? Dziarsko ruszyła do karczmy, chcąc się po trochu zapoznać z każdym. Nawet wypić z krasnoludami. Bo dlaczego nie, w końcu w pobliżu nie było ani nauczycieli, ani rodziców!
W Pijanej Wiwernie było bardzo gwarno i nastolatka pewnie szybko by się pogubiła, gdyby ponad ciżbę nie uniosła się gruba, okryta ćwiekowanym karwaszem ręka, zachęcająco do niej machając.
Przy stole siedziała brodata dwójka najemników. Ten, który przed chwilą machał pykał sobie z fajki. Mongle nie znała wielu krasnali, ale ten wydawał się być jeszcze młody. Przynajmniej wnioskując z długości brody.


Jego rudy towarzysz zmuszony był bowiem swoją zatykać za pas, a zapuszczenie czegoś takiego musiało przecież zająć dekady, prawda?


- Napijesz się z nami panienko? - zapytał ten starszy, klepiąc zachęcająco zydel. - Stawiam piwo.
- Piwo? Nowi ci z kopalni wyszły, ale łeb został - fuknął zaraz młodszy. - Toć to młoda dama, takie wino piją i to w dodatku z wodą - wyjaśnił. - Na mój koszt, kielich czego sobie wybierzesz - zaoferował, prawie zagłuszając przy tym utyskiwanie kompana.
- Woda, tfu! Przecież do tego ryby szczają.
- Nie tylko ryby, jeśli mamy być dokładni. Mi się też kiedyś zdarzyło. Napiję się tego co wy, na dobry początek wspaniałej znajomości! - błysnęła zębami, jak zawsze absolutnie nie skrępowana. Usiadła tuż obok młodszego. - Nie mieliśmy się jeszcze czasu odpowiednio poznać. Mam na imię Leilena - wyciągnęła dłoń na powitanie, która szybko została ujęta w pewnym, ale nie za mocnym uścisku.
- A ja jestem Barig - przedstawił się blondyn. - A mój bardziej doświadczony towarzysz nazywa się Kirrick.
- Już ty się tak nie odmładzaj. Masz sześćdziesiąt lat, dla niej jesteś już dziadkiem - odciął się drugi, usiłując zwrócić na siebie uwagę obsługi.
- Nie nazywam tego wiekiem, a doświadczeniem - roześmiała się dziewczyna. - Jak mnie upijecie to chociaż będziecie wiedzieć jak to wykorzystać. Od dawna znacie panią Rere?
- Będzie ze trzy lata - odpowiedział Kirrick, łapiąc za ramię przechodzącego karczemnego i zamawiając dla nastolatki kufel.
- Płaci dobrze, robota ciekawa. A już na pewno lepsza niż pilnowanie bramy jakiemuś czarodziejowi - zgodził się blondyn. - A ty? Wcześniej cię nie widziałem.
- Nie jestem jeszcze doświadczoną poszukiwaczką przygód. Dopiero się uczę, a panią Rere poznałam kilka miesięcy temu - odpowiedziała dziewczyna. - Kiedy zaproponowała mi doświadczalne badania magicznego artefaktu - roześmiała się.
- O nie, to nie na mój łeb - starszy pokręcił przecząco głową. - Ja jestem od machania mieczem i dźwigania. Badać to se mogą kapłani.
- Wybacz mojemu prostodusznemu przyjacielowi. Taki już jest - młodszy zaciągnął się fajkowym zielem. - Choć ja na tej całej magii też się znam jak świnia na gwiazdach - wyznał.
Kufel pieniącego się, złotego trunku został przyniesiony do stolika całkiem szybko, a Kirrick zgodnie z obietnicą uregulował należność.
- Wiecie, w tym przypadku polegało to na wsadzaniu artefaktu w moją cipkę - powiedziała poważnie, celowo prowokując i zastanawiając się ile mogą znieść. - Pewne eksperymenty najwyraźniej nie są bardzo skomplikowane.
Uniosła kufel dwoma rękoma i upiła spory łyk, smakując niezbyt często pitego - delikatnie mówiąc - trunku.
Krasnoludy początkowo zdębiały, ale Barig nagle wybuchł gromkim śmiechem i klepnął dziewczynę w plecy, najwyraźniej uznając jej słowa za żart.
- A mogą sobie te czarodziejki wsadzać co chcą, gdzie chcą, byle się złoto zgadzało.
Rudowłosa mało się nie zakrztusiła, właśnie testując piwo. Przełknęła, zapominając o tej krasnoludzkiej gwałtowności.
- Tak, złoto się zgadzało. Z niego był ten magiczny fallus zrobiony.
- Czego to wy ludzie nie wymyślicie? - parsknął rudobrody, od razu wywołując reakcję u młodszego kolegi.
- Skąd wiesz, że to był ludzki wynalazek? Moja ciotka zawsze lubiła złoto do przesady. Kto ją tam wie, co w kuźni sobie wykuwała po godzinach?
- Fuu, nie chcę sobie tego wyobrażać!
- Był całkiem spory, może to odcięte przyrodzenie jakiegoś króla, obleczone złotem? - zasugerowała Lei, wcale nie wyobrażająca sobie tego w negatywnym świetle.
- To się chłopina musi nudzić w zaświatach - roześmiał się krótkobrody i pociągnął solidny łyk piwa.
- Zrywa dorodne jabłka z niebiańskich jabłoni - parsknęła dziewczyna, także biorąc łyk. - Dobrze, że ja jestem tak niegrzeczna, że na pewno tam nie trafię. Znacie pozostałych członków tej wyprawy? Oprócz tych dwóch co mi towarzyszą i Rere ma się rozumieć.
- No, jest Zoe. Zajmuje się tymi przeklętymi końmi. Nie wiem co ona widzi w tych tępych bestiach - Kirrick pokręcił w zadziwieniu głową, marszcząc krzaczaste brwi.
- Nerissa zawiaduje garnkami ze swoim bratankiem, Elamem - dodał blondyn. - Królewskie żarło to nie jest, ale pichci tłusto i dużo, czyli tak jak lubię. I to w sumie tyle. Reszta to ciury obozowe, przynajmniej nie trzeba będzie samemu namiotu rozkładać.
- Lepiej gadaj takie rzeczy cicho, albo twój namiot rozłożą na mrowisku.
Kiedy mówili, Lei rozglądała się po karczmie i popijała trunek. Szybko zaczynało się jej kręcić w głowie, ale starała się odnaleźć wzrokiem też pozostałych członków wyprawy, aby im się chociaż przedstawić. Może też przy okazji znajdzie się ktoś, komu można będzie wskoczyć do łóżka, krasnoludy były zabawne, ale trochę grubiańskie. Musiała do tego więcej wypić lub wpaść w specyficzny nastrój.
Ponieważ reszta ekipy była mniej charakterystyczna od bezpośrednich, brodatych najemników, wyłapanie ich w ciżbie nie było aż takie łatwe. Dla towarzyskiej Leileny takie wyzwanie nie było jednak straszne i chodząc ze swym kuflem od stolika do stolika zapoznała się jeszcze z paroma tragarzami. Różnili się wiekiem i urodą, ale wszyscy byli prostymi ludźmi z niskiej kasty, korzystającymi z ostatniej okazji do wypicia i sprawdzenia swego szczęścia w grze w kości albo karty. Wyprawa bowiem równie dobrze mogła zająć trzy dni co cały dekadzień.
W Pijanej Wiwernie brakowało pozostałych dwóch kobiet, o których wspominały krasnoludy - Zoe i Nerissy. Mongle dowiedziała się jednak, że ta pierwsza jest w stajni, a druga pewnie dokupuje przyprawy na miejscowym targu. Z braku innych zajęć, albo z czystej determinacji, rudowłosa postanowiła dotrzeć przynajmniej do tej w stajni, uprzednio opróżniwszy kufel z piwem i cmokając w usta tego z krasnoludów, który za niego wcześniej zapłacił. Czknęła i z chichotem opuściła tawernę.

 
Zapatashura jest offline